czwartek, 19 września 2013

Twenty.

Zaśmiałam się.
-O kurde.-powiedziałam nagle.
-Co?
-Oliver powie moim rodzicom o tobie i zaraz będzie afera!
Justin uniósł brwi.
-Nie zapominaj że nie dawno skończyłaś 19 lat.
-To co.Moi rodzice...
-Oj przestań!Rodzice,problemy,szkoła,to złe,to też...weź się wyluzuj!Będziesz chodzić na imprezy jak będziesz miała 40 lat?!
Wzięłam sobie słowa chłopaka do serca.
-Może...może i masz racje.
-Nie może,tylko na pewno!
-To co chcesz robić?Skakać ze spadochronem?-wywróciłam oczami.
-Nie,na razie chcę iść do jakiegoś klubu,wypić sobie piwo,potańczyć a potem wrócić z tobą i...
Wtedy wszedł do pokoju Oliver.
-Puka się!-krzyknął Justin.
Chłopak całkowicie nie przejął się tym co powiedział Bieber i położył się na łóżku.Juss już chciał coś powiedzieć ale zatkałam mu usta palcem.
-Wiesz co Oliver?Ja,Justin i Vanessa dziś wieczorem wychodzimy i chcielibyśmy iść wcześniej do centrum ale...no wiesz,musisz iść do mamy.
-To nie szkodzi,ja pójdę z wami.
-Ale...nie wpuszczą cię.
-Czemu?
-Bo...wstęp do klubu jest od 19 lat.
-Aaa to szkoda.
-No niestety,przykro mi,może kiedy indziej.
-To ja idę na obiad.-wstał i zszedł na dół,najwyraźniej poszedł do moich rodziców i swoich którzy właśnie tam są.
Kiedy upewniliśmy się że wyszedł odetchnęliśmy z ulgą.
-Moja spryciara.-uśmiechnął się łobuzersko Justin i objął mnie w tali po czym złożył pocałunek na moich ustach.
Zaśmiałam się.
-Chodźmy gdzieś.-powiedziałam.
-To znaczy?
-Nie wiem,jak najdalej,albo pojedźmy gdzieś.
-Może do Vegas?
-O tak!
Podskoczyłam do góry z radości.Nagle z mojej twarzy zszedł uśmiech.
-Co z Vanessą?
-Mogę ją zawieść do Cody'ego albo jak nie to może jechać z nami.
Zeszłam do salonu.
-Ej Van!
Moja przyjaciółka wystawiła głowę zza gazety.
-Hm?-mruknęła.
-Jedziesz z nami do Vegas?
-Po co?
-Nie wiem,tak sobie.
-Nie dzięki,zostanę.-zaśmiała się.-Mam nadzieję że pamiętasz że jutro szkoła?-dodała.
Jęknęłam.Dupa z wyjazdu.Justin zbiegł na dół.
-Nie możemy jechać,jutro szkoła.-powiedziałam.
Bieber wywrócił oczami.
-Pojedziemy w weekend,razem z Cody'm.
-No dobra.
Usłyszeliśmy krótki dźwięk,Justin dostał sms'a.Wyjął z kieszeni telefon.
-Kto to?-zapytałam.
-Ojciec już jest w L.A,muszę na razie lecieć.-powiedział i pocałował mnie w policzek.
-Jasne.-uśmiechnęłam się.
-Nara!-krzyknął blondyn.
-Pa!-odpowiedziała Vanessa nie wychylając się zza gazety.
Kiedy wyszedł usiadłam koło niej.
-Mam ochotę na sałatkę a ty?-powiedziałam nagle.
Van się zaśmiała.
-Noo.-powiedziała.
-Idę do sklepu.Będę za 10 minut.-rzuciłam.
-Okej.-krzyknęła.
Wzięłam kurtkę i wyszłam z domu.Niestety nie widziałam Justina.Wow,szybko on chodzi.Udałam się w przeciwną stronę od strony jego domu-do sklepu.Szłam wąską uliczką na skróty.Wtedy ktoś mnie szarpnął za tył kurtki a moje serce chyba stanęło.Głośno pisnęłam ale szybko moja buzia została zatkana męską ręką.Próbowałam się wyrwać ale na marne.

*Według Justina*

Szedłem sobie chodnikiem myśląc o wszystkich wydarzeniach które miały ostatnio miejsce.O Cody'm,o Ashley...Wreszcie ujrzałem centrum w którym byłem umówiony.Wszedłem do środka i ujrzałem setki wielkich sklepów.Udałem się do kawiarni czy jakiegoś gówna.Zobaczyłem mojego ojca siedzącego przy stoliku.
-Siema!-krzyknąłem.
-Cześć Justin.-odpowiedział i kiwnął mi do góry głową.
-Co chciałeś?-zapytałem oblizując usta.
-Chciałem z tobą pogadać o mieszkaniu.-powiedział i podrapał się po karku.
-Coś nie tak?-zapytałem marszcząc czoło.
-Nie,wszystko wporzo.Tylko...-odetchnął.-Nie wiem czy tobie można powierzyć mieszkanie.-dokończył.
Uniosłem brew.
-Żartujesz?-rzuciłem.
-Justin,jesteś nieodpowiedzialny.
-Gówno mnie to obchodzi czy jestem czy nie.
-Hamuj się.
-Nie!-krzyknąłem i wstałem tak że przyciągnąłem uwagę wszystkich w kawiarni.-Człowieku ja mam 19 lat i nie mam zamiaru mieszkać z matką!-rzuciłem wyrzucając ręce w powietrze.
-Nikt w wieku 19 lat nie wyprowadza się od razu.
-To chyba żyjesz w innym świecie.-rzuciłem i odwróciłem głowę.-Dobra wiesz co?Mam to w dupie,sam sobie coś załatwię.Znajdę sobie pracę i sam sobie wynajmę jebane mieszkanie.
Wywrócił oczami.
-Słuchaj,nie o to mi do cholery chodzi!-powiedział wkurzony już moim zdenerwowaniem.
-A o co?-usiadłem z powrotem na krześle i zmrużyłem oczy.
-Chciałem po prostu żebyś powiedział że dorosłeś!-krzyknął.
Oblizałem wargi.
-Dorosłem.-powiedziałem.-Pasi?-dodałem.
Chciał coś powiedzieć ale mu przerwałem.
-Dobra,sorry,ale sam się wyprowadziłeś od dziadka jak miałeś 18 lat a mnie wkurwia to że nie mam prywatności.Dorosłem.Czy widzisz abym miał teraz przy sobie plastikowy samochodzik?Nie.Jedyne co przy sobie mam to kluczyki od auta i telefon.-powiedziałem wyciągając na stół kluczyki i IPhona.Ojciec się uśmiechnął.
-To chciałem usłyszeć.-powiedział po czym wyjął z kieszeni kurtki kluczyki i jakąś karteczkę.
-Co to?-zapytałem biorąc je do ręki.
-Klucze i adres twojego nowego mieszkania.
Spojrzałem na niego.
-Kurwa.-powiedziałem i przytuliłem go parę razy klepiąc go w plecy.-Dzięki!-krzyknąłem.
-Nie proś mnie prędko o kasę.-powiedział pokazując mi palcem znak po czym się zaśmiał.
-Jasne.-powiedziałem.
-Muszę lecieć,bo mam jeszcze tutaj sprawę do załatwienia,napisz jak dom.Nara.-uśmiechnął się.
-Jasne,siema.-machnąłem mu.
Udałem się do wyjścia.Szybko zadzwoniłem do Ashley.Nie odbiera.Co jest?Ona zawsze odbiera.Zadzwoniłem ponownie i usłyszałem płacz.Darłem się do telefonu ale nie słyszałem nic po za płaczem.Rozłączyłem się i biegłem tak szybko jak tylko mogłem do domu Ash.Wbiegłem do środka nie pukając.
-Gdzie Ashley?-zapytałem łapiąc się kolan i ciężko oddychając.
-Wyszła do sklepu,ale coś długo jej nie ma.-powiedziała Vanessa.
-Nie.-powiedziałem i wybiegłem z domu.
-Co nie?Justin czekaj!
Dziewczyna szybko wsunęła buty i wybiegła za mną.
-Co się stało?!-krzyczała.
-Zadzwoniłem do niej i jedyne co usłyszałem to płacz.-powiedziałem nie zatrzymując się.
-Cholera.-powiedziała przestraszona.
-Gdzie ona może być?!-zatrzymałem się.
-Nie mam pojęcia!
Pobiegliśmy do parkingu na którym stało moje auto.Weszliśmy do środka i szybko zapaliłem silnik.Przejechaliśmy całą okolicę i drogę ze sklepu do domu.Pusto.
-A jak coś jej się stało?-zapytała przez szklane już oczy.
-James.-powiedziałem pod nosem.-Gdzie on mieszka?!-krzyknąłem.
Dziewczyna po chwili namysłu podała mi adres i migiem byliśmy na miejscu.Wyszedłem z auta i podbiegłem do drzwi.Złamałem za klamkę,zamknięte.Pobiegłem na tył domu gdzie były zasłonięte okna.Nie czekając podniosłem z trawnika ciężki,wielki kamień i rzuciłem z całej siły w szybę.Ten idiota nawet nie ma alarmu.Moje serce stanęło,ujrzałem Ashley przywiązaną do krzesła z zaklejoną buzią.
-Ja pierdole.-powiedziałem i szybko rzuciłem się do niej.-Co ten skurwiel ci zrobił?!Gdzie on jest?!-dodałem i odkleiłem jej taśmę z ust.
-N-nie wiem...w tym domu gdzieś.-wyjąkała po czym się rozpłakała.
Przytuliłem ją szybko i pokazałem Van żeby ją odwiązała.Pobiegłem do kuchni,do jakiegoś pokoju i w końcu wpadłem na tego chuja.Z całej siły przywaliłem mu pięścią w twarz.Zaczęliśmy się bić.Widać że wygrywałem.Kiedy był oszołomiony złapałem go za ramiona z przywaliłem mu głową w twarz.Upadł na ziemię.Pokopałem go aby nie wstał i wróciłem do dziewczyn.
-Nie mogę tego odwiązać!-krzyknęła Vanessa.
Próbowałem przerwać linę ale na nic.Pobiegłem do kuchni i wyciągnąłem nóż po czym pobiegłem do Ashley.Ostrożnie przecinałem linę.
-Uważaj.-powiedziała Vanessa troskliwie.
Udało się.Zdjąłem sznurek i przytuliłem Ash.Wziąłem ją na ręce i w trójkę wybiegliśmy z mieszkania do samochodu.Kiedy napięcie powoli schodziło a płacz dziewczyny uspokoił się,zapytałem.
-Co on zrobił?
Otworzyła buzię ale szybko ją zamknęła bo zalała się łzami.
-Kochanie.nie płacz.Już jesteś bezpieczna.-powiedziałem patrząc na nią,gładząc ją po policzku i jednocześnie próbując skupić się na drodze.
Dojechaliśmy do ich domu.Wysiadłem i podałem rękę Ashley.Weszliśmy wszyscy do salonu.Usiadłem na kanapie i mocno przytuliłem do siebie roztrzęsioną dziewczynę.
-Spokojnie,opowiedz mi jak to się stało.-powiedziałem spokojnie.
-Szłam sobie uliczką...-zaczęła wolno.-Nagle ktoś mnie szarpnął i potem wrzucił do samochodu,zasłonił mi oczy chustką i zakleił buzię,ktoś,James oczywiście,zawiózł mnie do swojego domu,przywiązał i mówił że się zemści za to co mu zrobiłeś,za to i za to że już go nie kocham...
Nie mogłem uwierzyć jakie spotkało nas szczęście w nieszczęściu że domyśliliśmy się gdzie ona jest.Nie chcę myśleć co by się stało gdybym wtedy do niej nie zadzwonił.
-On jeszcze tego pożałuję,zobaczysz,nie skończy się na małym pobiciu,przegiął.-powiedziałem zaciskając szczękę.

2 komentarze: