sobota, 28 września 2013

Twenty-four.

Pokazałem Ashley żeby wstała.Założyła bluzę i buty i wyszliśmy powoli z sali.Założyłem ponownie fartuch lekarski i zjechaliśmy winą na dół.Ash czekała za ścianą a ja podszedłem do tej kobiety co wcześniej.
-Przepraszam?-zacząłem.
Kobieta podniosła wzrok.Kurwa co dalej.
-Yyy...chciałbym aby sprawdziła pani w jakiej sali leży...-zastanowiłem się i wymyśliłem przypadkowe nazwisko,dalej Justin myśl...-W jakiej sali leży pacjent Footh?
-Chwilę.-powiedziała i znów spojrzała w ekran.Odwróciłem się i szybko pokazałem Ashley ręką że ma uciekać.
Dziewczyna szybko opuściła budynek przez duże szklane drzwi.
-Nie ma takiego pacjenta proszę pana.-powiedziała zdziwiona kobieta.
-A no tak,jasne pomyliło mi się...to ja już...-zdjąłem z siebie fartuch i wybiegłem ze szpitala.
Wziąłem Ashley za rękę i szybko pobiegliśmy do auta.
-Jesteś genialny.-powiedziała zamykając drzwi.
-Wiem skarbie,wiem.Jedziemy do mnie czy to ciebie?
-Lepiej do ciebie...
Kiwnąłem głową i odpaliłem silnik.Jechaliśmy ciemnymi ulicami,nie było kompletnie nic widać,zero ludzi.Usłyszeliśmy krzyk i poczułem że w coś wjechałem,niestety nie zdążyłem zauważyć co bo w chwili kiedy w to wjechałem gadałem z Ashley.
-Co to kurwa.-powiedziałem i uśmiech zszedł z mojej twarzy.
Ash była przerażona.Wysiedliśmy z samochodu.Naszym oczom ukazała się młoda kobieta leżąca na środku ulicy.Ashley zakryła dłonią usta.
-O nie.-powiedziała przestraszona.
Podszedłem do leżącej dziewczyny.
-Halo?-zapytałem ciężko przełykając ślinę.
Nic.Ashley podeszła bliżej i poklepała ją po policzku.
-Nie żyje.-powiedziała i wybuchła płaczem.
Kurwa jak to możliwe?Wstałem szybko z ulicy.
-Chodź.-powiedziałem i wracałem się do samochodu.
-Co?!-krzyknęła.
-Mówię chodź kurwa!
-Jaja sobie robisz?!Ona nie żyję!
-Nikt się o niczym nie dowie.-pociągnąłem ją za rękę do samochodu.

*Według Ashley*

Nie no nic się nie stało...tylko mój chłopak właśnie potrącił jakąś dziewczynę!Obydwoje byliśmy w szoku i nadal nie doszło do nas co się stało.Bynajmniej do mnie bo Justin jechał cały czas skupiony i najzwyczajniej w świecie uciekł z miejsca wypadku.
-Ciebie to w ogóle obchodzi?!-krzyknęłam nagle wyrzucając ręce do góry.
-Nie przeżywaj.
-Jak ktoś się o tym dowie pójdziesz siedzieć i może ja też bo byłam razem z tobą i nie wezwaliśmy pomocy!
Bieber pisknął oponami i się zatrzymał po czym spojrzał na mnie.
-Kurwa,nikt się nie dowie rozumiesz?!
-Spoko,jedź sobie sam.-uśmiechnęłam się sztucznie i wyszłam z samochodu Jussa.
Na moje nieszczęście było cholernie późno a ja wracałam sama do domu.Super.Każdy szelest,każdy dźwięk,przyprawiał mnie o dreszcze.Zdałam sobie sprawę że nie wzięłam ze szpitala telefonu,jeszcze lepiej!Dzięki Bogu dotarłam bezpiecznie do domu.Zaczęłam pukać do drzwi.Nic.Walnęłam mocniej.Słyszałam jak ktoś schodzi po schodach.Otworzyła mi Vanessa.
-Co ty tu robisz?!-przytuliła mnie.
-Długa historia...-powiedziałam i przytuliłam ją po czym weszłam do środka i walnęłam się na kanapę.-Co tam?-zapytałam.
-Dobrze,ale opowiedz mi wszystko.
-Powiedziałam że to długa historia!-krzyknęłam.
Van spojrzała na mnie zdziwiona.
-Przepraszam,po prostu pokłóciłam się z Justinem...i ten szpital...
-Nie ma sprawy,jesteś zmęczona?
-Nie zbyt.
-A ja strasznie.-westchnęła.
-To idź spać.-powiedziałam jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Na pewno?Nie chcesz pogadać czy coś?No nie wiem.
-Idź spać,jutro pogadamy.-zaśmiałam się i klepnęłam ją w ramię.
Van poszła do pokoju a ja leżałam i byłam sam na sam z moimi myślami.Poszłam się przebrać z normalne ciuchy bo nie wybierałam się spać a nie mogłam siedzieć taka nieogarnięta,nienawidziłam tego.Nagle usłyszałam pukanie.Nie pewnie podeszłam do drzwi i je otworzyłam.Ujrzałam Justina opierającego się.
-Co chcesz?-zapytałam.
-Ciebie.-powiedział i uśmiechnął się łobuzersko po czym do mnie podszedł.
-Przestań.-odsunęłam się.
-Oj no chodź.-powiedział.
-Cicho bądź!Van śpi!
-Dobra wyluzuj.-powiedział wystawiając dłonie przed siebie.-Chodź jedziemy do mnie.
-Po co?-rzuciłam.-Człowieku czy ciebie pojebało do reszty?Po tym wszystkim chcesz tak po prostu siedzieć sobie w domu spokojnie?!
-A co mam przeżywać?To był wypadek.
-Może już zabiłeś nie jedną osobę dlatego tak cię to interesuje.
Bieber wywrócił oczami.
-Zamknij się i chodź.-złapał mnie za rękę.
-Nie.-powiedziałam i wyrwałam swoją rękę.
-Kurwa o co ci chodzi?
-Nie idę nigdzie z tobą.
-Bo co?
-Bo nie.
-No chodź.
-Nie!Idę spać jutro szkoła.
-Ogarnij się z tą szkołą!Szkoła,szkoła,szkoła!
-No widzisz ja bynajmniej nie trafie na ulicę i nie będę musiała zbierać puszek żeby mieć na chleb.
-A czemu ja miałbym?
-Bo nie będziesz miał pracy.
Justin się zaśmiał.
-Najwyżej zostanę męskim striptizerem albo sprzedawcą w sklepie spożywczym.
-No na to pierwsze to byś się nadawał.-zaśmiałam się z irytacją i bez najmniejszego uśmiechu.
-No nie bo nie jestem pedałem.-zaczął się śmiać.-No proszę.-zrobił słodką minę.
Patrzałam na niego.Wywróciłam oczami i wyminęłam go po czym udałam się do jego auta.Juss zamknął drzwi od domu i wszedł do samochodu.Byłam cały czas zapatrzona w szybę.
-Co tak myślisz?-zapytał chłopak nadal skupiając się na drodze.
-Czemu tak myślisz że zawzięcie nad czymś myślę?-powiedziałam i spojrzałam na niego.
-Bo nic nie mówisz i się gapisz w szybę to raczej o czymś myślisz.
-Zgadłeś,myślę o tobie.
Blondyn się uśmiechnął.
-A dokładniej?-zapytał.
-O tym że jesteś cholernie nie możliwy.
Bieber zmarszczył czoło bo najwidoczniej nie zrozumiał dlaczego.
-A gdybym ci powiedział że jestem w stu procentach normalnym kolesiem?
-Wyśmiałabym się.
-Czemu?
-Bo nie jesteś normalny.
-Ty też nie,shawty.
-Jak to nie?
-No nie.Gdybyś była normalna na pewno nie byłabyś teraz ze mną w samochodzie.
-Coś sugerujesz?Mam się ciebie bać?
-Może.-uśmiechnął się.
Zmarszczyłam czoło.
-Chcesz mnie zgwałcić?-zapytałam zirytowana.
-Nie,jeszcze nie.-zaśmiał się.
-Jesteś dupkiem.
-Dupkiem którego kochasz i na widok którego robi ci się gorąco.
Spojrzałam na niego pytająco.
-Widziałem twoje sms'y z Vanessą.-zaśmiał się.
-Grzebałeś w moim telefonie?!-krzyknęłam.
-Nie mogłem się powstrzymać.-uśmiechnął się.
-Idiota z ciebie.-powiedziałam wkurzona i się odwróciłam.
-Wiem że mnie kochasz.
-Nie kocham cię.
-Mhm,to czemu teraz jedziesz ze mną samochodem?
-Bo sam mnie zmusiłeś.
-Nie zmusiłem cię.-cały czas się śmiał,nie wiem co w tym było śmiesznego,serio.
-Tak w ogóle to gdzie ty jedziesz?
-Zobaczysz.
-Mieliśmy jechać do ciebie!
-Pojedziemy gdzieś indziej co za problem.
-Nie!Albo co ciebie albo odwieź mnie do domu.
-Nie wybieram nic z tych propozycji.
-Justin!
-Ashley!
Jęknęłam ze zdenerwowania,Boże święty jak on mnie denerwuje.

czwartek, 26 września 2013

Twenty-three.

Ujrzałam Justina obściskującego się z jakąś lalą.Łza popłynęła z mojego oka.Podeszłam do Justina.-
-Co ty wyrabiasz?!-krzyknęłam.
-Co cię to obchodzi?-zmarszczył czoło.-Między nami wszystko skończone.-dodał na luzie i ponownie wrócił do obściskiwania tej dziwki.
Poczułam pustkę,pustkę w głowie,w sercu,wszędzie.Wyszłam ze szkoły aby Van mnie nie zauważyła,nie mogłam wrócić do domu.Podbiegłam tam gdzie zawsze,nad jezioro na ławkę.Moje życie straciło sens.Kim byłam bez niego?Kiedy wreszcie myślałam że to coś poważnego on mówi że to koniec?Zaczęłam mocniej płakać,ktoś podszedł mnie od tyłu i zasłonił dłońmi oczy.Zaczęłam się cała trząść a moje serce stanęło.
_______________________________
Z trudnością otworzyłam oczy.Zobaczyłam że leżę w szpitalu i jestem podłączona do kroplówki.Co się stało?Czemu mu jestem?Wystraszyłam się,wtedy weszła moja mama.
-Boże skarbie obudziłaś się!Dzięki Bogu!-mówiła przez łzy.
-Co ty tu robisz?-zapytałam zaspana.-I co JA tu robię?-dodałam.
-Nie wiem co się stało ale podobno jakiś chłopak cię tu przywiózł i szybko pojechał.-powiedziała marszcząc czoło.
Uśmiechnęłam się.Justin!Jednak mnie kocha!
-A czemu leże w szpitalu?
-Uderzyłaś się mocno w głowę,muszą ci zrobić badania.
Zobaczyłam lekarza.Moja mama szybko do niego podbiegła i wyszli z sali.Drzwi były niedomknięte i słyszałam ich rozmowę.
-Proszę pana,co jej jest.-moja mama posmutniała.
-Nie zrobiliśmy jeszcze dokładnych badań.Miejmy nadzieję że wszystko będzie dobrze.
Uśmiech zszedł z mojej twarzy.

*Według Justina*

Wyszedłem ze szkoły dużo wcześniej.Poszedłem do domu i oglądałem telewizję jedząc chipsy.Zaczynał się jakiś romantyczny film więc chciałem przełączyć ale pilot leżał na drugim końcu pokoju.Jęknąłem bo nie chciało mi się wstawać.Trudno.Obejrzałem kawałek i muszę powiedzieć że to gówno wciąga ale jest żałosne,facet mówi dziewczynie jak to ją kocha,kłócą się i mają jakieś problemy jak nie wiadomo co.Chwila,to tak jak ja z Ashley.Po jakimś czasie zaczął dzwonić mój telefon,który leżał tam gdzie pilot.Nie wstawałem.Dzwonił drugi raz i trzeci...Wkurzyłem się i wstałem.
-Czego?!-krzyknąłem nie patrząc nawet kto dzwoni.
-Nie drzyj się.Tu Vanessa.Cieszę się że się pogodziłeś z Ashley i nawet nie wiesz jak jestem ci wdzięczna że od razu zawiozłeś ją do szpitala.To tylko to chciałam ci powiedzieć.Na razie.-powiedziała dziewczyna.
-Co?O czym ty...-nie zdążyłem dokończyć i usłyszałem pikanie co oznaczało że rozmowa się skończyła.
O czym ona gada?My się wcale nie pogodziliśmy,jakim szpitalem?Muszę tam jechać.Wyłączyłem telewizor i poszedłem do auta po czym pojechałem do szpitala.
-W której sali leży Ashley Storling?-powiedziałem do sekretarki czy jak jej tam.
-Kim pan jest?-wychyliła się zza ekranu komputera.
-Jej chłopakiem.-na ostatnie słowo ciężko odetchnąłem bo nie wiedziałem czy między nami jeszcze coś jest.
-Jeśli nie jest pan z rodziny nie mogę zdradzać żadnych informacji.
-Kurwa gdzie ona leży?-podniosłem lekko ton.
-Proszę wyjść po wezwę ochronę!-krzyknęła.
Zmrużyłem w jej kierunku oczy i wyszedłem z budynku.Ja pierdole co teraz?Miałem plan,idealny plan.Wróciłem do domu i wróciłem do oglądania telewizji.

*Według Ashley*
Dowiedziałam się że będę w śpiączce przez jakiś czas.Przeraziłam się lekko ale nie miałam wyboru.Dostałam specjalny zastrzyk i czułam że moje powieki pomimo mojej niechęci same się zamykają.

*Według Justina*
Kiedy wybiła 22,wsiadłem w samochód i ponownie pojechałem do szpitala.Było tam cicho i pusto.Zauważyłem fartuch na krześle,mam zajebiste szczęście,nikt mi nie powie że nie.Wziąłem go po cichu i ubrałem na siebie.Sekretarka nie poznała mnie najwyraźniej bo wtedy byłem inaczej ubrany i miałem na sobie czapkę.
-Dzień dobry,w której sali leży pacjentka Storling?-zapytałem bardzo niskim głosem.
-A pan to kto?-zapytała zdziwiona.
Kurwa.
-Yyy...jestem nowym lekarzem i zapomniałem w której sali leży pacjentka.
-Dobrze,to sala 65.
-Dziękuję.-rzuciłem i wbiegłem do windy.
Uśmiechnąłem się sam do siebie,jestem genialny.Kiedy znalazłem salę,zobaczyłem przez lekko uchylone drzwi czy nikogo tam nie ma,nie było.Nikogo oprócz Ashley.Powoli wszedłem do środka.
-Ash?-zapytałem szeptem.
Nie odpowiedziała.
-Ashley?-zapytałem ponownie.
Nadal nic.Usiadłem obok niej.Co się stało?Czemu nie odpowiada?Nie śpi bo by się już dawno obudziła.Siedziałem i patrzałem na nią jak "śpi".Wyglądała idealnie,jak zawsze zresztą.Wziąłem w rękę jej dłoń i pogłaskałem ją po policzku.Przeze mnie tu wylądowała.Ale ja nadal nie wiem co się stało.Usłyszałem głos lekarza i pielęgniarki którzy zbliżali się do sali.Cholera,szybko wbiegłem do łazienki.
-Co z pacjentką?-zapytała kobieta.
-Wszystko jest chyba w porządku,czaszka jest cała,na szczęście nie doszło do wstrząsu mózgu bo to by mogło być niebezpieczne.-odpowiedział facet.-Ale konieczne będzie jeszcze jedno prześwietlenie,jednak można ją już obudzić ze śpiączki.-dodał.
Ten gościu podał dał jej jakiś zastrzyk i zauważyłem że bardzo,bardzo powoli się budzi.
-Co jest?-zapytała bardzo powoli i cicho,ledwo ją słyszałem.
-Już wszystko w porządku.Niech pani idzie spać.Jutro jeszcze jedno prześwietlenie i będziemy mogli panią wypuścić.
Ash kiwnęła głową,lekarz i kobieta wyszli z sali.Ashley ponownie zamknęła oczy a ja cicho podszedłem do niej.Otworzyła oczy.
-Co ty tu robisz?!-chciała krzyknąć jak najgłośniej ale była zbyt osłabiona.
-Nie krzycz bo mnie stąd wywalą!-powiedziałem szeptem udając że krzyczę.
-Nie chcę cię widzieć,wyjdź stąd.-rzuciła.
-Dasz mi chociaż wytłumaczyć?
-Nie,wypad.
-Nigdzie nie idę.
-Zaraz zawołam pielęgniarkę to wyjdziesz.
-Kurwa daj mi dojść do słowa!-krzyknąłem i za chwilę zdałem sobie sprawę że jestem idiotą bo pewnie zaraz ktoś tu wejdzie i mnie wywali.
-Czego chcesz?Powiedziałeś koniec i nic więcej nie potrzebuje.
-Jak się umawiasz z tym pedałem to się nie dziw.-wkurzyłem się.
-Ty się obściskujesz z jakąś lalą,okłamałeś mnie że byłeś wtedy z tatą.
-Nie!Byłem wtedy z ojcem,skąd miałbym klucze do mieszkania jakbym z nim wtedy nie poszedł?
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę.Zrobiło jej się głupio.
-Jak tu trafiłaś?-zapytałem uspokojony już.
-Nie wiem,wiem że byłam nad jeziorem,ktoś zasłonił mi oczy,chciałam uciec i potknęłam się o coś,wywróciłam się i zemdlałam.Ale nie wiem kto mnie tu przywiózł i myślałam że to ty.
-Ja...nie...-powiedziałem zakłopotany bo jeśli coś jej się stało to ja powinienem ją tu przywieść i nikt inny.
-Chwila dlaczego masz fartuch i jak w ogóle tu wszedłeś?
-Ten szpital jest jebnięty.Do Cody'ego mnie wpuścili,do ciebie nie.-rzuciłem zirytowany.
-Ale czemu masz fartuch lekarski?
-Zabrałem.
-Po co?
-Żeby się z tobą zobaczyć.
Ashley spojrzała mi w oczy i zauważyłem że jej robią się szklane i z jej oka popłynęła łza.
-Przecież z nami koniec.-powiedziała cienkim głosem jakby zaraz miała się rozpłakać.
-Nie zdawałem sobie wcześniej sprawy jak bardzo jesteś dla mnie ważna...bez ciebie jestem nikim,uszczęśliwiasz mnie,pociągasz,czasami denerwujesz...nie umiem bez ciebie żyć.-powiedziałem oblizując co chwilę wargi.-Ja pierdole nie wierzę że to powiedziałem.-dodałem i się zaśmiałem.
-Ja...umówiłam się z Tomem po to żebyś był zazdrosny.-powiedziała zakłopotana.
-Nie musisz się starać żebym był zazdrosny,bo i tak jestem.A Tomowi jeszcze przetrzepie ten pedalski ryj,zobaczysz.-uśmiechnąłem się.
-To...między nami jest jak dawniej?
Nie odpowiedziałem jej tylko zbliżyłem się do niej i namiętnie ją pocałowałem.Zrzuciłem z siebie fartuch i usiadłem koło Ash nie odrywając się od niej.Tego mi było trzeba,jedyne czego potrzebowałem to jej ust i ogólnie jej całej.Jej oczu,jej ust,jej dłoni na moim brzuchu,jej głosu.Wszystkiego.
-Nawet nie wiesz jak cię cholernie kocham...-powiedziałem jej do ucha.
-Ja ciebie też.-pocałowała mnie.-Zabierz mnie stąd błagam...-dodała.
-Jak?
-Nie wiem,wymyśl coś.-jęknęła.
Zastanowiłem się przez chwilę,mam pomysł ale nie wiem czy wypali..


______________________________________________
Wiem że czekaliście długo a rozdział jest krótki i do dupy ale nie mam ostatnio dużo czasu bo planuje urodziny przyjaciółki+nauka...sami rozumiecie.Mam nadzieję że będę mieć więcej czasu.Pozdrawiam i przepraszam:( xoxo

poniedziałek, 23 września 2013

Twenty-two.

Justin poszedł jeszcze do łazienki a ja i Vanessa weszłyśmy już do klasy.Van zajęła miejsce w ostatniej ławce a ja w ostatniej ławce obok jej ławki.Van siedziała sama a ja czekałam na Justina.Wtedy koło mnie usiadł Tom.
-Wolne?-zapytał uśmiechając się.
-Nie.-odpowiedziałam sztucznie się uśmiechając.
-Też się cieszę że cię widzę słonko.
-Nie mów tak do mnie.-rzuciłam zirytowana.
-Tak?Kiedyś by ci się to podobało.
-Jest teraz,a nie "kiedyś".Zjeżdżaj z tąd Tom.
-Zadziorna jesteś.
-A ty wnerwiający!Wbij sobie to tego łba że nie lecę na ciebie,nie lecę i nigdy nie będę.
-Dziwne,to samo mówiłaś w pierwszy dzień o Bieberze.-zaśmiał się.
Wywróciłam oczami,postanowiłam go ignorować.Justina nadal nie ma.Co on tam tyle robi?Postanowiłam skupić się na lekcji,spojrzałam na zegarek.15 minut minęło a go nie ma.
-A gdzie twój Justinek?
-Nie martw się,jest w łazience zaraz przyjdzie.-zmrużyłam oczy.
-Pewnie właśnie pieprzy jakąś lalę a ty siedzisz i myślisz że to słodki chłopiec.
Wstałam z miejsca i przez przypadek wywróciłam krzesło na co cała klasa się na mnie spojrzała.
-Słuchaj no,odpierdol się ode mnie.-powiedziałam po czym wzięłam swoją torbę i wyszłam z sali.
Wbiegłam do damskiej łazienki i trzasnęłam drzwiami.Zauważyłam blondynkę siedzącą pod grzejnikiem z głową schowaną w kolanach,kiedy weszłam wychyliła się.
-Przepraszam,nie wiedziałam że tu ktoś jest.-rzuciłam i się uspokoiłam.
-Nie ma sprawy.-powiedziała uśmiechając się pomimo spływających po jej policzkach łez.
-Jestem Ashley.-podałam jej rękę uśmiechając się.
-Rose.-podała mi dłoń odwzajemniając uśmiech.
-Co się stało?Czemu płaczesz?-usiadłam koło niej.
-Mój chłopak ze mną zerwał...-zaczęła.
-Dlaczego?
-Powiedział że już mnie nie kocha,kiedy mi to powiedział zauważyłam jak podchodzi do innej obejmując ją.-rozpłakała się.
-Jak on się nazywa?Może go znam.
-Lucas...Lucas Barey.
-Nie kojarzę.Ale posłuchaj,naprawdę nie warto płakać.Spójrz na siebie,jesteś piękna,możesz mieć każdego chłopaka w tej szkole.-uśmiechnęłam się.
-Każdego?Proszę cię...u większości z nich nie mam szans.Ale nie ważne,a ty co tutaj robisz?Jak weszłaś wyglądałaś na zdenerwowaną.
-Wiesz...Tom się do mnie przysiadł,miałam z nim lekcje,a mój chłopak wyszedł do łazienki i nie ma go 15 minut.-zaśmiałam się.
-Tom?!Zazdroszczę ci...a jaki on jest?Twój chłopak oczywiście.
-On jest.-uśmiechnęłam się.-Ma duże,brązowe oczy...umięśniony...kochany,zadziwiający,groźny.Nazywa się Justin.-zaczęłam się śmiać.
-Groźny?Chodzi ci o...-zaśmiała się.
-Tak,Justin Bieber.-dokończyłam.
-Jak ci się udało go zdobyć?-zapytała zdziwiona.
-On sam zaczął mnie podrywać,najpierw mnie strasznie denerwował ale potem...naprawdę go pokochałam.
-Nie dziwie się,jesteś piękna.
-Dzięki.-rzuciłam.
Wtedy drzwi od łazienki powoli się otworzyły i stanęła w nich Vanessa.
-Tu jesteś!-krzyknęła.
-Tak.-uśmiechnęłam się.-Przepraszam Rose,muszę lecieć,może...daj mi swój numer?Chciałabym się jeszcze z tobą kiedyś spotkać.
-Ja z tobą też.-uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła swojego Smartfona po czym wbiłyśmy sobie numery.
-Do zobaczenia.-powiedziała.
-Na razie.-pomachałam jej ręką.
Dziewczyna poprawiała makijaż a ja i Vanessa wyszłyśmy z łazienki.
-Kto to?-zapytała zdziwiona.
-Nazywa się Rose.Poznałam ją parę minut temu.
Van kiwnęła głową.
-Wrócił już Justin?-zapytałam.
-Nie.
Oblizałam usta i weszłam do sali.
-Co się stało panno Stroling?-zapytała zdenerwowana nauczycielka.
-Nic.-odpowiedziałam i jakby nigdy nic usiadłam w ławce...tak z Tomem.
Lekcja dobijała końca.Zostało 5 minut.Nagle do sali wszedł Justin.
-Spóźniony.Co ja mówię,nie było cię na trzy czwartej lekcji!-powiedziała oburzona nauczycielka.
Bieber pokazał jej kciuk w górze i udał się w moją stronę.
-No Bieber,musisz usiąść gdzie indziej.-powiedział dumnie Tom.
Spojrzałam na Jussa wzorkiem mówiącym "proszę zabierz go w tąd".Nie musiał mnie zrozumieć bo zaraz zrobiła się afera.
-Won z tąd.-splunął.
Tom się ironicznie zaśmiał.
-Wypierdalaj powiedziałem!
-Co to za słownictwo!Proszę usiąść!-krzyknęła starsza kobieta.
Chłopak wstał z ławki i podszedł do Justina.
-Bo co mi zrobisz?-zmrużył oczy.
Wstałam gwałtownie z ławki.
-Przestańcie!-krzyknęłam próbując ich od siebie odsunąć.
-Nie mieszaj się.-rzucił Tom.
-Słuchaj no,jak pójdziesz teraz do innej ławki to może nie będziesz miał cały nos.-powiedział Bieber.
Nauczycielka starała się ich rozdzielić ale na marne.Poszła po dyrektora.
-Justin przestań!-wrzasnęłam.
Ani jeden ani drugi nie dawał za wygraną.Zaczęli się bić.Nie było łatwo,obydwoje byli cholernie silni.Do sali wszedł dyrektor.Pomimo trudności udało mu się ich rozdzielić.Justin stał z rozciętą wargą i po ustach spływała mu krew a natomiast Tom z zakrwawionym nosem i oczywiście obydwoje mieli podbite oka.Znowu się na siebie rzucali ale mężczyzna ich powstrzymał.Zadzwonił dzwonek.Wszyscy wyszli z sali oprócz mnie,chłopaków i dyrektora.
-Proszę wyjść,muszę się nimi zająć.-rzucił facet.
-Z wielką chęcią.-sztucznie się uśmiechnęłam do chłopaków i wyszłam z sali.

*Według Justina*

-Co to ma być?-zapytał facet.
Wyrwałem się,wziąłem plecak i wyszedłem z klasy.Idiota.Rozejrzałem się i zauważyłem jakąś blondynkę idącą w moją stronę.Pierwszy raz widziałem ją na oczy.
-Yyy...Justin?-zapytała.
-Ta.-odpowiedziałem i udałem się przed siebie ale dziewczyna szła za mną.
-Wiesz może gdzie jest Ashley?
-Właśnie jej szukam.
-Mógłbyś jej to dać?Zostawiła w łazience torbę.-blondynka podała mi torbę.
-Jasne,wiesz gdzie ona może być?
-Na pewno jest w sali w której teraz będzie mieć lekcje.-zaśmiała się.
Pokiwałem głową i udałem się w stronę sali.Zauważyłem ją wyjmującą coś z szafki.Podbiegłem do niej.
-Wszędzie cię szukam.-powiedziałem.-Aha i tu jest twoja torba,jakaś blondyna mi ją dała.
-Dzięki.-powiedziała.
-Co jest?
-Nic.
-To czemu masz taką minę jak byś miała zaraz mnie zabić?
Zaśmiała się.Kiedy zauważyłem że wszystko wporzo przysunąłem ją do siebie i złączyłem nasze usta.Dziewczyna oplotła rękoma moją szyję.Nagle podeszło do nas stado dziewczyn.Większość to blondynki co można było zauważyć po tym jakie są puste.
-Hej Justin.-powiedziała jedna z nich dziwkowatym głosem.
Ashley uniosła do góry brwi.Nic nie odpowiedziałem.
-Dzięki kociaku za ostatni dzień.-powiedziała po czym wysłała mi buziaka w powietrzu.
-Jaki dzień?-zapytała Ash.
-Właśnie,jaki dzień?-dodałem.
-No ten kiedy ci napisałam sms'a.Nie pamiętasz?
-Dupek.-powiedziała zaciskając zęby Ashley i odbiegła ode mnie.
Poważnie,nie wiem o czym ta laska mówiła.Pierwszy raz widziałem ją na oczy ale wiedziałem że chcę żeby Ash mnie znienawidziła.Powiedziałem tej blondynie żeby się ode mnie odpierdoliła.Właściwie to była to bardziej groźba ale nie będę wnikał w szczegóły.Poszedłem szukać Ashley ale zauważyłem że gada z Tomem.Byłem pewny że go spławia albo się z nim kłóci...ale jak widać świetnie im się rozmawiało bo obydwoje cały czas się uśmiechali.Chuj z tym wszystkim.

*Według Ashley*

-To do...po lekcjach.-uśmiechnął się Tom.
-Jasne,do zobaczenia.-odwzajemniłam uśmiech i udałam się do klasy.
Chwila,czy ja właśnie umówiłam się z Tomem.Tak.Odwróciłam się za siebie i nie mogłam uwierzyć w to co widzę.

sobota, 21 września 2013

Twenty-one.


*Według Ashley*

Wtuliłam się jeszcze mocniej w ramiona chłopaka.
-Dziękuję.-wyszeptałam.
-Za co?To ja przepraszam.-powiedział kładąc brodę na moim ramieniu.
-Za to że przy mnie jesteś.
-To przeze mnie!-powiedział.-Gdybym cię wtedy nie zostawił nie było by tego wszystkiego.
-Przestań.-powiedziałam.
-Mam dla ciebie niespodziankę.-uśmiechnął się.
Odchyliłam się tak abym mogła na niego spojrzeć.
-Jaką?-zapytałam próbując się uśmiechnąć.
-Zobaczysz.-rzekł tajemniczo i przygryzł dolną wargę.
Zaśmiałam się.
-Ooo Cody dzwoni!-krzyknęła podekstytowana Van.-Halo?-powiedziała i wyszła z salonu.
Po paru minutach wróciła.
-Okej,jasne,na razie.-uśmiechała się.
-Co jest?-zapytałam kiedy odsunęła telefon od twarzy.
-Cody czuje się wspaniale i jutro wychodzi ze szpitala!Rozumiecie to?!Już jutro!-krzyczała i skakała jak małe dziecko.
Uśmiechnęliśmy się.
-To wspaniale.-powiedziałam.
-Dobra chodź,pora na niespodziankę.-powiedział chłopak i złapał mnie za rękę kierując się ze mną w stronę drzwi.
-Będziemy za...-zaczęłam.-Za ile?-zapytałam Justina.
-Jutro.-uśmiechnął się.
Vanessa zagwizdała.
-Oj cicho.-powiedziałam do niej i się zaśmiałam.-Do zobaczenia.-powiedziałam.
Justin jej pomachał.
-Do jutra.-odpowiedziała.
Wsiedliśmy do auta.
-Gdzie ty mnie wieziesz?-zapytałam.
-Zobaczysz.-powiedział i spojrzał na jakiś kawałek papieru po czym go wrzucił do schowka.
Jechaliśmy i jechaliśmy a ja nadal nie wiedziałam gdzie.No,no,widać że dużo Justin już pozwiedzał że zna całe miasto.Zaśmiałam się pod nosem i spojrzałam w szybę.Po 5 minutach zatrzymaliśmy się i wysiedliśmy.
-To tu.-uśmiechnął się.
-Co to za dom?-zapytałam zdziwiona.
Bieber wyjął z kurtki kluczyki i otworzył drzwi po czym wszedł do mieszkania.
-Ta-dam!-krzyknął i szybko zwiedził wszystkie pokoje.
-Co my tu robimy?-zapytałam nadal nie wiedząc o co chodzi.
-Witaj w mojej nowej chacie.-powiedział po czym przytulił mnie od tyłu.
Uśmiechnęłam się.W domu były 2 pokoje.Ale pomimo wszystko dom był spory.Duże pokoje,urządzone już ale bez mebli w jednym z pokoi,piękna kuchnia,szkoda tylko że Justin nie umie gotować.W łazience prysznic.
-Jeszcze tylko brakuje moich rzeczy i mebli i będzie zajebiście.-powiedział.-Aha,no i jedzenie też by się przydało,chodź,jedziemy do sklepu.-wyszliśmy z domu i pojechaliśmy do supermarketu.
Justin kupił dużo jedzenia,napoje,inne potrzebne rzeczy i wino jak on powiedział "na uczczenie wprowadzenia".Zapłaciliśmy i mieliśmy już wracać do domu ale zajechaliśmy jeszcze do Justina po parę jego rzeczy i laptopa.Wróciliśmy do jego nowego mieszkania.Walnęliśmy się na kanapę w salonie i włączyliśmy laptopa.
-Spokojnie to jeszcze nie ta niespodzianka.-powiedział.
-A co będzie niespodzianką?-zapytałam.
-Zrobimy sobie wieczór filmowy.-powiedział i zaczął mnie całować.-Kocham cię.-wyszeptał mi do ucha po czym się położył.
-Ja ciebie też.-powiedziałam uśmiechając się delikatnie.
Pocałunek z każdą chwilą był coraz bardziej namiętny.Bieber spojrzał na mnie oczami pełnymi porządania.
-Nie.-zaczęłam się śmiać na co on zrobił minę smutnego pieska.
-Nie Justin.-powiedziałam.
Zrezygnowany wtulił się we mnie na co wybuchłam śmiechem.
-Słyszysz?-powiedziałam nagle.
-Ale c...-zaczął ale zatkałam mu buzię.
-Ciii.-powiedziałam.
Szybko zerwałam się z kanapy,to mój telefon dzwonił.Zostawiłam go na szafce w przed pokoju.To Van.
-Halo?-odebrałam.
-Oliver był,pytał o ciebie.-powiedziała.
-Nieee tylko nie to!-jęknęłam.
-Powiedziałam że cię nie ma,co robicie?
-Nic,Justin ma nowe mieszkanie i siedzimy.-uśmiechnęłam się.
-Ta jasne"siedzicie".-czułam że robi w tej chwili cudzysłów z palców i się uśmiecha.
-Naprawdę!
-Dobra to "siedźcie".Na razie.-zaśmiała się.
-Paa.-powiedziałam i też się zaśmiałam.
Wróciłam do Justina.
-Co oglądamy?-zapytałam.
-Zobaczysz.-zaśmiał się.
Włączył film i zgasił światło po czym wrócił do mnie.Położyliśmy się na kanapie i postawiliśmy przed sobą laptopa.Na początku filmu zauważyłam wielki napis na ekranie krwawy "I Spit on Your Grave 2".Wyczuwam nie przespaną noc.Odetchnęłam i wtuliłam się w ramię Jussa.

________________________________
-Nie,nie,nie rób tego!-darłam się.
Justin zaczął się śmiać z tego że się boję.Pisnęłam i schowałam głowę w dłoniach.
-Nie bój się.-powiedział i objął mnie ramieniem.
Wychyliłam lekko twarz.Oglądaliśmy dalej.Kiedy film się skończył zdałam sobie sprawę że jestem głupia bo nie wzięłam ciuchów na przebranie.Jęknęłam.
-Justin daj mi jakąś koszulkę.-powiedziałam.
Justin podszedł do szafki i wyjął ze sterty koszulek i bielizny,czarną koszulkę bez ramiączek.Była na mnie jak sukienka i zakrywała większą część moich nóg.Przebrałam się i wróciłam do chłopaka.Ziewnęłam.
-Idźmy spać,za dużo zdarzeń jak na jeden dzień.-powiedziałam.
-Okej.-rzekł i podszedł do jakiejś szafki.
Usłyszałam jęknięcie chłopaka.
-Co jest?-zapytałam.
-Nie ma tu żadnego koca ani nic.-odpowiedział.
-Możemy spać bez.-wzruszyłam ramionami.
-Będzie zimno.
-Jak mnie przytulisz to nie.-uśmiechnęłam się.
Chłopak wziął bluzę i położył się koło mnie zakrywając nas oboje po czym mnie przytulił.Poczułam jak odpływam w krainę snów i moje powieki same się zamykają.

*Według Justina*
_______________________
Przebudziłem się i było jeszcze ciemno.Spojrzałem na oślepiający ekran telefonu.3.34.Matko.Zauważyłem że leżałem przykryty cały bluzą,spojrzałem na Ashley.Widać było że marzła,zrzuciłem z siebie bluzę i dokładnie okryłem nią dziewczynę po czym mocno ją przytuliłem.Nie mogłem zasnąć.Nie mogę jej stracić.Nigdy.Wreszcie poczułem że zasypiam.

*Według Ashley*

Obudziła mnie melodyjka w telefonie która oznaczała godzinę 6.40 i to że mam już wstawać.Jęknęłam bo byłam nie wyspana.Justin nadal spał bo jak widać miał twardy sen.Zauważyłam że leży odkryty.
-Ej,Justin,wstawaj.-szepnęłam mu do ucha.
Chłopak powoli się budził.
-Wstawaj śpiochu,ruszamy dupę i idziemy do szkoły.-zaśmiałam się.
Blondyn przyciągnął mnie do siebie.
-Puść mnie i wstawaj,jedziemy do mnie bo nie wzięłam ciuchów.-zaczęłam się śmiać.
Bieber przeciągnął się i powoli wstawał.Wsunęłam spodnie,wzięłam kurtkę i byłam gotowa.Justin wziął cholernie szybki prysznic i założył koszulkę,spodnie i na to jakąś bluzę.Zarzucił na ramię plecak i poszliśmy do samochodu i pojechaliśmy po ciuchy i po Van.Justin wszedł do salonu a ja poszłam do pokoju po ubrania.Wzięłam rurki,luźny T-shirt i czystą bieliznę.Szybko wzięłam prysznic i ubrałam się.Uczesałam włosy,pomalowałam rzęsy tuszem i zdążyłam jeszcze maznąć usta błyszczykiem.Wyszłam z łazienki i akurat wchodziła do niej Vanessa.
-Hej.-uśmiechnęłam się.
-Hej.-odpowiedziała i odwzajemniła uśmiech.-Dajcie mi 10 minut zaraz będę gotowa.-dodała.
Kiwnęłam głową i poszłam do swojego pokoju po torbę,spakowałam potrzebne rzeczy i nim się obejrzałam moja przyjaciółka była gotowa.Pokazałam Bieberowi że jesteśmy gotowe.Wyszliśmy i udaliśmy się do samochodu.Zaraz byliśmy na miejscu,Justin zaparkował auto na szkolnym parkingu i weszliśmy do dużego budynku.Kiedy szliśmy z Justinem przez szkołę,czułam na sobie wzrok wszystkich.Tych mięśniaków,plastików,kujonów,plotkar,wszystkich dosłownie.Chłopak poszedł do swojej szafki,Vanessa do swojej i ja do swojej.Wszystkie niestety były daleko od siebie.Kiedy zamknęłam szafkę ujrzałam twarz Toma.Cholernie przystojny,zadbany,zabawny chłopak.Ogólnie według innych dziewczyn ideał.Wyglądem nie dorastał Justinowi do pięt,klatą też,ogólnie niczym.Może i kiedy jeszcze nie znałam Biebera wydawał mi się idealny.Właśnie,wydawał.
-Hej Tom.-rzuciłam.
-Hej.-odpowiedział uwodzicielsko.
-Co jest?-zapytałam.
-Nic,gdzie masz lekcje?
-Sala 56.-odpowiedziałam.
-No patrz jaki zbieg okoliczności,ja też.-zaśmiał się.
W duchu mnie wkurzał pomimo tego że kiedyś nawet nie zwracał na mnie uwagi a kiedy choćby na mnie spojrzał dostawałam ataku szczęścia.Wlekł się za mną cały czas.
-Wiesz Tom,po co się za mną w ogóle wleczesz?-zapytałam nie wytrzymując.
-Coś w tym złego?
-Nie,ale nigdy ze mną nie gadałeś,wolałeś swoje wytapetowane dziunie a nie dziewczyny w moim typie.
Chłopak się zaśmiał i przysunął się do mnie.Wtedy zauważyłam Justina idącego w moją stronę.
-Woah,woah,woah.-mruknął wkurzony i szarpnął Toma odpychając go po czym złączył nasze usta.
Tom się najwyraźniej wkurzył,Justin był pierwszym chłopakiem który był od niego,silniejszy,przystojniejszy,zabawniejszy i ogólnie lepszy.Oddalaliśmy się od stojącego jak słup chłopaka a Bieber tylko się zaśmiał pod nosem.Wtedy dołączyła do nas Vanessa.Udaliśmy się na lekcje.

czwartek, 19 września 2013

Informacja.

Przepraszam że nie ma nowego rozdziału ale rozdziały będą dodawane do 3 dni jeśli wszystko będzie okej i będą dłuższe:) Namęczyłam się nad moim pierwszym zwiastunem i jestem z siebie dumna:D http://www.youtube.com/watch?v=eXXwzATFFhw
PS.Przebiliście 1000 wyświetleń,kocham was i pozdrawiam gorąco xoxo

Twenty.

Zaśmiałam się.
-O kurde.-powiedziałam nagle.
-Co?
-Oliver powie moim rodzicom o tobie i zaraz będzie afera!
Justin uniósł brwi.
-Nie zapominaj że nie dawno skończyłaś 19 lat.
-To co.Moi rodzice...
-Oj przestań!Rodzice,problemy,szkoła,to złe,to też...weź się wyluzuj!Będziesz chodzić na imprezy jak będziesz miała 40 lat?!
Wzięłam sobie słowa chłopaka do serca.
-Może...może i masz racje.
-Nie może,tylko na pewno!
-To co chcesz robić?Skakać ze spadochronem?-wywróciłam oczami.
-Nie,na razie chcę iść do jakiegoś klubu,wypić sobie piwo,potańczyć a potem wrócić z tobą i...
Wtedy wszedł do pokoju Oliver.
-Puka się!-krzyknął Justin.
Chłopak całkowicie nie przejął się tym co powiedział Bieber i położył się na łóżku.Juss już chciał coś powiedzieć ale zatkałam mu usta palcem.
-Wiesz co Oliver?Ja,Justin i Vanessa dziś wieczorem wychodzimy i chcielibyśmy iść wcześniej do centrum ale...no wiesz,musisz iść do mamy.
-To nie szkodzi,ja pójdę z wami.
-Ale...nie wpuszczą cię.
-Czemu?
-Bo...wstęp do klubu jest od 19 lat.
-Aaa to szkoda.
-No niestety,przykro mi,może kiedy indziej.
-To ja idę na obiad.-wstał i zszedł na dół,najwyraźniej poszedł do moich rodziców i swoich którzy właśnie tam są.
Kiedy upewniliśmy się że wyszedł odetchnęliśmy z ulgą.
-Moja spryciara.-uśmiechnął się łobuzersko Justin i objął mnie w tali po czym złożył pocałunek na moich ustach.
Zaśmiałam się.
-Chodźmy gdzieś.-powiedziałam.
-To znaczy?
-Nie wiem,jak najdalej,albo pojedźmy gdzieś.
-Może do Vegas?
-O tak!
Podskoczyłam do góry z radości.Nagle z mojej twarzy zszedł uśmiech.
-Co z Vanessą?
-Mogę ją zawieść do Cody'ego albo jak nie to może jechać z nami.
Zeszłam do salonu.
-Ej Van!
Moja przyjaciółka wystawiła głowę zza gazety.
-Hm?-mruknęła.
-Jedziesz z nami do Vegas?
-Po co?
-Nie wiem,tak sobie.
-Nie dzięki,zostanę.-zaśmiała się.-Mam nadzieję że pamiętasz że jutro szkoła?-dodała.
Jęknęłam.Dupa z wyjazdu.Justin zbiegł na dół.
-Nie możemy jechać,jutro szkoła.-powiedziałam.
Bieber wywrócił oczami.
-Pojedziemy w weekend,razem z Cody'm.
-No dobra.
Usłyszeliśmy krótki dźwięk,Justin dostał sms'a.Wyjął z kieszeni telefon.
-Kto to?-zapytałam.
-Ojciec już jest w L.A,muszę na razie lecieć.-powiedział i pocałował mnie w policzek.
-Jasne.-uśmiechnęłam się.
-Nara!-krzyknął blondyn.
-Pa!-odpowiedziała Vanessa nie wychylając się zza gazety.
Kiedy wyszedł usiadłam koło niej.
-Mam ochotę na sałatkę a ty?-powiedziałam nagle.
Van się zaśmiała.
-Noo.-powiedziała.
-Idę do sklepu.Będę za 10 minut.-rzuciłam.
-Okej.-krzyknęła.
Wzięłam kurtkę i wyszłam z domu.Niestety nie widziałam Justina.Wow,szybko on chodzi.Udałam się w przeciwną stronę od strony jego domu-do sklepu.Szłam wąską uliczką na skróty.Wtedy ktoś mnie szarpnął za tył kurtki a moje serce chyba stanęło.Głośno pisnęłam ale szybko moja buzia została zatkana męską ręką.Próbowałam się wyrwać ale na marne.

*Według Justina*

Szedłem sobie chodnikiem myśląc o wszystkich wydarzeniach które miały ostatnio miejsce.O Cody'm,o Ashley...Wreszcie ujrzałem centrum w którym byłem umówiony.Wszedłem do środka i ujrzałem setki wielkich sklepów.Udałem się do kawiarni czy jakiegoś gówna.Zobaczyłem mojego ojca siedzącego przy stoliku.
-Siema!-krzyknąłem.
-Cześć Justin.-odpowiedział i kiwnął mi do góry głową.
-Co chciałeś?-zapytałem oblizując usta.
-Chciałem z tobą pogadać o mieszkaniu.-powiedział i podrapał się po karku.
-Coś nie tak?-zapytałem marszcząc czoło.
-Nie,wszystko wporzo.Tylko...-odetchnął.-Nie wiem czy tobie można powierzyć mieszkanie.-dokończył.
Uniosłem brew.
-Żartujesz?-rzuciłem.
-Justin,jesteś nieodpowiedzialny.
-Gówno mnie to obchodzi czy jestem czy nie.
-Hamuj się.
-Nie!-krzyknąłem i wstałem tak że przyciągnąłem uwagę wszystkich w kawiarni.-Człowieku ja mam 19 lat i nie mam zamiaru mieszkać z matką!-rzuciłem wyrzucając ręce w powietrze.
-Nikt w wieku 19 lat nie wyprowadza się od razu.
-To chyba żyjesz w innym świecie.-rzuciłem i odwróciłem głowę.-Dobra wiesz co?Mam to w dupie,sam sobie coś załatwię.Znajdę sobie pracę i sam sobie wynajmę jebane mieszkanie.
Wywrócił oczami.
-Słuchaj,nie o to mi do cholery chodzi!-powiedział wkurzony już moim zdenerwowaniem.
-A o co?-usiadłem z powrotem na krześle i zmrużyłem oczy.
-Chciałem po prostu żebyś powiedział że dorosłeś!-krzyknął.
Oblizałem wargi.
-Dorosłem.-powiedziałem.-Pasi?-dodałem.
Chciał coś powiedzieć ale mu przerwałem.
-Dobra,sorry,ale sam się wyprowadziłeś od dziadka jak miałeś 18 lat a mnie wkurwia to że nie mam prywatności.Dorosłem.Czy widzisz abym miał teraz przy sobie plastikowy samochodzik?Nie.Jedyne co przy sobie mam to kluczyki od auta i telefon.-powiedziałem wyciągając na stół kluczyki i IPhona.Ojciec się uśmiechnął.
-To chciałem usłyszeć.-powiedział po czym wyjął z kieszeni kurtki kluczyki i jakąś karteczkę.
-Co to?-zapytałem biorąc je do ręki.
-Klucze i adres twojego nowego mieszkania.
Spojrzałem na niego.
-Kurwa.-powiedziałem i przytuliłem go parę razy klepiąc go w plecy.-Dzięki!-krzyknąłem.
-Nie proś mnie prędko o kasę.-powiedział pokazując mi palcem znak po czym się zaśmiał.
-Jasne.-powiedziałem.
-Muszę lecieć,bo mam jeszcze tutaj sprawę do załatwienia,napisz jak dom.Nara.-uśmiechnął się.
-Jasne,siema.-machnąłem mu.
Udałem się do wyjścia.Szybko zadzwoniłem do Ashley.Nie odbiera.Co jest?Ona zawsze odbiera.Zadzwoniłem ponownie i usłyszałem płacz.Darłem się do telefonu ale nie słyszałem nic po za płaczem.Rozłączyłem się i biegłem tak szybko jak tylko mogłem do domu Ash.Wbiegłem do środka nie pukając.
-Gdzie Ashley?-zapytałem łapiąc się kolan i ciężko oddychając.
-Wyszła do sklepu,ale coś długo jej nie ma.-powiedziała Vanessa.
-Nie.-powiedziałem i wybiegłem z domu.
-Co nie?Justin czekaj!
Dziewczyna szybko wsunęła buty i wybiegła za mną.
-Co się stało?!-krzyczała.
-Zadzwoniłem do niej i jedyne co usłyszałem to płacz.-powiedziałem nie zatrzymując się.
-Cholera.-powiedziała przestraszona.
-Gdzie ona może być?!-zatrzymałem się.
-Nie mam pojęcia!
Pobiegliśmy do parkingu na którym stało moje auto.Weszliśmy do środka i szybko zapaliłem silnik.Przejechaliśmy całą okolicę i drogę ze sklepu do domu.Pusto.
-A jak coś jej się stało?-zapytała przez szklane już oczy.
-James.-powiedziałem pod nosem.-Gdzie on mieszka?!-krzyknąłem.
Dziewczyna po chwili namysłu podała mi adres i migiem byliśmy na miejscu.Wyszedłem z auta i podbiegłem do drzwi.Złamałem za klamkę,zamknięte.Pobiegłem na tył domu gdzie były zasłonięte okna.Nie czekając podniosłem z trawnika ciężki,wielki kamień i rzuciłem z całej siły w szybę.Ten idiota nawet nie ma alarmu.Moje serce stanęło,ujrzałem Ashley przywiązaną do krzesła z zaklejoną buzią.
-Ja pierdole.-powiedziałem i szybko rzuciłem się do niej.-Co ten skurwiel ci zrobił?!Gdzie on jest?!-dodałem i odkleiłem jej taśmę z ust.
-N-nie wiem...w tym domu gdzieś.-wyjąkała po czym się rozpłakała.
Przytuliłem ją szybko i pokazałem Van żeby ją odwiązała.Pobiegłem do kuchni,do jakiegoś pokoju i w końcu wpadłem na tego chuja.Z całej siły przywaliłem mu pięścią w twarz.Zaczęliśmy się bić.Widać że wygrywałem.Kiedy był oszołomiony złapałem go za ramiona z przywaliłem mu głową w twarz.Upadł na ziemię.Pokopałem go aby nie wstał i wróciłem do dziewczyn.
-Nie mogę tego odwiązać!-krzyknęła Vanessa.
Próbowałem przerwać linę ale na nic.Pobiegłem do kuchni i wyciągnąłem nóż po czym pobiegłem do Ashley.Ostrożnie przecinałem linę.
-Uważaj.-powiedziała Vanessa troskliwie.
Udało się.Zdjąłem sznurek i przytuliłem Ash.Wziąłem ją na ręce i w trójkę wybiegliśmy z mieszkania do samochodu.Kiedy napięcie powoli schodziło a płacz dziewczyny uspokoił się,zapytałem.
-Co on zrobił?
Otworzyła buzię ale szybko ją zamknęła bo zalała się łzami.
-Kochanie.nie płacz.Już jesteś bezpieczna.-powiedziałem patrząc na nią,gładząc ją po policzku i jednocześnie próbując skupić się na drodze.
Dojechaliśmy do ich domu.Wysiadłem i podałem rękę Ashley.Weszliśmy wszyscy do salonu.Usiadłem na kanapie i mocno przytuliłem do siebie roztrzęsioną dziewczynę.
-Spokojnie,opowiedz mi jak to się stało.-powiedziałem spokojnie.
-Szłam sobie uliczką...-zaczęła wolno.-Nagle ktoś mnie szarpnął i potem wrzucił do samochodu,zasłonił mi oczy chustką i zakleił buzię,ktoś,James oczywiście,zawiózł mnie do swojego domu,przywiązał i mówił że się zemści za to co mu zrobiłeś,za to i za to że już go nie kocham...
Nie mogłem uwierzyć jakie spotkało nas szczęście w nieszczęściu że domyśliliśmy się gdzie ona jest.Nie chcę myśleć co by się stało gdybym wtedy do niej nie zadzwonił.
-On jeszcze tego pożałuję,zobaczysz,nie skończy się na małym pobiciu,przegiął.-powiedziałem zaciskając szczękę.

niedziela, 15 września 2013

Nineteen.

Justin nie wytrzymał i wbiegł do sali.Wbiegłam za nim.
-Proszę wyjść!-krzyczała pielęgniarka.
-Co z nim jest?!-darł się.
-Proszę upuścić w tej chwili salę!
Szarpnęłam Justina za rękę i ledwo co udało mi się wyciągnąć go z sali.Vanessa leżała na podłodze nie ruchomo.
-Matko boska.-powiedziałam pod nosem i rzuciłam się na podłogę.
-Lekarz!-krzyknął Justin.
-Van odezwij się!-krzyknęłam.
Szybko przyjechała pielęgniarka z wózkiem,wsadzili ją na niego i szybko kobieta zawiozła ją do jakiejś sali. Co tu się dzieję?!Usiedliśmy z Justinem na krześle,ja już zapłakana,Justin był przerażony ale wiadomo jak to chłopak,nie chciał wyjść na ciotę.Udawał że jest twardy a tak naprawdę rozpierdalało go od środka.Po jakiś 6 minutach wyszedł lekarz.
-Przepraszam,jak się czuję moja przyjaciółka?-zapytałam.
-Nazwisko?-odpowiedział mężczyzna z fartuchu.
-Corl.-odpowiedziałam kiwając się nerwowo na piętach.
-Aaa,nie wszystko w porządku,po prostu zemdlała,uderzyła się w głowę i ma tylko małe rozcięcie na czole ale to nic poważnego.Pacjentka może już spokojnie wracać do domu.
Uśmiechnęłam się.
-Dziękuję bardzo.A z Cody'm Maxis'em?-przy ostatnich słowach z mojej twarzy zszedł uśmiech.
-Musi pani czekać na lekarza który się nim zajmuję,przykro mi,ja nic nie wiem.
Kiwnęłam głową a mężczyzna już po chwili zniknął mi z oczu.Justin strasznie się denerwował.Podeszłam do niego powoli i kucnęłam przy nim.
-Justin,wszystko będzie w porządku.-powiedziałam i położyłam mu rękę na kolanie.
-Nie!Ashley ogarnij co się dzieję!-krzyknął i wstał.-To nie jest obtarcie kolana!To coś poważnego,mój najlepszy kumpel leży teraz pewnie kurwa rozkrojony na kawałki!
Nic nie powiedziałam.
Justin zamknął oczy i ciężko odetchnął.
-Przepraszam,poniosło mnie.-powiedział i usiadł z powrotem.
Usiadłam koło niego i położyłam mu głowę na kolanach,wzięłam rękę blondyna i przystawiłam ją sobie mocno do serca.Z tego wszystkiego zamknęłam oczy i pogrążyłam się w myślach.

_____________________________________
-Kochanie,wstawaj,ej misiu nie śpij.-usłyszałam cichy głos Justina.
Otworzyłam powoli oczy.
-Gdzie jesteśmy?Ile spałam?-zapytałam przeciągając się.
-W szpitalu,jakąś godzinę,ale już z tąd idziemy.-powiedział i pogładził mnie po policzku.
Przypomniałam sobie sytuacje z wczoraj.
-Co...co z Cody'm?-zapytałam smutno.
-Wszystko dobrze,nic mu nie jest i nie było poważnych powikłań.Po prostu Cody był osłabiony.-uśmiechnął się.
Wstałam i rzuciłam mu się na szyję.
-To wspaniale!A gdzie Van?-schowałam kosmyk włosów za ucho.
-Poszła do toalety.
Zaraz ujrzałam moją przyjaciółkę z bandażem na głowie.Podbiegłam do niej i ją przytuliłam.
-Chodźmy z tąd błagam.Już na sam widok lekarzy jest mi nie dobrze.-powiedziała i się zaśmiała.
Podbiegłam do Justina,wzięłam go za rękę i poszliśmy do wyjścia.Weszliśmy do samochodu i pojechaliśmy do nas.Weszłam do domu jako pierwsza i niemal dostałam zawału.W drzwiach stanął...mój kuzyn.Stanęłam jak wryta.
-Hej kuzyneczko!-krzyknął i podszedł mnie przytulić ale Justin go odepchnął.
-Wohoo,kim ty do cholery jesteś?-zapytał Justin.
-Oliver jestem.-podał mu rękę.
Justin zmierzył go wzorkiem.
-Co ty tu robisz?-zapytałam z oczami jak 5 złoty.
-Odwiedzam cię.
-Serio?Przyjeżdżasz sobie z Miami do L.A żeby mnie odwiedzić?-powiedziałam i weszłam do salonu i położyłam torebkę i klucze na stoliku.
-Dawno cię nie widziałem.
-Ja ciebie też nie.Jakiś rok temu?
-Tak,na zeszłorocznych świętach.
Sztucznie się uśmiechnęłam.
-Ją pamiętam,Vanessa,nie?-zapytał i posłał jej uśmiech.
-Zgadłeś.-powiedziała moja przyjaciółka.
-W takim razie on to James?
Spojrzałam na Justina a on na mnie.
-Nie...-powiedziałam.
-A kto?
-To jest Justin.-powiedziałam.
-A dokładniej?
-Co się to do cholery obchodzi?Książkę piszesz?-wtrącił Bieber marszcząc czoło.
-Yo,stary,spokojnie.-powiedział i wystawił przed siebie dłonie.
Justin był dosłownie przeciwieństwem Olivera.Oliver to jedna wielka ciapa.Jest nieznośny.Ma 18 lat ale jest nawet przystojny.Justin wywrócił oczami i usiadł na kanapie.
-Jak ty tu w ogóle wszedłeś?-zapytałam przerażona.
-Oj kicia,od czego jest okno.-powiedział krzyżując ręce na piersi.
-Serio?Przez okno?
-No tak,zostawiłaś na moje szczęście uchylone.
Spojrzałam wrogo na Van która nie domknęła okna.
-Jak się znalazłeś w L.A?
-Mama z tatą jechali to jechałem z nimi.
-A skąd wiesz że tu mieszkam?
-Twoja mama mi powiedziała.
-Na ile przyjechałeś?
-Miałem na dzień,dwa,ale skoro jestem to zostanę na trzy.Poznamy się lepiej z Justinem,pójdziemy se na jakąś imprezę...
-Woah,stop.-powiedział Justin.-Nie przypominam sobie żebyśmy byli na "ty".
-Jestem od was tylko rok młodszy,raczej nie będę mówił do ciebie "panie".-powiedział i się uśmiechnął.
Justin wywrócił oczami i się położył.Oliver już przez dobre 30 minut opowiadał o rzeczach od których prawie usypialiśmy.
-Ale ty jesteś wkurwiający ja nie mogę...-powiedział Justin i jęknął.
-Ha!To opowiem wam kawał.-nie przestawał mój kuzyn.
Zaczął gadać o jakiś pierdołach od których nawet nam się nie chciało śmiać.
-Chyba powinieneś iść na obiad.-powiedział Justin.
-Nie,nie jestem głodny.-zaprzeczył.
-Chyba jednak jesteś.-powiedział Bieber zaciskając szczękę.
-Nie,nie jestem.
-Jesteś!
-Dość!-krzyknęłam.-Przestańcie,łeb mi pęka.
Złapałam się za głowę.
-Oliver,zostań z Vanessą a ja muszę iść odpocząć,przepraszam.
Pobiegłam na górę do pokoju i walnęłam się na łóżko.Nagle usłyszała dźwięk otwierających się drzwi na to jęknęłam.
-To ja,spokojnie.-powiedział Justin i łobuzersko się uśmiechnął.
-Uff.
Usiadł koło mnie i wziął moją twarz w dłonie.
-Co chce...-nie zdążyłam dokończyć.
Justin położył mnie na łóżku i zaczął całować po szyi,po twarzy,gdzie się da.
-Koniec.-powiedziałam i wstałam.
-Czemu?-jęknął.
-A jak Oliver wpadnie do pokoju?
-W cholerę z tym gnojkiem.

_______________________________________
Rozdział krótki ale myślę że wystarczająco długi abyście czegoś się dowiedzieli:)