-Jak to kurtka Justina?!-krzyknęła mam wstając z kanapy.
Roztrzęsiona nie wiedziałam co powiedzieć.Uh,Justin pali takie papierosy.Chwileczkę,wspominałam w ogóle że Justin pali?No to tak,pali.Nie jest nałogowym palaczem ale jara.
-Ashley możesz powiedzieć mi co tu się do cholery dzieje?-powiedziała próbując zachować powagę co jej nie wychodziło.
-Justin?Jaki Justin?-wtrącił policjant.,
-To chł...
Szybko zatkałam mamie usta dłonią zanim dokończyła to zdanie.
-Przepraszam na chwileczkę.-powiedziałam do dwóch mężczyzn i zaciągnęłam mamę do kuchni.
-Oszalałaś?!-powiedziałam szeptem.
-Ja?To twój chłopak okradł rodziców jego dziewczyny!
-Nie ważne!Nie możesz go wkopać,pójdzie do więzienia!
-I słusznie!Okradł drogocenne rzeczy!
-On wszystko odda!Ale daj mi czas...
Mama oparła łokcie o blat i schowała pomiędzy nimi głowę.Przytuliłam ją i nie wiem czemu zaczęłam płakać.
-Mamo błagam!On nie może mnie zostawić!
-Ma czas do końca tygodnia.Jest poniedziałek.Jeśli to niedzieli wszystko nie zostanie zwrócone zgłaszam to na policję.-wyszeptała wściekła.
Nie było czasu do stracenia.Przeprosiłam panów i od razu po tym jak wyszłam z domu zadzwoniłam do Justina.
-Halo?-usłyszałam zaspany głos po drugiej stronie.
-Justin,musimy się spotkać,teraz.
-Co?-czułam że właśnie się przeciąga.-Co jest?
-To nie rozmowa na telefon.Przyjdź do mnie.Ja zaraz będę w domu.
-Dobra
Nie czekałam na nic więcej tylko od razu szybko poszłam do domu.Szłam pośpiesznym krokiem.Wreszcie złapałam za klamkę dużych,brązowych drzwi.Zamknięte?Nie ma Van?Wyjęłam z kieszeni klucze i otworzyłam drzwi.Usiadłam na kanapie i schowałam twarz w dłoniach.Nie musiałam długo czekać bo zaraz do domu wpadł Justin.
-Cześć
-Hej,siadaj.
-Co się do kurwy nędzy stało że jesteś taka roztrzęsiona?-krzyknął prawie że i szybko objął mnie ramieniem.
-Puść mnie.-powiedziałam i zwaliłam jego ramię z mojego.
-O co ci chodzi?
-Okradłeś moich rodziców!
-Co?-zaczął się śmiać.
-Justin to nie jest śmieszne!
-Jest!Skąd ci się to wzięło dziewczyno?
-Dom moich rodziców został okradziony,biżuteria,pieniądze...zgadnij kogo kurtkę znaleziono w nim.-powiedziałam.-Twoją.
-Moją?Jaką?
-Czarną,skórzaną,z twoimi papierosami!
-To n i e m o ż l i w e cziasz?Na chuj mi biżuteria twojej mamy?
-No nie wiem...żeby ją sprzedać!
-Mam dużo hajsu nie muszę kraść
-Justin masz tydzień na oddanie wszystkiego moja mama inaczej zgłasza sprawę na policję...
-Co mam jej oddać skoro nic jej nie zabrałem?!
-Boże Justin przyznaj się jak nie chcesz iść do więzienia albo mieć problemów z policją!
Chłopak zaśmiał się ironicznie.
-Jak mi nie wierzysz to już twój problem.
-Jak mam ci wierzyć skoro mnie okłamujesz!
-Mówię ci prawdę!
-Skoro jesteśmy razem to chyba powinieneś być ze mną szczery!
-A ty powinnaś mi ufać!Ale skoro mi nie wierzysz i mnie osądzasz za pieprzoną kradzież to chyba nie ma dla nas przyszłości.
-Czyli?-wyrzuciłam ręce w powietrze
-Czyli koniec z nami-powiedział i wyszedł z domu trzaskając za sobą drzwiami.
Siedziałam jak wryta.Świetnie.Nie mam chłopaka,nie mam zaufania mamy,nie mam już nic.Wiem,na pewno się pogodzimy...ale on się chyba naprawdę na mnie wkurzył.
*Według Justina*
Trzasnąłem drzwiami i wyszedłem z domu.O co tu w ogóle chodzi?Wiedziałem że tak będzie i ten rzekomy "związek" długo nie pociągnie.Żałuję tylko że byłem takim idiotą i nabrałem się na tą zasraną miłość czy jak to gówno się nazywa.Nie ma miłości.Nie ma wspaniałych księżniczek.Są dziwki.Wystarczy mi to.Wsiadłem do auta i odpaliłem silnik.Zastanowiłem się chwilę gdzie mogę pojechać,ponieważ nic nie przyszło mi na myśl pojechałem przed siebie.Coraz mocniej zaciskając ręce na kierownicy nie mogłem powstrzymać emocji i cholernego zdenerwowania.Jechałem wymijając wszystkie auta.Wjechałem na ulicę którą skądś już znałem.Znałem i to dobrze.To tu potrąciłem tą kobietę.Potrząsnąłem głową aby wyrzucić wszystkie złe myśli które przechodziły przez mój mózg.Postanowiłem pojechać do domu.Po paru minutach jazdy zaparkowałem przed domem i wysiadłem po czym wszedłem do środka.Pustka.W sumie jak inaczej?Walnąłem się na łóżko i postanowiłem iść spać.
*3 dni później*
*Według Ashley*
Justin się nie odzywa.Ja jestem chora.Vanessa cały czas jest zajęta.Sprawa z kradzieżą nie wyjaśniona.Gorzej być już chyba nie może.Leże od trzech dni w domu,boję się o Justina i zaczynam wątpić że się pogodzimy.Spojrzałam na zegarek.13:07.Idę do sklepu po herbatę.Zarzuciłam na siebie grubą bluzę i wsunęłam adidasy po czym wrzuciłam do kieszeni pieniądze i wyszłam.Do sklepu miałam 5 minut drogi.Szłam dość szybkim krokiem.Właśnie miałam przechodzić przez pasy kiedy jakiś samochód dosłownie niecały metr ode mnie zatrzymał się.Gwałtownie odskoczyłam na bok.Spojrzałam na kierowcę a moje serce stanęło...kto?Justin z jakąś panną.W oczach zebrały mi się łzy,szybko wbiegłam do sklepu i chowając się za regał zaczęłam płakać.To koniec.Koniec ze mną i z Justinem.Koniec wspaniałego,szalonego życia.Nie miałam ochoty na nic.Zapłakana wzięłam z półki herbatę i poszłam do kasy.Nagle ujrzałam młodego,przystojnego sprzedawcę.Uśmiechnął się do mnie.
-Wiesz...mogę dorzucić ci paczkę chusteczek gratis.-uśmiechnął się troskliwie i pokazał mi paczkę chusteczek.
-Poproszę.-pociągnęłam nosem i lekko,prawie niezauważalnie się uśmiechnęłam.
-9.28
Podałam mu pieniądze i chwytając za "ucho" reklamówki wyszłam ze sklepu.Szybko znalazłam się w domu.Usiadłam na kanapę i wzięłam ze stolika mojego iPhona.Weszłam w galerię która była przepełniona zdjęciami Justina i moich razem z nim.Nasze zdjęcia z Cody'm,z Vanessą...zdjęcie śpiącego Justina...zaczęłam coraz bardziej płakać uświadamiając sobie że ktoś komu oddałam moje serce tak po prostu mnie zostawił.To było za wiele.Dość.Ponownie się ubrałam i wybiegłam z domu.Biegłam przed siebie.Nie byle gdzie,w miejsce którego potrzebowałam.Kiedy byliśmy z Justinem na spacerze Justin pokazał mi je.To tak jakby góra.Stoi tam ławka.Jest dość stromo bo widać widoki Los Angeles.Kiedy się tam doczłapałam,usiadłam na ławkę i zaczęłam głośno płakać.Nigdy nie byłam tak załamana.Przez te 19 lat mojego życia nigdy nie myślałam o samobójstwie aż do teraz.To wszystko po prostu straciło sens.Podeszłam do brzegu i zamknęłam oczy,chciałam poczuć dłonie Justina na mojej talii,jego usta na mojej szyi i usłyszeć jego głos.Przypomniałam sobie to.Te wszystkie wspomnienia...Otworzyłam oczy i podeszłam bliżej krawędzi.Spojrzałam na miasto.Miasto w którym teraz mój sens życia pewnie pieprzy się z jakąś laską.Z zamyśleń wyrwał mnie zachrypnięty głos.
-Ashley...
Odwróciłam się.Ręce zaczęły mi się trząść,usta drżeć,serce walić 100 razy mocniej...Tak,to Justin.
-J-Justin...-wyjąkałam.
-Skarbie...
Kiedy poczułam że duża ilość łez spływa mi po policzkach bez myślenia rzuciłam się Justinowi w ramiona i wybuchłam ponownie płaczem.
-Kochanie...przepraszam...kurwa nigdy sobie tego nie wybaczę...-powiedział i mocno,cholernie mocno mnie przytulił.
-Doprowadziłem cię do stanu w którym nigdy nie chciałem cię zobaczyć.Przestraszoną,załamaną,płaczącą...przepraszam...
Nic nie powiedziałam,nie umiałam wydobyć z siebie żadnego słowa.
-Kocham cię...kocham cię i zawsze będę...kiedy wtedy zobaczyłem cię zapłakaną idącą do sklepu...bezbronną...poczułem że nie mogę cię stracić...że jesteś dla mnie wszystkim...
-P-przep-praszam...-wyjąkałam ledwo co.
-Ashley nie mów tak to moja wina.Już nigdy cię nie zostawię.-powiedział wolno spokojnym głosem.
No i kolejny cudowny rozdział ♥ *o*
OdpowiedzUsuńOmB, kocham Twojego Bloga :*
Czekam na następny :*
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny ? wczoraj przeczytałam to całe ff i jest zajebiste szkoda że tak długo nie ma kolejnego ale co tam na takie opowiadanie warto czekać c:
OdpowiedzUsuńkocham i nie moge sie doczekac nn :)
OdpowiedzUsuń