Nie wiedziałam co robić,kompletnie,to wszystko było jak scena z jakiegoś filmu.Moje usta drżały a ręce trzęsły się.To na pewno tylko głupi żart-próbowałam sobie wmówić.
-Co to ma być?-rzucił Justin.
Nic nie odpowiedziałam.
-Kurwa Ashley możesz mi odpowiedzieć?
-Nie wiem!-krzyknęłam.
-Co się stało?!-powiedział wyrzucając ręce w powietrze.
-Siedziałam w salonie,aż nagle ktoś zaczął walić do drzwi!Chwilę później ty przyjechałeś...
-Dobra,co robimy?
-Dzwonię na policję-powiedziałam bez zastanowienia i odwróciłam się żeby iść po telefon.
Justin złapał mnie mocno za rękę.
-Nie.
-Co nie?Justin,ktoś mi grozi,wali do drzwi,wsuwa kartki,najprawdopodobniej chce mnie zabić a ja mam udawać że nic się nie stało?!
-Na pewno nie zadzwonisz po psiarnię,znajdę tą osobę i ją zajebię,rozumiesz?
-Ciekawe jak ją znajdziesz...-prychnęłam.
-Tym się akurat nie martw.Idź do pokoju a ja wytrę drzwi i zaraz do ciebie przyjdę.
Kiwnęłam głową.
-Poczekaj,dam ci papier
-Idź.-powiedział oglądając napis na drzwiach.
Udałam się do swojego pokoju.Otworzyłam drzwi i zobaczyłam totalny burdel.Wytrzeszczyłam oczy i przyłożyłam dłoń do ust.Po chwili wbiegłam do środka i rozejrzałam się.Zbite ramki ze zdjęciami,porozwalane ubrania,wszystko powywalane z szuflady.Na środku pokoju leżała następna kartka.Bez zastanowienia podniosłam ją."Twój chłoptaś ma rację,policja nic ci nie pomoże."Odwróciłam gwałtownie kartkę."PS.Masz uroczy pokoik kurwo." Wybiegłam z krzykiem z pokoju i pobiegłam do Justina który szorował drzwi i rzuciłam się mu w ramiona po chwili wybuchając płaczem.
-Co?!-krzyknął.
Wsunęłam mu do ręki kartkę a on nie odrywając się ode mnie,zaczął czytać treść.Po przeczytaniu napisu z obu stron,zgniótł ją w kulkę i rzucił za siebie.
-Nie płacz...On...czy tam ona,nic ci nie zrobią.
-Nie?!A jak wytłumaczysz to że ktoś włamał się do domu?To nic poważnego?Jak ja mam spokojnie spać?
-Wyluzuj,ubieraj buty,jedziemy do mnie.
-Żartujesz?A co z Vanessą?
-Z tego co wiem to ktoś grozi tobie a nie jej,więc nie widzę powodu dla którego miało by być tu niebezpiecznie.
Nagle do domu wpadła moja zdyszana przyjaciółka.
-O wilku mowa.-powiedział Justin.
-Co...c-co się stało?!-wydyszała opierając się o drzwi.
-Ktoś wkradł się do domu-odpowiedziałam.
-Co?!-krzyknęła.
-Najpierw walił do drzwi,potem wsunął kartkę,potem pomazał drzwi szminką,a na koniec był w moim pokoju i zrobił tam...zostawiając kolejną kartkę.
Dziewczyna odwróciła się.Kiedy jej wzrok napotkał leżącą na trawniku kulkę papieru,podniosła ją i odwinęła.
-Dzwoniłaś na policję?!
-Nie.-wtrącił Justin.
-To na co czekasz?!
-Chcesz więcej problemów?-splunął.
-Oh,no tak,Justinek znów będzie mógł wykazać się swoją odwagą,pomożesz tak,jak nie dawno Ash kiedy ją zostawiłeś!
Chłopak odsunął się ode mnie i zbliżył się do Van.
-Posłuchaj,stul pysk albo zrobię z tobą to co osobie która podrzuca wszędzie ten jebany papier.
-Ale się ciebie boję-prychnęła.
-Chyba powinnaś-podszedł jeszcze bliżej jej.
-Justin przestań!-krzyknęłam szarpiąc go za ramię.-Jesteście normalni?!
-Powiedz to temu egoiście-powiedziała dziewczyna.
-Wolę być egoistą niż zdradliwą suką-odpowiedział
Spojrzałam na nich oboje.Wsunęłam na nogi botki i sięgnęłam po kurtkę po czym wyszłam szybko z domu.
-Ashley gdzie ty idziesz?!-krzyknęła za mną Van.
-Jak najdalej od was.
-Gratuluję idioto.-powiedziała do blondyna po czym udała się za mną.
*Według Justina*
-Gratuluję idioto.-powiedziała dziewczyna i za chwilę wyszła z domu.
Ta suka mnie denerwuje.Co mam robić?Wywróciłem oczami i udałem się za nimi.Przyśpieszyłem trochę tempa.Ashley szła pierwsza,parę metrów za nią ta suka,a ja za nimi.
-Ash,czekaj-powiedziałem wywracając oczami.
Dziewczyna mnie zignorowała.Nie wiem o co jej chodzi.Nie wiem dlaczego dziewczyny zawsze muszą robić sceny i walić focha.Nagle ktoś wybiegł z lasu po lewej stronie i szarpnął dziewczynę biegnąc z nią przed siebie że aż się za nim kurzyło.Po tym jak usłyszałem jej pisk,a za chwilę jej przyjaciółki,zdałem sobie sprawę co się kurwa stało.Bez zastanowienia zacząłem biec przed siebie najszybciej jak mogłem.Pomimo tego że biegłem cholernie szybko nie mogłem dogonić tego skurwysyna.
-Stój chuju!-krzyknąłem nie zatrzymując się i biegnąc jeszcze szybciej.
-Justin szybciej!-krzyknęła Vanessa biegnąc kilkanaście metrów za mną.
Koleś przerzucił sobie dziewczynę przez ramię i chyba kurwa ścierka którą przyłożył jej do ust była pryskana bo Ashley miała zamknięte oczy i nawet nie próbowała wydawać z siebie żadnego dźwięku.Facet skręcił w ciemną uliczkę na budynkami.Zatrzymałem się i ruszyłem za nim.Nagle skręcił w następną a potem kiedy wybiegłem zza kolejnej,nie wiedziałem w którą z nią pobiegł.Było cholernie ciemno,wręcz czarno,więc znalezienie go,i zresztą czegokolwiek innego nie było łatwe.Nie wiedziałem gdzie teraz jest.Skręciłem w prawo i biegłem przed siebie.Okazało się że nie mogłem wybiec na ulicę bo stał tam dość wysoki płot.Usłyszałem pisk opon i zauważyłem tego skurwiela wrzucającego Ashley na tylne siedzenie samochodu.Za chwilę on także wsiadł do środka a auto już pędziło przed siebie.Nie miałem czasu żeby się wracać,zacząłem wspinać się po płocie na górę,przerzuciłem obie nogi na drugą stronę i zeskoczyłem na dół.Szybko się podniosłem i zacząłem biec w stronę w którą pojechał samochód.Za chuj go nie do gonie.Na moje szczęście ujrzałem gościa wysiadającego z auta.Bez zastanowienia popchnąłem go i wyrwałem mu z ręki kluczyki wsiadając do środka.Odpaliłem silnik i dodając gazu zacząłem jechać za samochodem.Ten nagle skręcił w prawo,tym razem nie dając się oszukać,ruszyłem za nim.Nagle tylne drzwi do samochodu otworzyły się a koleś najzwyczajniej w świecie wypchnął Ashley na ulicę nie zwalniając nawet tempa.
-Kurwa mać-powiedziałem głośno i ostro zahamowałem.
Szybko wybiegłem z auta i podbiegłem do leżącej na ulicy dziewczyny i podniosłem ją.
-Ashley odezwij się!-krzyknąłem.
Dziewczyna nawet nie otworzyła oczu.
-Kurwa Ash proszę cię powiedz coś!-powtórzyłem.
Szybko wyciągnąłem z kieszeni telefon i zadzwoniłem po karetkę.Po jakiś niecałych pięciu minutach usłyszałem i ujrzałem jadzący na sygnale samochód.Zatrzymał się nie daleko nas i po chwili wysiadło z niego dwóch lekarzy czy Bóg wie kogo.Od razu położyli ją na łoże czy jak to tam się nazywa.Inny facet poszedł do mnie i zaczął wypytywać co się stało.
-Jest pan rodziną?-zapytał szybko.
-Nie...yy,to znaczy tak jestem-rzuciłem.
Idiota ze mnie.
-Yhm-mruknął koleś i wskoczył do karetki.-Niestety musi pan dojechać sam jeśli pan chce.
Co za skurwiel.Chyba sobie jaja robi.Szybko ujrzałem odjeżdżającą karetkę.Wsiadłem do samochodu którym jechałem wcześniej i ruszyłem do szpitala.Wyciągnąłem telefon i spojrzałem na ekran.Dwadzieścia nieodebranych wiadomości od Vanessy.Oddzwoniłem do niej.
-Jedź do szpitala.-rzuciłem kiedy usłyszałem zdenerwowaną dziewczynę.
-Co?!-odpowiedziała.
-Jedź do szpitala mówię i siedź tam!-krzyknąłem i się rozłączyłem.
Kiedy dojechałem na miejsce,wysiadłem z auta i wszedłem do dużego budynku.Szybko podszedłem do kobiety na recepcji.
-W której sali leży?-zapytałem zdenerwowany.
-Kto?-odpowiedziała.
-Dziewczyna,przed chwilą zabrała ją karetka,w której leży sali?!-nie wytrzymywałem ze zdenerwowania.
-Proszę nie krzyczeć.Jest pan rodziną?
-Nie,to moja dziewczyna
-W takim razie zobaczy pan się z nią później.
-Nie później tylko teraz!-krzyknąłem i kopnąłem w krzesło obok.
-Proszę pana proszę się uspokoić bo wezwę ochronę!
Zacisnąłem mocno szczękę i pięści i udałem się przed siebie.Usiadłem na krześle i schowałem głowę w kolanach.
*Godzinę później*
-Kurwa mać ile można!-krzyknąłem nie wiem sam do kogo wstając z tego cholernego,twardego pod dupia.
Nagle z sali wyszedł lekarz.
-Gdzie leży Ashley Storling?-zapytałem szybko biegnąc za nim.
-Kim pan jest?-zapytał nie spoglądając nawet na mnie.
-Chłopakiem
-Dobrze,proszę za mną muszę z panem porozmawiać.
Kurwa.
Szedłem za nim i czekałem gdzie się zatrzyma.Nagle weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia.
-Proszę usiąść.-powiedział spokojnie.
Oblizałem wargi po czym głęboko odetchnąłem i wykonałem polecenie.
-Rany są dość poważne.Wypadek nie był lekki.
No co ty nie powiesz chuju.
-A dokładniej?Co jej jest?-rzuciłem.
-Mogło dojść nawet do wstrząsu mózgu.
-Słucham?!-powiedziałem i wstałem z krzesła.
-Pana dziewczyna jest teraz w śpiączce.Może pan iść do domu.-powiedział.
Lekarz wstał z miejsca i udał się do wyjścia czekając aż zrobię to samo.
-Mogę...ją zobaczyć?-zapytałem gryząc nerwowo dolną wargę.
-Może pan.
Wstałem ze swojego miejsca i udałem się za mężczyzną.Szliśmy tym długim,cholernym korytarzem i wydawało mi się że trwa to wieczność.
-To tutaj.-powiedział po czym otworzył drzwi do sali.
Wszedłem do środka i ujrzałem Ashley.Leżała nieruchomo na łóżku.Nie ważne że była w szpitalu,że była w śpiączce,że była po wypadku.Wyglądała
idealnie.Podszedłem do łóżka i usiadłem na jego skraju.Wziąłem w dłonie jej rękę i złożyłem na niej pocałunek.
-Kocham cię-szepnąłem i odłożyłem jej rękę w to samo miejsce w którym leżała.
-Justin-usłyszałem po czym szybko odwróciłem się za siebie.
To mama Ash.Otworzyłem usta ,żeby coś powiedzieć ale nie miałem pojęcia co.Zauważyłem że po jej policzkach spływają łzy a po chwili że po prostu zaczyna płakać.Powoli podeszła do mnie i pochyliła się nad córką.
-Kochanie,co ci jest-szepnęła-Dlaczego to się stało..-dodała.
Odwróciłem się ponownie.Zobaczyłem Vanesse pokazującą mi palcem gest abym do niej przyszedł.Wyszedłem z sali bez najmniejszego słowa i delikatnie zamknąłem za sobą drzwi.
-Jak...ona się czuje?-zapytała brunetka.
-Jest w śpiączce.
-No tak...jestem głupia..
-Na reszcie pieprzysz z sensem.-prychnąłem.
-Justin proszę cię przestań!Widzisz co się dzieje?-powiedziała próbując zachować spokój co kompletnie jej nie wychodziło.
Wywróciłem oczami.
-Rozmawiałeś z lekarzem?
Skinąłem delikatnie głową nie spoglądając na nią.Nagle z sali wyszła mama Ashley.
-Jedźcie do domu.Ja tutaj zostanę.-powiedziała.
-Nigdzie nie jadę.-powiedziałem od razu.
-Justin,wiem że się martwisz ale Ashley i tak jest nie przytomna.Jedź do domu i odpocznij.
-Nie jestem zmęczony.
-Dobrze to zostań,ale ty Vanessa chodź,odwiozę cię.Masz jutro szkołę,nie chcę żebyś była nie wyspana.
-Przejdę się-odpowiedziała.
-Przestań,jest późno,chodź.
Dziewczyna rzuciła na mnie ostatnie spojrzenie i udała się za kobietą.Usiadłem na krześle i wbiłem wzrok w podłogę.Jedyne co mogłem robić to czekać.
Po jakiś czasie wróciła mama Ash.Zajęła miejsce obok mnie.
-Justin,byłeś przy tym wypadku?-zapytała nie pewnie.
Kiwnąłem głową nadal patrząc na podłogę.
-Jak to się
dokładnie stało?
-Tak jak opowiadała pani Vanessa.-powiedziałem.
Nie mam ochoty na żadne tłumaczenia,wytłumaczenia czy opowiadania.Chcę być teraz sam i jakoś to uporządkować.
*Godzinę później*
-Niech pani jedzie do domu,już bardzo późno-powiedziałem oblizując suche wargi.
-Dobrze,ale obiecaj że powiadomisz mnie jak tylko czegoś się dowiesz.
-Obiecuję-powiedziałem.
Kobieta wstała z miejsca i zarzuciła na siebie płaszcz po czym udała się do wyjścia.Wstałem z krzesła i ponownie wszedłem do sali.Usiadłem obok dziewczyny i pochyliłem się nad nią żeby złączyć nasze usta.Po chwili położyłem się na skrawku łóżka obok niej i nie wiem jak to się stało ale zasnąłem.
________________________________________________
Obudziły mnie promienie słońca padające na moją twarz.
-Jezu,jeszcze pięć minut.-jęknąłem.
Niestety otworzyłem oczy.Zdałem sobie sprawę że nie jestem u siebie w domu.Ani u Ashley.Chciałem przewrócić się na drugi bok ale spadłem z łóżka.
-Cholera-powiedziałem.
Podniosłem się i szybko przypomniałem sobie że jestem w szpitalu.Usiadłem na łóżku i złapałem się za bolący kark.Spojrzałem na Ashley.
-Kurwa!-krzyknąłem.-Obudziłaś się!-dodałem i szybko ją pocałowałem.
-J-Justin?-próbowała z siebie wykrztusić.
-Jak się czujesz kochanie?-zapytałem podekstytowany.
-Kiepsko..-szepnęła.