sobota, 28 września 2013

Twenty-four.

Pokazałem Ashley żeby wstała.Założyła bluzę i buty i wyszliśmy powoli z sali.Założyłem ponownie fartuch lekarski i zjechaliśmy winą na dół.Ash czekała za ścianą a ja podszedłem do tej kobiety co wcześniej.
-Przepraszam?-zacząłem.
Kobieta podniosła wzrok.Kurwa co dalej.
-Yyy...chciałbym aby sprawdziła pani w jakiej sali leży...-zastanowiłem się i wymyśliłem przypadkowe nazwisko,dalej Justin myśl...-W jakiej sali leży pacjent Footh?
-Chwilę.-powiedziała i znów spojrzała w ekran.Odwróciłem się i szybko pokazałem Ashley ręką że ma uciekać.
Dziewczyna szybko opuściła budynek przez duże szklane drzwi.
-Nie ma takiego pacjenta proszę pana.-powiedziała zdziwiona kobieta.
-A no tak,jasne pomyliło mi się...to ja już...-zdjąłem z siebie fartuch i wybiegłem ze szpitala.
Wziąłem Ashley za rękę i szybko pobiegliśmy do auta.
-Jesteś genialny.-powiedziała zamykając drzwi.
-Wiem skarbie,wiem.Jedziemy do mnie czy to ciebie?
-Lepiej do ciebie...
Kiwnąłem głową i odpaliłem silnik.Jechaliśmy ciemnymi ulicami,nie było kompletnie nic widać,zero ludzi.Usłyszeliśmy krzyk i poczułem że w coś wjechałem,niestety nie zdążyłem zauważyć co bo w chwili kiedy w to wjechałem gadałem z Ashley.
-Co to kurwa.-powiedziałem i uśmiech zszedł z mojej twarzy.
Ash była przerażona.Wysiedliśmy z samochodu.Naszym oczom ukazała się młoda kobieta leżąca na środku ulicy.Ashley zakryła dłonią usta.
-O nie.-powiedziała przestraszona.
Podszedłem do leżącej dziewczyny.
-Halo?-zapytałem ciężko przełykając ślinę.
Nic.Ashley podeszła bliżej i poklepała ją po policzku.
-Nie żyje.-powiedziała i wybuchła płaczem.
Kurwa jak to możliwe?Wstałem szybko z ulicy.
-Chodź.-powiedziałem i wracałem się do samochodu.
-Co?!-krzyknęła.
-Mówię chodź kurwa!
-Jaja sobie robisz?!Ona nie żyję!
-Nikt się o niczym nie dowie.-pociągnąłem ją za rękę do samochodu.

*Według Ashley*

Nie no nic się nie stało...tylko mój chłopak właśnie potrącił jakąś dziewczynę!Obydwoje byliśmy w szoku i nadal nie doszło do nas co się stało.Bynajmniej do mnie bo Justin jechał cały czas skupiony i najzwyczajniej w świecie uciekł z miejsca wypadku.
-Ciebie to w ogóle obchodzi?!-krzyknęłam nagle wyrzucając ręce do góry.
-Nie przeżywaj.
-Jak ktoś się o tym dowie pójdziesz siedzieć i może ja też bo byłam razem z tobą i nie wezwaliśmy pomocy!
Bieber pisknął oponami i się zatrzymał po czym spojrzał na mnie.
-Kurwa,nikt się nie dowie rozumiesz?!
-Spoko,jedź sobie sam.-uśmiechnęłam się sztucznie i wyszłam z samochodu Jussa.
Na moje nieszczęście było cholernie późno a ja wracałam sama do domu.Super.Każdy szelest,każdy dźwięk,przyprawiał mnie o dreszcze.Zdałam sobie sprawę że nie wzięłam ze szpitala telefonu,jeszcze lepiej!Dzięki Bogu dotarłam bezpiecznie do domu.Zaczęłam pukać do drzwi.Nic.Walnęłam mocniej.Słyszałam jak ktoś schodzi po schodach.Otworzyła mi Vanessa.
-Co ty tu robisz?!-przytuliła mnie.
-Długa historia...-powiedziałam i przytuliłam ją po czym weszłam do środka i walnęłam się na kanapę.-Co tam?-zapytałam.
-Dobrze,ale opowiedz mi wszystko.
-Powiedziałam że to długa historia!-krzyknęłam.
Van spojrzała na mnie zdziwiona.
-Przepraszam,po prostu pokłóciłam się z Justinem...i ten szpital...
-Nie ma sprawy,jesteś zmęczona?
-Nie zbyt.
-A ja strasznie.-westchnęła.
-To idź spać.-powiedziałam jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Na pewno?Nie chcesz pogadać czy coś?No nie wiem.
-Idź spać,jutro pogadamy.-zaśmiałam się i klepnęłam ją w ramię.
Van poszła do pokoju a ja leżałam i byłam sam na sam z moimi myślami.Poszłam się przebrać z normalne ciuchy bo nie wybierałam się spać a nie mogłam siedzieć taka nieogarnięta,nienawidziłam tego.Nagle usłyszałam pukanie.Nie pewnie podeszłam do drzwi i je otworzyłam.Ujrzałam Justina opierającego się.
-Co chcesz?-zapytałam.
-Ciebie.-powiedział i uśmiechnął się łobuzersko po czym do mnie podszedł.
-Przestań.-odsunęłam się.
-Oj no chodź.-powiedział.
-Cicho bądź!Van śpi!
-Dobra wyluzuj.-powiedział wystawiając dłonie przed siebie.-Chodź jedziemy do mnie.
-Po co?-rzuciłam.-Człowieku czy ciebie pojebało do reszty?Po tym wszystkim chcesz tak po prostu siedzieć sobie w domu spokojnie?!
-A co mam przeżywać?To był wypadek.
-Może już zabiłeś nie jedną osobę dlatego tak cię to interesuje.
Bieber wywrócił oczami.
-Zamknij się i chodź.-złapał mnie za rękę.
-Nie.-powiedziałam i wyrwałam swoją rękę.
-Kurwa o co ci chodzi?
-Nie idę nigdzie z tobą.
-Bo co?
-Bo nie.
-No chodź.
-Nie!Idę spać jutro szkoła.
-Ogarnij się z tą szkołą!Szkoła,szkoła,szkoła!
-No widzisz ja bynajmniej nie trafie na ulicę i nie będę musiała zbierać puszek żeby mieć na chleb.
-A czemu ja miałbym?
-Bo nie będziesz miał pracy.
Justin się zaśmiał.
-Najwyżej zostanę męskim striptizerem albo sprzedawcą w sklepie spożywczym.
-No na to pierwsze to byś się nadawał.-zaśmiałam się z irytacją i bez najmniejszego uśmiechu.
-No nie bo nie jestem pedałem.-zaczął się śmiać.-No proszę.-zrobił słodką minę.
Patrzałam na niego.Wywróciłam oczami i wyminęłam go po czym udałam się do jego auta.Juss zamknął drzwi od domu i wszedł do samochodu.Byłam cały czas zapatrzona w szybę.
-Co tak myślisz?-zapytał chłopak nadal skupiając się na drodze.
-Czemu tak myślisz że zawzięcie nad czymś myślę?-powiedziałam i spojrzałam na niego.
-Bo nic nie mówisz i się gapisz w szybę to raczej o czymś myślisz.
-Zgadłeś,myślę o tobie.
Blondyn się uśmiechnął.
-A dokładniej?-zapytał.
-O tym że jesteś cholernie nie możliwy.
Bieber zmarszczył czoło bo najwidoczniej nie zrozumiał dlaczego.
-A gdybym ci powiedział że jestem w stu procentach normalnym kolesiem?
-Wyśmiałabym się.
-Czemu?
-Bo nie jesteś normalny.
-Ty też nie,shawty.
-Jak to nie?
-No nie.Gdybyś była normalna na pewno nie byłabyś teraz ze mną w samochodzie.
-Coś sugerujesz?Mam się ciebie bać?
-Może.-uśmiechnął się.
Zmarszczyłam czoło.
-Chcesz mnie zgwałcić?-zapytałam zirytowana.
-Nie,jeszcze nie.-zaśmiał się.
-Jesteś dupkiem.
-Dupkiem którego kochasz i na widok którego robi ci się gorąco.
Spojrzałam na niego pytająco.
-Widziałem twoje sms'y z Vanessą.-zaśmiał się.
-Grzebałeś w moim telefonie?!-krzyknęłam.
-Nie mogłem się powstrzymać.-uśmiechnął się.
-Idiota z ciebie.-powiedziałam wkurzona i się odwróciłam.
-Wiem że mnie kochasz.
-Nie kocham cię.
-Mhm,to czemu teraz jedziesz ze mną samochodem?
-Bo sam mnie zmusiłeś.
-Nie zmusiłem cię.-cały czas się śmiał,nie wiem co w tym było śmiesznego,serio.
-Tak w ogóle to gdzie ty jedziesz?
-Zobaczysz.
-Mieliśmy jechać do ciebie!
-Pojedziemy gdzieś indziej co za problem.
-Nie!Albo co ciebie albo odwieź mnie do domu.
-Nie wybieram nic z tych propozycji.
-Justin!
-Ashley!
Jęknęłam ze zdenerwowania,Boże święty jak on mnie denerwuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz