niedziela, 15 września 2013

Nineteen.

Justin nie wytrzymał i wbiegł do sali.Wbiegłam za nim.
-Proszę wyjść!-krzyczała pielęgniarka.
-Co z nim jest?!-darł się.
-Proszę upuścić w tej chwili salę!
Szarpnęłam Justina za rękę i ledwo co udało mi się wyciągnąć go z sali.Vanessa leżała na podłodze nie ruchomo.
-Matko boska.-powiedziałam pod nosem i rzuciłam się na podłogę.
-Lekarz!-krzyknął Justin.
-Van odezwij się!-krzyknęłam.
Szybko przyjechała pielęgniarka z wózkiem,wsadzili ją na niego i szybko kobieta zawiozła ją do jakiejś sali. Co tu się dzieję?!Usiedliśmy z Justinem na krześle,ja już zapłakana,Justin był przerażony ale wiadomo jak to chłopak,nie chciał wyjść na ciotę.Udawał że jest twardy a tak naprawdę rozpierdalało go od środka.Po jakiś 6 minutach wyszedł lekarz.
-Przepraszam,jak się czuję moja przyjaciółka?-zapytałam.
-Nazwisko?-odpowiedział mężczyzna z fartuchu.
-Corl.-odpowiedziałam kiwając się nerwowo na piętach.
-Aaa,nie wszystko w porządku,po prostu zemdlała,uderzyła się w głowę i ma tylko małe rozcięcie na czole ale to nic poważnego.Pacjentka może już spokojnie wracać do domu.
Uśmiechnęłam się.
-Dziękuję bardzo.A z Cody'm Maxis'em?-przy ostatnich słowach z mojej twarzy zszedł uśmiech.
-Musi pani czekać na lekarza który się nim zajmuję,przykro mi,ja nic nie wiem.
Kiwnęłam głową a mężczyzna już po chwili zniknął mi z oczu.Justin strasznie się denerwował.Podeszłam do niego powoli i kucnęłam przy nim.
-Justin,wszystko będzie w porządku.-powiedziałam i położyłam mu rękę na kolanie.
-Nie!Ashley ogarnij co się dzieję!-krzyknął i wstał.-To nie jest obtarcie kolana!To coś poważnego,mój najlepszy kumpel leży teraz pewnie kurwa rozkrojony na kawałki!
Nic nie powiedziałam.
Justin zamknął oczy i ciężko odetchnął.
-Przepraszam,poniosło mnie.-powiedział i usiadł z powrotem.
Usiadłam koło niego i położyłam mu głowę na kolanach,wzięłam rękę blondyna i przystawiłam ją sobie mocno do serca.Z tego wszystkiego zamknęłam oczy i pogrążyłam się w myślach.

_____________________________________
-Kochanie,wstawaj,ej misiu nie śpij.-usłyszałam cichy głos Justina.
Otworzyłam powoli oczy.
-Gdzie jesteśmy?Ile spałam?-zapytałam przeciągając się.
-W szpitalu,jakąś godzinę,ale już z tąd idziemy.-powiedział i pogładził mnie po policzku.
Przypomniałam sobie sytuacje z wczoraj.
-Co...co z Cody'm?-zapytałam smutno.
-Wszystko dobrze,nic mu nie jest i nie było poważnych powikłań.Po prostu Cody był osłabiony.-uśmiechnął się.
Wstałam i rzuciłam mu się na szyję.
-To wspaniale!A gdzie Van?-schowałam kosmyk włosów za ucho.
-Poszła do toalety.
Zaraz ujrzałam moją przyjaciółkę z bandażem na głowie.Podbiegłam do niej i ją przytuliłam.
-Chodźmy z tąd błagam.Już na sam widok lekarzy jest mi nie dobrze.-powiedziała i się zaśmiała.
Podbiegłam do Justina,wzięłam go za rękę i poszliśmy do wyjścia.Weszliśmy do samochodu i pojechaliśmy do nas.Weszłam do domu jako pierwsza i niemal dostałam zawału.W drzwiach stanął...mój kuzyn.Stanęłam jak wryta.
-Hej kuzyneczko!-krzyknął i podszedł mnie przytulić ale Justin go odepchnął.
-Wohoo,kim ty do cholery jesteś?-zapytał Justin.
-Oliver jestem.-podał mu rękę.
Justin zmierzył go wzorkiem.
-Co ty tu robisz?-zapytałam z oczami jak 5 złoty.
-Odwiedzam cię.
-Serio?Przyjeżdżasz sobie z Miami do L.A żeby mnie odwiedzić?-powiedziałam i weszłam do salonu i położyłam torebkę i klucze na stoliku.
-Dawno cię nie widziałem.
-Ja ciebie też nie.Jakiś rok temu?
-Tak,na zeszłorocznych świętach.
Sztucznie się uśmiechnęłam.
-Ją pamiętam,Vanessa,nie?-zapytał i posłał jej uśmiech.
-Zgadłeś.-powiedziała moja przyjaciółka.
-W takim razie on to James?
Spojrzałam na Justina a on na mnie.
-Nie...-powiedziałam.
-A kto?
-To jest Justin.-powiedziałam.
-A dokładniej?
-Co się to do cholery obchodzi?Książkę piszesz?-wtrącił Bieber marszcząc czoło.
-Yo,stary,spokojnie.-powiedział i wystawił przed siebie dłonie.
Justin był dosłownie przeciwieństwem Olivera.Oliver to jedna wielka ciapa.Jest nieznośny.Ma 18 lat ale jest nawet przystojny.Justin wywrócił oczami i usiadł na kanapie.
-Jak ty tu w ogóle wszedłeś?-zapytałam przerażona.
-Oj kicia,od czego jest okno.-powiedział krzyżując ręce na piersi.
-Serio?Przez okno?
-No tak,zostawiłaś na moje szczęście uchylone.
Spojrzałam wrogo na Van która nie domknęła okna.
-Jak się znalazłeś w L.A?
-Mama z tatą jechali to jechałem z nimi.
-A skąd wiesz że tu mieszkam?
-Twoja mama mi powiedziała.
-Na ile przyjechałeś?
-Miałem na dzień,dwa,ale skoro jestem to zostanę na trzy.Poznamy się lepiej z Justinem,pójdziemy se na jakąś imprezę...
-Woah,stop.-powiedział Justin.-Nie przypominam sobie żebyśmy byli na "ty".
-Jestem od was tylko rok młodszy,raczej nie będę mówił do ciebie "panie".-powiedział i się uśmiechnął.
Justin wywrócił oczami i się położył.Oliver już przez dobre 30 minut opowiadał o rzeczach od których prawie usypialiśmy.
-Ale ty jesteś wkurwiający ja nie mogę...-powiedział Justin i jęknął.
-Ha!To opowiem wam kawał.-nie przestawał mój kuzyn.
Zaczął gadać o jakiś pierdołach od których nawet nam się nie chciało śmiać.
-Chyba powinieneś iść na obiad.-powiedział Justin.
-Nie,nie jestem głodny.-zaprzeczył.
-Chyba jednak jesteś.-powiedział Bieber zaciskając szczękę.
-Nie,nie jestem.
-Jesteś!
-Dość!-krzyknęłam.-Przestańcie,łeb mi pęka.
Złapałam się za głowę.
-Oliver,zostań z Vanessą a ja muszę iść odpocząć,przepraszam.
Pobiegłam na górę do pokoju i walnęłam się na łóżko.Nagle usłyszała dźwięk otwierających się drzwi na to jęknęłam.
-To ja,spokojnie.-powiedział Justin i łobuzersko się uśmiechnął.
-Uff.
Usiadł koło mnie i wziął moją twarz w dłonie.
-Co chce...-nie zdążyłam dokończyć.
Justin położył mnie na łóżku i zaczął całować po szyi,po twarzy,gdzie się da.
-Koniec.-powiedziałam i wstałam.
-Czemu?-jęknął.
-A jak Oliver wpadnie do pokoju?
-W cholerę z tym gnojkiem.

_______________________________________
Rozdział krótki ale myślę że wystarczająco długi abyście czegoś się dowiedzieli:) 

1 komentarz: