czwartek, 25 czerwca 2015

Dziękuję!

Witam!
Weszlam wlasnie na bloga,poniewaz mialam plany powrocic na niego,juz tak definitywnie.No i wchodze a tutaj ponad 20 000 wyswietlen i tyle milych komentarzy!Zawiesilam bloga ze wzgledu na nowa szkole i wiadomo,brak czasu.Pozniej nie mialam przez dlugi czas laptopa.Jestem pod wielkim wrazeniem,dziekuje Wam z calego serca i mam nadzieje ze spotkamy sie przy nastepnym rozdziale:):*! 
PISZCIE W KOMENTARZACH KTO JESZCZE CZYTA!
buziii xxx

Thirty-one.

-Jak to kiepsko?-zapytałem cienkim głosem ciężko przełykając ślinę.
-Czuję się jakbym...przeżyła jakiś wielki wypadek...jakby ktoś się nade mną znęcał przez miesiąc...
-Kochanie,będzie dobrze,zobaczysz-powiedziałem i pocałowałem jej dłoń
-Wybudziłaś się-do sali wpadł lekarz
-Brawo doktorku-powiedziałem-wybudziła się
Facet próbował zachować kamienną twarz,ale wyglądał jak skończony idiota.
-Proszę pana o opuszczenie sali,muszę zrobić badanie na pacjentce.
Pochyliłem się nad Ashley i pocałowałem ją w czoło,po czym opuściłem salę.Zadzwonić do Vanessy czy nie?Nie potrzebuję jej tu,ale to nie ja jestem właśnie badany i to nie mnie porwano.Dobra napiszę.Wyjąłem swój telefon i zacząłem pisać treść sms'a.Po wysłaniu usiadłem na krześle na którym spędziłem już chyba łącznie z 12 godzin.Jebany kawałek plastiku na nogach.Usiadłem i spuściłem głowę.Mam nadzieję że Ash szybko dojdzie do siebie,musi.

*Według Ashley*

-Jak się czujesz?-zapytał lekarz
-Źle,boli mnie
-Co cię boli?
-Wszystko
-Nic dziwnego.Jesteś mocno poobijana i zraniona w wielu miejscach.
-Nie mogę tu leżeć,mam za dużo spraw na głowie,muszę stąd wyjść jeszcze dzisiaj
-Oczywiście,jeśli tylko wykonamy wszystkie badania które są potrzebne i nie będzie to nic poważniejszego po za tymi siniakami na całym ciele.
-Jest tutaj moja mama?
-Nie wiem-powiedział-siostro,czy możesz zobaczyć czy na korytarzu lub w poczekalni jest pani Storling?
-Oczywiście doktorze-odezwała się pielęgniarka i wyszła z sali
-Zróbcie mi te badania i mnie wypuśćcie-niecierpliwiłam się
-Musisz być spokojna i nie denerwować się,oraz nie stresować.Jesteś wystarczająco osłabiona.
-Nie jestem do cholery w ciąży,tylko zostałam porwana!
-To się okaże,zrobimy ci wszystkie badania żebyśmy byli pewni że jesteś zdrowa.-powiedział i opuścił pomieszczenie zostawiając mnie tu samą
-Ugh!-powiedziałam głośno.
Przypomniałam sobie wszystko co się stało.Odkryłam delikatnie kołdrę i spojrzałam na swoje ciało.Byłam cała posiniaczona.Wyglądałam paskudnie.
-Drań-szepnęłam sama do siebie
Nagle do sali wparowała moja mama,a ja gwałtownie zakryłam się kołdrą.
-Kochanie!-krzyknęła cała we łzach i mocno mnie przytuliła-Jak się czujesz skarbie?
-Ź...Lepiej,o wiele lepiej.
Po co mam jej mówić że czuję się jak poturbowany chomik.Zacznie wypytywać,płakać i Bóg wie co jeszcze.
-Na pewno?Przyniosłam ci owoce,i inne jedze...
-Mamo,nic mi nie jest,serio.
-Ashley nie mów że nic ci nie jest,okłamujesz mnie mówiąc to
-Naprawdę,jestem poobijana i słaba,tyle.
-Jak możesz tak mówić?Wypadłaś z jadącego samochodu!
-Najwidoczniej miałam dużo szczęścia-powiedziałam-Możesz zawołać Justina?
Kobieta pokiwała głową i wykonała moją prośbę.Nie wiem co mam robić,najpierw kradzież,potem wypadek z tą kobietą,potem kartki,teraz to..Czemu to wszystko przytrafia się akurat mnie?
-Co się stało kiciu?
-Nic,chciałam żebyś przy mnie był,potrzebuję cię
-Wiesz że jestem dla ciebie o każdej porze dnia i nocy
-Chyba trzeba powiedzieć wszystko policji..
-Wszystko?
-To o groźbach,o kobiecie,o wszystkim
-Oszalałaś?!
-Nie Justin,po prostu musimy powiedzieć całą prawdę
-Ashley nie,wiesz co to będzie?Przesłuchania,szukanie,śledztwo,aha no i jeszcze jedna mała sprawka,pamiętaj,ja ją potrąciłem i uciekłem z miejsca wypadku rozumiesz?Wiesz czym to grozi?
-Mogliśmy zadzwonić po pomoc!
-Żeby narobić sobie jeszcze większych kłopotów?!
Odetchnęłam i zamknęłam oczy próbując się uspokoić.
-Ale chyba zgłoszenie porwania nie jest czymś co może nam zaszkodzić
-Nie,skąd.Ciebie ewentualnie zabiją a ja zabiję ich,żeby potem spędzić resztę życia w pierdlu.
Zastanowiłam się chwilę.Ma trochę racji.Ma dużo racji.To niebezpieczne.
-Po prostu na razie wyjdź z tego,resztą zajmiemy się później,dobra?
Kiwnęłam delikatnie głową.Mam nadzieję że wszystko się wyjaśni.Że znów poczuję się bezpiecznie w tym cholernym mieście.

czwartek, 15 maja 2014

Thirty.

Nie wiedziałam co robić,kompletnie,to wszystko było jak scena z jakiegoś filmu.Moje usta drżały a ręce trzęsły się.To na pewno tylko głupi żart-próbowałam sobie wmówić.
-Co to ma być?-rzucił Justin.
Nic nie odpowiedziałam.
-Kurwa Ashley możesz mi odpowiedzieć?
-Nie wiem!-krzyknęłam.
-Co się stało?!-powiedział wyrzucając ręce w powietrze.
-Siedziałam w salonie,aż nagle ktoś zaczął walić do drzwi!Chwilę później ty przyjechałeś...
-Dobra,co robimy?
-Dzwonię na policję-powiedziałam bez zastanowienia i odwróciłam się żeby iść po telefon.
Justin złapał mnie mocno za rękę.
-Nie.
-Co nie?Justin,ktoś mi grozi,wali do drzwi,wsuwa kartki,najprawdopodobniej chce mnie zabić a ja mam udawać że nic się nie stało?!
-Na pewno nie zadzwonisz po psiarnię,znajdę tą osobę i ją zajebię,rozumiesz?
-Ciekawe jak ją znajdziesz...-prychnęłam.
-Tym się akurat nie martw.Idź do pokoju a ja wytrę drzwi i zaraz do ciebie przyjdę.
Kiwnęłam głową.
-Poczekaj,dam ci papier
-Idź.-powiedział oglądając napis na drzwiach.
Udałam się do swojego pokoju.Otworzyłam drzwi i zobaczyłam totalny burdel.Wytrzeszczyłam oczy i przyłożyłam dłoń do ust.Po chwili wbiegłam do środka i rozejrzałam się.Zbite ramki ze zdjęciami,porozwalane ubrania,wszystko powywalane z szuflady.Na środku pokoju leżała następna kartka.Bez zastanowienia podniosłam ją."Twój chłoptaś ma rację,policja nic ci nie pomoże."Odwróciłam gwałtownie kartkę."PS.Masz uroczy pokoik kurwo." Wybiegłam z krzykiem z pokoju i pobiegłam do Justina który szorował drzwi i rzuciłam się mu w ramiona po chwili wybuchając płaczem.
-Co?!-krzyknął.
Wsunęłam mu do ręki kartkę a on nie odrywając się ode mnie,zaczął czytać treść.Po przeczytaniu napisu z obu stron,zgniótł ją w kulkę i rzucił za siebie.
-Nie płacz...On...czy tam ona,nic ci nie zrobią.
-Nie?!A jak wytłumaczysz to że ktoś włamał się do domu?To nic poważnego?Jak ja mam spokojnie spać?
-Wyluzuj,ubieraj buty,jedziemy do mnie.
-Żartujesz?A co z Vanessą?
-Z tego co wiem to ktoś grozi tobie a nie jej,więc nie widzę powodu dla którego miało by być tu niebezpiecznie.
Nagle do domu wpadła moja zdyszana przyjaciółka.
-O wilku mowa.-powiedział Justin.
-Co...c-co się stało?!-wydyszała opierając się o drzwi.
-Ktoś wkradł się do domu-odpowiedziałam.
-Co?!-krzyknęła.
-Najpierw walił do drzwi,potem wsunął kartkę,potem pomazał drzwi szminką,a na koniec był w moim pokoju i zrobił tam...zostawiając kolejną kartkę.
Dziewczyna odwróciła się.Kiedy jej wzrok napotkał leżącą na trawniku kulkę papieru,podniosła ją i odwinęła.
-Dzwoniłaś na policję?!
-Nie.-wtrącił Justin.
-To na co czekasz?!
-Chcesz więcej problemów?-splunął.
-Oh,no tak,Justinek znów będzie mógł wykazać się swoją odwagą,pomożesz tak,jak nie dawno Ash kiedy ją zostawiłeś!
Chłopak odsunął się ode mnie i zbliżył się do Van.
-Posłuchaj,stul pysk albo zrobię z tobą to co osobie która podrzuca wszędzie ten jebany papier.
-Ale się ciebie boję-prychnęła.
-Chyba powinnaś-podszedł jeszcze bliżej jej.
-Justin przestań!-krzyknęłam szarpiąc go za ramię.-Jesteście normalni?!
-Powiedz to temu egoiście-powiedziała dziewczyna.
-Wolę być egoistą niż zdradliwą suką-odpowiedział
Spojrzałam na nich oboje.Wsunęłam na nogi botki i sięgnęłam po kurtkę po czym wyszłam szybko z domu.
-Ashley gdzie ty idziesz?!-krzyknęła za mną Van.
-Jak najdalej od was.
-Gratuluję idioto.-powiedziała do blondyna po czym udała się za mną.

*Według Justina*

-Gratuluję idioto.-powiedziała dziewczyna i za chwilę wyszła z domu.
Ta suka mnie denerwuje.Co mam robić?Wywróciłem oczami i udałem się za nimi.Przyśpieszyłem trochę tempa.Ashley szła pierwsza,parę metrów za nią ta suka,a ja za nimi.
-Ash,czekaj-powiedziałem wywracając oczami.
Dziewczyna mnie zignorowała.Nie wiem o co jej chodzi.Nie wiem dlaczego dziewczyny zawsze muszą robić sceny i walić focha.Nagle ktoś wybiegł z lasu po lewej stronie i szarpnął dziewczynę biegnąc z nią przed siebie że aż się za nim kurzyło.Po tym jak usłyszałem jej pisk,a za chwilę jej przyjaciółki,zdałem sobie sprawę co się kurwa stało.Bez zastanowienia zacząłem biec przed siebie najszybciej jak mogłem.Pomimo tego że biegłem cholernie szybko nie mogłem dogonić tego skurwysyna.
-Stój chuju!-krzyknąłem nie zatrzymując się i biegnąc jeszcze szybciej.
-Justin szybciej!-krzyknęła Vanessa biegnąc kilkanaście metrów za mną.
Koleś przerzucił sobie dziewczynę przez ramię i chyba kurwa ścierka którą przyłożył jej do ust była pryskana bo Ashley miała zamknięte oczy i nawet nie próbowała wydawać z siebie żadnego dźwięku.Facet skręcił w ciemną uliczkę na budynkami.Zatrzymałem się i ruszyłem za nim.Nagle skręcił w następną a potem kiedy wybiegłem zza kolejnej,nie wiedziałem w którą z nią pobiegł.Było cholernie ciemno,wręcz czarno,więc znalezienie go,i zresztą czegokolwiek innego nie było łatwe.Nie wiedziałem gdzie teraz jest.Skręciłem w prawo i biegłem przed siebie.Okazało się że nie mogłem wybiec na ulicę bo stał tam dość wysoki płot.Usłyszałem pisk opon i zauważyłem tego skurwiela wrzucającego Ashley na tylne siedzenie samochodu.Za chwilę on także wsiadł do środka a auto już pędziło przed siebie.Nie miałem czasu żeby się wracać,zacząłem wspinać się po płocie na górę,przerzuciłem obie nogi na drugą stronę i zeskoczyłem na dół.Szybko się podniosłem i zacząłem biec w stronę w którą pojechał samochód.Za chuj go nie do gonie.Na moje szczęście ujrzałem gościa wysiadającego z auta.Bez zastanowienia popchnąłem go i wyrwałem mu z ręki kluczyki wsiadając do środka.Odpaliłem silnik i dodając gazu zacząłem jechać za samochodem.Ten nagle skręcił w prawo,tym razem nie dając się oszukać,ruszyłem za nim.Nagle tylne drzwi do samochodu otworzyły się a koleś najzwyczajniej w świecie wypchnął Ashley na ulicę nie zwalniając nawet tempa.
-Kurwa mać-powiedziałem głośno i ostro zahamowałem.
Szybko wybiegłem z auta i podbiegłem do leżącej na ulicy dziewczyny i podniosłem ją.
-Ashley odezwij się!-krzyknąłem.
Dziewczyna nawet nie otworzyła oczu.
-Kurwa Ash proszę cię powiedz coś!-powtórzyłem.
Szybko wyciągnąłem z kieszeni telefon i zadzwoniłem po karetkę.Po jakiś niecałych pięciu minutach usłyszałem i ujrzałem jadzący na sygnale samochód.Zatrzymał się nie daleko nas i po chwili wysiadło z niego dwóch lekarzy czy Bóg wie kogo.Od razu położyli ją na łoże czy jak to tam się nazywa.Inny facet poszedł do mnie i zaczął wypytywać co się stało.
-Jest pan rodziną?-zapytał szybko.
-Nie...yy,to znaczy tak jestem-rzuciłem.
Idiota ze mnie.
-Yhm-mruknął koleś i wskoczył do karetki.-Niestety musi pan dojechać sam jeśli pan chce.
Co za skurwiel.Chyba sobie jaja robi.Szybko ujrzałem odjeżdżającą karetkę.Wsiadłem do samochodu którym jechałem wcześniej i ruszyłem do szpitala.Wyciągnąłem telefon i spojrzałem na ekran.Dwadzieścia nieodebranych wiadomości od Vanessy.Oddzwoniłem do niej.
-Jedź do szpitala.-rzuciłem kiedy usłyszałem zdenerwowaną dziewczynę.
-Co?!-odpowiedziała.
-Jedź do szpitala mówię i siedź tam!-krzyknąłem i się rozłączyłem.
Kiedy dojechałem na miejsce,wysiadłem z auta i wszedłem do dużego budynku.Szybko podszedłem do kobiety na recepcji.
-W której sali leży?-zapytałem zdenerwowany.
-Kto?-odpowiedziała.
-Dziewczyna,przed chwilą zabrała ją karetka,w której leży sali?!-nie wytrzymywałem ze zdenerwowania.
-Proszę nie krzyczeć.Jest pan rodziną?
-Nie,to moja dziewczyna
-W takim razie zobaczy pan się z nią później.
-Nie później tylko teraz!-krzyknąłem i kopnąłem w krzesło obok.
-Proszę pana proszę się uspokoić bo wezwę ochronę!
Zacisnąłem mocno szczękę i pięści i udałem się przed siebie.Usiadłem na krześle i schowałem głowę w kolanach.

*Godzinę później*

-Kurwa mać ile można!-krzyknąłem nie wiem sam do kogo wstając z tego cholernego,twardego pod dupia.
Nagle z sali wyszedł lekarz.
-Gdzie leży Ashley Storling?-zapytałem szybko biegnąc za nim.
-Kim pan jest?-zapytał nie spoglądając nawet na mnie.
-Chłopakiem
-Dobrze,proszę za mną muszę z panem porozmawiać.
Kurwa.
Szedłem za nim i czekałem gdzie się zatrzyma.Nagle weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia.
-Proszę usiąść.-powiedział spokojnie.
Oblizałem wargi po czym głęboko odetchnąłem i wykonałem polecenie.
-Rany są dość poważne.Wypadek nie był lekki.
No co ty nie powiesz chuju.
-A dokładniej?Co jej jest?-rzuciłem.
-Mogło dojść nawet do wstrząsu mózgu.
-Słucham?!-powiedziałem i wstałem z krzesła.
-Pana dziewczyna jest teraz w śpiączce.Może pan iść do domu.-powiedział.
Lekarz wstał z miejsca i udał się do wyjścia czekając aż zrobię to samo.
-Mogę...ją zobaczyć?-zapytałem gryząc nerwowo dolną wargę.
-Może pan.
Wstałem ze swojego miejsca i udałem się za mężczyzną.Szliśmy tym długim,cholernym korytarzem i wydawało mi się że trwa to wieczność.
-To tutaj.-powiedział po czym otworzył drzwi do sali.
Wszedłem do środka i ujrzałem Ashley.Leżała nieruchomo na łóżku.Nie ważne że była w szpitalu,że była w śpiączce,że była po wypadku.Wyglądała idealnie.Podszedłem do łóżka i usiadłem na jego skraju.Wziąłem w dłonie jej rękę i złożyłem na niej pocałunek.
-Kocham cię-szepnąłem i odłożyłem jej rękę w to samo miejsce w którym leżała.
-Justin-usłyszałem po czym szybko odwróciłem się za siebie.
To mama Ash.Otworzyłem usta ,żeby coś powiedzieć ale nie miałem pojęcia co.Zauważyłem że po jej policzkach spływają łzy a po chwili że po prostu zaczyna płakać.Powoli podeszła do mnie i pochyliła się nad córką.
-Kochanie,co ci jest-szepnęła-Dlaczego to się stało..-dodała.
Odwróciłem się ponownie.Zobaczyłem Vanesse pokazującą mi palcem gest abym do niej przyszedł.Wyszedłem z sali bez najmniejszego słowa i delikatnie zamknąłem za sobą drzwi.
-Jak...ona się czuje?-zapytała brunetka.
-Jest w śpiączce.
-No tak...jestem głupia..
-Na reszcie pieprzysz z sensem.-prychnąłem.
-Justin proszę cię przestań!Widzisz co się dzieje?-powiedziała próbując zachować spokój co kompletnie jej nie wychodziło.
Wywróciłem oczami.
-Rozmawiałeś z lekarzem?
Skinąłem delikatnie głową nie spoglądając na nią.Nagle z sali wyszła mama Ashley.
-Jedźcie do domu.Ja tutaj zostanę.-powiedziała.
-Nigdzie nie jadę.-powiedziałem od razu.
-Justin,wiem że się martwisz ale Ashley i tak jest nie przytomna.Jedź do domu i odpocznij.
-Nie jestem zmęczony.
-Dobrze to zostań,ale ty Vanessa chodź,odwiozę cię.Masz jutro szkołę,nie chcę żebyś była nie wyspana.
-Przejdę się-odpowiedziała.
-Przestań,jest późno,chodź.
Dziewczyna rzuciła na mnie ostatnie spojrzenie i udała się za kobietą.Usiadłem na krześle i wbiłem wzrok w podłogę.Jedyne co mogłem robić to czekać.
Po jakiś czasie wróciła mama Ash.Zajęła miejsce obok mnie.
-Justin,byłeś przy tym wypadku?-zapytała nie pewnie.
Kiwnąłem głową nadal patrząc na podłogę.
-Jak to się dokładnie stało?
-Tak jak opowiadała pani Vanessa.-powiedziałem.
Nie mam ochoty na żadne tłumaczenia,wytłumaczenia czy opowiadania.Chcę być teraz sam i jakoś to uporządkować.

*Godzinę później*
-Niech pani jedzie do domu,już bardzo późno-powiedziałem oblizując suche wargi.
-Dobrze,ale obiecaj że powiadomisz mnie jak tylko czegoś się dowiesz.
-Obiecuję-powiedziałem.
Kobieta wstała z miejsca i zarzuciła na siebie płaszcz po czym udała się do wyjścia.Wstałem z krzesła i ponownie wszedłem do sali.Usiadłem obok dziewczyny i pochyliłem się nad nią żeby złączyć nasze usta.Po chwili położyłem się na skrawku łóżka obok niej i nie wiem jak to się stało ale zasnąłem.


________________________________________________
Obudziły mnie promienie słońca padające na moją twarz.
-Jezu,jeszcze pięć minut.-jęknąłem.
Niestety otworzyłem oczy.Zdałem sobie sprawę że nie jestem u siebie w domu.Ani u Ashley.Chciałem przewrócić się na drugi bok ale spadłem z łóżka.
-Cholera-powiedziałem.
Podniosłem się i szybko przypomniałem sobie że jestem w szpitalu.Usiadłem na łóżku i złapałem się za bolący kark.Spojrzałem na Ashley.
-Kurwa!-krzyknąłem.-Obudziłaś się!-dodałem i szybko ją pocałowałem.
-J-Justin?-próbowała z siebie wykrztusić.
-Jak się czujesz kochanie?-zapytałem podekstytowany.
-Kiepsko..-szepnęła.







niedziela, 11 maja 2014

Twenty-nine.

           Hej!Ktoś tutaj jeszcze żyje?Wstyd mi że nie dodawałam rozdziału parę miesięcy...Mam nadzieję że ktoś z was jeszcze zagląda tu i będzie nadal ponieważ wracam do pisania:) Dodaję krótki rozdział bo nie chcę trzymać Was w niepewności.Zabieram się za pisanie.Kocham Was i dziękuję za miłe słowa przy poprzednim rozdziale,buziaki xox

~*~

Wtulałam się w jego silne ramiona i zaciągałam się po cichu zapachem jego perfum.Tak bardzo chciałabym żeby ta chwila trwała wiecznie.Ale nie ważne co się stanie,Justin okradł moich rodziców,okłamuje mnie,nie wiem czy w ogóle powinnam go teraz tulić.
-Justin...
-Hm?-mruknął całując mnie w czoło.
-Jak mnie znalazłeś?
-Przypadkiem.Przyjechałem tutaj bo odkąd tu mieszkam kiedy nie wiem co robić,zawsze tu przychodzę,i BAM znalazłem cię.
-Nie chcę cię denerwować ale...proszę Justin nie zostawiaj mnie,musisz oddać tą biżuterię,pieniądze i elektroniczne rzeczy...proszę Justin...
Zauważyłam że jego klatka piersiowa gwałtownie porusza się.Jego oczy są przepełnione złością,to nie jest ten sam Justin,to nie sexowny,zabawny Justin.To ktoś inny,nie poznaję go.
-Mówiłem ci że nie mam żadnej jebanej biżuterii!
-Ale tam była twoja kurtka...
-T o   n i e   m o j a   k u r t k a !Moja jest w domu!Udowodnię ci to.Chodź.
Chłopak zaciągnął mnie za rękę do samochodu.Wsiadłam na miejsce pasażera.Podczas jazdy nie było słychać nic,kompletnie nic.Żadne z nas się nie odzywało.Kiedy chłopak zaparkował wyszłam z auta i zamknęłam za sobą drzwi.Szłam za Justinem który zmierzał w stronę swojego domu.Szybkim,zwinnym ruchem otworzył kluczami drzwi i weszliśmy do jego pokoju.Bieber otworzył szafę i zaczął niechlujnie wyrzucać wszystkie bluzy,kurtki i inne ubrania które były na wieszakach-za siebie.
-Gdzie jest ta pieprzona kurtka przecież miałem ją nie dawno na sobie...-powiedział cicho.
Przełknęłam ciężko ślinę.Kiedy cały pokój był w ciuchach Justina,zdałam sobie sprawę że kłamał.
-Czekaj,może gdzieś ją zostawiłem.-rzucił i zniknął mi z oczu.
Przeszukał łazienkę,kuchnię i wszystkie pokoje.
-Nie ma.-powiedział po czym złapał się za włosy i pociągnął za ich końce.
-Czyli to ty?...
-To nie ja!Czy to tak cholernie trudne do pojęcia?!
-Masz tydzień na znalezienie kurtki Justin,muszę lecieć,na razie-powiedziałam smutno i szybko opuściłam jego dom.
Postanowiłam zadzwonić po taksówkę.Kiedy ujrzałam samochód,wsiadłam do środka.Podałam kierowcy adres i wbiłam się w siedzenie.Kiedy byliśmy na miejscu,zapłaciłam i udałam się do domu.Drzwi były otwarte co oznaczało że Van jest w domu.
-Hej Van!-krzyknęłam.
-Hej,gdzie byłaś?-usłyszałam przyjaciółkę i po chwili zobaczyłam.
-Ee,nigdzie...-uśmiechnęłam się sztucznie i weszłam do kuchni sięgając po butelkę wody.
-Wiesz,ja wychodzę bo muszę  iść do Debby po książki,muszę skończyć to wypracowanie...
-Um,jasne,okej.
-To ja idę,jakbyś coś chciała to dzwoń,pa!
-Jasne,do później.
Vanessa wyszła z domu a ja poszłam do salonu i włączyłam telewizję,latałam po kanałach próbując znaleźć coś ciekawego aż natrafiłam na horror.Zostawiłam go.Poszłam do kuchni i wzięłam z szafki popcorn,muszę się jakoś zrelaksować.

*1,5 godziny później*

Po obejrzeniu tego horroru nie będę mogła spać.Jest już ciemno a Van nadal nie ma.Wiadomo,wiem że pewnie teraz się razem uczy z Debby albo się zagadała ale zaczynam się bać.Zmieniłam kanał i poszłam do łazienki umyć ręce które były tłuste od smażonej kukurydzy.Poszłam do przedpokoju po swoją torbę,zauważyłam że ktoś wsuwa pod drzwi dużą białą kartkę.Moje serce zaczęło bić 60 razy mocniej a ja gwałtownie odskoczyłam na bok.Spojrzałam przez judasz i otworzyłam drzwi.
-Halo?-krzyknęłam.
Zero odpowiedzi.
-Jest tam ktoś?-dodałam.
Nadal nic.
Dobra to trochę dziwne.Rozwinęłam kartkę aby zobaczyć  czy coś w niej jest.Moim oczom ukazał się napis "Nie ujdzie ci to na sucho suko".Ręce zaczęły mi się trząść,czoło pocić a mózg nie wiedział co robić.Wzięłam telefon i szybko wybrałam numer Justina.Jeden sygnał...drugi...trzeci...czwarty...nie odbiera.Super.Zadzwoniłam szybko do Vanessy.Jeden sygnał...drugi...
-Co jest?-usłyszałam głos po drugiej stronie.
-Przyjdź,przyjedź,szybko,proszę!
-Co się stało?!
-Opowiem ci jak będziesz w domu ale błagam pośpiesz się!
Nie czekałam na odpowiedź tylko rozłączyłam się.Mój telefon zaczął dzwonić,bez patrzenia kto to,odebrałam.
-Co chciałaś?-usłyszałam głos Justina.
-J-Justin...możesz przyjechać do mnie?
-No...dobra,a coś się stało?
Usłyszałam mocne walenie w drzwi.
-Przyjedź!Szybko!
Wiedziałam że Justin samochodem będzie szybciej niż Vanessa taki kawał nogami.Walenie było coraz mocniejsze.W końcu ucichło.Już po około 5 minutach zjawił się Justin.
-Co się stało z twoimi drzwiami?!
-Co?-powiedziałam przerażona.
Wyszliśmy przed dom.Ujrzałam napis widniejący na drzwiach napisany czerwoną szminką "Teraz ci się udało,do zobaczenia wkrótce szmato"

sobota, 30 listopada 2013

Twenty-eight.

-Jak to kurtka Justina?!-krzyknęła mam wstając z kanapy.
Roztrzęsiona nie wiedziałam co powiedzieć.Uh,Justin pali takie papierosy.Chwileczkę,wspominałam w ogóle że Justin pali?No to tak,pali.Nie jest nałogowym palaczem ale jara.
-Ashley możesz powiedzieć mi co tu się do cholery dzieje?-powiedziała próbując zachować powagę co jej nie wychodziło.
-Justin?Jaki Justin?-wtrącił policjant.,
-To chł...
Szybko zatkałam mamie usta dłonią zanim dokończyła to zdanie.
-Przepraszam na chwileczkę.-powiedziałam do dwóch mężczyzn i zaciągnęłam mamę do kuchni.
-Oszalałaś?!-powiedziałam szeptem.
-Ja?To twój chłopak okradł rodziców jego dziewczyny!
-Nie ważne!Nie możesz go wkopać,pójdzie do więzienia!
-I słusznie!Okradł drogocenne rzeczy!
-On wszystko odda!Ale daj mi czas...
Mama oparła łokcie o blat i schowała pomiędzy nimi głowę.Przytuliłam ją i nie wiem czemu zaczęłam płakać.
-Mamo błagam!On nie może mnie zostawić!
-Ma czas do końca tygodnia.Jest poniedziałek.Jeśli to niedzieli wszystko nie zostanie zwrócone zgłaszam to na policję.-wyszeptała wściekła.
Nie było czasu do stracenia.Przeprosiłam panów i od razu po tym jak wyszłam z domu zadzwoniłam do Justina.
-Halo?-usłyszałam zaspany głos po drugiej stronie.
-Justin,musimy się spotkać,teraz.
-Co?-czułam że właśnie się przeciąga.-Co jest?
-To nie rozmowa na telefon.Przyjdź do mnie.Ja zaraz będę w domu.
-Dobra
Nie czekałam na nic więcej tylko od razu szybko poszłam do domu.Szłam pośpiesznym krokiem.Wreszcie złapałam za klamkę dużych,brązowych drzwi.Zamknięte?Nie ma Van?Wyjęłam z kieszeni klucze i otworzyłam drzwi.Usiadłam na kanapie i schowałam twarz w dłoniach.Nie musiałam długo czekać bo zaraz do domu wpadł Justin.
-Cześć
-Hej,siadaj.
-Co się do kurwy nędzy stało że jesteś taka roztrzęsiona?-krzyknął prawie że i szybko objął mnie ramieniem.
-Puść mnie.-powiedziałam i zwaliłam jego ramię z mojego.
-O co ci chodzi?
-Okradłeś moich rodziców!
-Co?-zaczął się śmiać.
-Justin to nie jest śmieszne!
-Jest!Skąd ci się to wzięło dziewczyno?
-Dom moich rodziców został okradziony,biżuteria,pieniądze...zgadnij kogo kurtkę znaleziono w nim.-powiedziałam.-Twoją.
-Moją?Jaką?
-Czarną,skórzaną,z twoimi papierosami!
-To  n i e m o ż l i w e cziasz?Na chuj mi biżuteria twojej mamy?
-No nie wiem...żeby ją sprzedać!
-Mam dużo hajsu nie muszę kraść
-Justin masz tydzień na oddanie wszystkiego moja mama inaczej zgłasza sprawę na policję...
-Co mam jej oddać skoro nic jej nie zabrałem?!
-Boże Justin przyznaj się jak nie chcesz iść do więzienia albo mieć problemów z policją!
Chłopak zaśmiał się ironicznie.
-Jak mi nie wierzysz to już twój problem.
-Jak mam ci wierzyć skoro mnie okłamujesz!
-Mówię ci prawdę!
-Skoro jesteśmy razem to chyba powinieneś być ze mną szczery!
-A ty powinnaś mi ufać!Ale skoro mi nie wierzysz i mnie osądzasz za pieprzoną kradzież to chyba nie ma dla nas przyszłości.
-Czyli?-wyrzuciłam ręce w powietrze
-Czyli koniec z nami-powiedział i wyszedł z domu trzaskając za sobą drzwiami.
Siedziałam jak wryta.Świetnie.Nie mam chłopaka,nie mam zaufania mamy,nie mam już nic.Wiem,na pewno się pogodzimy...ale on się chyba naprawdę na mnie wkurzył.

*Według Justina*

Trzasnąłem drzwiami i wyszedłem z domu.O co tu w ogóle chodzi?Wiedziałem że tak będzie i ten rzekomy "związek" długo nie pociągnie.Żałuję tylko że byłem takim idiotą i nabrałem się na tą zasraną miłość czy jak to gówno się nazywa.Nie ma miłości.Nie ma wspaniałych księżniczek.Są dziwki.Wystarczy mi to.Wsiadłem do auta i odpaliłem silnik.Zastanowiłem się chwilę gdzie mogę pojechać,ponieważ nic nie przyszło mi na myśl pojechałem przed siebie.Coraz mocniej zaciskając ręce na kierownicy nie mogłem powstrzymać emocji i cholernego zdenerwowania.Jechałem wymijając wszystkie auta.Wjechałem na ulicę którą skądś już znałem.Znałem i to dobrze.To tu potrąciłem tą kobietę.Potrząsnąłem głową aby wyrzucić wszystkie złe myśli które przechodziły przez mój mózg.Postanowiłem pojechać do domu.Po paru minutach jazdy zaparkowałem przed domem i wysiadłem po czym wszedłem do środka.Pustka.W sumie jak inaczej?Walnąłem się na łóżko i postanowiłem iść spać.

*3 dni później*

*Według Ashley*

Justin się nie odzywa.Ja jestem chora.Vanessa cały czas jest zajęta.Sprawa z kradzieżą nie wyjaśniona.Gorzej być już chyba nie może.Leże od trzech dni w domu,boję się o Justina i zaczynam wątpić że się pogodzimy.Spojrzałam na zegarek.13:07.Idę do sklepu po herbatę.Zarzuciłam na siebie grubą bluzę i wsunęłam adidasy po czym wrzuciłam do kieszeni pieniądze i wyszłam.Do sklepu miałam 5 minut drogi.Szłam dość szybkim krokiem.Właśnie miałam przechodzić przez pasy kiedy jakiś samochód dosłownie niecały metr ode mnie zatrzymał się.Gwałtownie odskoczyłam na bok.Spojrzałam na kierowcę a moje serce stanęło...kto?Justin z jakąś panną.W oczach zebrały mi się łzy,szybko wbiegłam do sklepu i chowając się za regał zaczęłam płakać.To koniec.Koniec ze mną i z Justinem.Koniec wspaniałego,szalonego życia.Nie miałam ochoty na nic.Zapłakana wzięłam z półki herbatę i poszłam do kasy.Nagle ujrzałam młodego,przystojnego sprzedawcę.Uśmiechnął się do mnie.
-Wiesz...mogę dorzucić ci paczkę chusteczek gratis.-uśmiechnął się troskliwie i pokazał mi paczkę chusteczek.
-Poproszę.-pociągnęłam nosem i lekko,prawie niezauważalnie się uśmiechnęłam.
-9.28
Podałam mu pieniądze i chwytając za "ucho" reklamówki wyszłam ze sklepu.Szybko znalazłam się w domu.Usiadłam na kanapę i wzięłam ze stolika mojego iPhona.Weszłam w galerię która była przepełniona zdjęciami Justina i moich razem z nim.Nasze zdjęcia z Cody'm,z Vanessą...zdjęcie śpiącego Justina...zaczęłam coraz bardziej płakać uświadamiając sobie że ktoś komu oddałam moje serce tak po prostu mnie zostawił.To było za wiele.Dość.Ponownie się ubrałam i wybiegłam z domu.Biegłam przed siebie.Nie byle gdzie,w miejsce którego potrzebowałam.Kiedy byliśmy z Justinem na spacerze Justin pokazał mi je.To tak jakby góra.Stoi tam ławka.Jest dość stromo bo widać widoki Los Angeles.Kiedy się tam doczłapałam,usiadłam na ławkę i zaczęłam głośno płakać.Nigdy nie byłam tak załamana.Przez te 19 lat mojego życia nigdy nie myślałam o samobójstwie aż do teraz.To wszystko po prostu straciło sens.Podeszłam do brzegu i zamknęłam oczy,chciałam poczuć dłonie Justina na mojej talii,jego usta na mojej szyi i usłyszeć jego głos.Przypomniałam sobie to.Te wszystkie wspomnienia...Otworzyłam oczy i podeszłam bliżej krawędzi.Spojrzałam na miasto.Miasto w którym teraz mój sens życia pewnie pieprzy się z jakąś laską.Z zamyśleń wyrwał mnie zachrypnięty głos.
-Ashley...
Odwróciłam się.Ręce zaczęły mi się trząść,usta drżeć,serce walić 100 razy mocniej...Tak,to Justin.
-J-Justin...-wyjąkałam.
-Skarbie...
Kiedy poczułam że duża ilość łez spływa mi po policzkach bez myślenia rzuciłam się Justinowi w ramiona i wybuchłam ponownie płaczem.
-Kochanie...przepraszam...kurwa nigdy sobie tego nie wybaczę...-powiedział i mocno,cholernie mocno mnie przytulił.
-Doprowadziłem cię do stanu w którym nigdy nie chciałem cię zobaczyć.Przestraszoną,załamaną,płaczącą...przepraszam...
Nic nie powiedziałam,nie umiałam wydobyć z siebie żadnego słowa.
-Kocham cię...kocham cię i zawsze będę...kiedy wtedy zobaczyłem cię zapłakaną idącą do sklepu...bezbronną...poczułem że nie mogę cię stracić...że jesteś dla mnie wszystkim...
-P-przep-praszam...-wyjąkałam ledwo co.
-Ashley nie mów tak to moja wina.Już nigdy cię nie zostawię.-powiedział wolno spokojnym głosem.

wtorek, 12 listopada 2013

Twenty-seven.

-Mama?!-krzyknęłam
Kobieta spiorunowała mnie wzrokiem.Czułam jak się czerwienię.Zeszłam szybko z kolan Justina i wysiadłam z samochodu.
-Co ty tu robisz?-zapytała mrużąc oczy.
-N-nic.-zająkałam się.
Boże jaki wstyd.
-Możemy porozmawiać w cztery oczy?
Pokiwałam nie pewnie głową i odeszłam parę metrów od samochodu Justina.Szybko dołączyła do mnie mama.
-Co ty wyrabiasz?!-"krzyknęła szepcząc"*.
-Zależy co masz na myśli?
Na jej twarzy ukazało się rozczarowanie,troska,złość,smutek i Bóg wie co jeszcze.Na pewno nie radość.
-Nie sądziłam że nie masz do siebie szacunku...w czym popełniłam błąd?-załamała się i oparła głowę do ściany budynku.
-O czym ty mówisz?
-Dlaczego robisz "to" za pieniądze?Przecież z ojcem zawsze kupowaliśmy ci to co chciałaś...
-Co?!-wrzasnęłam.
-Mogłaś powiedzieć że czegoś ci brakuje...
-Oszalałaś?!Mamo,nie jestem dziwką!Jak w ogóle mogłaś tak pomyśleć co?!-wykrzyczałam zdenerwowana całą sytuacją.
-To kim był ten chłopak?-stanęła ze mną twarzą w twarz;
-To mój chłopak a nie jakiś chłopak!
-Chwileczkę...to ten chłopiec który był u was w domu kiedy cię odwiedziłam?-w jej oczach pojawiła się nadzieja.
-Tak mamo!To Justin!Jak mogłaś pomyśleć że...nie mogę w to uwierzyć!-złapałam się za głowę.
Poczułam nagle że mama objęła mnie ramionami i wtuliła głowę w moje włosy.
-Córciu...przepraszam...nie poznałam go,po za tym ostatnio jestem bardzo roztrzęsiona...
-Co się dzieje?
To chyba coś poważnego skoro moja rodzicielka uznała mnie za jakąś dziwkę.
-Mieliśmy z ojcem...ktoś się włamał do domu.
-Co?!-wydarłam się nie mogąc uwierzyć w to co usłyszałam.-Jak to?!Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?!
-Nie chciałam cię martwić...
-Mamo czy ciebie do reszty pojeb...-ugryzłam się w język.-Czy ty oszalałaś?!
-Ale...
-Nie ma żadnego "ale"!Jestem twoją córką,jedyną zresztą,chyba powinnaś mi mówić takie rzeczy!
-Ashley do cholery,dasz mi powiedzieć jak to było?!
Odetchnęłam ciężko i pokazałam jej gest ręką żeby zaczęła od początku.
-Po pierwsze,nie tutaj.Jesteś już po lekcjach?
Pokiwałam głową.
-Więc o 16 bądź w Starbucks'ie.Muszę lecieć na spotkanie z klientem.Do zobaczenia!-powiedziała po czym pobiegła przed siebie.
Złapałam się za głowę i poszłam odnaleźć auto Biebera.Kiedy zauważyłam czarne ferrari,weszłam na miejsce pasażera.
-Co jest?-rzucił jakby robił łaskę że w ogóle się pyta.
-Nic.
-Ashley,nie pierdol że nic.Chyba widzę.
-Sama nie wiem co się stało!Opowiem ci to później-jak się dowiem.Zawieź mnie do domu.
-Dlacz...
-Justin zrób do cholery choć raz to o co cię proszę.
Blondyn wywrócił oczami i odjechał ze szkolnego parkingu.Jechaliśmy w ciszy.Odezwałam się dopiero kiedy dojechaliśmy na miejsce.
-Poczekaj chwilę.Przebiorę się i zaraz wracam.
Nie czekałam na odpowiedź tylko od razu wyskoczyłam z samochodu i grzebiąc w torebce w poszukiwaniu kluczy,przeklnęłam pod nosem bo nie mogłam ich znaleźć.
-Są.-powiedziałam cicho i wyjęłam je z torby.
Zwinnym i szybkim ruchem otworzyłam drzwi,zdjęłam buty i rzuciłam torbę do salonu.Pobiegłam do pokoju i otworzyłam szafę.Jęknęłam bo nie wiedziałam co ubrać-jak zwykle zresztą.Po tym jak Justin ostatnio wylał colę na stertę moich czystych ubrań nie miałam zbytniego wyboru co do garderoby.Moje oczy dostrzegły coś czarnego.Zdjęłam z wieszaka właśnie czarną koszulę i moje ulubione,oliwkowe,obcisłe spodnie.Udałam się do łazienki i wzięłam szybki,ale to bardzo szybki prysznic.Wytarłam się puchatym ręcznikiem i założyłam ubrania.Wzięłam z blatu w kuchni paczkę gum do ręki i wyjęłam jedną po czym wsadziłam ją do buzi.Wzięłam z szafki klucze i wybiegłam z domu zakluczając za sobą drzwi.Ponownie weszłam na miejsce pasażera w samochodzie Justina.
-Jestem.-powiedziałam.
-Mhm.-mruknął.-To gdzie jedziemy?
-Zawieź mnie do Starbucks'a.
-Po co?-zmarszczył czoło.
-Bo muszę się tam spotkać z mamą.Która godzina?
Chłopak spojrzał na wyświetlacz swojego iPhona.
-15.50.
-Dobra,to jedźmy.
Oparłam się wygodnie o fotel kiedy chłopak ruszył.W radiu zaczęła się jakaś piosenka.Bieber po usłyszeniu że się zaczyna,szybko podgłośnił.
-Ścisz to.-jęknęłam.
Chłopak podgłośnił jeszcze bardziej.
-Co?-zaśmiał się.
-Cholera,Bieber,ścisz to!
Tym razem o dziwo wykonał moją prośbę a raczej polecenie.
-Masz okres?-uśmiechnął się.
-Co?-zmarszczyłam czoło.
-Nerwowa jesteś.
-Nie Justin,nie mam okresu,ale trudno się nie denerwować kiedy włączasz to gówno tak głośno że nie słyszę swoich myśli!
-To nie gówno.To Metallica.
Wywróciłam oczami.
-Nie ważne co to jest!
Chłopak zaczął się śmiać co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało lecz postanowiłam ugryźć się w język żeby oszczędzić sobie słuchania głupkowatych komentarzy.
-Jesteśmy.-zaparkował samochód i zgasił silnik.
-Super,dzięki,to pa-chciałam wyjść z auta ale chłopak pociągnął mnie za ramię i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
Skończyliśmy się całować a ja wyszłam z auta.
-Popraw włosy!Wyglądają jak po s...
-Słyszę!-przerwałam mu głośno.
Przeczesałam ręką włosy i weszłam do środka szukając mojej mamy.Zdziwiłam się bo siedziała już.
-Hej.-przywitałam się i usiadłam na przeciwko niej.
-Hej.-odpowiedziała.
-Długo czekasz?
-Nie,dopiero przyszłam.
-Tak?Nie widziałam cię.
-Za to ja ciebie tak.Aha,powiedz Justinowi żeby przestał przejeżdżać na czerwonym świetle bo w końcu zabiorą mu te prawo jazdy.-posłała mi rozbawiony uśmiech.
Zarumieniłam się delikatnie.
-Huh,przekażę mu.
Podeszła do nas kelnerka.
-Co podać?-zapytała.
-Dla mnie mocną kawę.A ty co chcesz?-spojrzała na mnie mama.
Przejrzałam szybko "menu kaw" i podałam kobiecie zamówienie.
-Dziękuję.-rzuciła mama.
-A teraz mów o tym włamaniu.-powiedziałam niecierpliwie.
-Więc...ja i tata byliśmy w pracy,kiedy wróciliśmy w domu był totalny bałagan,nie było mojego całego pudełka z biżuterią...na pewno ukradli wiele innych rzeczy ale byłam zbyt roztrzęsiona żeby sprawdzać dom...
-Zgłosiłaś to na policję?
-Oczywiście.Dzisiaj przyjadą żeby przeszukać dom i tak dalej...
-Ale...jak to się stało?Przecież mamy dwa,dobre zamki a oprócz ciebie,taty i mnie nikt nie ma kluczy.
-Kiedy zobaczyłam bałagan myślałam że to ty czegoś szukałaś ale nawet ty byś nie zrobiła takiego bajzlu.
-Dzięki.-powiedziałam sarkastycznie.
Mama wywróciła oczami i wtedy przyszły nasze kawy.Zaczęłam bawić się słomką która była w kawie myśląc o czym jeszcze chcę porozmawiać z mamą.
-Jak ci się w ogóle układa?-zapytała nagle.
-Jak na osobę która nie dawno skończyła 19 lat to dobrze.A tobie?
-Po za tym wszystko dobrze.

*Brak perspektywy*

Ashley wraz z swoją mamą po omówieniu różnych rzeczy,postanowiła udać się do domu rodziców w którym miała zjawić się policja.Pojechały razem do domu w którym szybko dość pojawiła się policja.

*Według Ashley*

-Otworzę!-krzyknęłam po tym jak ktoś dosyć mocno zapukał w drzwi wejściowe.
Moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna,właściwie dwóch mężczyzn z mundurach.Oczywiście policjanci.
-Mamo chodź!-krzyknęłam jak małe dziecko.
-Dom państwa Storling?-zapytał jeden z nich niskim głosem.
-Tak.-odpowiedziała mama stając koło mnie.-Zapraszam.-dodała.
Dwaj mężczyźni przeprowadzili z mamą rozmowę,co zniknęło,kiedy i inne ważne szczegóły potrzebne do śledztwa.Jeden z nich gadał z mamą a drugi przeszukiwał dom.Ten drugi podszedł do mamy z czymś w rękach.
-To kurtka pani męża?-zapytał.
Mama wzięła ją do ręki i obejrzała dokładnie.Spojrzała na metkę.
-Nie,to nie jest kurtka ani moja ani mojego męża.Pierwszy raz widzę ją na oczy.
Mężczyzna tym razem podał ją mi.
-Może twoja?
Obejrzałam ją,spojrzałam na metkę po czym wytrzeszczyłam oczy,zajrzałam do zapinanych kieszeni w których znalazłam papierosy.
-To kurtka Justina-powiedziałam roztrzęsiona i zdziwiona jak nigdy dotąd.




niedziela, 27 października 2013

Twenty-six

WAŻNA INFORMACJA POD ROZDZIAŁEM.

Podeszłam do półki na której stały puchary.Wzięłam jeden do ręki i obejrzałam go dokładnie.Odstawiłam nagrodę  na miejsce i ciężko odetchnęłam.
-Chodź tutaj.-powiedział Justin który siedział na krześle.
-Co chcesz?
Chłopak poruszył wskazującym palcem w swoją stronę.Wywróciłam oczami i podeszłam do niego.
-Usiądź.
Zirtowana usiadłam bokiem na jego kolanach.
-Nie tak.Okrakiem.
Ponownie wywróciłam oczami i wykonałam polecenie.
-Otwórz buzię.
-Po co?
-Otwórz.
Rozchyliłam delikatnie usta a Bieber powoli przybliżając swój język do moich ust,zaczął toczyć walkę z moim.Zaczęło się robić coraz bardziej gorąco.Wszystko było szybsze.Oplotłam nogami chłopaka a on wstał przygniatając mnie delikatnie do ściany.Wsadziłam rękę w jego włosy a on swoją rękę pod spód mojej koszulki z tyłu.Zmienił ścianę i oparł mnie o szafę na której stały puchary.Uderzyłam w nią i wszystkie nagrody spadły na dół.Przerażona nie odchylałam się od blondyna.Justin uśmiechnął się łobuzersko i zrzucił z siebie koszulkę po czym wyrzucił ją na bok.
-Stop.-powiedziałam szybko.
-Co znowu?!-krzyknął zdenerwowany.
-Nie możemy Justin.
-Czemu?!
-Ja...nie...tutaj?
-Czemu nie?-wyrzucił ręce w powietrze.
-Słuchaj,to że dla ciebie to codzienność to nie znaczy że dla mnie też,okej?
-Masz 19 lat!
-Mogę mieć nawet 30 i to mnie do niczego nie zobowiązuje!
-Czemu tak bardzo tego nie chcesz?!
-Czemu tak bardzo ci na tym zależy?!
-Odpowiedz na moje pytanie.
-A ty na moje
-Byłem pierwszy
-No i co z tego!Wiesz co mam cię dość.Cześć.-rzuciłam z obrzydzeniem i podeszłam do drzwi łapiąc za klamkę.
Cholera.Zdałam sobie sprawę że się ośmieszyłam bo przecież byliśmy zamknięci.Usłyszałam chichot za plecami.
-I z czego się śmiejesz?-rzuciłam.
-Jesteś urocza kiedy się denerwujesz
Wywróciłam oczami i spojrzałam na odkryty brzuch Justina.
-Po prostu cię kocham-zaśmiał się.
Odwróciłam się od niego na piętach i zamknęłam oczy pogrążając się w myślach.Poczułam ciepły oddech na mojej szyi więc przygryzłam dolną wargę.Justin zaczął składać na niej mokre pocałunki.Odepchnęłam go.
-Przestań.
-Do kurwy nędzy,o co ci chodzi,co?!
-Siedzimy w jakimś pieprzonym pokoju nauczycielskim czy Bóg wie w czym a ty nie przejmujesz się że szybko stąd nie wyjdziemy!
-Koniec świata.-chłopak powiedział z sarkazmem i wywrócił oczami.
-Wiesz że tego nienawidzę!
-Czego?
-Jak nic cię nie obchodzi i jak głupkowato wywracasz na mnie oczami!
-Sama to robisz!
-To co innego!
-Wiesz co?Siedź sobie tutaj kurwa sama.-podniósł z podłogi koszulkę i założył ją na siebie.-Nie mam ochoty słuchać twojego pieprzenia.-splunął i podszedł do okna otwierając je.
-Co ty wyprawiasz?!
-Wychodzę.-odpowiedział nie spoglądając na mnie w ogóle i przerzucił obie nogi przez parapet.
Justin rozejrzał się i nagle jego uwagę przykuł jakiś punkt.Podeszłam do okna i nim zdążyłam krzyknąć on zeskoczył na niższy punkt szkoły jeśli mogę to tak nazwać.Zwinnie wstał i nie oglądając się za siebie szukał następnego miejsca w które mógłby zeskoczyć bo tutaj było nadal za wysoko.

*Według Justina*

Kurwa utknąłem.Moje moce spiderman'a wygasły.Rozglądałem się szukając jakieś pomocy do zejścia i nagle poczułem jakby nad moją głową pojawiła się żółta żarówka oznajmiająca że mnie olśniło.Zauważyłem rynnę której nigdy wcześniej nie widziałem i szczerze nie wiem co robiła ona na budynku szkoły.Zwinnie zsunąłem się na dół i udałem się do mojego samochodu.Szedłem omijając inne auta i wpadłem na mój samochód.Sięgnąłem do kieszeni po kluczyki.Gdzie one są?Przeklnąłem się w myślach bo musiałem zostawić je w tamtym pokoju nauczycielskim czy co to tam było.

*Według Ashley*

Usiadłam w kącie i schowałam głowę w kolanach.
______________________
Siedziałam tak już dobrą godzinę bez niczego,bez telefonu bez klucza.Nagle usłyszałam otwieranie drzwi.Gwałtownie zerwałam się na nogi.Ujrzałam mojego WF'istę.Wytrzeszczył oczy kiedy zauważył zbite puchary.
-Co to ma być?!-krzyknął tak głośno że aż podskoczyłam.
-To...-zaczęłam przerażona.
-To moja wina.-dokończył znany mi głos i wtedy do małego pokoju wszedł Justin.
Otworzyłam buzię ze zdziwienia.
-Panie Bieber,co pan tu robi?!
-Byłem z Ashley tutaj,ktoś nas zamknął,ja wyszedłem oknem a ona została...
-A jak zbiliście wszystkie nagrody,huh?!
-To ja.Potknąłem się i wpadłem na szafę i...one spadły.-podrapał się po karku.
-Co ty m...-zaczęłam ale blondyn zasłonił mi delikatnie dłonią usta.
-Będziesz musiał ponieść koszty tego wszystkiego.
-Ta,wiem.-wzruszył ramionami.
-A co wy tutaj robiliście.
-Nic.
-Nie mam teraz czasu na wytłumaczenie tej sprawy,chcę się z tobą widzieć po lekcjach.Idźcie już.
Justin podniósł z podłogi swoje kluczyki,złapał mnie za rękę i udał się do klasy.
-Dlaczego to zrobiłeś?-zapytałam spokojnym głosem.
-Po co masz mieć obniżone zachowanie.
-Ale to moja wina!
-Jak już to nasza.
-No ale będziesz miał problemy!
-No i?Słuchaj nie takie rzeczy robiłem.Myślisz że się boję jakiegoś starego dziadka który uczy WF'u?-roześmiał się.
-Nie?
-Dokładnie.-uśmiechnął się.
Pociągnęłam go za rękę do wyjścia ze szkoły.Justin spojrzał na mnie pytająco.Nie mówiąc nic udałam się z nim do wyjścia bo nie miałam ochoty na naukę.Weszliśmy do samochodu Justina.Chłopak odpalił silnik.Z mojego siedzenia usiadłam na jego kolana i namiętnie pocałowałam wielokrotnie jego szyję.Usłyszałam pukanie w szybę.Obydwoje spojrzeliśmy kto to,a ja o mało nie dostałam zawału.