Cześć:) Tak dzisiaj postanowiłam że chcę was jakoś poinformowywać o nowych rozdziałach,więc każdy kto chcę być poinformowany o nowych rozdziałach niech zostawi w komentarzu pod wpisem,tym albo obojętnie którym,swojego Twittera a ja was będę na bierząco informować.
Pozdrawiam xoxo
poniedziałek, 9 września 2013
Fiveteen.
Weszły do windy i szybko drzwi od niej się zamknęły.Ponieważ druga winda była zepsuta,zostały mi schody.Zbiegłem na dół akurat wtedy kiedy one wyszły.Podbiegłem do Ash ale ona mnie ignorowała.
-Za co jesteś na mnie zła?-zapytałem pomimo że dokładnie wiedziałem co zrobiłem.
Nie odpowiedziała.
-Ashley.-powiedziałem.
-Daj mi spokój!-krzyknęła.
Zaczęły iść jeszcze szybciej.Obydwie wsiadły do jakiejś taksówki i od razu ruszyły.Co ja mam robić?Ona ma mnie całkowicie w dupie.Spojrzałem w górę i zamknąłem oczy próbując coś wymyślić.Wpadłem na genialny pomysł którego nigdy wcześniej bym nie zrobił,będę musiał się poświęcić.
*Według Ashley*
Kiedy byłyśmy pod domem,zapłaciłam taksówkarzowi i poszłyśmy z Van do domu.Nie wierzę,co za dureń!Jak ja mogłam go kochać!Nigdy mu tego nie wybaczę.Usiadłyśmy z Vanessą na kanapie w salonie.Tym razem to ona pocieszała mnie.
-Nie przejmuj się,dobrze wiesz jaki jest Justin.
-Wiem,ale...ja tak bardzo go kocham...-zaczęłam mówić twardo ale skończyło się tym że zaczęłam głośno płakać i nim się obejrzałam ramię Vanessy było całe w moich łzach.Położyłam się na kanapie bo byłam śpiąca.Moja przyjaciółka oglądała w telewizji jakiś film.Nie wiem jak to się stało i dlaczego tak szybko,ale najprawdopodobniej przez mój stan,szybko zasnęłam.
_______________________
Obudziłam się skulona na brzegu łóżka.Otworzyłam oczy i przypomniałam sobie wszystkie zdarzenia z wczoraj.
-Hej śpiochu.-powiedziała Van i się uśmiechnęła.
-Hej,hej.Gdzie jest Justin?-zapytałam.
-Nie ma go u ciebie?-wtrącił Cody.
Na jego odpowiedź otworzyłam szerzej oczy.
W myślach ukazał mi się Justin z zakrwawionym nosem i złym wyrazem twarzy.
-Jak on wyglądał?-zapytałam.
-Nie wiem,w czarnych włosach,takich krótkich,krótszych od Cody'ego.
-Mówił coś jeszcze?
-Nie wiem,pamiętam tylko że pytał o Vanessę i kazał jej powiedzieć żeby w końcu powiedziała tobie czemu z tobą zerwał.
Kiedy Van i Cody wyszli...
"Justin zdjął z siebie koszulkę i zaczął całować mnie po szyi."
Wypadek...
-Halo?-przyłożyłam telefon do ucha.
Usłyszałam płacz w telefonie na co gwałtownie zerwałam się z kanapy.
-Szybko,przyjedźcie tutaj!-płakała.
Przypomniałam sobie widok płaczącej na chodniku Vanessy i potem Cody'ego leżącego w szpitalu.Nagle zdałam sobie sprawę że zasnęłam na kanpie więc co robię w łóżku?Van raczej by mnie nie przeniosła a Cody leży w szpitalu.Obróciłam się na drugi bok i ujrzałam Justina który nie spał i patrzał na mnie.
-Co ty tu robisz?-zapytałam mrużąc oczy.
Justin oblizał wargi.
-Przepraszam...-zaczął spokojnie.
-Ile razy jeszcze usłyszę to twoje "przepraszam"?!
-Tyle dopóki mi nie wybaczysz.
-Prędzej stracisz głos.Nie rozumiem cię.Jesteśmy w domu,całujemy się,przyjeżdżamy do szpitala,podrywasz pielęgniarkę...co dalej?
Justin wstał z łóżka,leżał koło mnie w ciuchach,zdjął tylko buty.Poszedł do salonu.Myślałam że jest smutny albo wkurzony bo wyszedł bez słowa.Usiadłam na łóżku.Justin ponownie wszedł do pokoju trzymając ręce za plecami.Stanął przede mną.Zza pleców wyjął...bukiet róż.
-Przepraszam.-powiedział smutnym głosem.
Wstałam z łóżka.Otworzyłam buzię ze zdziwienia.Czy to możliwe że Justin zachował się jak dżentelmen i kupił mi róże?On nigdy by się tak nie zachował.Nie chciałam mu wybaczać...ale...to było dla mnie za trudne.Przełamałam się,znowu.
-Są...piękne.-powiedziałam do Justina który podał mi je.
-Nie bardziej od ciebie.-odpowiedział nie uśmiechając się bo najwyraźniej faktycznie czuł się winny.
Uśmiechnęłam się do niego.
-To...wybaczysz mi?-zapytał powoli.
-Jeśli obiecasz że już więcej nie będziesz podrywał innych dziewczyn kiedy jesteś ze mną...i kiedy jesteś beze mnie też nie.-powiedziałam.
-Obiecuję.-uśmiechnął się.
Położyłam kwiaty na łóżko i rzuciłam mu się na szyję,szybko złączyłam nasze wargi.W końcu się od siebie odkleiliśmy.
-To do ciebie nie podobne.-powiedziałam i się zaśmiałam.
-Ale co?
-No wiesz,kwiaty,przeprosiny,poczucie winy...
-Widzisz jak się dla ciebie poświęcam?
Zaczęłam się śmiać.Położyliśmy się na łóżku.
-Boże,nie wierzę że zachowuję się jak typowy pedał...-powiedział nagle.
-Czemu niby pedał?Chyba prawdziwy facet.
-Nie,to przereklamowane.
-To słodkie.-cmoknęłam go w policzek.
*Według Justina*
Wybaczyła mi i to jest najważniejsze.Wiem że Van jest na mnie nieźle wkurzona za to co zrobiłem ale to nie ona mnie obchodzi.Nagle poczułem wibrację w spodniach bo dostałem sms'a.Wyciągnąłem mojego I'phona z kieszeni.
Od:Cody
Ja pierdole,nudzi mi się jak cholera.
Zaśmiałem się.
-Kto to?-zapytała Ash.
-Cody.
-Co u niego?
-Pisze że się cholernie nudzi.
Odpisałem mu.
Do:Cody
Co ja ci poradzę?
Zanim zdążyłem schować telefon do kieszeni dostałem kolejnego sms'a.
Od:Cody
Dawaj tu.Ale bez dziewczyn.
Do:Cody
Czemu?
Od:Cody
Bo będzie "jak się czujesz?","bardzo boli?".
Do:Cody
Dobra zaraz będę frajerze.
Schowałem telefon do kieszeni spodni.
-Ym...wiesz co,jadę do Cody'ego.Niedługo będę.-pocałowałem Ashley i wstałem z łóżka.
-Dobra.-powiedziała i zeszła razem ze mną na dół bo szła do Vanessy.
Wyszedłem z domu i udałem się do auta.
*Według Ashley*
Justin wyszedł.
-Co robimy?-zapytałam Vanessy.-Nudzi mi się.-dodałam.
-Nie wiem,oglądamy jakiś film?-zaproponowała.
-Ooo dobry pomysł.To ty idź zrób popcorn a ja idę poszukać filmów na laptopie.
Moja przyjaciółka pokiwała głową i poszła do kuchni.Wzięłam jej laptopa bo mój zamulał.Włączyłam go i szukałam czegoś fajnego w folderze "Filmy".Przez przypadek przekierowało mnie do jakiegoś innego folderu.Zamarłam.Moje serce stanęło.Włączyłam zdjęcie przez które zrobiłam się cała blada.Była na nim Vanessa całująca się z...Jamesem.Zdjęć było więcej,nigdy wcześniej ich nie widziałam.
-Trzeci grudnia ubiegłego roku?-powiedziałam słyszalnym tylko dla mnie głosem.-To przecież parę dni albo i miesiąc po tym jak James mnie rzucił...-dodałam.
Nigdy nie byłam tak zdziwiona,zła,rozczarowana i nie wiem jakie tu uczucia jeszcze opisać.Nie da się tego wyrazić słowami.Van przyszła z popcornem.Postawiła miskę na stoliku a ja wywaliłam całą kukurydzę na podłogę.
-Co ty robisz?!-zapytała.
-Co TY robisz?!-krzyknęłam.
-O co ci chodzi?
-Możesz mi to wytłumaczyć do cholery?!
Obróciłam laptopa w jej stronę.Na widok tego zdjęcia oczy prawie wyszły jej z orbit.
-Dlaczego grzebiesz z moich prywatnych rzeczach?!-powiedziała.
-Myślałam że jesteśmy przyjaciółkami i nie ukrywamy przed sobą tajemnic!Po za tym nie grzebałam tylko to się samo włączyło!Myliłam się bo nie jesteś moją przyjaciółką,nienawidzę cię!-darłam się.
-To nie jest tak jak myślisz...-uspokoiła się.-Ashley daj mi wytłumaczyć!-mówiła.
-Nie!Mam w dupie twoje wyjaśnienia!Szkoda tylko że ci ufałam!-krzyknęłam i wybiegłam z domu trzaskając za sobą drzwiami.
Super,akurat zaczynało padać,los naprawdę mnie nienawidzi.Szłam w deszczu jak najdalej przed siebie.Szłam chodnikiem mijając ludzi z parasolami.Zaczęło się robić coraz zimniej a ja miałam koszulkę z krótkim rękawkiem.Ulice opustoszały.Byłam tylko ja i moje myśli.W głowie cały czas miałam obraz całującej się mojej przyjaciółki z Jamesem.Zaczęło lać jeszcze mocniej i gdyby tego było mało to chyba zbierało się na burzę.Usłyszałam jak grzmi.Gdzie ja mam teraz iść?Do domu w którym jest Vanessa?Do moich rodziców którzy zaraz zaczną o wszystko wypytywać?Gdzie mam iść?Ustałam pod dachem jakiegoś sklepu który był na moje (nie) szczęście zamknięty.Marzłam aż zauważyłam jakieś jadące auto.Kierowca zatrzymał się i uchylił szybę.To Justin!
-Co ty tu robisz?-zapytał zdziwiony i wysiadł z samochodu.
Nie wytrzymałam i po prostu poryczałam się jak dziecko.Justin zdjął z siebie kurtkę i założył mi ją bo widział że się trzęsę.Zaprowadził mnie za rękę do auta.Poczułam podwójne ciepło.
-Nawet nie wiesz jak cię teraz potrzebuję.-powiedziałam.
-Co się stało?
-Opowiem ci kiedy indziej.Wracasz już?-zapytałam ze łzami w oczach.
-Tak,jedziemy do ciebie?
-Nie!-krzyknęłam.
Justin spojrzał na mnie i zmarszczył czoło bo nie wiedział co się stało.
-To jedźmy do mnie.-powiedział.
-A twoja mama jest?
-Nie,wyjazd jej się przedłużył.
Pokiwałam głową.Justin ruszył i po paru minutach byliśmy już w jego domu.Zdjęłam buty i poszłam do jego pokoju.Blondyn usiadł na łóżko a ja koło niego.
-Teraz mi powiedz co się do chuja stało bo nie rozumiem.-powiedział.
Odetchnęłam ciężko.
-Kiedy wyszedłeś,miałyśmy z Vanessą obejrzeć sobie jakiś film,ona poszła po popcorn a ja wzięłam jej laptopa i szukałam filmu.Coś kliknęłam i weszłam w jakiś folder w którym były...zdjęcia Vanessy i Jamesa...
Justin wytrzeszczył oczy.
-James to...
-Tak,to ten koleś z którym się ostatnio pobiłeś.
-Ale jak to ona...z nim?
Westchnęłam.Najbliższe mi osoby mnie okłamują,dlaczego to jest takie trudne?
Ki
-J
-Za co jesteś na mnie zła?-zapytałem pomimo że dokładnie wiedziałem co zrobiłem.
Nie odpowiedziała.
-Ashley.-powiedziałem.
-Daj mi spokój!-krzyknęła.
Zaczęły iść jeszcze szybciej.Obydwie wsiadły do jakiejś taksówki i od razu ruszyły.Co ja mam robić?Ona ma mnie całkowicie w dupie.Spojrzałem w górę i zamknąłem oczy próbując coś wymyślić.Wpadłem na genialny pomysł którego nigdy wcześniej bym nie zrobił,będę musiał się poświęcić.
*Według Ashley*
Kiedy byłyśmy pod domem,zapłaciłam taksówkarzowi i poszłyśmy z Van do domu.Nie wierzę,co za dureń!Jak ja mogłam go kochać!Nigdy mu tego nie wybaczę.Usiadłyśmy z Vanessą na kanapie w salonie.Tym razem to ona pocieszała mnie.
-Nie przejmuj się,dobrze wiesz jaki jest Justin.
-Wiem,ale...ja tak bardzo go kocham...-zaczęłam mówić twardo ale skończyło się tym że zaczęłam głośno płakać i nim się obejrzałam ramię Vanessy było całe w moich łzach.Położyłam się na kanapie bo byłam śpiąca.Moja przyjaciółka oglądała w telewizji jakiś film.Nie wiem jak to się stało i dlaczego tak szybko,ale najprawdopodobniej przez mój stan,szybko zasnęłam.
_______________________
Obudziłam się skulona na brzegu łóżka.Otworzyłam oczy i przypomniałam sobie wszystkie zdarzenia z wczoraj.
-Hej śpiochu.-powiedziała Van i się uśmiechnęła.
-Hej,hej.Gdzie jest Justin?-zapytałam.
-Nie ma go u ciebie?-wtrącił Cody.
Na jego odpowiedź otworzyłam szerzej oczy.
W myślach ukazał mi się Justin z zakrwawionym nosem i złym wyrazem twarzy.
-Jak on wyglądał?-zapytałam.
-Nie wiem,w czarnych włosach,takich krótkich,krótszych od Cody'ego.
-Mówił coś jeszcze?
-Nie wiem,pamiętam tylko że pytał o Vanessę i kazał jej powiedzieć żeby w końcu powiedziała tobie czemu z tobą zerwał.
Kiedy Van i Cody wyszli...
"Justin zdjął z siebie koszulkę i zaczął całować mnie po szyi."
Wypadek...
-Halo?-przyłożyłam telefon do ucha.
Usłyszałam płacz w telefonie na co gwałtownie zerwałam się z kanapy.
-Szybko,przyjedźcie tutaj!-płakała.
Przypomniałam sobie widok płaczącej na chodniku Vanessy i potem Cody'ego leżącego w szpitalu.Nagle zdałam sobie sprawę że zasnęłam na kanpie więc co robię w łóżku?Van raczej by mnie nie przeniosła a Cody leży w szpitalu.Obróciłam się na drugi bok i ujrzałam Justina który nie spał i patrzał na mnie.
-Co ty tu robisz?-zapytałam mrużąc oczy.
Justin oblizał wargi.
-Przepraszam...-zaczął spokojnie.
-Ile razy jeszcze usłyszę to twoje "przepraszam"?!
-Tyle dopóki mi nie wybaczysz.
-Prędzej stracisz głos.Nie rozumiem cię.Jesteśmy w domu,całujemy się,przyjeżdżamy do szpitala,podrywasz pielęgniarkę...co dalej?
Justin wstał z łóżka,leżał koło mnie w ciuchach,zdjął tylko buty.Poszedł do salonu.Myślałam że jest smutny albo wkurzony bo wyszedł bez słowa.Usiadłam na łóżku.Justin ponownie wszedł do pokoju trzymając ręce za plecami.Stanął przede mną.Zza pleców wyjął...bukiet róż.
-Przepraszam.-powiedział smutnym głosem.
Wstałam z łóżka.Otworzyłam buzię ze zdziwienia.Czy to możliwe że Justin zachował się jak dżentelmen i kupił mi róże?On nigdy by się tak nie zachował.Nie chciałam mu wybaczać...ale...to było dla mnie za trudne.Przełamałam się,znowu.
-Są...piękne.-powiedziałam do Justina który podał mi je.
-Nie bardziej od ciebie.-odpowiedział nie uśmiechając się bo najwyraźniej faktycznie czuł się winny.
Uśmiechnęłam się do niego.
-To...wybaczysz mi?-zapytał powoli.
-Jeśli obiecasz że już więcej nie będziesz podrywał innych dziewczyn kiedy jesteś ze mną...i kiedy jesteś beze mnie też nie.-powiedziałam.
-Obiecuję.-uśmiechnął się.
Położyłam kwiaty na łóżko i rzuciłam mu się na szyję,szybko złączyłam nasze wargi.W końcu się od siebie odkleiliśmy.
-To do ciebie nie podobne.-powiedziałam i się zaśmiałam.
-Ale co?
-No wiesz,kwiaty,przeprosiny,poczucie winy...
-Widzisz jak się dla ciebie poświęcam?
Zaczęłam się śmiać.Położyliśmy się na łóżku.
-Boże,nie wierzę że zachowuję się jak typowy pedał...-powiedział nagle.
-Czemu niby pedał?Chyba prawdziwy facet.
-Nie,to przereklamowane.
-To słodkie.-cmoknęłam go w policzek.
*Według Justina*
Wybaczyła mi i to jest najważniejsze.Wiem że Van jest na mnie nieźle wkurzona za to co zrobiłem ale to nie ona mnie obchodzi.Nagle poczułem wibrację w spodniach bo dostałem sms'a.Wyciągnąłem mojego I'phona z kieszeni.
Od:Cody
Ja pierdole,nudzi mi się jak cholera.
Zaśmiałem się.
-Kto to?-zapytała Ash.
-Cody.
-Co u niego?
-Pisze że się cholernie nudzi.
Odpisałem mu.
Do:Cody
Co ja ci poradzę?
Zanim zdążyłem schować telefon do kieszeni dostałem kolejnego sms'a.
Od:Cody
Dawaj tu.Ale bez dziewczyn.
Do:Cody
Czemu?
Od:Cody
Bo będzie "jak się czujesz?","bardzo boli?".
Do:Cody
Dobra zaraz będę frajerze.
Schowałem telefon do kieszeni spodni.
-Ym...wiesz co,jadę do Cody'ego.Niedługo będę.-pocałowałem Ashley i wstałem z łóżka.
-Dobra.-powiedziała i zeszła razem ze mną na dół bo szła do Vanessy.
Wyszedłem z domu i udałem się do auta.
*Według Ashley*
Justin wyszedł.
-Co robimy?-zapytałam Vanessy.-Nudzi mi się.-dodałam.
-Nie wiem,oglądamy jakiś film?-zaproponowała.
-Ooo dobry pomysł.To ty idź zrób popcorn a ja idę poszukać filmów na laptopie.
Moja przyjaciółka pokiwała głową i poszła do kuchni.Wzięłam jej laptopa bo mój zamulał.Włączyłam go i szukałam czegoś fajnego w folderze "Filmy".Przez przypadek przekierowało mnie do jakiegoś innego folderu.Zamarłam.Moje serce stanęło.Włączyłam zdjęcie przez które zrobiłam się cała blada.Była na nim Vanessa całująca się z...Jamesem.Zdjęć było więcej,nigdy wcześniej ich nie widziałam.
-Trzeci grudnia ubiegłego roku?-powiedziałam słyszalnym tylko dla mnie głosem.-To przecież parę dni albo i miesiąc po tym jak James mnie rzucił...-dodałam.
Nigdy nie byłam tak zdziwiona,zła,rozczarowana i nie wiem jakie tu uczucia jeszcze opisać.Nie da się tego wyrazić słowami.Van przyszła z popcornem.Postawiła miskę na stoliku a ja wywaliłam całą kukurydzę na podłogę.
-Co ty robisz?!-zapytała.
-Co TY robisz?!-krzyknęłam.
-O co ci chodzi?
-Możesz mi to wytłumaczyć do cholery?!
Obróciłam laptopa w jej stronę.Na widok tego zdjęcia oczy prawie wyszły jej z orbit.
-Dlaczego grzebiesz z moich prywatnych rzeczach?!-powiedziała.
-Myślałam że jesteśmy przyjaciółkami i nie ukrywamy przed sobą tajemnic!Po za tym nie grzebałam tylko to się samo włączyło!Myliłam się bo nie jesteś moją przyjaciółką,nienawidzę cię!-darłam się.
-To nie jest tak jak myślisz...-uspokoiła się.-Ashley daj mi wytłumaczyć!-mówiła.
-Nie!Mam w dupie twoje wyjaśnienia!Szkoda tylko że ci ufałam!-krzyknęłam i wybiegłam z domu trzaskając za sobą drzwiami.
Super,akurat zaczynało padać,los naprawdę mnie nienawidzi.Szłam w deszczu jak najdalej przed siebie.Szłam chodnikiem mijając ludzi z parasolami.Zaczęło się robić coraz zimniej a ja miałam koszulkę z krótkim rękawkiem.Ulice opustoszały.Byłam tylko ja i moje myśli.W głowie cały czas miałam obraz całującej się mojej przyjaciółki z Jamesem.Zaczęło lać jeszcze mocniej i gdyby tego było mało to chyba zbierało się na burzę.Usłyszałam jak grzmi.Gdzie ja mam teraz iść?Do domu w którym jest Vanessa?Do moich rodziców którzy zaraz zaczną o wszystko wypytywać?Gdzie mam iść?Ustałam pod dachem jakiegoś sklepu który był na moje (nie) szczęście zamknięty.Marzłam aż zauważyłam jakieś jadące auto.Kierowca zatrzymał się i uchylił szybę.To Justin!
-Co ty tu robisz?-zapytał zdziwiony i wysiadł z samochodu.
Nie wytrzymałam i po prostu poryczałam się jak dziecko.Justin zdjął z siebie kurtkę i założył mi ją bo widział że się trzęsę.Zaprowadził mnie za rękę do auta.Poczułam podwójne ciepło.
-Nawet nie wiesz jak cię teraz potrzebuję.-powiedziałam.
-Co się stało?
-Opowiem ci kiedy indziej.Wracasz już?-zapytałam ze łzami w oczach.
-Tak,jedziemy do ciebie?
-Nie!-krzyknęłam.
Justin spojrzał na mnie i zmarszczył czoło bo nie wiedział co się stało.
-To jedźmy do mnie.-powiedział.
-A twoja mama jest?
-Nie,wyjazd jej się przedłużył.
Pokiwałam głową.Justin ruszył i po paru minutach byliśmy już w jego domu.Zdjęłam buty i poszłam do jego pokoju.Blondyn usiadł na łóżko a ja koło niego.
-Teraz mi powiedz co się do chuja stało bo nie rozumiem.-powiedział.
Odetchnęłam ciężko.
-Kiedy wyszedłeś,miałyśmy z Vanessą obejrzeć sobie jakiś film,ona poszła po popcorn a ja wzięłam jej laptopa i szukałam filmu.Coś kliknęłam i weszłam w jakiś folder w którym były...zdjęcia Vanessy i Jamesa...
Justin wytrzeszczył oczy.
-James to...
-Tak,to ten koleś z którym się ostatnio pobiłeś.
-Ale jak to ona...z nim?
Westchnęłam.Najbliższe mi osoby mnie okłamują,dlaczego to jest takie trudne?
Ki
-J
niedziela, 8 września 2013
Pozostali bohaterowie.
Cody Maxis-ma 19 lat,mieszka w Las Vegas.Jest najlepszym kumplem Justina.Ma wujka w L.A którego często odwiedza.Jego wujek jest jednocześnie starym kolegą ojca Justina.
Tom Freew-chodzi do szkoły razem z Vanessą,Ashley i Justinem.Nienawidzi Biebera ze względu na to że odkąd doszedł do ich szkoły,to on jest zawsze w centrum uwagi i przyciąga najwięcej dziewczyn.Będzie starał się odbić Justinowi Ashley bo chce udowodnić że to wszystkie laski lecą właśnie na niego.Trenuje koszykówkę i często wdaje się w bójki.
James Larightoon-20 letni chłopak.Były Ashley.Jest tajemniczy i wie coś co jak mówi "Zmieni życie Ash,gdy dowie się że najbliższa jej osoba kłamie." Reszty o Jamesie dowiecie się w następnych rozdziałach;)
Oliver Noth-ma 18 lat i jest kuzynem Ashley.Jest nieznośny i zachowuje się jak dziecko.Jest bardzo towarzyski ale nie każdy przyjmuje jego zachowanie z poczuciem humoru.
sobota, 7 września 2013
Fourteen.
Nie mogłam przestać myśleć o co chodziło Jamesowi z Vanessą,skąd on w ogóle wie o mnie i o Justinie?Co się z nim stało przez rok?Nie widziałam go ani razu od tamtej pory.To dziwne.Justin siedział i patrzał się przed siebie wywracając w buzi językiem we wszystkie strony.Nad czymś myślał.Nie chciałam go pytać o co chodzi bo patrzyłam na niego uważnie.Nie wytrzymałam.
-Nad czym tak myślisz?
-Nad że mogłem go mocniej jebnąć.
Zaśmiałam się bez najmniejszego uśmiechu i uczucia.
-To...gdzie on teraz jest?-zapytałam wolno.
-Skąd mam wiedzieć.
-Bo tam byłeś?
-Zostawiłem go w uliczce,pewnie potem wstał i gdzieś poszedł.
-Na policje na przykład...
Justin zaśmiał się ironicznie.
-Ja mu nic nie zrobiłem,zresztą jakby poszedł na policje to chyba bym się zesrał ze śmiechu.-powiedział wyluzowany.
Pokiwałam głową.
-Chodź,jesteś pewnie głodny.-powiedziałam nagle i udałam się w stronę drzwi.
-Nawet nie wiesz jak.-zaśmiał się.
Zeszliśmy na dół,Justin usiadł na kanapie a ja poszłam do kuchni w której była Van.
-Co robisz?-zapytałam.
-Szukam lodu.
-Może w lodówce?-zapytałam zirytowana.
-Lód?W lodówce?Chyba powinien być raczej w zamrażarce.
-Ostatnio brałam do soku i schowałam do lodówki.
Van uśmiechnęła się i otworzyła lodówkę.
-Czekaj,a po co ci lód?
-Chcę dać Justinowi.
-Na nos?To bez sensu.
-Może pomoże.
Wzruszyłam ramionami i wyjęłam z lodówki 4 jajka.Usmażyłam jajecznicę i wrzuciłam ją z patelni na dwa talerze.Posmarowałam chleb i pokroiłam pomidora w plasterki.Zaniosłam Justinowi do salonu.Jeden talerz dałam jemu,drugi Cody'emu.
-Dzięki,umieram z głodu.-powiedział Justin.
Zaśmiałam się i usiadłam koło niego.Kiedy zjedli wyniosłam talerze do kuchni i wróciłam do nich.
-Vanessa,jutro musimy iść do szkoły.Nie możemy opuszczać lekcji.
-Wiem ale nie chcę.-odpowiedziała i jęknęła.
Westchnęłam.
-Co dziś robimy?-zapytałam wszystkich.
-Ja dzisiaj wracam do Vegas.-powiedział Cody.
-Co?Nie...-rzekła rozczarowana Van.-Kiedy znowu przyjedziesz?-dodała.
-Mam nadzieję że szybko.-odpowiedział i pokazał jej swoje białe zęby.
-A my?-powiedziałam do Justina i usiadłam na niego okrakiem.-Jakieś życzenia?
-Ym...a nie to się nie liczy...-wykrztusił z siebie i zaczął się śmiać.
Dołączyłam do niego.
-Dobra gołąbeczki i Vanessa ja już spadam bo wujek potem mnie nie zawiezie.-Cody wstał i delikatnie i krótko przytulił się z Van.
Przybił mi i Justinowi piątkę i udał się do drzwi.
-Poczekaj,odprowadzę cię do wujka.-rzuciła moja przyjaciółka.
-Chce ci się?-zapytał.
-No pewnie.
Wzięła kurtkę i udała się za Cody'm zamykając za sobą drzwi wejściowe.
-No skarbie,zostaliśmy sami.-uśmiechnął się łobuzersko blondyn.
-Coś sugerujesz?-zapytałam unosząc brew.
-Dobrze wiesz co sugeruję.
-Nie,nie wiem.
Justin zdjął z siebie koszulkę i zaczął całować mnie po szyi.
-Justin,nie.-zaczęłam się śmiać.
Nie odpowiedział.
-Nie zaczynaj bo potem nie skończysz.-dodałam.
-Nie musimy kończyć mała.
-Justin!
Walnęłam go w ramię na co on się zaśmiał.
-No co?
Wywróciłam oczami.
-Przestań.
-Ale co ja zrobiłem?Ja tylko grzecznie planuje nam czas.
-Grzecznie?Nie wiem czy to jest grzeczne.
-Co jest niby nie grzeczne ?
-To czego chcesz.
-Ty też.
-Nie prawda.
-Prawda.
-Nie.
-Tak.
Leżeliśmy na kanapie już jakieś 10 minut i prawie zasnęliśmy.Nagle zadzwonił mój telefon.To Van.
-Halo?-przyłożyłam telefon do ucha.
Usłyszałam płacz w telefonie na co gwałtownie zerwałam się z kanapy.
-Szybko,przyjedźcie tutaj!-płakała.
-Gdzie?Vanessa co się stało?!-zapytałam przestraszona.
-Pod centrum handlowe!Szybko!
Rozłączyła się.
-Chodź szybko!-krzyknęłam do Justina.
Pobiegłam po bluzę i długie spodnie bo nadal miałam pidżamę.Ubrałam pośpiesznie buty i razem z Justinem wybiegliśmy z domu i weszliśmy do auta.Powiedziałam mu gdzie ma jechać.Serce mi waliło jak młot.Wreszcie dojechaliśmy na miejsce.Zobaczyłam karetkę i płaczącą Van.Wybiegłam z auta.
-Boże,co się stało?!-darłam się wręcz.
Od razu za mną przybiegł Justin i również był zaniepokojony.
-Szliśmy z Cody'm...-zaczęła i nie mogła dalej mówić bo zalała się łzami.
Przytuliłam ją.
-Spokojnie.
-I wtedy...ja zatrzymałam się i patrzałam na telefon bo dostałam sms'a,on szedł dalej i kiedy wyszedł zza samochodu nagle inny nie zauważając go...potrącił go...-nie wytrzymała i zaczęła głośno szlochać.
Justin wytrzeszczył oczy i podbiegł do gościa który pomagał wkładać Cody'ego do karetki.
-Co z nim?!-krzyczał przerażony.-Kurwa powiedzcie że wszystko dobrze i tylko się poobijał!-dodał denerwując się.
-Wszystko okaże się w szpitalu.-odpowiedział szybko facet po czym wsiadł do pojazdu i ujrzeliśmy tylko karetkę jadącą szybko na sygnale.
Justin pokazał nam ręką abyśmy weszły do auta po czym szybko do niego wszedł i za nim zdążyłyśmy wsiąść on już odpalał silnik.Przyjechaliśmy do szpitala.Ja z Van usiadłyśmy w poczekalni a Justin poszedł się zapytać o Cody'ego.
*Według Justina*
Kurwa co się właściwie dzieje.Podszedłem do jakiejś kobiety która stała za ladą.
-W której sali leży Cody Maxis?
-Kim pan jest?-odpowiedziała.
-Jego przyjacielem.
-Nie mogę zdradzać panu żadnych informacji jeśli nie jest pan z jego rodziny.Przepraszam.
-Kurwa jestem jedyną osobą w Los Angeles którą zna!-krzyknąłem.-Przyjechał do mnie!-dodałem próbując się opanować.
-W takim razie...dobrze.Leży w sali 103.Proszę iść na ten korytarz.Lekarz poinformuje pana kiedy będzie można go odwiedzić.
-Dzięki.-rzuciłem i pobiegłem do dziewczyn.
Ujrzałem płaczącą nadal Vanessę i pocieszającą ją Ash.Tak sexy wyglądała w tych ciuchach.Dobra Justin nie teraz.
-Chodźcie,jest w sali 103.To chyba drugie piętro.
Udaliśmy się do dużej windy za chwilę byliśmy na długim korytarzu w którym znajdowało się pełno sal.Usiadłem na jednym z krzeseł,obok mnie usiadły dziewczyny.Po 20 minutach siedzenia z sali wyszedł lekarz.
-Jak on się czuje?-zapytałem i wstałem z miejsca.
-Jego stan nie jest ciężki.Pan Maxis miał wyjątkowe szczęście ponieważ samochód nie uderzył całego jego ciała tylko część.Na dodatek przed wjechaniem wyhamował ostro więc obrażenia nie są poważne.
-Mogę go odwiedzić?
-Tak,ale nie za długo.Niedługo czeka go operacja.
Pokiwałem głową i powoli wszedłem z Ashley i Van do sali.Zamknąłem za sobą drzwi.
-Hej,stary,jak się czujesz.-rzuciłem.
Idiota ze mnie.Właśnie potrącił go samochód a ja pytam czy wszystko w porządku.
-W-wporzo.-wykrztusił z siebie ledwo co.
-Mocno boli?-zapytała drżącym głosem Vanessa.
-Nie,dostałem znieczulenie.Ashley?Justin?Co wy tu robicie?
-Ja pierdole,nie mów że straciłeś pamięć.-powiedziałem i jęknąłem.
-Nie straciłem pamięci baranie,pytam co tu robicie.-zaśmiał się cicho i delikatnie bo nie miał siły.
-Przyjechaliśmy kiedy tylko Van zadzwoniła.-wtrąciła Ash.
-Spoko,będę żył.-powiedział.
-Zajebie tego drania co się potrącił.-powiedziała Vanessa zaciskając zęby.
Cody się zaśmiał.
-Wychodzę za 3-4 dni jeśli wszystko będzie okej.Więc na razie zostaje w L.A.
Nagle do sali weszła pielęgniarka.Miała jakieś 24 lata i była strasznie sexy.
-Kto z was jest przyjacielem bądź rodziną pana Maxis?-zapytała.
Ustałem na przeciwko jej i spojrzałem na jej biust.Za chwilę znów na jej twarz.Oblizałem usta.
-Ja.-rzuciłem.
-Dobrze,niestety muszę prosić państwa o opuszczenie sali ponieważ za chwilę państwa przyjaciel będzie operowany.
-Właśnie,idźcie.
Ashley potrząsnęła głową i zaśmiała się ironicznie.
-Jesteś dupkiem Bieber.Nienawidzę cię.-powiedziała.
Van udała się za nią i spojrzała na mnie wrogo.Wybiegłem z sali.
-Czekaj!-krzyczałem i pobiegłem za idącą szybko przede mną Ashley.
Teraz to mnie naprawdę znienawidziła.
-Nad czym tak myślisz?
-Nad że mogłem go mocniej jebnąć.
Zaśmiałam się bez najmniejszego uśmiechu i uczucia.
-To...gdzie on teraz jest?-zapytałam wolno.
-Skąd mam wiedzieć.
-Bo tam byłeś?
-Zostawiłem go w uliczce,pewnie potem wstał i gdzieś poszedł.
-Na policje na przykład...
Justin zaśmiał się ironicznie.
-Ja mu nic nie zrobiłem,zresztą jakby poszedł na policje to chyba bym się zesrał ze śmiechu.-powiedział wyluzowany.
Pokiwałam głową.
-Chodź,jesteś pewnie głodny.-powiedziałam nagle i udałam się w stronę drzwi.
-Nawet nie wiesz jak.-zaśmiał się.
Zeszliśmy na dół,Justin usiadł na kanapie a ja poszłam do kuchni w której była Van.
-Co robisz?-zapytałam.
-Szukam lodu.
-Może w lodówce?-zapytałam zirytowana.
-Lód?W lodówce?Chyba powinien być raczej w zamrażarce.
-Ostatnio brałam do soku i schowałam do lodówki.
Van uśmiechnęła się i otworzyła lodówkę.
-Czekaj,a po co ci lód?
-Chcę dać Justinowi.
-Na nos?To bez sensu.
-Może pomoże.
Wzruszyłam ramionami i wyjęłam z lodówki 4 jajka.Usmażyłam jajecznicę i wrzuciłam ją z patelni na dwa talerze.Posmarowałam chleb i pokroiłam pomidora w plasterki.Zaniosłam Justinowi do salonu.Jeden talerz dałam jemu,drugi Cody'emu.
-Dzięki,umieram z głodu.-powiedział Justin.
Zaśmiałam się i usiadłam koło niego.Kiedy zjedli wyniosłam talerze do kuchni i wróciłam do nich.
-Vanessa,jutro musimy iść do szkoły.Nie możemy opuszczać lekcji.
-Wiem ale nie chcę.-odpowiedziała i jęknęła.
Westchnęłam.
-Co dziś robimy?-zapytałam wszystkich.
-Ja dzisiaj wracam do Vegas.-powiedział Cody.
-Co?Nie...-rzekła rozczarowana Van.-Kiedy znowu przyjedziesz?-dodała.
-Mam nadzieję że szybko.-odpowiedział i pokazał jej swoje białe zęby.
-A my?-powiedziałam do Justina i usiadłam na niego okrakiem.-Jakieś życzenia?
-Ym...a nie to się nie liczy...-wykrztusił z siebie i zaczął się śmiać.
Dołączyłam do niego.
-Dobra gołąbeczki i Vanessa ja już spadam bo wujek potem mnie nie zawiezie.-Cody wstał i delikatnie i krótko przytulił się z Van.
Przybił mi i Justinowi piątkę i udał się do drzwi.
-Poczekaj,odprowadzę cię do wujka.-rzuciła moja przyjaciółka.
-Chce ci się?-zapytał.
-No pewnie.
Wzięła kurtkę i udała się za Cody'm zamykając za sobą drzwi wejściowe.
-No skarbie,zostaliśmy sami.-uśmiechnął się łobuzersko blondyn.
-Coś sugerujesz?-zapytałam unosząc brew.
-Dobrze wiesz co sugeruję.
-Nie,nie wiem.
Justin zdjął z siebie koszulkę i zaczął całować mnie po szyi.
-Justin,nie.-zaczęłam się śmiać.
Nie odpowiedział.
-Nie zaczynaj bo potem nie skończysz.-dodałam.
-Nie musimy kończyć mała.
-Justin!
Walnęłam go w ramię na co on się zaśmiał.
-No co?
Wywróciłam oczami.
-Przestań.
-Ale co ja zrobiłem?Ja tylko grzecznie planuje nam czas.
-Grzecznie?Nie wiem czy to jest grzeczne.
-Co jest niby nie grzeczne ?
-To czego chcesz.
-Ty też.
-Nie prawda.
-Prawda.
-Nie.
-Tak.
Leżeliśmy na kanapie już jakieś 10 minut i prawie zasnęliśmy.Nagle zadzwonił mój telefon.To Van.
-Halo?-przyłożyłam telefon do ucha.
Usłyszałam płacz w telefonie na co gwałtownie zerwałam się z kanapy.
-Szybko,przyjedźcie tutaj!-płakała.
-Gdzie?Vanessa co się stało?!-zapytałam przestraszona.
-Pod centrum handlowe!Szybko!
Rozłączyła się.
-Chodź szybko!-krzyknęłam do Justina.
Pobiegłam po bluzę i długie spodnie bo nadal miałam pidżamę.Ubrałam pośpiesznie buty i razem z Justinem wybiegliśmy z domu i weszliśmy do auta.Powiedziałam mu gdzie ma jechać.Serce mi waliło jak młot.Wreszcie dojechaliśmy na miejsce.Zobaczyłam karetkę i płaczącą Van.Wybiegłam z auta.
-Boże,co się stało?!-darłam się wręcz.
Od razu za mną przybiegł Justin i również był zaniepokojony.
-Szliśmy z Cody'm...-zaczęła i nie mogła dalej mówić bo zalała się łzami.
Przytuliłam ją.
-Spokojnie.
-I wtedy...ja zatrzymałam się i patrzałam na telefon bo dostałam sms'a,on szedł dalej i kiedy wyszedł zza samochodu nagle inny nie zauważając go...potrącił go...-nie wytrzymała i zaczęła głośno szlochać.
Justin wytrzeszczył oczy i podbiegł do gościa który pomagał wkładać Cody'ego do karetki.
-Co z nim?!-krzyczał przerażony.-Kurwa powiedzcie że wszystko dobrze i tylko się poobijał!-dodał denerwując się.
-Wszystko okaże się w szpitalu.-odpowiedział szybko facet po czym wsiadł do pojazdu i ujrzeliśmy tylko karetkę jadącą szybko na sygnale.
Justin pokazał nam ręką abyśmy weszły do auta po czym szybko do niego wszedł i za nim zdążyłyśmy wsiąść on już odpalał silnik.Przyjechaliśmy do szpitala.Ja z Van usiadłyśmy w poczekalni a Justin poszedł się zapytać o Cody'ego.
*Według Justina*
Kurwa co się właściwie dzieje.Podszedłem do jakiejś kobiety która stała za ladą.
-W której sali leży Cody Maxis?
-Kim pan jest?-odpowiedziała.
-Jego przyjacielem.
-Nie mogę zdradzać panu żadnych informacji jeśli nie jest pan z jego rodziny.Przepraszam.
-Kurwa jestem jedyną osobą w Los Angeles którą zna!-krzyknąłem.-Przyjechał do mnie!-dodałem próbując się opanować.
-W takim razie...dobrze.Leży w sali 103.Proszę iść na ten korytarz.Lekarz poinformuje pana kiedy będzie można go odwiedzić.
-Dzięki.-rzuciłem i pobiegłem do dziewczyn.
Ujrzałem płaczącą nadal Vanessę i pocieszającą ją Ash.Tak sexy wyglądała w tych ciuchach.Dobra Justin nie teraz.
-Chodźcie,jest w sali 103.To chyba drugie piętro.
Udaliśmy się do dużej windy za chwilę byliśmy na długim korytarzu w którym znajdowało się pełno sal.Usiadłem na jednym z krzeseł,obok mnie usiadły dziewczyny.Po 20 minutach siedzenia z sali wyszedł lekarz.
-Jak on się czuje?-zapytałem i wstałem z miejsca.
-Jego stan nie jest ciężki.Pan Maxis miał wyjątkowe szczęście ponieważ samochód nie uderzył całego jego ciała tylko część.Na dodatek przed wjechaniem wyhamował ostro więc obrażenia nie są poważne.
-Mogę go odwiedzić?
-Tak,ale nie za długo.Niedługo czeka go operacja.
Pokiwałem głową i powoli wszedłem z Ashley i Van do sali.Zamknąłem za sobą drzwi.
-Hej,stary,jak się czujesz.-rzuciłem.
Idiota ze mnie.Właśnie potrącił go samochód a ja pytam czy wszystko w porządku.
-W-wporzo.-wykrztusił z siebie ledwo co.
-Mocno boli?-zapytała drżącym głosem Vanessa.
-Nie,dostałem znieczulenie.Ashley?Justin?Co wy tu robicie?
-Ja pierdole,nie mów że straciłeś pamięć.-powiedziałem i jęknąłem.
-Nie straciłem pamięci baranie,pytam co tu robicie.-zaśmiał się cicho i delikatnie bo nie miał siły.
-Przyjechaliśmy kiedy tylko Van zadzwoniła.-wtrąciła Ash.
-Spoko,będę żył.-powiedział.
-Zajebie tego drania co się potrącił.-powiedziała Vanessa zaciskając zęby.
Cody się zaśmiał.
-Wychodzę za 3-4 dni jeśli wszystko będzie okej.Więc na razie zostaje w L.A.
Nagle do sali weszła pielęgniarka.Miała jakieś 24 lata i była strasznie sexy.
-Kto z was jest przyjacielem bądź rodziną pana Maxis?-zapytała.
Ustałem na przeciwko jej i spojrzałem na jej biust.Za chwilę znów na jej twarz.Oblizałem usta.
-Ja.-rzuciłem.
-Dobrze,niestety muszę prosić państwa o opuszczenie sali ponieważ za chwilę państwa przyjaciel będzie operowany.
-Właśnie,idźcie.
Ashley potrząsnęła głową i zaśmiała się ironicznie.
-Jesteś dupkiem Bieber.Nienawidzę cię.-powiedziała.
Van udała się za nią i spojrzała na mnie wrogo.Wybiegłem z sali.
-Czekaj!-krzyczałem i pobiegłem za idącą szybko przede mną Ashley.
Teraz to mnie naprawdę znienawidziła.
środa, 4 września 2013
Thirteen.
Po skończonej grze,chciało nam się spać.Trochę wcześnie no ale cóż.Cody poszedł do pokoju Vanessy.
-Idźcie do twojego pokoju.-powiedziała Van.
-Nie,my prześpimy się na kanapie.-powiedziałam.
-Ash,ja będę spać na kanapie.
-Nie wyśpicie się.
-Ty też nie.
-No ale ja sama się wyśpię,a wy we dwoje,będzie wam ciasno.
-Ale...
-Nie ma żadnego "ale".Marsz do pokoju.-zaśmiała się.
Uśmiechnęłam się i zaciągnęłam Justina na górę.Kiedy weszliśmy zamknęłam drzwi.
-Poczekaj,idę do łazienki.
-Okej.-odpowiedział Justin.
Wzięłam za dużą koszulkę i udałam się pod prysznic.Krople wody spływały powoli po moim ciele.Wyszłam z pod prysznica.Wytarłam się puchatym ręcznikiem i ubrałam na siebie koszulkę.Wyszłam z łazienki.Justin siedział na łóżku.
-Jestem.-powiedziałam.-Chcesz jakąś koszulkę do spania?-dodałam i zaczęłam się śmiać.
Justin wybuchł śmiechem.
-Tak,tak.-powiedział z sarkazmem.
-No co,mam większe koszulki.
Podeszłam do szafki i wyjęłam za dużą różową koszulkę.Justin zaczął się śmiać.
-Serio?-powiedział.
-Może lepiej daj mi gacie.-powiedział i się zaśmiał.
-Ymm,okej.
Podeszłam do szuflady i wyjęłam majtki z czarno różowej koronki.Po czym rzuciłam nimi w Justina.
-Proszę bardzo,skarbie.-powiedziałam.
Wylądowały mu na twarzy.Nie mogłam powstrzymać śmiechu.Bieber zdjął się ze swoich oczu i podszedł do mnie i objął mnie w talii.
-Nie skorzystam z tej oferty mała.-powiedział mi do ucha.
-Okej,jak chcesz.-powiedziałam śmiejąc się.
Justin wszedł do łazienki.Siedział tam ok.5 minut.Wyszedł w samych spodenkach.Rzucił koszulkę na krzesło,mocno odetchnął i położył się na łóżku.Ja nadal siedziałam.Położyłam się obok a głowę oparłam na jego umięśnionym brzuchu.On położył swoją rękę na moich plecach i pocałował mnie w czoło.
-Justin...-zaczęłam spokojnie.
-Hm?
-Obiecaj że mnie nigdy nie zostawisz...
Justin popatrzał na mnie przez chwilę.
-Obiecuję.-powiedział.
Uśmiechnęłam się i przytuliłam się jeszcze bardziej.
-Nigdy bym nie pomyślał że będę mieć tak szybko dziewczynę na stałe...-powiedział.
-Na stałe?-zapytałam i uniosłam brew.
-Oj wiesz o co chodzi.
Uśmiechnęłam się sama do siebie.Nagle wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi.
-Gdzie idziesz?-zapytał Bieber.
-Na chwilę do Van,sprawdzę co robi.
Justin pokiwał głową.Kiedy już chciałam wpaść do salonu,zatrzymałam się na krótkich schodach i nasłuchiwałam.
-On nie powinien z nią być.-usłyszałam Cody'ego
-Ale ona go kocha,nie możesz tego zniszczyć.On też coś do niej czuje.-odpowiadała Van.
-Nie chcę,widzę że Ashley jest z nim szczęśliwa ale zobaczysz ona będzie przez niego cierpieć.
-Dlaczego?
-Justin nigdy nie miał dziewczyny na dłużej,nigdy nie miał i szybko jej mieć nie będzie.Przyzwyczaił się do imprez i tych wszystkich dzi...
-..wek?-dokończyłam i weszłam powoli do salonu wzbudzając w nich strach.
-Ashley?-zapytała Vanessa i wstała.
-To...nie to co myślisz...-powiedział Cody.
-Wiem co myślę.Twierdzicie że znudzę się Justinowi.Zdziwicie się.
Obydwoje zaczęli coś mówić ale ja poszłam do góry trzaskając drzwiami od mojego pokoju.Walnęłam się na łóżko.Usłyszałam pukanie i wołanie mojej przyjaciółki.
-Co jest?-zapytał Bieber.
-Nic.
-Nic,Van stoi za drzwiami i dobija się do ciebie,ty jesteś wkurzona i nic się nie stało.Jasne.
-Szłam do salonu i mówili o nas że mnie szybko rzucisz...
Justin zrobił skwaszoną minę.
-Nie słuchaj ich.Gdybym miał cię zostawić zrobiłbym to dawno temu.-powiedział.-Po za tym,obiecałem ci.-dodał i się zaśmiał.
Uśmiechnęłam się.
-Chodź tu.-powiedział.
Usiadłam i przysunęłam się do niego.Objął mnie rękoma na plecach i położył głowę na moim ramieniu.Zrobiłam to samo.
-Co by było gdybyśmy się nie poznali?Gdybyś zamieszkał na przykład w San Diego a nie w Los Angeles?
-Na pewno byłbym teraz na imprezie z Cody'm i podrywał jakieś płytkie dupy.Kurwa ty mnie zmieniasz w grzecznego chłopca.-rzekł i zaczął się śmiać.
-Co,ja?-zaśmiałam się.-A nie jesteś grzeczny?-uniosłam brew.
-Sama odpowiedz sobie na to pytanie.-uśmiechnął się łobuzersko i pociągnął mnie do tyłu tak że leżał na mnie.
Zaczęłam się śmiać.
-Jesteś grzeczny.-powiedziałam.
-Na pewno?
Justin zaczął mnie szybko łaskotać po brzuchu tam gdzie miałam największe łaskotki.
-Nie!Justin przestań!-krzyczałam przez śmiech.
-Powiedz że jestem niegrzeczny!
-Nie!
Zaczęłam śmiać się jeszcze mocniej.
-Jesteś niegrzeczny!
-Co?Nie słyszę!
-Jesteś niegrzeczny!-powtarzałam.
-A teraz powiedz że mnie kochasz!
-Kocham cię!-wydarłam się na cały głos.
Justin przestał mnie łaskotać.Zrobiłam się cała czerwona i ledwo co oddychałam ze zmęczenia.Justin mnie cmoknął w czoło się zaśmiał.W końcu nabrałam powietrza.Ziewnęłam i pomrugałam parę razy oczami.
-Spać mi się chce.-powiedziałam.
-To idźmy spać.
Położyliśmy się i przykryliśmy kołdrą.Przytuliłam się do Justina i nie wiem jak to się stało ale za nim się obejrzałam,zasnęłam
_______________________________
Obudził mnie śmiech Vanessy dobiegający z innego pokoju.Otworzyłam oczy i nie ujrzałam Justina.Spałam sama.Gdzie on jest?Wstałam z łóżka,nałożyłam na tyłek krótkie spodenki i zeszłam na dół.
-Hej,śpiochu.-powiedziała Van i się uśmiechnęła.
-Hej,hej.Gdzie jest Justin?-zapytałam.
-Nie ma go u ciebie?-wtrącił Cody.
Na jego odpowiedź otworzyłam szerzej oczy.
-Nie,myślałam że siedzi z wami.-powiedziałam zdziwiona.
Nie czekałam na ich odpowiedź tylko pobiegłam do góry po telefon.Wybrałam numer Biebsa i kliknęłam zieloną słuchawkę.Jeden sygnał...drugi...trzeci...czwarty...pi pi pi,pi pi pi.Co jest?Zbiegłam na dół.
-Nie odbiera.-pokazałam im telefon.
Obydwóm zszedł uśmiech z twarzy i zrobili się poważni.Kiedy oni byli poważni ja już srałam w gacie z przerażenia.Nie mógł chyba wyparować,nie?Weszłam do kuchni i nalałam sobie wody.Nie wiedziałam co robić,nie odbiera,nie ma go,nikt nie wie gdzie jest i co się z nim dzieje.Jaką mam pewność że nie jest teraz z żadną dziwką?Usiadłam koło Vanessy na kanapie.Ona położyła mi rękę na ramieniu.
-Nie martw się mała,zaraz wróci.
-O której wstaliście?
-Około 10 bo nie chciało nam się spać.
-Właśnie a jest 12.Nie ma go trzy godziny.Wyszedłby z samego rana?Bo nie sądzę.
-Może...musiał coś załatwić.-powiedział Cody.
Wtedy usłyszeliśmy otwierające się drzwi.Gwałtownie zerwałam się z kanapy.Justin.
-Gdzie ty byłeś?Co ci się stało?!
Ujrzeliśmy nieźle wkurzonego Justina,krew leciała mu z nosa bo najwyraźniej się z kimś bił.
-Kurwa,stary co jest?-zapytał Cody.
Podeszłam do blondyna.Trzymał rękę pod nosem.Odsunęłam delikatnie jego rękę i ujrzałam oczywiście krew.
-Co się stało?-zapytałam przerażona.
-Nic.-powiedział i wszedł do salonu.
-Nie wcale.-odpowiedziałam zirytowana.
Usiadł na kanapie a ja poszłam do łazienki po chusteczkę.Wzięłam całą paczkę i usiadłam koło niego.Wyjęłam jedną i zaczęłam delikatnie wycierać krew.
-Kurwa.-powiedział Justin bo najwyraźniej go piekło.
-Możesz mi powiedzieć co się stało?!-powiedziałam już prawie krzycząc.
-Proszę bardzo!Już ci mówię!-krzyknął wkurzony.-Obudziłem się po 8 i wszyscy spaliście to poszedłem się przejechać bo mi się nudziło to wyszedłem z domu,potem wyszedłem na chwilę z auta i poszedłem do jakiegoś małego sklepu po Tiger'a.Wychodzę a tam jakiś koleś pyta co mnie z tobą łączy to mówię mu że jesteś moją dziewczyną i że gówno go to powinno obchodzić...
-Jaki koleś?-przerwałam.
-Daj mi skończyć.On powiedział coś tam żebym się od ciebie odpierdolił to ja mu przyjebałem,potem zaczęliśmy się bić a że to było jakieś zadupie to nikt nie widział to jak on leżał to wróciłem do auta i przyjechałem.
-Jak on wyglądał?-zapytałam.
-Nie wiem,w czarnych włosach,takich krótkich,krótszych od Cody'ego.
-Mówił coś jeszcze?
-Nie wiem,pamiętam tylko że pytał o Vanessę i kazał jej powiedzieć żeby w końcu powiedziała tobie czemu z tobą zerwał.
To James.Jeszcze tego brakowało.Tak,to chłopak który zerwał ze mną rok temu z niewyjaśnionego powodu,moja największa miłość.Poprawka,BYŁA miłość.Spojrzałam na Van.Nerwowo przeplatała palcami i miała strach na twarzy.
-Czemu zerwał?Vanessa o co chodzi?-zapytałam zdezorientowana.
-Ja...nie mam pojęcia.
Ciężko odetchnęłam i położyłam chusteczkę na stoliku i schowałam głowę pomiędzy kolanami.Nie wiedziałam co myśleć więc poszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko.Po chwili do pokoju przyszedł Justin.Usiadł koło mnie.
-Co się stało?Kto to James?-zapytał.
-Chłopak z którym byłam prawie rok,rzucił mnie.
-Czemu?
-Zadaje sobie to pytanie od roku.
Justin słuchał mnie uważnie.
-Zresztą nie ważne,boli nos?
-Nie.
-Na pewno?Powinieneś iść do lekarza.
-Nie jest złamany.Po prostu mi leci krew i tyle.
Pokiwałam głową i ponownie się położyłam.
-Idźcie do twojego pokoju.-powiedziała Van.
-Nie,my prześpimy się na kanapie.-powiedziałam.
-Ash,ja będę spać na kanapie.
-Nie wyśpicie się.
-Ty też nie.
-No ale ja sama się wyśpię,a wy we dwoje,będzie wam ciasno.
-Ale...
-Nie ma żadnego "ale".Marsz do pokoju.-zaśmiała się.
Uśmiechnęłam się i zaciągnęłam Justina na górę.Kiedy weszliśmy zamknęłam drzwi.
-Poczekaj,idę do łazienki.
-Okej.-odpowiedział Justin.
Wzięłam za dużą koszulkę i udałam się pod prysznic.Krople wody spływały powoli po moim ciele.Wyszłam z pod prysznica.Wytarłam się puchatym ręcznikiem i ubrałam na siebie koszulkę.Wyszłam z łazienki.Justin siedział na łóżku.
-Jestem.-powiedziałam.-Chcesz jakąś koszulkę do spania?-dodałam i zaczęłam się śmiać.
Justin wybuchł śmiechem.
-Tak,tak.-powiedział z sarkazmem.
-No co,mam większe koszulki.
Podeszłam do szafki i wyjęłam za dużą różową koszulkę.Justin zaczął się śmiać.
-Serio?-powiedział.
-Może lepiej daj mi gacie.-powiedział i się zaśmiał.
-Ymm,okej.
Podeszłam do szuflady i wyjęłam majtki z czarno różowej koronki.Po czym rzuciłam nimi w Justina.
-Proszę bardzo,skarbie.-powiedziałam.
Wylądowały mu na twarzy.Nie mogłam powstrzymać śmiechu.Bieber zdjął się ze swoich oczu i podszedł do mnie i objął mnie w talii.
-Nie skorzystam z tej oferty mała.-powiedział mi do ucha.
-Okej,jak chcesz.-powiedziałam śmiejąc się.
Justin wszedł do łazienki.Siedział tam ok.5 minut.Wyszedł w samych spodenkach.Rzucił koszulkę na krzesło,mocno odetchnął i położył się na łóżku.Ja nadal siedziałam.Położyłam się obok a głowę oparłam na jego umięśnionym brzuchu.On położył swoją rękę na moich plecach i pocałował mnie w czoło.
-Justin...-zaczęłam spokojnie.
-Hm?
-Obiecaj że mnie nigdy nie zostawisz...
Justin popatrzał na mnie przez chwilę.
-Obiecuję.-powiedział.
Uśmiechnęłam się i przytuliłam się jeszcze bardziej.
-Nigdy bym nie pomyślał że będę mieć tak szybko dziewczynę na stałe...-powiedział.
-Na stałe?-zapytałam i uniosłam brew.
-Oj wiesz o co chodzi.
Uśmiechnęłam się sama do siebie.Nagle wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi.
-Gdzie idziesz?-zapytał Bieber.
-Na chwilę do Van,sprawdzę co robi.
Justin pokiwał głową.Kiedy już chciałam wpaść do salonu,zatrzymałam się na krótkich schodach i nasłuchiwałam.
-On nie powinien z nią być.-usłyszałam Cody'ego
-Ale ona go kocha,nie możesz tego zniszczyć.On też coś do niej czuje.-odpowiadała Van.
-Nie chcę,widzę że Ashley jest z nim szczęśliwa ale zobaczysz ona będzie przez niego cierpieć.
-Dlaczego?
-Justin nigdy nie miał dziewczyny na dłużej,nigdy nie miał i szybko jej mieć nie będzie.Przyzwyczaił się do imprez i tych wszystkich dzi...
-..wek?-dokończyłam i weszłam powoli do salonu wzbudzając w nich strach.
-Ashley?-zapytała Vanessa i wstała.
-To...nie to co myślisz...-powiedział Cody.
-Wiem co myślę.Twierdzicie że znudzę się Justinowi.Zdziwicie się.
Obydwoje zaczęli coś mówić ale ja poszłam do góry trzaskając drzwiami od mojego pokoju.Walnęłam się na łóżko.Usłyszałam pukanie i wołanie mojej przyjaciółki.
-Co jest?-zapytał Bieber.
-Nic.
-Nic,Van stoi za drzwiami i dobija się do ciebie,ty jesteś wkurzona i nic się nie stało.Jasne.
-Szłam do salonu i mówili o nas że mnie szybko rzucisz...
Justin zrobił skwaszoną minę.
-Nie słuchaj ich.Gdybym miał cię zostawić zrobiłbym to dawno temu.-powiedział.-Po za tym,obiecałem ci.-dodał i się zaśmiał.
Uśmiechnęłam się.
-Chodź tu.-powiedział.
Usiadłam i przysunęłam się do niego.Objął mnie rękoma na plecach i położył głowę na moim ramieniu.Zrobiłam to samo.
-Co by było gdybyśmy się nie poznali?Gdybyś zamieszkał na przykład w San Diego a nie w Los Angeles?
-Na pewno byłbym teraz na imprezie z Cody'm i podrywał jakieś płytkie dupy.Kurwa ty mnie zmieniasz w grzecznego chłopca.-rzekł i zaczął się śmiać.
-Co,ja?-zaśmiałam się.-A nie jesteś grzeczny?-uniosłam brew.
-Sama odpowiedz sobie na to pytanie.-uśmiechnął się łobuzersko i pociągnął mnie do tyłu tak że leżał na mnie.
Zaczęłam się śmiać.
-Jesteś grzeczny.-powiedziałam.
-Na pewno?
Justin zaczął mnie szybko łaskotać po brzuchu tam gdzie miałam największe łaskotki.
-Nie!Justin przestań!-krzyczałam przez śmiech.
-Powiedz że jestem niegrzeczny!
-Nie!
Zaczęłam śmiać się jeszcze mocniej.
-Jesteś niegrzeczny!
-Co?Nie słyszę!
-Jesteś niegrzeczny!-powtarzałam.
-A teraz powiedz że mnie kochasz!
-Kocham cię!-wydarłam się na cały głos.
Justin przestał mnie łaskotać.Zrobiłam się cała czerwona i ledwo co oddychałam ze zmęczenia.Justin mnie cmoknął w czoło się zaśmiał.W końcu nabrałam powietrza.Ziewnęłam i pomrugałam parę razy oczami.
-Spać mi się chce.-powiedziałam.
-To idźmy spać.
Położyliśmy się i przykryliśmy kołdrą.Przytuliłam się do Justina i nie wiem jak to się stało ale za nim się obejrzałam,zasnęłam
_______________________________
Obudził mnie śmiech Vanessy dobiegający z innego pokoju.Otworzyłam oczy i nie ujrzałam Justina.Spałam sama.Gdzie on jest?Wstałam z łóżka,nałożyłam na tyłek krótkie spodenki i zeszłam na dół.
-Hej,śpiochu.-powiedziała Van i się uśmiechnęła.
-Hej,hej.Gdzie jest Justin?-zapytałam.
-Nie ma go u ciebie?-wtrącił Cody.
Na jego odpowiedź otworzyłam szerzej oczy.
-Nie,myślałam że siedzi z wami.-powiedziałam zdziwiona.
Nie czekałam na ich odpowiedź tylko pobiegłam do góry po telefon.Wybrałam numer Biebsa i kliknęłam zieloną słuchawkę.Jeden sygnał...drugi...trzeci...czwarty...pi pi pi,pi pi pi.Co jest?Zbiegłam na dół.
-Nie odbiera.-pokazałam im telefon.
Obydwóm zszedł uśmiech z twarzy i zrobili się poważni.Kiedy oni byli poważni ja już srałam w gacie z przerażenia.Nie mógł chyba wyparować,nie?Weszłam do kuchni i nalałam sobie wody.Nie wiedziałam co robić,nie odbiera,nie ma go,nikt nie wie gdzie jest i co się z nim dzieje.Jaką mam pewność że nie jest teraz z żadną dziwką?Usiadłam koło Vanessy na kanapie.Ona położyła mi rękę na ramieniu.
-Nie martw się mała,zaraz wróci.
-O której wstaliście?
-Około 10 bo nie chciało nam się spać.
-Właśnie a jest 12.Nie ma go trzy godziny.Wyszedłby z samego rana?Bo nie sądzę.
-Może...musiał coś załatwić.-powiedział Cody.
Wtedy usłyszeliśmy otwierające się drzwi.Gwałtownie zerwałam się z kanapy.Justin.
-Gdzie ty byłeś?Co ci się stało?!
Ujrzeliśmy nieźle wkurzonego Justina,krew leciała mu z nosa bo najwyraźniej się z kimś bił.
-Kurwa,stary co jest?-zapytał Cody.
Podeszłam do blondyna.Trzymał rękę pod nosem.Odsunęłam delikatnie jego rękę i ujrzałam oczywiście krew.
-Co się stało?-zapytałam przerażona.
-Nic.-powiedział i wszedł do salonu.
-Nie wcale.-odpowiedziałam zirytowana.
Usiadł na kanapie a ja poszłam do łazienki po chusteczkę.Wzięłam całą paczkę i usiadłam koło niego.Wyjęłam jedną i zaczęłam delikatnie wycierać krew.
-Kurwa.-powiedział Justin bo najwyraźniej go piekło.
-Możesz mi powiedzieć co się stało?!-powiedziałam już prawie krzycząc.
-Proszę bardzo!Już ci mówię!-krzyknął wkurzony.-Obudziłem się po 8 i wszyscy spaliście to poszedłem się przejechać bo mi się nudziło to wyszedłem z domu,potem wyszedłem na chwilę z auta i poszedłem do jakiegoś małego sklepu po Tiger'a.Wychodzę a tam jakiś koleś pyta co mnie z tobą łączy to mówię mu że jesteś moją dziewczyną i że gówno go to powinno obchodzić...
-Jaki koleś?-przerwałam.
-Daj mi skończyć.On powiedział coś tam żebym się od ciebie odpierdolił to ja mu przyjebałem,potem zaczęliśmy się bić a że to było jakieś zadupie to nikt nie widział to jak on leżał to wróciłem do auta i przyjechałem.
-Jak on wyglądał?-zapytałam.
-Nie wiem,w czarnych włosach,takich krótkich,krótszych od Cody'ego.
-Mówił coś jeszcze?
-Nie wiem,pamiętam tylko że pytał o Vanessę i kazał jej powiedzieć żeby w końcu powiedziała tobie czemu z tobą zerwał.
To James.Jeszcze tego brakowało.Tak,to chłopak który zerwał ze mną rok temu z niewyjaśnionego powodu,moja największa miłość.Poprawka,BYŁA miłość.Spojrzałam na Van.Nerwowo przeplatała palcami i miała strach na twarzy.
-Czemu zerwał?Vanessa o co chodzi?-zapytałam zdezorientowana.
-Ja...nie mam pojęcia.
Ciężko odetchnęłam i położyłam chusteczkę na stoliku i schowałam głowę pomiędzy kolanami.Nie wiedziałam co myśleć więc poszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko.Po chwili do pokoju przyszedł Justin.Usiadł koło mnie.
-Co się stało?Kto to James?-zapytał.
-Chłopak z którym byłam prawie rok,rzucił mnie.
-Czemu?
-Zadaje sobie to pytanie od roku.
Justin słuchał mnie uważnie.
-Zresztą nie ważne,boli nos?
-Nie.
-Na pewno?Powinieneś iść do lekarza.
-Nie jest złamany.Po prostu mi leci krew i tyle.
Pokiwałam głową i ponownie się położyłam.
piątek, 30 sierpnia 2013
Twelve.
*Według Ashley*
Do godziny 22 "coś" siedzieliśmy w domu nudząc się i gadając o pierdołach.Na obiad zjedliśmy pizze.O godzinie 23 kiedy miało się wszystko zaczynać,postanowiliśmy obejrzeć jakiś film.To miał być horror.Wybraliśmy "Rec".Usiedliśmy na podłodze i podłączyliśmy laptopa do telewizora żeby było lepiej oglądać.Film był genialny.Kiedy się skończył poszłam do łazienki która niestety była na górze.Powiedziałam im żeby poczekali.Szłam po schodach w górę i weszłam do łazienki.Kiedy wychodziłam ktoś złapał mnie za rękę i wciągnął do pokoju,zaczęłam piszczeć,krzyczeć i Bóg wie co jeszcze.Było ciemno a po horrorze wszystko wydawało mi się jeszcze bardziej straszne,wtedy zauważyłam że to Justin sobie ze mnie zażartował.
-Czy ciebie do reszty posrało człowieku?!-krzyknęłam.
-Gdybyś widziała swoją minę!-mówił Justin płacząc prawie ze śmiechu i jednocześnie obejmując mnie w talii.
-Wystraszyłeś mnie.-powiedziałam już spokojnym głosem.
-Oh,wybacz.Ale musiałem to zrobić.-powiedział.
-Wybaczę ci...ale pod warunkiem.-powiedziałam unosząc jedną brew do góry i łobuzersko się uśmiechając.
-Jakim warunkiem?-zapytał robiąc dokładnie te same gesty co ja.
Nie czekał na moją odpowiedź tylko wciągnął mnie za sobą do łazienki zamykając drzwi na zamek.Wtedy zaczął mnie całować.On to robi cały czas,ale mi to nie przeszkadza.Właściwie to ja go prowokuje,ale jemu to też nie przeszkadza.
-Nie nudzi ci się to całowanie?-powiedziałam odrywając się od niego.
-Nie,ale nie musimy się całować.
Po tych słowach pokiwałam głową i chciałam złapać za klamkę ale wtedy on ponownie przyciągnął mnie do siebie.
-Miałem na myśli że możemy robić co innego...-powiedział śmiejąc się.
Spojrzałam na niego.
-Co?My?Nie,nie nie!
-Czemu nie?
-Po prostu nie.Na pewno nie tutaj,nie tu i nie w żadnym innym miejscu.
Nie będę "tego" robić.Wole z tym poczekać.
-Ale czemu nie...-powiedział i zaczął składać pocałunki na mojej szyi.
-Więc tylko na tym ci zależy tak?-zapytałam zirytowana.
-Nie,po prostu ciężko jest się powstrzymać przy tobie.
-Mam się cieszyć czy smucić?
-Cieszyć bo nie każdy jest taki sexy jak ty.-powiedział i zaczął śmiesznie poruszać brwiami.
-Dla ciebie każdy jest sexy.Każda dziewczyna.Jak ja mam ci ufać?Skąd mam wiedzieć że nie zależy ci tylko na tym żeby zrobić "to" i mnie zostawić?
-Chociaż spróbuj mi zaufać.
-Czemu?
-Bo mi na tobie zależy,po prostu wiem że jesteś dziewczyną z którą mógłbym się kiedyś ożenić i byś mi się nie znudziła,rozumiesz już?
-To dla ciebie za mądre.
-Też cię kocham.
Justin nagle zdał sobie sprawę z tego co powiedział,stanęłam i otworzyłam lekko buzię ze zdziwienia.Kiedy widziałam że czuł się dziwnie.Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek żeby się wyluzował.To słodkie że się zestresował.Wtedy usłyszeliśmy wołanie z dołu.
-Co wy tam robicie tyle czasu?!-darła się Vanessa z salonu.
-Idziemy!-krzyknęłam i chwyciłam Justina za rękę.
Zeszłam z nim na dół.
-Co wy robiliście?-zapytał Cody.
-Nic,gadaliśmy.-powiedziałam.
-Mhm,jasne.-powiedziała Van ze śmiechem.
Usiedliśmy na dywanie i zaczęliśmy grać w...monopol.Tak,mamy po 19 lat i zamiast imprezować gramy w gry planszowe.Graliśmy w "zespołach" ja grałam z Jussem a Van z Cody'm.Justin nadal był jakiś sztywny,nie śmiał się,pomimo że my po kieliszku wódki nie mogliśmy powstrzymać śmiechu.Złapałam go za ramię.
-Co jest?-zapytałam szeptem.
-Nic,wszystko okej.-powiedział sztucznie się uśmiechając.
-Widzę że nie jest okej.To przez to co powiedziałeś na górze,prawda?
Justin ciężko odetchnął czyli o to chodziło.
-Mówiłeś serio?-zapytałam.
-Raczej nie pierdoliłbym że cię kocham jeśli tak by nie było.-powiedział wolno.
-I to cię martwi?
Spojrzałam na Justina.
-Ja też cię kocham.-powiedziałam tym razem głośno.
Wszyscy się na mnie spojrzeli.Justin spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem i zaufaniem w oczach.
-Kocham cię,Ashley.-powtórzył i musnął moje usta.
Usłyszeliśmy brawa od Vanessy i Cody'ego.Nie wierzyłam że mam osobę którą naprawdę kocham,która kocha mnie.
Do godziny 22 "coś" siedzieliśmy w domu nudząc się i gadając o pierdołach.Na obiad zjedliśmy pizze.O godzinie 23 kiedy miało się wszystko zaczynać,postanowiliśmy obejrzeć jakiś film.To miał być horror.Wybraliśmy "Rec".Usiedliśmy na podłodze i podłączyliśmy laptopa do telewizora żeby było lepiej oglądać.Film był genialny.Kiedy się skończył poszłam do łazienki która niestety była na górze.Powiedziałam im żeby poczekali.Szłam po schodach w górę i weszłam do łazienki.Kiedy wychodziłam ktoś złapał mnie za rękę i wciągnął do pokoju,zaczęłam piszczeć,krzyczeć i Bóg wie co jeszcze.Było ciemno a po horrorze wszystko wydawało mi się jeszcze bardziej straszne,wtedy zauważyłam że to Justin sobie ze mnie zażartował.
-Czy ciebie do reszty posrało człowieku?!-krzyknęłam.
-Gdybyś widziała swoją minę!-mówił Justin płacząc prawie ze śmiechu i jednocześnie obejmując mnie w talii.
-Wystraszyłeś mnie.-powiedziałam już spokojnym głosem.
-Oh,wybacz.Ale musiałem to zrobić.-powiedział.
-Wybaczę ci...ale pod warunkiem.-powiedziałam unosząc jedną brew do góry i łobuzersko się uśmiechając.
-Jakim warunkiem?-zapytał robiąc dokładnie te same gesty co ja.
Nie czekał na moją odpowiedź tylko wciągnął mnie za sobą do łazienki zamykając drzwi na zamek.Wtedy zaczął mnie całować.On to robi cały czas,ale mi to nie przeszkadza.Właściwie to ja go prowokuje,ale jemu to też nie przeszkadza.
-Nie nudzi ci się to całowanie?-powiedziałam odrywając się od niego.
-Nie,ale nie musimy się całować.
Po tych słowach pokiwałam głową i chciałam złapać za klamkę ale wtedy on ponownie przyciągnął mnie do siebie.
-Miałem na myśli że możemy robić co innego...-powiedział śmiejąc się.
Spojrzałam na niego.
-Co?My?Nie,nie nie!
-Czemu nie?
-Po prostu nie.Na pewno nie tutaj,nie tu i nie w żadnym innym miejscu.
Nie będę "tego" robić.Wole z tym poczekać.
-Ale czemu nie...-powiedział i zaczął składać pocałunki na mojej szyi.
-Więc tylko na tym ci zależy tak?-zapytałam zirytowana.
-Nie,po prostu ciężko jest się powstrzymać przy tobie.
-Mam się cieszyć czy smucić?
-Cieszyć bo nie każdy jest taki sexy jak ty.-powiedział i zaczął śmiesznie poruszać brwiami.
-Dla ciebie każdy jest sexy.Każda dziewczyna.Jak ja mam ci ufać?Skąd mam wiedzieć że nie zależy ci tylko na tym żeby zrobić "to" i mnie zostawić?
-Chociaż spróbuj mi zaufać.
-Czemu?
-Bo mi na tobie zależy,po prostu wiem że jesteś dziewczyną z którą mógłbym się kiedyś ożenić i byś mi się nie znudziła,rozumiesz już?
-To dla ciebie za mądre.
-Też cię kocham.
Justin nagle zdał sobie sprawę z tego co powiedział,stanęłam i otworzyłam lekko buzię ze zdziwienia.Kiedy widziałam że czuł się dziwnie.Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek żeby się wyluzował.To słodkie że się zestresował.Wtedy usłyszeliśmy wołanie z dołu.
-Co wy tam robicie tyle czasu?!-darła się Vanessa z salonu.
-Idziemy!-krzyknęłam i chwyciłam Justina za rękę.
Zeszłam z nim na dół.
-Co wy robiliście?-zapytał Cody.
-Nic,gadaliśmy.-powiedziałam.
-Mhm,jasne.-powiedziała Van ze śmiechem.
Usiedliśmy na dywanie i zaczęliśmy grać w...monopol.Tak,mamy po 19 lat i zamiast imprezować gramy w gry planszowe.Graliśmy w "zespołach" ja grałam z Jussem a Van z Cody'm.Justin nadal był jakiś sztywny,nie śmiał się,pomimo że my po kieliszku wódki nie mogliśmy powstrzymać śmiechu.Złapałam go za ramię.
-Co jest?-zapytałam szeptem.
-Nic,wszystko okej.-powiedział sztucznie się uśmiechając.
-Widzę że nie jest okej.To przez to co powiedziałeś na górze,prawda?
Justin ciężko odetchnął czyli o to chodziło.
-Mówiłeś serio?-zapytałam.
-Raczej nie pierdoliłbym że cię kocham jeśli tak by nie było.-powiedział wolno.
-I to cię martwi?
Spojrzałam na Justina.
-Ja też cię kocham.-powiedziałam tym razem głośno.
Wszyscy się na mnie spojrzeli.Justin spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem i zaufaniem w oczach.
-Kocham cię,Ashley.-powtórzył i musnął moje usta.
Usłyszeliśmy brawa od Vanessy i Cody'ego.Nie wierzyłam że mam osobę którą naprawdę kocham,która kocha mnie.
niedziela, 25 sierpnia 2013
Eleven.
Po chwili przyszedł Cody.Usiadł na kanapie.
-Cody a ty nie wracasz do Vegas?-zapytałam.
-Wracam.
-Kiedy?
-A co chcesz się mnie pozbyć?-zaśmiał się brunet.
-Nie!Tylko pytam.
-Wracam bo jutro szkoła,chyba że wy nie idziecie to ja też nie pójdę.
-Ja nie idę,nie chcę mi się.-powiedział Justin i włączył telewizję.
-Mam rozumieć że idę sama?-zapytałam unosząc brew.
-Nie idziesz sama skarbie,też nie idziesz.-Justin pocałował mnie w czoło.
Zastanowiłam się chwilę,nie powinnam opuszczać szkoły.Wiem o tym dobrze.Ale tak naprawdę nie mam siły tam iść.Pójdę we wtorek.
-Dobra,przekonałeś mnie.-powiedziałam.
Blondyn się uśmiechnął i przyciągnął do siebie.
-Chwila gdzie jest Vanessa?-zapytał brunet.
-Poleciała się przebrać i pomalować.
-Po co?
-Bo nie chce siedzieć przy tobie nieogarnięta.
Cody się zaśmiał.Wtedy zeszła do nas Van.Miała leginsy,białą bluzkę i uczesane włosy,aha no i była pomalowana tak że nie było widać jej podkrążonych oczów.Usiadła obok nas.
-Idziesz jutro do szkoły?-zapytałam.
-Nie,bierze mnie grypa.-powiedziała.
Wywróciłam oczami.
-Zostajesz?-zapytałam patrząc na Cody'ego.
-W takim razie okej.
-Woah,stary a tak nawiasem,to gdzie ty śpisz?-wtrącił Justin.
-U wujka,mieszka w L.A.
Justin pokiwał głową.
-A może...-zaczęła mówić nie pewnie Van.-Bo wiesz,możesz spać dzisiaj u mnie...to znaczy u nas.
-Właśnie.Van pójdzie do mojego pokoju,ty do niej a ja się prześpię...z Justinem na kanapie?-powiedziałam i przy ostatnich słowach spojrzałam na Justina robiąc słodką minkę.
-Tak.-powiedział Justin i się zaśmiał.
-Nie no co ty,nie będę się wpraszał.
-Dawaj będzie fajnie.-powiedziałam.
-Na pewno?-zapytał.
-Tak.-powiedziała moja przyjaciółka.
-W takim razie zgoda.
-To może zrobimy dzisiaj...coś typu impreza w domu?-Van spojrzała na nas.
-Pewnie.Ale trzeba iść coś kupić.
-To może idź z Cody'm do sklepu a my z Ash...poszukamy jakiś filmów i...popilnujemy domu?-Justin próbował coś wymyślić.
Van uniosła brew.
-Dobra niech będzie.
Wyszli z Cody'm z domu.
-Na czym to my skończyliśmy u mnie?-zapytał Justin i odwrócił się przodem do mnie.
Zaśmiałam się i zaczęłam dokańczać to co zaczęliśmy u Biebera.Wszystko było okej ale nagle zorientowałam się że jestem w staniku i majtkach.Justin stał przede mną w samych spodniach.On bynajmniej miał spodnie!Boże święty co ja robię?!Wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Zawsze ktoś musi przeszkodzić?!-powiedział blondyn i wywrócił oczami.
Podeszłam do drzwi,spojrzałam przez judasz,ujrzałam mamę z wielkim koszykiem jedzenia.
-O cholera.-powiedziałam szeptem.
Pobiegłam do pokoju i szybko zaczęłam się ubierać,rzuciłam w Justina koszulką żeby ją ubrał.Pobiegłam znowu do drzwi i je otworzyłam.
-Hej,mamo.-powiedziałam.
-Hej,dlaczego nie otwierasz?-zapytała.
-Bo...akurat byłam zajęta...
-Przyszłam zobaczyć czy wszystko uporządkowałyście.
-Ale wiesz...Vanessy nie ma.
-Jak to nie ma?
-Jest w sklepie.
-Czyli jesteś sama?
-Z...
-Chłopakiem.-dokończył Justin.
-Dzień dobry,jestem Justin.-dodał Bieber i podał mojej mamie dłoń.
Mama zmierzyła go wzrokiem i podała mu rękę.
-Jestem mamą Ashley,miło mi cię poznać.
Zaprowadziłam mamę do salonu i powiedziałam jej żeby usiadła na kanapie.Zrobiła to co jej powiedziałam.
-Napijesz się czegoś?-zapytałam.
-Nie,nie,ja tylko na chwilę.
Dzięki Bogu że na chwilę.Uff.
-Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?Ile już jesteście razem?Gdzie się poznaliście?-zaczęła wypytywać mama.
-Mamo,przestań.
-No co,chcę wiedzieć z kim chodzi moja córka.
-Wiesz,twoja córka chodzi z Justinem.-powiedziałam i nie pewnie spojrzałam na Justina który się uśmiechnął.
Wtedy usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi wejściowych.
-Jesteśmy!Mamy wódeczkę i chipsy i inne rzeczy!
Mama wrogo na mnie spojrzała a ja rozdziawiłam buzię.Nagle Justin zerwał się z kanapy i "poleciał" do przed pokoju żeby zająć się Van i Cody'm.
*Według Justina*
Kurwa.Pobiegłem do tych debili.I wypchnąłem ich za drzwi sam wychodząc z domu.
-Co ty robisz?-powiedziała Vanessa.
-Gówno,bronię twojej przyjaciółki!
-Co?
-Przyszła jej mama a wy się drzecie że przynieśliście wódkę!
-O cholera.-powiedział mój kumpel.
-Właśnie,więc idźcie za dom póki wam nie powiem że możecie wyjść.
Obydwoje pokiwali głową i poszli za dom.Ja wróciłem do salonu.
-To tylko...jacyś ludzie,chodzą po ulicy i się drą.-powiedziałem patrząc na przemian raz na Ash raz na jej mamę.
-Na pewno?-zapytała jej mama.
-Tak.
-W takim razie w porządku.
-Wiesz mamo,pokazałabym ci wszystko ale jeszcze...nie jest skończone i chcę aby to była niespodzianka.Może przyjdziesz jutro czy kiedy indziej?-powiedziała Ashley.
-No dobrze.Koszyk jest w kuchni.Do zobaczenia.-powiedziała i udała się do wyjścia.
-Na razie mamo.
-Do widzenia.-powiedziałem sztucznie się uśmiechając.
-Do widzenia.-odpowiedziała mi odwzajemniając uśmiech.
Kiedy wyszła z domu,obydwoje z Ash ciężko odetchneliśmy.
-Mało brakowało.-powiedziała.
Pokiwałem głową i usiadłem na kanapę.Nagle ona usiadła mi na kolanach.
-Serio jesteś moim chłopakiem?-powiedziała i uniosła brew.
-Tak,a ty moją dziewczyną.-powiedziałem uśmiechając się przy tym łobuzersko.
Zaśmiała się.Wtedy Van i Cody weszli do salonu.
-Pozwoliłem wam już przyjść?!-powiedziałem zirytowany.
-Zobaczyliśmy że mama Ash już wychodzi więc przyszliśmy.-powiedziała Vanessa.
-Nie spinaj dupy stary.-dodał Cody wywracając oczami.
-Cody a ty nie wracasz do Vegas?-zapytałam.
-Wracam.
-Kiedy?
-A co chcesz się mnie pozbyć?-zaśmiał się brunet.
-Nie!Tylko pytam.
-Wracam bo jutro szkoła,chyba że wy nie idziecie to ja też nie pójdę.
-Ja nie idę,nie chcę mi się.-powiedział Justin i włączył telewizję.
-Mam rozumieć że idę sama?-zapytałam unosząc brew.
-Nie idziesz sama skarbie,też nie idziesz.-Justin pocałował mnie w czoło.
Zastanowiłam się chwilę,nie powinnam opuszczać szkoły.Wiem o tym dobrze.Ale tak naprawdę nie mam siły tam iść.Pójdę we wtorek.
-Dobra,przekonałeś mnie.-powiedziałam.
Blondyn się uśmiechnął i przyciągnął do siebie.
-Chwila gdzie jest Vanessa?-zapytał brunet.
-Poleciała się przebrać i pomalować.
-Po co?
-Bo nie chce siedzieć przy tobie nieogarnięta.
Cody się zaśmiał.Wtedy zeszła do nas Van.Miała leginsy,białą bluzkę i uczesane włosy,aha no i była pomalowana tak że nie było widać jej podkrążonych oczów.Usiadła obok nas.
-Idziesz jutro do szkoły?-zapytałam.
-Nie,bierze mnie grypa.-powiedziała.
Wywróciłam oczami.
-Zostajesz?-zapytałam patrząc na Cody'ego.
-W takim razie okej.
-Woah,stary a tak nawiasem,to gdzie ty śpisz?-wtrącił Justin.
-U wujka,mieszka w L.A.
Justin pokiwał głową.
-A może...-zaczęła mówić nie pewnie Van.-Bo wiesz,możesz spać dzisiaj u mnie...to znaczy u nas.
-Właśnie.Van pójdzie do mojego pokoju,ty do niej a ja się prześpię...z Justinem na kanapie?-powiedziałam i przy ostatnich słowach spojrzałam na Justina robiąc słodką minkę.
-Tak.-powiedział Justin i się zaśmiał.
-Nie no co ty,nie będę się wpraszał.
-Dawaj będzie fajnie.-powiedziałam.
-Na pewno?-zapytał.
-Tak.-powiedziała moja przyjaciółka.
-W takim razie zgoda.
-To może zrobimy dzisiaj...coś typu impreza w domu?-Van spojrzała na nas.
-Pewnie.Ale trzeba iść coś kupić.
-To może idź z Cody'm do sklepu a my z Ash...poszukamy jakiś filmów i...popilnujemy domu?-Justin próbował coś wymyślić.
Van uniosła brew.
-Dobra niech będzie.
Wyszli z Cody'm z domu.
-Na czym to my skończyliśmy u mnie?-zapytał Justin i odwrócił się przodem do mnie.
Zaśmiałam się i zaczęłam dokańczać to co zaczęliśmy u Biebera.Wszystko było okej ale nagle zorientowałam się że jestem w staniku i majtkach.Justin stał przede mną w samych spodniach.On bynajmniej miał spodnie!Boże święty co ja robię?!Wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Zawsze ktoś musi przeszkodzić?!-powiedział blondyn i wywrócił oczami.
Podeszłam do drzwi,spojrzałam przez judasz,ujrzałam mamę z wielkim koszykiem jedzenia.
-O cholera.-powiedziałam szeptem.
Pobiegłam do pokoju i szybko zaczęłam się ubierać,rzuciłam w Justina koszulką żeby ją ubrał.Pobiegłam znowu do drzwi i je otworzyłam.
-Hej,mamo.-powiedziałam.
-Hej,dlaczego nie otwierasz?-zapytała.
-Bo...akurat byłam zajęta...
-Przyszłam zobaczyć czy wszystko uporządkowałyście.
-Ale wiesz...Vanessy nie ma.
-Jak to nie ma?
-Jest w sklepie.
-Czyli jesteś sama?
-Z...
-Chłopakiem.-dokończył Justin.
-Dzień dobry,jestem Justin.-dodał Bieber i podał mojej mamie dłoń.
Mama zmierzyła go wzrokiem i podała mu rękę.
-Jestem mamą Ashley,miło mi cię poznać.
Zaprowadziłam mamę do salonu i powiedziałam jej żeby usiadła na kanapie.Zrobiła to co jej powiedziałam.
-Napijesz się czegoś?-zapytałam.
-Nie,nie,ja tylko na chwilę.
Dzięki Bogu że na chwilę.Uff.
-Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?Ile już jesteście razem?Gdzie się poznaliście?-zaczęła wypytywać mama.
-Mamo,przestań.
-No co,chcę wiedzieć z kim chodzi moja córka.
-Wiesz,twoja córka chodzi z Justinem.-powiedziałam i nie pewnie spojrzałam na Justina który się uśmiechnął.
Wtedy usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi wejściowych.
-Jesteśmy!Mamy wódeczkę i chipsy i inne rzeczy!
Mama wrogo na mnie spojrzała a ja rozdziawiłam buzię.Nagle Justin zerwał się z kanapy i "poleciał" do przed pokoju żeby zająć się Van i Cody'm.
*Według Justina*
Kurwa.Pobiegłem do tych debili.I wypchnąłem ich za drzwi sam wychodząc z domu.
-Co ty robisz?-powiedziała Vanessa.
-Gówno,bronię twojej przyjaciółki!
-Co?
-Przyszła jej mama a wy się drzecie że przynieśliście wódkę!
-O cholera.-powiedział mój kumpel.
-Właśnie,więc idźcie za dom póki wam nie powiem że możecie wyjść.
Obydwoje pokiwali głową i poszli za dom.Ja wróciłem do salonu.
-To tylko...jacyś ludzie,chodzą po ulicy i się drą.-powiedziałem patrząc na przemian raz na Ash raz na jej mamę.
-Na pewno?-zapytała jej mama.
-Tak.
-W takim razie w porządku.
-Wiesz mamo,pokazałabym ci wszystko ale jeszcze...nie jest skończone i chcę aby to była niespodzianka.Może przyjdziesz jutro czy kiedy indziej?-powiedziała Ashley.
-No dobrze.Koszyk jest w kuchni.Do zobaczenia.-powiedziała i udała się do wyjścia.
-Na razie mamo.
-Do widzenia.-powiedziałem sztucznie się uśmiechając.
-Do widzenia.-odpowiedziała mi odwzajemniając uśmiech.
Kiedy wyszła z domu,obydwoje z Ash ciężko odetchneliśmy.
-Mało brakowało.-powiedziała.
Pokiwałem głową i usiadłem na kanapę.Nagle ona usiadła mi na kolanach.
-Serio jesteś moim chłopakiem?-powiedziała i uniosła brew.
-Tak,a ty moją dziewczyną.-powiedziałem uśmiechając się przy tym łobuzersko.
Zaśmiała się.Wtedy Van i Cody weszli do salonu.
-Pozwoliłem wam już przyjść?!-powiedziałem zirytowany.
-Zobaczyliśmy że mama Ash już wychodzi więc przyszliśmy.-powiedziała Vanessa.
-Nie spinaj dupy stary.-dodał Cody wywracając oczami.
Subskrybuj:
Posty (Atom)