Pokazałem Ashley żeby wstała.Założyła bluzę i buty i wyszliśmy powoli z sali.Założyłem ponownie fartuch lekarski i zjechaliśmy winą na dół.Ash czekała za ścianą a ja podszedłem do tej kobiety co wcześniej.
-Przepraszam?-zacząłem.
Kobieta podniosła wzrok.Kurwa co dalej.
-Yyy...chciałbym aby sprawdziła pani w jakiej sali leży...-zastanowiłem się i wymyśliłem przypadkowe nazwisko,dalej Justin myśl...-W jakiej sali leży pacjent Footh?
-Chwilę.-powiedziała i znów spojrzała w ekran.Odwróciłem się i szybko pokazałem Ashley ręką że ma uciekać.
Dziewczyna szybko opuściła budynek przez duże szklane drzwi.
-Nie ma takiego pacjenta proszę pana.-powiedziała zdziwiona kobieta.
-A no tak,jasne pomyliło mi się...to ja już...-zdjąłem z siebie fartuch i wybiegłem ze szpitala.
Wziąłem Ashley za rękę i szybko pobiegliśmy do auta.
-Jesteś genialny.-powiedziała zamykając drzwi.
-Wiem skarbie,wiem.Jedziemy do mnie czy to ciebie?
-Lepiej do ciebie...
Kiwnąłem głową i odpaliłem silnik.Jechaliśmy ciemnymi ulicami,nie było kompletnie nic widać,zero ludzi.Usłyszeliśmy krzyk i poczułem że w coś wjechałem,niestety nie zdążyłem zauważyć co bo w chwili kiedy w to wjechałem gadałem z Ashley.
-Co to kurwa.-powiedziałem i uśmiech zszedł z mojej twarzy.
Ash była przerażona.Wysiedliśmy z samochodu.Naszym oczom ukazała się młoda kobieta leżąca na środku ulicy.Ashley zakryła dłonią usta.
-O nie.-powiedziała przestraszona.
Podszedłem do leżącej dziewczyny.
-Halo?-zapytałem ciężko przełykając ślinę.
Nic.Ashley podeszła bliżej i poklepała ją po policzku.
-Nie żyje.-powiedziała i wybuchła płaczem.
Kurwa jak to możliwe?Wstałem szybko z ulicy.
-Chodź.-powiedziałem i wracałem się do samochodu.
-Co?!-krzyknęła.
-Mówię chodź kurwa!
-Jaja sobie robisz?!Ona nie żyję!
-Nikt się o niczym nie dowie.-pociągnąłem ją za rękę do samochodu.
*Według Ashley*
Nie no nic się nie stało...tylko mój chłopak właśnie potrącił jakąś dziewczynę!Obydwoje byliśmy w szoku i nadal nie doszło do nas co się stało.Bynajmniej do mnie bo Justin jechał cały czas skupiony i najzwyczajniej w świecie uciekł z miejsca wypadku.
-Ciebie to w ogóle obchodzi?!-krzyknęłam nagle wyrzucając ręce do góry.
-Nie przeżywaj.
-Jak ktoś się o tym dowie pójdziesz siedzieć i może ja też bo byłam razem z tobą i nie wezwaliśmy pomocy!
Bieber pisknął oponami i się zatrzymał po czym spojrzał na mnie.
-Kurwa,nikt się nie dowie rozumiesz?!
-Spoko,jedź sobie sam.-uśmiechnęłam się sztucznie i wyszłam z samochodu Jussa.
Na moje nieszczęście było cholernie późno a ja wracałam sama do domu.Super.Każdy szelest,każdy dźwięk,przyprawiał mnie o dreszcze.Zdałam sobie sprawę że nie wzięłam ze szpitala telefonu,jeszcze lepiej!Dzięki Bogu dotarłam bezpiecznie do domu.Zaczęłam pukać do drzwi.Nic.Walnęłam mocniej.Słyszałam jak ktoś schodzi po schodach.Otworzyła mi Vanessa.
-Co ty tu robisz?!-przytuliła mnie.
-Długa historia...-powiedziałam i przytuliłam ją po czym weszłam do środka i walnęłam się na kanapę.-Co tam?-zapytałam.
-Dobrze,ale opowiedz mi wszystko.
-Powiedziałam że to długa historia!-krzyknęłam.
Van spojrzała na mnie zdziwiona.
-Przepraszam,po prostu pokłóciłam się z Justinem...i ten szpital...
-Nie ma sprawy,jesteś zmęczona?
-Nie zbyt.
-A ja strasznie.-westchnęła.
-To idź spać.-powiedziałam jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Na pewno?Nie chcesz pogadać czy coś?No nie wiem.
-Idź spać,jutro pogadamy.-zaśmiałam się i klepnęłam ją w ramię.
Van poszła do pokoju a ja leżałam i byłam sam na sam z moimi myślami.Poszłam się przebrać z normalne ciuchy bo nie wybierałam się spać a nie mogłam siedzieć taka nieogarnięta,nienawidziłam tego.Nagle usłyszałam pukanie.Nie pewnie podeszłam do drzwi i je otworzyłam.Ujrzałam Justina opierającego się.
-Co chcesz?-zapytałam.
-Ciebie.-powiedział i uśmiechnął się łobuzersko po czym do mnie podszedł.
-Przestań.-odsunęłam się.
-Oj no chodź.-powiedział.
-Cicho bądź!Van śpi!
-Dobra wyluzuj.-powiedział wystawiając dłonie przed siebie.-Chodź jedziemy do mnie.
-Po co?-rzuciłam.-Człowieku czy ciebie pojebało do reszty?Po tym wszystkim chcesz tak po prostu siedzieć sobie w domu spokojnie?!
-A co mam przeżywać?To był wypadek.
-Może już zabiłeś nie jedną osobę dlatego tak cię to interesuje.
Bieber wywrócił oczami.
-Zamknij się i chodź.-złapał mnie za rękę.
-Nie.-powiedziałam i wyrwałam swoją rękę.
-Kurwa o co ci chodzi?
-Nie idę nigdzie z tobą.
-Bo co?
-Bo nie.
-No chodź.
-Nie!Idę spać jutro szkoła.
-Ogarnij się z tą szkołą!Szkoła,szkoła,szkoła!
-No widzisz ja bynajmniej nie trafie na ulicę i nie będę musiała zbierać puszek żeby mieć na chleb.
-A czemu ja miałbym?
-Bo nie będziesz miał pracy.
Justin się zaśmiał.
-Najwyżej zostanę męskim striptizerem albo sprzedawcą w sklepie spożywczym.
-No na to pierwsze to byś się nadawał.-zaśmiałam się z irytacją i bez najmniejszego uśmiechu.
-No nie bo nie jestem pedałem.-zaczął się śmiać.-No proszę.-zrobił słodką minę.
Patrzałam na niego.Wywróciłam oczami i wyminęłam go po czym udałam się do jego auta.Juss zamknął drzwi od domu i wszedł do samochodu.Byłam cały czas zapatrzona w szybę.
-Co tak myślisz?-zapytał chłopak nadal skupiając się na drodze.
-Czemu tak myślisz że zawzięcie nad czymś myślę?-powiedziałam i spojrzałam na niego.
-Bo nic nie mówisz i się gapisz w szybę to raczej o czymś myślisz.
-Zgadłeś,myślę o tobie.
Blondyn się uśmiechnął.
-A dokładniej?-zapytał.
-O tym że jesteś cholernie nie możliwy.
Bieber zmarszczył czoło bo najwidoczniej nie zrozumiał dlaczego.
-A gdybym ci powiedział że jestem w stu procentach normalnym kolesiem?
-Wyśmiałabym się.
-Czemu?
-Bo nie jesteś normalny.
-Ty też nie,shawty.
-Jak to nie?
-No nie.Gdybyś była normalna na pewno nie byłabyś teraz ze mną w samochodzie.
-Coś sugerujesz?Mam się ciebie bać?
-Może.-uśmiechnął się.
Zmarszczyłam czoło.
-Chcesz mnie zgwałcić?-zapytałam zirytowana.
-Nie,jeszcze nie.-zaśmiał się.
-Jesteś dupkiem.
-Dupkiem którego kochasz i na widok którego robi ci się gorąco.
Spojrzałam na niego pytająco.
-Widziałem twoje sms'y z Vanessą.-zaśmiał się.
-Grzebałeś w moim telefonie?!-krzyknęłam.
-Nie mogłem się powstrzymać.-uśmiechnął się.
-Idiota z ciebie.-powiedziałam wkurzona i się odwróciłam.
-Wiem że mnie kochasz.
-Nie kocham cię.
-Mhm,to czemu teraz jedziesz ze mną samochodem?
-Bo sam mnie zmusiłeś.
-Nie zmusiłem cię.-cały czas się śmiał,nie wiem co w tym było śmiesznego,serio.
-Tak w ogóle to gdzie ty jedziesz?
-Zobaczysz.
-Mieliśmy jechać do ciebie!
-Pojedziemy gdzieś indziej co za problem.
-Nie!Albo co ciebie albo odwieź mnie do domu.
-Nie wybieram nic z tych propozycji.
-Justin!
-Ashley!
Jęknęłam ze zdenerwowania,Boże święty jak on mnie denerwuje.
sobota, 28 września 2013
czwartek, 26 września 2013
Twenty-three.
Ujrzałam Justina obściskującego się z jakąś lalą.Łza popłynęła z mojego oka.Podeszłam do Justina.-
-Co ty wyrabiasz?!-krzyknęłam.
-Co cię to obchodzi?-zmarszczył czoło.-Między nami wszystko skończone.-dodał na luzie i ponownie wrócił do obściskiwania tej dziwki.
Poczułam pustkę,pustkę w głowie,w sercu,wszędzie.Wyszłam ze szkoły aby Van mnie nie zauważyła,nie mogłam wrócić do domu.Podbiegłam tam gdzie zawsze,nad jezioro na ławkę.Moje życie straciło sens.Kim byłam bez niego?Kiedy wreszcie myślałam że to coś poważnego on mówi że to koniec?Zaczęłam mocniej płakać,ktoś podszedł mnie od tyłu i zasłonił dłońmi oczy.Zaczęłam się cała trząść a moje serce stanęło.
_______________________________
Z trudnością otworzyłam oczy.Zobaczyłam że leżę w szpitalu i jestem podłączona do kroplówki.Co się stało?Czemu mu jestem?Wystraszyłam się,wtedy weszła moja mama.
-Boże skarbie obudziłaś się!Dzięki Bogu!-mówiła przez łzy.
-Co ty tu robisz?-zapytałam zaspana.-I co JA tu robię?-dodałam.
-Nie wiem co się stało ale podobno jakiś chłopak cię tu przywiózł i szybko pojechał.-powiedziała marszcząc czoło.
Uśmiechnęłam się.Justin!Jednak mnie kocha!
-A czemu leże w szpitalu?
-Uderzyłaś się mocno w głowę,muszą ci zrobić badania.
Zobaczyłam lekarza.Moja mama szybko do niego podbiegła i wyszli z sali.Drzwi były niedomknięte i słyszałam ich rozmowę.
-Proszę pana,co jej jest.-moja mama posmutniała.
-Nie zrobiliśmy jeszcze dokładnych badań.Miejmy nadzieję że wszystko będzie dobrze.
Uśmiech zszedł z mojej twarzy.
*Według Justina*
Wyszedłem ze szkoły dużo wcześniej.Poszedłem do domu i oglądałem telewizję jedząc chipsy.Zaczynał się jakiś romantyczny film więc chciałem przełączyć ale pilot leżał na drugim końcu pokoju.Jęknąłem bo nie chciało mi się wstawać.Trudno.Obejrzałem kawałek i muszę powiedzieć że to gówno wciąga ale jest żałosne,facet mówi dziewczynie jak to ją kocha,kłócą się i mają jakieś problemy jak nie wiadomo co.Chwila,to tak jak ja z Ashley.Po jakimś czasie zaczął dzwonić mój telefon,który leżał tam gdzie pilot.Nie wstawałem.Dzwonił drugi raz i trzeci...Wkurzyłem się i wstałem.
-Czego?!-krzyknąłem nie patrząc nawet kto dzwoni.
-Nie drzyj się.Tu Vanessa.Cieszę się że się pogodziłeś z Ashley i nawet nie wiesz jak jestem ci wdzięczna że od razu zawiozłeś ją do szpitala.To tylko to chciałam ci powiedzieć.Na razie.-powiedziała dziewczyna.
-Co?O czym ty...-nie zdążyłem dokończyć i usłyszałem pikanie co oznaczało że rozmowa się skończyła.
O czym ona gada?My się wcale nie pogodziliśmy,jakim szpitalem?Muszę tam jechać.Wyłączyłem telewizor i poszedłem do auta po czym pojechałem do szpitala.
-W której sali leży Ashley Storling?-powiedziałem do sekretarki czy jak jej tam.
-Kim pan jest?-wychyliła się zza ekranu komputera.
-Jej chłopakiem.-na ostatnie słowo ciężko odetchnąłem bo nie wiedziałem czy między nami jeszcze coś jest.
-Jeśli nie jest pan z rodziny nie mogę zdradzać żadnych informacji.
-Kurwa gdzie ona leży?-podniosłem lekko ton.
-Proszę wyjść po wezwę ochronę!-krzyknęła.
Zmrużyłem w jej kierunku oczy i wyszedłem z budynku.Ja pierdole co teraz?Miałem plan,idealny plan.Wróciłem do domu i wróciłem do oglądania telewizji.
*Według Ashley*
Dowiedziałam się że będę w śpiączce przez jakiś czas.Przeraziłam się lekko ale nie miałam wyboru.Dostałam specjalny zastrzyk i czułam że moje powieki pomimo mojej niechęci same się zamykają.
*Według Justina*
Kiedy wybiła 22,wsiadłem w samochód i ponownie pojechałem do szpitala.Było tam cicho i pusto.Zauważyłem fartuch na krześle,mam zajebiste szczęście,nikt mi nie powie że nie.Wziąłem go po cichu i ubrałem na siebie.Sekretarka nie poznała mnie najwyraźniej bo wtedy byłem inaczej ubrany i miałem na sobie czapkę.
-Dzień dobry,w której sali leży pacjentka Storling?-zapytałem bardzo niskim głosem.
-A pan to kto?-zapytała zdziwiona.
Kurwa.
-Yyy...jestem nowym lekarzem i zapomniałem w której sali leży pacjentka.
-Dobrze,to sala 65.
-Dziękuję.-rzuciłem i wbiegłem do windy.
Uśmiechnąłem się sam do siebie,jestem genialny.Kiedy znalazłem salę,zobaczyłem przez lekko uchylone drzwi czy nikogo tam nie ma,nie było.Nikogo oprócz Ashley.Powoli wszedłem do środka.
-Ash?-zapytałem szeptem.
Nie odpowiedziała.
-Ashley?-zapytałem ponownie.
Nadal nic.Usiadłem obok niej.Co się stało?Czemu nie odpowiada?Nie śpi bo by się już dawno obudziła.Siedziałem i patrzałem na nią jak "śpi".Wyglądała idealnie,jak zawsze zresztą.Wziąłem w rękę jej dłoń i pogłaskałem ją po policzku.Przeze mnie tu wylądowała.Ale ja nadal nie wiem co się stało.Usłyszałem głos lekarza i pielęgniarki którzy zbliżali się do sali.Cholera,szybko wbiegłem do łazienki.
-Co z pacjentką?-zapytała kobieta.
-Wszystko jest chyba w porządku,czaszka jest cała,na szczęście nie doszło do wstrząsu mózgu bo to by mogło być niebezpieczne.-odpowiedział facet.-Ale konieczne będzie jeszcze jedno prześwietlenie,jednak można ją już obudzić ze śpiączki.-dodał.
Ten gościu podał dał jej jakiś zastrzyk i zauważyłem że bardzo,bardzo powoli się budzi.
-Co jest?-zapytała bardzo powoli i cicho,ledwo ją słyszałem.
-Już wszystko w porządku.Niech pani idzie spać.Jutro jeszcze jedno prześwietlenie i będziemy mogli panią wypuścić.
Ash kiwnęła głową,lekarz i kobieta wyszli z sali.Ashley ponownie zamknęła oczy a ja cicho podszedłem do niej.Otworzyła oczy.
-Co ty tu robisz?!-chciała krzyknąć jak najgłośniej ale była zbyt osłabiona.
-Nie krzycz bo mnie stąd wywalą!-powiedziałem szeptem udając że krzyczę.
-Nie chcę cię widzieć,wyjdź stąd.-rzuciła.
-Dasz mi chociaż wytłumaczyć?
-Nie,wypad.
-Nigdzie nie idę.
-Zaraz zawołam pielęgniarkę to wyjdziesz.
-Kurwa daj mi dojść do słowa!-krzyknąłem i za chwilę zdałem sobie sprawę że jestem idiotą bo pewnie zaraz ktoś tu wejdzie i mnie wywali.
-Czego chcesz?Powiedziałeś koniec i nic więcej nie potrzebuje.
-Jak się umawiasz z tym pedałem to się nie dziw.-wkurzyłem się.
-Ty się obściskujesz z jakąś lalą,okłamałeś mnie że byłeś wtedy z tatą.
-Nie!Byłem wtedy z ojcem,skąd miałbym klucze do mieszkania jakbym z nim wtedy nie poszedł?
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę.Zrobiło jej się głupio.
-Jak tu trafiłaś?-zapytałem uspokojony już.
-Nie wiem,wiem że byłam nad jeziorem,ktoś zasłonił mi oczy,chciałam uciec i potknęłam się o coś,wywróciłam się i zemdlałam.Ale nie wiem kto mnie tu przywiózł i myślałam że to ty.
-Ja...nie...-powiedziałem zakłopotany bo jeśli coś jej się stało to ja powinienem ją tu przywieść i nikt inny.
-Chwila dlaczego masz fartuch i jak w ogóle tu wszedłeś?
-Ten szpital jest jebnięty.Do Cody'ego mnie wpuścili,do ciebie nie.-rzuciłem zirytowany.
-Ale czemu masz fartuch lekarski?
-Zabrałem.
-Po co?
-Żeby się z tobą zobaczyć.
Ashley spojrzała mi w oczy i zauważyłem że jej robią się szklane i z jej oka popłynęła łza.
-Przecież z nami koniec.-powiedziała cienkim głosem jakby zaraz miała się rozpłakać.
-Nie zdawałem sobie wcześniej sprawy jak bardzo jesteś dla mnie ważna...bez ciebie jestem nikim,uszczęśliwiasz mnie,pociągasz,czasami denerwujesz...nie umiem bez ciebie żyć.-powiedziałem oblizując co chwilę wargi.-Ja pierdole nie wierzę że to powiedziałem.-dodałem i się zaśmiałem.
-Ja...umówiłam się z Tomem po to żebyś był zazdrosny.-powiedziała zakłopotana.
-Nie musisz się starać żebym był zazdrosny,bo i tak jestem.A Tomowi jeszcze przetrzepie ten pedalski ryj,zobaczysz.-uśmiechnąłem się.
-To...między nami jest jak dawniej?
Nie odpowiedziałem jej tylko zbliżyłem się do niej i namiętnie ją pocałowałem.Zrzuciłem z siebie fartuch i usiadłem koło Ash nie odrywając się od niej.Tego mi było trzeba,jedyne czego potrzebowałem to jej ust i ogólnie jej całej.Jej oczu,jej ust,jej dłoni na moim brzuchu,jej głosu.Wszystkiego.
-Nawet nie wiesz jak cię cholernie kocham...-powiedziałem jej do ucha.
-Ja ciebie też.-pocałowała mnie.-Zabierz mnie stąd błagam...-dodała.
-Jak?
-Nie wiem,wymyśl coś.-jęknęła.
Zastanowiłem się przez chwilę,mam pomysł ale nie wiem czy wypali..
______________________________________________
Wiem że czekaliście długo a rozdział jest krótki i do dupy ale nie mam ostatnio dużo czasu bo planuje urodziny przyjaciółki+nauka...sami rozumiecie.Mam nadzieję że będę mieć więcej czasu.Pozdrawiam i przepraszam:( xoxo
-Co ty wyrabiasz?!-krzyknęłam.
-Co cię to obchodzi?-zmarszczył czoło.-Między nami wszystko skończone.-dodał na luzie i ponownie wrócił do obściskiwania tej dziwki.
Poczułam pustkę,pustkę w głowie,w sercu,wszędzie.Wyszłam ze szkoły aby Van mnie nie zauważyła,nie mogłam wrócić do domu.Podbiegłam tam gdzie zawsze,nad jezioro na ławkę.Moje życie straciło sens.Kim byłam bez niego?Kiedy wreszcie myślałam że to coś poważnego on mówi że to koniec?Zaczęłam mocniej płakać,ktoś podszedł mnie od tyłu i zasłonił dłońmi oczy.Zaczęłam się cała trząść a moje serce stanęło.
_______________________________
Z trudnością otworzyłam oczy.Zobaczyłam że leżę w szpitalu i jestem podłączona do kroplówki.Co się stało?Czemu mu jestem?Wystraszyłam się,wtedy weszła moja mama.
-Boże skarbie obudziłaś się!Dzięki Bogu!-mówiła przez łzy.
-Co ty tu robisz?-zapytałam zaspana.-I co JA tu robię?-dodałam.
-Nie wiem co się stało ale podobno jakiś chłopak cię tu przywiózł i szybko pojechał.-powiedziała marszcząc czoło.
Uśmiechnęłam się.Justin!Jednak mnie kocha!
-A czemu leże w szpitalu?
-Uderzyłaś się mocno w głowę,muszą ci zrobić badania.
Zobaczyłam lekarza.Moja mama szybko do niego podbiegła i wyszli z sali.Drzwi były niedomknięte i słyszałam ich rozmowę.
-Proszę pana,co jej jest.-moja mama posmutniała.
-Nie zrobiliśmy jeszcze dokładnych badań.Miejmy nadzieję że wszystko będzie dobrze.
Uśmiech zszedł z mojej twarzy.
*Według Justina*
Wyszedłem ze szkoły dużo wcześniej.Poszedłem do domu i oglądałem telewizję jedząc chipsy.Zaczynał się jakiś romantyczny film więc chciałem przełączyć ale pilot leżał na drugim końcu pokoju.Jęknąłem bo nie chciało mi się wstawać.Trudno.Obejrzałem kawałek i muszę powiedzieć że to gówno wciąga ale jest żałosne,facet mówi dziewczynie jak to ją kocha,kłócą się i mają jakieś problemy jak nie wiadomo co.Chwila,to tak jak ja z Ashley.Po jakimś czasie zaczął dzwonić mój telefon,który leżał tam gdzie pilot.Nie wstawałem.Dzwonił drugi raz i trzeci...Wkurzyłem się i wstałem.
-Czego?!-krzyknąłem nie patrząc nawet kto dzwoni.
-Nie drzyj się.Tu Vanessa.Cieszę się że się pogodziłeś z Ashley i nawet nie wiesz jak jestem ci wdzięczna że od razu zawiozłeś ją do szpitala.To tylko to chciałam ci powiedzieć.Na razie.-powiedziała dziewczyna.
-Co?O czym ty...-nie zdążyłem dokończyć i usłyszałem pikanie co oznaczało że rozmowa się skończyła.
O czym ona gada?My się wcale nie pogodziliśmy,jakim szpitalem?Muszę tam jechać.Wyłączyłem telewizor i poszedłem do auta po czym pojechałem do szpitala.
-W której sali leży Ashley Storling?-powiedziałem do sekretarki czy jak jej tam.
-Kim pan jest?-wychyliła się zza ekranu komputera.
-Jej chłopakiem.-na ostatnie słowo ciężko odetchnąłem bo nie wiedziałem czy między nami jeszcze coś jest.
-Jeśli nie jest pan z rodziny nie mogę zdradzać żadnych informacji.
-Kurwa gdzie ona leży?-podniosłem lekko ton.
-Proszę wyjść po wezwę ochronę!-krzyknęła.
Zmrużyłem w jej kierunku oczy i wyszedłem z budynku.Ja pierdole co teraz?Miałem plan,idealny plan.Wróciłem do domu i wróciłem do oglądania telewizji.
*Według Ashley*
Dowiedziałam się że będę w śpiączce przez jakiś czas.Przeraziłam się lekko ale nie miałam wyboru.Dostałam specjalny zastrzyk i czułam że moje powieki pomimo mojej niechęci same się zamykają.
*Według Justina*
Kiedy wybiła 22,wsiadłem w samochód i ponownie pojechałem do szpitala.Było tam cicho i pusto.Zauważyłem fartuch na krześle,mam zajebiste szczęście,nikt mi nie powie że nie.Wziąłem go po cichu i ubrałem na siebie.Sekretarka nie poznała mnie najwyraźniej bo wtedy byłem inaczej ubrany i miałem na sobie czapkę.
-Dzień dobry,w której sali leży pacjentka Storling?-zapytałem bardzo niskim głosem.
-A pan to kto?-zapytała zdziwiona.
Kurwa.
-Yyy...jestem nowym lekarzem i zapomniałem w której sali leży pacjentka.
-Dobrze,to sala 65.
-Dziękuję.-rzuciłem i wbiegłem do windy.
Uśmiechnąłem się sam do siebie,jestem genialny.Kiedy znalazłem salę,zobaczyłem przez lekko uchylone drzwi czy nikogo tam nie ma,nie było.Nikogo oprócz Ashley.Powoli wszedłem do środka.
-Ash?-zapytałem szeptem.
Nie odpowiedziała.
-Ashley?-zapytałem ponownie.
Nadal nic.Usiadłem obok niej.Co się stało?Czemu nie odpowiada?Nie śpi bo by się już dawno obudziła.Siedziałem i patrzałem na nią jak "śpi".Wyglądała idealnie,jak zawsze zresztą.Wziąłem w rękę jej dłoń i pogłaskałem ją po policzku.Przeze mnie tu wylądowała.Ale ja nadal nie wiem co się stało.Usłyszałem głos lekarza i pielęgniarki którzy zbliżali się do sali.Cholera,szybko wbiegłem do łazienki.
-Co z pacjentką?-zapytała kobieta.
-Wszystko jest chyba w porządku,czaszka jest cała,na szczęście nie doszło do wstrząsu mózgu bo to by mogło być niebezpieczne.-odpowiedział facet.-Ale konieczne będzie jeszcze jedno prześwietlenie,jednak można ją już obudzić ze śpiączki.-dodał.
Ten gościu podał dał jej jakiś zastrzyk i zauważyłem że bardzo,bardzo powoli się budzi.
-Co jest?-zapytała bardzo powoli i cicho,ledwo ją słyszałem.
-Już wszystko w porządku.Niech pani idzie spać.Jutro jeszcze jedno prześwietlenie i będziemy mogli panią wypuścić.
Ash kiwnęła głową,lekarz i kobieta wyszli z sali.Ashley ponownie zamknęła oczy a ja cicho podszedłem do niej.Otworzyła oczy.
-Co ty tu robisz?!-chciała krzyknąć jak najgłośniej ale była zbyt osłabiona.
-Nie krzycz bo mnie stąd wywalą!-powiedziałem szeptem udając że krzyczę.
-Nie chcę cię widzieć,wyjdź stąd.-rzuciła.
-Dasz mi chociaż wytłumaczyć?
-Nie,wypad.
-Nigdzie nie idę.
-Zaraz zawołam pielęgniarkę to wyjdziesz.
-Kurwa daj mi dojść do słowa!-krzyknąłem i za chwilę zdałem sobie sprawę że jestem idiotą bo pewnie zaraz ktoś tu wejdzie i mnie wywali.
-Czego chcesz?Powiedziałeś koniec i nic więcej nie potrzebuje.
-Jak się umawiasz z tym pedałem to się nie dziw.-wkurzyłem się.
-Ty się obściskujesz z jakąś lalą,okłamałeś mnie że byłeś wtedy z tatą.
-Nie!Byłem wtedy z ojcem,skąd miałbym klucze do mieszkania jakbym z nim wtedy nie poszedł?
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę.Zrobiło jej się głupio.
-Jak tu trafiłaś?-zapytałem uspokojony już.
-Nie wiem,wiem że byłam nad jeziorem,ktoś zasłonił mi oczy,chciałam uciec i potknęłam się o coś,wywróciłam się i zemdlałam.Ale nie wiem kto mnie tu przywiózł i myślałam że to ty.
-Ja...nie...-powiedziałem zakłopotany bo jeśli coś jej się stało to ja powinienem ją tu przywieść i nikt inny.
-Chwila dlaczego masz fartuch i jak w ogóle tu wszedłeś?
-Ten szpital jest jebnięty.Do Cody'ego mnie wpuścili,do ciebie nie.-rzuciłem zirytowany.
-Ale czemu masz fartuch lekarski?
-Zabrałem.
-Po co?
-Żeby się z tobą zobaczyć.
Ashley spojrzała mi w oczy i zauważyłem że jej robią się szklane i z jej oka popłynęła łza.
-Przecież z nami koniec.-powiedziała cienkim głosem jakby zaraz miała się rozpłakać.
-Nie zdawałem sobie wcześniej sprawy jak bardzo jesteś dla mnie ważna...bez ciebie jestem nikim,uszczęśliwiasz mnie,pociągasz,czasami denerwujesz...nie umiem bez ciebie żyć.-powiedziałem oblizując co chwilę wargi.-Ja pierdole nie wierzę że to powiedziałem.-dodałem i się zaśmiałem.
-Ja...umówiłam się z Tomem po to żebyś był zazdrosny.-powiedziała zakłopotana.
-Nie musisz się starać żebym był zazdrosny,bo i tak jestem.A Tomowi jeszcze przetrzepie ten pedalski ryj,zobaczysz.-uśmiechnąłem się.
-To...między nami jest jak dawniej?
Nie odpowiedziałem jej tylko zbliżyłem się do niej i namiętnie ją pocałowałem.Zrzuciłem z siebie fartuch i usiadłem koło Ash nie odrywając się od niej.Tego mi było trzeba,jedyne czego potrzebowałem to jej ust i ogólnie jej całej.Jej oczu,jej ust,jej dłoni na moim brzuchu,jej głosu.Wszystkiego.
-Nawet nie wiesz jak cię cholernie kocham...-powiedziałem jej do ucha.
-Ja ciebie też.-pocałowała mnie.-Zabierz mnie stąd błagam...-dodała.
-Jak?
-Nie wiem,wymyśl coś.-jęknęła.
Zastanowiłem się przez chwilę,mam pomysł ale nie wiem czy wypali..
______________________________________________
Wiem że czekaliście długo a rozdział jest krótki i do dupy ale nie mam ostatnio dużo czasu bo planuje urodziny przyjaciółki+nauka...sami rozumiecie.Mam nadzieję że będę mieć więcej czasu.Pozdrawiam i przepraszam:( xoxo
poniedziałek, 23 września 2013
Twenty-two.
Justin poszedł jeszcze do łazienki a ja i Vanessa weszłyśmy już do klasy.Van zajęła miejsce w ostatniej ławce a ja w ostatniej ławce obok jej ławki.Van siedziała sama a ja czekałam na Justina.Wtedy koło mnie usiadł Tom.
-Wolne?-zapytał uśmiechając się.
-Nie.-odpowiedziałam sztucznie się uśmiechając.
-Też się cieszę że cię widzę słonko.
-Nie mów tak do mnie.-rzuciłam zirytowana.
-Tak?Kiedyś by ci się to podobało.
-Jest teraz,a nie "kiedyś".Zjeżdżaj z tąd Tom.
-Zadziorna jesteś.
-A ty wnerwiający!Wbij sobie to tego łba że nie lecę na ciebie,nie lecę i nigdy nie będę.
-Dziwne,to samo mówiłaś w pierwszy dzień o Bieberze.-zaśmiał się.
Wywróciłam oczami,postanowiłam go ignorować.Justina nadal nie ma.Co on tam tyle robi?Postanowiłam skupić się na lekcji,spojrzałam na zegarek.15 minut minęło a go nie ma.
-A gdzie twój Justinek?
-Nie martw się,jest w łazience zaraz przyjdzie.-zmrużyłam oczy.
-Pewnie właśnie pieprzy jakąś lalę a ty siedzisz i myślisz że to słodki chłopiec.
Wstałam z miejsca i przez przypadek wywróciłam krzesło na co cała klasa się na mnie spojrzała.
-Słuchaj no,odpierdol się ode mnie.-powiedziałam po czym wzięłam swoją torbę i wyszłam z sali.
Wbiegłam do damskiej łazienki i trzasnęłam drzwiami.Zauważyłam blondynkę siedzącą pod grzejnikiem z głową schowaną w kolanach,kiedy weszłam wychyliła się.
-Przepraszam,nie wiedziałam że tu ktoś jest.-rzuciłam i się uspokoiłam.
-Nie ma sprawy.-powiedziała uśmiechając się pomimo spływających po jej policzkach łez.
-Jestem Ashley.-podałam jej rękę uśmiechając się.
-Rose.-podała mi dłoń odwzajemniając uśmiech.
-Co się stało?Czemu płaczesz?-usiadłam koło niej.
-Mój chłopak ze mną zerwał...-zaczęła.
-Dlaczego?
-Powiedział że już mnie nie kocha,kiedy mi to powiedział zauważyłam jak podchodzi do innej obejmując ją.-rozpłakała się.
-Jak on się nazywa?Może go znam.
-Lucas...Lucas Barey.
-Nie kojarzę.Ale posłuchaj,naprawdę nie warto płakać.Spójrz na siebie,jesteś piękna,możesz mieć każdego chłopaka w tej szkole.-uśmiechnęłam się.
-Każdego?Proszę cię...u większości z nich nie mam szans.Ale nie ważne,a ty co tutaj robisz?Jak weszłaś wyglądałaś na zdenerwowaną.
-Wiesz...Tom się do mnie przysiadł,miałam z nim lekcje,a mój chłopak wyszedł do łazienki i nie ma go 15 minut.-zaśmiałam się.
-Tom?!Zazdroszczę ci...a jaki on jest?Twój chłopak oczywiście.
-On jest.-uśmiechnęłam się.-Ma duże,brązowe oczy...umięśniony...kochany,zadziwiający,groźny.Nazywa się Justin.-zaczęłam się śmiać.
-Groźny?Chodzi ci o...-zaśmiała się.
-Tak,Justin Bieber.-dokończyłam.
-Jak ci się udało go zdobyć?-zapytała zdziwiona.
-On sam zaczął mnie podrywać,najpierw mnie strasznie denerwował ale potem...naprawdę go pokochałam.
-Nie dziwie się,jesteś piękna.
-Dzięki.-rzuciłam.
Wtedy drzwi od łazienki powoli się otworzyły i stanęła w nich Vanessa.
-Tu jesteś!-krzyknęła.
-Tak.-uśmiechnęłam się.-Przepraszam Rose,muszę lecieć,może...daj mi swój numer?Chciałabym się jeszcze z tobą kiedyś spotkać.
-Ja z tobą też.-uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła swojego Smartfona po czym wbiłyśmy sobie numery.
-Do zobaczenia.-powiedziała.
-Na razie.-pomachałam jej ręką.
Dziewczyna poprawiała makijaż a ja i Vanessa wyszłyśmy z łazienki.
-Kto to?-zapytała zdziwiona.
-Nazywa się Rose.Poznałam ją parę minut temu.
Van kiwnęła głową.
-Wrócił już Justin?-zapytałam.
-Nie.
Oblizałam usta i weszłam do sali.
-Co się stało panno Stroling?-zapytała zdenerwowana nauczycielka.
-Nic.-odpowiedziałam i jakby nigdy nic usiadłam w ławce...tak z Tomem.
Lekcja dobijała końca.Zostało 5 minut.Nagle do sali wszedł Justin.
-Spóźniony.Co ja mówię,nie było cię na trzy czwartej lekcji!-powiedziała oburzona nauczycielka.
Bieber pokazał jej kciuk w górze i udał się w moją stronę.
-No Bieber,musisz usiąść gdzie indziej.-powiedział dumnie Tom.
Spojrzałam na Jussa wzorkiem mówiącym "proszę zabierz go w tąd".Nie musiał mnie zrozumieć bo zaraz zrobiła się afera.
-Won z tąd.-splunął.
Tom się ironicznie zaśmiał.
-Wypierdalaj powiedziałem!
-Co to za słownictwo!Proszę usiąść!-krzyknęła starsza kobieta.
Chłopak wstał z ławki i podszedł do Justina.
-Bo co mi zrobisz?-zmrużył oczy.
Wstałam gwałtownie z ławki.
-Przestańcie!-krzyknęłam próbując ich od siebie odsunąć.
-Nie mieszaj się.-rzucił Tom.
-Słuchaj no,jak pójdziesz teraz do innej ławki to może nie będziesz miał cały nos.-powiedział Bieber.
Nauczycielka starała się ich rozdzielić ale na marne.Poszła po dyrektora.
-Justin przestań!-wrzasnęłam.
Ani jeden ani drugi nie dawał za wygraną.Zaczęli się bić.Nie było łatwo,obydwoje byli cholernie silni.Do sali wszedł dyrektor.Pomimo trudności udało mu się ich rozdzielić.Justin stał z rozciętą wargą i po ustach spływała mu krew a natomiast Tom z zakrwawionym nosem i oczywiście obydwoje mieli podbite oka.Znowu się na siebie rzucali ale mężczyzna ich powstrzymał.Zadzwonił dzwonek.Wszyscy wyszli z sali oprócz mnie,chłopaków i dyrektora.
-Proszę wyjść,muszę się nimi zająć.-rzucił facet.
-Z wielką chęcią.-sztucznie się uśmiechnęłam do chłopaków i wyszłam z sali.
*Według Justina*
-Co to ma być?-zapytał facet.
Wyrwałem się,wziąłem plecak i wyszedłem z klasy.Idiota.Rozejrzałem się i zauważyłem jakąś blondynkę idącą w moją stronę.Pierwszy raz widziałem ją na oczy.
-Yyy...Justin?-zapytała.
-Ta.-odpowiedziałem i udałem się przed siebie ale dziewczyna szła za mną.
-Wiesz może gdzie jest Ashley?
-Właśnie jej szukam.
-Mógłbyś jej to dać?Zostawiła w łazience torbę.-blondynka podała mi torbę.
-Jasne,wiesz gdzie ona może być?
-Na pewno jest w sali w której teraz będzie mieć lekcje.-zaśmiała się.
Pokiwałem głową i udałem się w stronę sali.Zauważyłem ją wyjmującą coś z szafki.Podbiegłem do niej.
-Wszędzie cię szukam.-powiedziałem.-Aha i tu jest twoja torba,jakaś blondyna mi ją dała.
-Dzięki.-powiedziała.
-Co jest?
-Nic.
-To czemu masz taką minę jak byś miała zaraz mnie zabić?
Zaśmiała się.Kiedy zauważyłem że wszystko wporzo przysunąłem ją do siebie i złączyłem nasze usta.Dziewczyna oplotła rękoma moją szyję.Nagle podeszło do nas stado dziewczyn.Większość to blondynki co można było zauważyć po tym jakie są puste.
-Hej Justin.-powiedziała jedna z nich dziwkowatym głosem.
Ashley uniosła do góry brwi.Nic nie odpowiedziałem.
-Dzięki kociaku za ostatni dzień.-powiedziała po czym wysłała mi buziaka w powietrzu.
-Jaki dzień?-zapytała Ash.
-Właśnie,jaki dzień?-dodałem.
-No ten kiedy ci napisałam sms'a.Nie pamiętasz?
-Dupek.-powiedziała zaciskając zęby Ashley i odbiegła ode mnie.
Poważnie,nie wiem o czym ta laska mówiła.Pierwszy raz widziałem ją na oczy ale wiedziałem że chcę żeby Ash mnie znienawidziła.Powiedziałem tej blondynie żeby się ode mnie odpierdoliła.Właściwie to była to bardziej groźba ale nie będę wnikał w szczegóły.Poszedłem szukać Ashley ale zauważyłem że gada z Tomem.Byłem pewny że go spławia albo się z nim kłóci...ale jak widać świetnie im się rozmawiało bo obydwoje cały czas się uśmiechali.Chuj z tym wszystkim.
*Według Ashley*
-To do...po lekcjach.-uśmiechnął się Tom.
-Jasne,do zobaczenia.-odwzajemniłam uśmiech i udałam się do klasy.
Chwila,czy ja właśnie umówiłam się z Tomem.Tak.Odwróciłam się za siebie i nie mogłam uwierzyć w to co widzę.
-Wolne?-zapytał uśmiechając się.
-Nie.-odpowiedziałam sztucznie się uśmiechając.
-Też się cieszę że cię widzę słonko.
-Nie mów tak do mnie.-rzuciłam zirytowana.
-Tak?Kiedyś by ci się to podobało.
-Jest teraz,a nie "kiedyś".Zjeżdżaj z tąd Tom.
-Zadziorna jesteś.
-A ty wnerwiający!Wbij sobie to tego łba że nie lecę na ciebie,nie lecę i nigdy nie będę.
-Dziwne,to samo mówiłaś w pierwszy dzień o Bieberze.-zaśmiał się.
Wywróciłam oczami,postanowiłam go ignorować.Justina nadal nie ma.Co on tam tyle robi?Postanowiłam skupić się na lekcji,spojrzałam na zegarek.15 minut minęło a go nie ma.
-A gdzie twój Justinek?
-Nie martw się,jest w łazience zaraz przyjdzie.-zmrużyłam oczy.
-Pewnie właśnie pieprzy jakąś lalę a ty siedzisz i myślisz że to słodki chłopiec.
Wstałam z miejsca i przez przypadek wywróciłam krzesło na co cała klasa się na mnie spojrzała.
-Słuchaj no,odpierdol się ode mnie.-powiedziałam po czym wzięłam swoją torbę i wyszłam z sali.
Wbiegłam do damskiej łazienki i trzasnęłam drzwiami.Zauważyłam blondynkę siedzącą pod grzejnikiem z głową schowaną w kolanach,kiedy weszłam wychyliła się.
-Przepraszam,nie wiedziałam że tu ktoś jest.-rzuciłam i się uspokoiłam.
-Nie ma sprawy.-powiedziała uśmiechając się pomimo spływających po jej policzkach łez.
-Jestem Ashley.-podałam jej rękę uśmiechając się.
-Rose.-podała mi dłoń odwzajemniając uśmiech.
-Co się stało?Czemu płaczesz?-usiadłam koło niej.
-Mój chłopak ze mną zerwał...-zaczęła.
-Dlaczego?
-Powiedział że już mnie nie kocha,kiedy mi to powiedział zauważyłam jak podchodzi do innej obejmując ją.-rozpłakała się.
-Jak on się nazywa?Może go znam.
-Lucas...Lucas Barey.
-Nie kojarzę.Ale posłuchaj,naprawdę nie warto płakać.Spójrz na siebie,jesteś piękna,możesz mieć każdego chłopaka w tej szkole.-uśmiechnęłam się.
-Każdego?Proszę cię...u większości z nich nie mam szans.Ale nie ważne,a ty co tutaj robisz?Jak weszłaś wyglądałaś na zdenerwowaną.
-Wiesz...Tom się do mnie przysiadł,miałam z nim lekcje,a mój chłopak wyszedł do łazienki i nie ma go 15 minut.-zaśmiałam się.
-Tom?!Zazdroszczę ci...a jaki on jest?Twój chłopak oczywiście.
-On jest.-uśmiechnęłam się.-Ma duże,brązowe oczy...umięśniony...kochany,zadziwiający,groźny.Nazywa się Justin.-zaczęłam się śmiać.
-Groźny?Chodzi ci o...-zaśmiała się.
-Tak,Justin Bieber.-dokończyłam.
-Jak ci się udało go zdobyć?-zapytała zdziwiona.
-On sam zaczął mnie podrywać,najpierw mnie strasznie denerwował ale potem...naprawdę go pokochałam.
-Nie dziwie się,jesteś piękna.
-Dzięki.-rzuciłam.
Wtedy drzwi od łazienki powoli się otworzyły i stanęła w nich Vanessa.
-Tu jesteś!-krzyknęła.
-Tak.-uśmiechnęłam się.-Przepraszam Rose,muszę lecieć,może...daj mi swój numer?Chciałabym się jeszcze z tobą kiedyś spotkać.
-Ja z tobą też.-uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła swojego Smartfona po czym wbiłyśmy sobie numery.
-Do zobaczenia.-powiedziała.
-Na razie.-pomachałam jej ręką.
Dziewczyna poprawiała makijaż a ja i Vanessa wyszłyśmy z łazienki.
-Kto to?-zapytała zdziwiona.
-Nazywa się Rose.Poznałam ją parę minut temu.
Van kiwnęła głową.
-Wrócił już Justin?-zapytałam.
-Nie.
Oblizałam usta i weszłam do sali.
-Co się stało panno Stroling?-zapytała zdenerwowana nauczycielka.
-Nic.-odpowiedziałam i jakby nigdy nic usiadłam w ławce...tak z Tomem.
Lekcja dobijała końca.Zostało 5 minut.Nagle do sali wszedł Justin.
-Spóźniony.Co ja mówię,nie było cię na trzy czwartej lekcji!-powiedziała oburzona nauczycielka.
Bieber pokazał jej kciuk w górze i udał się w moją stronę.
-No Bieber,musisz usiąść gdzie indziej.-powiedział dumnie Tom.
Spojrzałam na Jussa wzorkiem mówiącym "proszę zabierz go w tąd".Nie musiał mnie zrozumieć bo zaraz zrobiła się afera.
-Won z tąd.-splunął.
Tom się ironicznie zaśmiał.
-Wypierdalaj powiedziałem!
-Co to za słownictwo!Proszę usiąść!-krzyknęła starsza kobieta.
Chłopak wstał z ławki i podszedł do Justina.
-Bo co mi zrobisz?-zmrużył oczy.
Wstałam gwałtownie z ławki.
-Przestańcie!-krzyknęłam próbując ich od siebie odsunąć.
-Nie mieszaj się.-rzucił Tom.
-Słuchaj no,jak pójdziesz teraz do innej ławki to może nie będziesz miał cały nos.-powiedział Bieber.
Nauczycielka starała się ich rozdzielić ale na marne.Poszła po dyrektora.
-Justin przestań!-wrzasnęłam.
Ani jeden ani drugi nie dawał za wygraną.Zaczęli się bić.Nie było łatwo,obydwoje byli cholernie silni.Do sali wszedł dyrektor.Pomimo trudności udało mu się ich rozdzielić.Justin stał z rozciętą wargą i po ustach spływała mu krew a natomiast Tom z zakrwawionym nosem i oczywiście obydwoje mieli podbite oka.Znowu się na siebie rzucali ale mężczyzna ich powstrzymał.Zadzwonił dzwonek.Wszyscy wyszli z sali oprócz mnie,chłopaków i dyrektora.
-Proszę wyjść,muszę się nimi zająć.-rzucił facet.
-Z wielką chęcią.-sztucznie się uśmiechnęłam do chłopaków i wyszłam z sali.
*Według Justina*
-Co to ma być?-zapytał facet.
Wyrwałem się,wziąłem plecak i wyszedłem z klasy.Idiota.Rozejrzałem się i zauważyłem jakąś blondynkę idącą w moją stronę.Pierwszy raz widziałem ją na oczy.
-Yyy...Justin?-zapytała.
-Ta.-odpowiedziałem i udałem się przed siebie ale dziewczyna szła za mną.
-Wiesz może gdzie jest Ashley?
-Właśnie jej szukam.
-Mógłbyś jej to dać?Zostawiła w łazience torbę.-blondynka podała mi torbę.
-Jasne,wiesz gdzie ona może być?
-Na pewno jest w sali w której teraz będzie mieć lekcje.-zaśmiała się.
Pokiwałem głową i udałem się w stronę sali.Zauważyłem ją wyjmującą coś z szafki.Podbiegłem do niej.
-Wszędzie cię szukam.-powiedziałem.-Aha i tu jest twoja torba,jakaś blondyna mi ją dała.
-Dzięki.-powiedziała.
-Co jest?
-Nic.
-To czemu masz taką minę jak byś miała zaraz mnie zabić?
Zaśmiała się.Kiedy zauważyłem że wszystko wporzo przysunąłem ją do siebie i złączyłem nasze usta.Dziewczyna oplotła rękoma moją szyję.Nagle podeszło do nas stado dziewczyn.Większość to blondynki co można było zauważyć po tym jakie są puste.
-Hej Justin.-powiedziała jedna z nich dziwkowatym głosem.
Ashley uniosła do góry brwi.Nic nie odpowiedziałem.
-Dzięki kociaku za ostatni dzień.-powiedziała po czym wysłała mi buziaka w powietrzu.
-Jaki dzień?-zapytała Ash.
-Właśnie,jaki dzień?-dodałem.
-No ten kiedy ci napisałam sms'a.Nie pamiętasz?
-Dupek.-powiedziała zaciskając zęby Ashley i odbiegła ode mnie.
Poważnie,nie wiem o czym ta laska mówiła.Pierwszy raz widziałem ją na oczy ale wiedziałem że chcę żeby Ash mnie znienawidziła.Powiedziałem tej blondynie żeby się ode mnie odpierdoliła.Właściwie to była to bardziej groźba ale nie będę wnikał w szczegóły.Poszedłem szukać Ashley ale zauważyłem że gada z Tomem.Byłem pewny że go spławia albo się z nim kłóci...ale jak widać świetnie im się rozmawiało bo obydwoje cały czas się uśmiechali.Chuj z tym wszystkim.
*Według Ashley*
-To do...po lekcjach.-uśmiechnął się Tom.
-Jasne,do zobaczenia.-odwzajemniłam uśmiech i udałam się do klasy.
Chwila,czy ja właśnie umówiłam się z Tomem.Tak.Odwróciłam się za siebie i nie mogłam uwierzyć w to co widzę.
sobota, 21 września 2013
Twenty-one.
*Według Ashley*
Wtuliłam się jeszcze mocniej w ramiona chłopaka.
-Dziękuję.-wyszeptałam.
-Za co?To ja przepraszam.-powiedział kładąc brodę na moim ramieniu.
-Za to że przy mnie jesteś.
-To przeze mnie!-powiedział.-Gdybym cię wtedy nie zostawił nie było by tego wszystkiego.
-Przestań.-powiedziałam.
-Mam dla ciebie niespodziankę.-uśmiechnął się.
Odchyliłam się tak abym mogła na niego spojrzeć.
-Jaką?-zapytałam próbując się uśmiechnąć.
-Zobaczysz.-rzekł tajemniczo i przygryzł dolną wargę.
Zaśmiałam się.
-Ooo Cody dzwoni!-krzyknęła podekstytowana Van.-Halo?-powiedziała i wyszła z salonu.
Po paru minutach wróciła.
-Okej,jasne,na razie.-uśmiechała się.
-Co jest?-zapytałam kiedy odsunęła telefon od twarzy.
-Cody czuje się wspaniale i jutro wychodzi ze szpitala!Rozumiecie to?!Już jutro!-krzyczała i skakała jak małe dziecko.
Uśmiechnęliśmy się.
-To wspaniale.-powiedziałam.
-Dobra chodź,pora na niespodziankę.-powiedział chłopak i złapał mnie za rękę kierując się ze mną w stronę drzwi.
-Będziemy za...-zaczęłam.-Za ile?-zapytałam Justina.
-Jutro.-uśmiechnął się.
Vanessa zagwizdała.
-Oj cicho.-powiedziałam do niej i się zaśmiałam.-Do zobaczenia.-powiedziałam.
Justin jej pomachał.
-Do jutra.-odpowiedziała.
Wsiedliśmy do auta.
-Gdzie ty mnie wieziesz?-zapytałam.
-Zobaczysz.-powiedział i spojrzał na jakiś kawałek papieru po czym go wrzucił do schowka.
Jechaliśmy i jechaliśmy a ja nadal nie wiedziałam gdzie.No,no,widać że dużo Justin już pozwiedzał że zna całe miasto.Zaśmiałam się pod nosem i spojrzałam w szybę.Po 5 minutach zatrzymaliśmy się i wysiedliśmy.
-To tu.-uśmiechnął się.
-Co to za dom?-zapytałam zdziwiona.
Bieber wyjął z kurtki kluczyki i otworzył drzwi po czym wszedł do mieszkania.
-Ta-dam!-krzyknął i szybko zwiedził wszystkie pokoje.
-Co my tu robimy?-zapytałam nadal nie wiedząc o co chodzi.
-Witaj w mojej nowej chacie.-powiedział po czym przytulił mnie od tyłu.
Uśmiechnęłam się.W domu były 2 pokoje.Ale pomimo wszystko dom był spory.Duże pokoje,urządzone już ale bez mebli w jednym z pokoi,piękna kuchnia,szkoda tylko że Justin nie umie gotować.W łazience prysznic.
-Jeszcze tylko brakuje moich rzeczy i mebli i będzie zajebiście.-powiedział.-Aha,no i jedzenie też by się przydało,chodź,jedziemy do sklepu.-wyszliśmy z domu i pojechaliśmy do supermarketu.
Justin kupił dużo jedzenia,napoje,inne potrzebne rzeczy i wino jak on powiedział "na uczczenie wprowadzenia".Zapłaciliśmy i mieliśmy już wracać do domu ale zajechaliśmy jeszcze do Justina po parę jego rzeczy i laptopa.Wróciliśmy do jego nowego mieszkania.Walnęliśmy się na kanapę w salonie i włączyliśmy laptopa.
-Spokojnie to jeszcze nie ta niespodzianka.-powiedział.
-A co będzie niespodzianką?-zapytałam.
-Zrobimy sobie wieczór filmowy.-powiedział i zaczął mnie całować.-Kocham cię.-wyszeptał mi do ucha po czym się położył.
-Ja ciebie też.-powiedziałam uśmiechając się delikatnie.
Pocałunek z każdą chwilą był coraz bardziej namiętny.Bieber spojrzał na mnie oczami pełnymi porządania.
-Nie.-zaczęłam się śmiać na co on zrobił minę smutnego pieska.
-Nie Justin.-powiedziałam.
Zrezygnowany wtulił się we mnie na co wybuchłam śmiechem.
-Słyszysz?-powiedziałam nagle.
-Ale c...-zaczął ale zatkałam mu buzię.
-Ciii.-powiedziałam.
Szybko zerwałam się z kanapy,to mój telefon dzwonił.Zostawiłam go na szafce w przed pokoju.To Van.
-Halo?-odebrałam.
-Oliver był,pytał o ciebie.-powiedziała.
-Nieee tylko nie to!-jęknęłam.
-Powiedziałam że cię nie ma,co robicie?
-Nic,Justin ma nowe mieszkanie i siedzimy.-uśmiechnęłam się.
-Ta jasne"siedzicie".-czułam że robi w tej chwili cudzysłów z palców i się uśmiecha.
-Naprawdę!
-Dobra to "siedźcie".Na razie.-zaśmiała się.
-Paa.-powiedziałam i też się zaśmiałam.
Wróciłam do Justina.
-Co oglądamy?-zapytałam.
-Zobaczysz.-zaśmiał się.
Włączył film i zgasił światło po czym wrócił do mnie.Położyliśmy się na kanapie i postawiliśmy przed sobą laptopa.Na początku filmu zauważyłam wielki napis na ekranie krwawy "I Spit on Your Grave 2".Wyczuwam nie przespaną noc.Odetchnęłam i wtuliłam się w ramię Jussa.
________________________________
-Nie,nie,nie rób tego!-darłam się.
Justin zaczął się śmiać z tego że się boję.Pisnęłam i schowałam głowę w dłoniach.
-Nie bój się.-powiedział i objął mnie ramieniem.
Wychyliłam lekko twarz.Oglądaliśmy dalej.Kiedy film się skończył zdałam sobie sprawę że jestem głupia bo nie wzięłam ciuchów na przebranie.Jęknęłam.
-Justin daj mi jakąś koszulkę.-powiedziałam.
Justin podszedł do szafki i wyjął ze sterty koszulek i bielizny,czarną koszulkę bez ramiączek.Była na mnie jak sukienka i zakrywała większą część moich nóg.Przebrałam się i wróciłam do chłopaka.Ziewnęłam.
-Idźmy spać,za dużo zdarzeń jak na jeden dzień.-powiedziałam.
-Okej.-rzekł i podszedł do jakiejś szafki.
Usłyszałam jęknięcie chłopaka.
-Co jest?-zapytałam.
-Nie ma tu żadnego koca ani nic.-odpowiedział.
-Możemy spać bez.-wzruszyłam ramionami.
-Będzie zimno.
-Jak mnie przytulisz to nie.-uśmiechnęłam się.
Chłopak wziął bluzę i położył się koło mnie zakrywając nas oboje po czym mnie przytulił.Poczułam jak odpływam w krainę snów i moje powieki same się zamykają.
*Według Justina*
_______________________
Przebudziłem się i było jeszcze ciemno.Spojrzałem na oślepiający ekran telefonu.3.34.Matko.Zauważyłem że leżałem przykryty cały bluzą,spojrzałem na Ashley.Widać było że marzła,zrzuciłem z siebie bluzę i dokładnie okryłem nią dziewczynę po czym mocno ją przytuliłem.Nie mogłem zasnąć.Nie mogę jej stracić.Nigdy.Wreszcie poczułem że zasypiam.
*Według Ashley*
Obudziła mnie melodyjka w telefonie która oznaczała godzinę 6.40 i to że mam już wstawać.Jęknęłam bo byłam nie wyspana.Justin nadal spał bo jak widać miał twardy sen.Zauważyłam że leży odkryty.
-Ej,Justin,wstawaj.-szepnęłam mu do ucha.
Chłopak powoli się budził.
-Wstawaj śpiochu,ruszamy dupę i idziemy do szkoły.-zaśmiałam się.
Blondyn przyciągnął mnie do siebie.
-Puść mnie i wstawaj,jedziemy do mnie bo nie wzięłam ciuchów.-zaczęłam się śmiać.
Bieber przeciągnął się i powoli wstawał.Wsunęłam spodnie,wzięłam kurtkę i byłam gotowa.Justin wziął cholernie szybki prysznic i założył koszulkę,spodnie i na to jakąś bluzę.Zarzucił na ramię plecak i poszliśmy do samochodu i pojechaliśmy po ciuchy i po Van.Justin wszedł do salonu a ja poszłam do pokoju po ubrania.Wzięłam rurki,luźny T-shirt i czystą bieliznę.Szybko wzięłam prysznic i ubrałam się.Uczesałam włosy,pomalowałam rzęsy tuszem i zdążyłam jeszcze maznąć usta błyszczykiem.Wyszłam z łazienki i akurat wchodziła do niej Vanessa.
-Hej.-uśmiechnęłam się.
-Hej.-odpowiedziała i odwzajemniła uśmiech.-Dajcie mi 10 minut zaraz będę gotowa.-dodała.
Kiwnęłam głową i poszłam do swojego pokoju po torbę,spakowałam potrzebne rzeczy i nim się obejrzałam moja przyjaciółka była gotowa.Pokazałam Bieberowi że jesteśmy gotowe.Wyszliśmy i udaliśmy się do samochodu.Zaraz byliśmy na miejscu,Justin zaparkował auto na szkolnym parkingu i weszliśmy do dużego budynku.Kiedy szliśmy z Justinem przez szkołę,czułam na sobie wzrok wszystkich.Tych mięśniaków,plastików,kujonów,plotkar,wszystkich dosłownie.Chłopak poszedł do swojej szafki,Vanessa do swojej i ja do swojej.Wszystkie niestety były daleko od siebie.Kiedy zamknęłam szafkę ujrzałam twarz Toma.Cholernie przystojny,zadbany,zabawny chłopak.Ogólnie według innych dziewczyn ideał.Wyglądem nie dorastał Justinowi do pięt,klatą też,ogólnie niczym.Może i kiedy jeszcze nie znałam Biebera wydawał mi się idealny.Właśnie,wydawał.
-Hej Tom.-rzuciłam.
-Hej.-odpowiedział uwodzicielsko.
-Co jest?-zapytałam.
-Nic,gdzie masz lekcje?
-Sala 56.-odpowiedziałam.
-No patrz jaki zbieg okoliczności,ja też.-zaśmiał się.
W duchu mnie wkurzał pomimo tego że kiedyś nawet nie zwracał na mnie uwagi a kiedy choćby na mnie spojrzał dostawałam ataku szczęścia.Wlekł się za mną cały czas.
-Wiesz Tom,po co się za mną w ogóle wleczesz?-zapytałam nie wytrzymując.
-Coś w tym złego?
-Nie,ale nigdy ze mną nie gadałeś,wolałeś swoje wytapetowane dziunie a nie dziewczyny w moim typie.
Chłopak się zaśmiał i przysunął się do mnie.Wtedy zauważyłam Justina idącego w moją stronę.
-Woah,woah,woah.-mruknął wkurzony i szarpnął Toma odpychając go po czym złączył nasze usta.
Tom się najwyraźniej wkurzył,Justin był pierwszym chłopakiem który był od niego,silniejszy,przystojniejszy,zabawniejszy i ogólnie lepszy.Oddalaliśmy się od stojącego jak słup chłopaka a Bieber tylko się zaśmiał pod nosem.Wtedy dołączyła do nas Vanessa.Udaliśmy się na lekcje.
czwartek, 19 września 2013
Informacja.
Przepraszam że nie ma nowego rozdziału ale rozdziały będą dodawane do 3 dni jeśli wszystko będzie okej i będą dłuższe:) Namęczyłam się nad moim pierwszym zwiastunem i jestem z siebie dumna:D http://www.youtube.com/watch?v=eXXwzATFFhw
PS.Przebiliście 1000 wyświetleń,kocham was i pozdrawiam gorąco xoxo
PS.Przebiliście 1000 wyświetleń,kocham was i pozdrawiam gorąco xoxo
Twenty.
Zaśmiałam się.
-O kurde.-powiedziałam nagle.
-Co?
-Oliver powie moim rodzicom o tobie i zaraz będzie afera!
Justin uniósł brwi.
-Nie zapominaj że nie dawno skończyłaś 19 lat.
-To co.Moi rodzice...
-Oj przestań!Rodzice,problemy,szkoła,to złe,to też...weź się wyluzuj!Będziesz chodzić na imprezy jak będziesz miała 40 lat?!
Wzięłam sobie słowa chłopaka do serca.
-Może...może i masz racje.
-Nie może,tylko na pewno!
-To co chcesz robić?Skakać ze spadochronem?-wywróciłam oczami.
-Nie,na razie chcę iść do jakiegoś klubu,wypić sobie piwo,potańczyć a potem wrócić z tobą i...
Wtedy wszedł do pokoju Oliver.
-Puka się!-krzyknął Justin.
Chłopak całkowicie nie przejął się tym co powiedział Bieber i położył się na łóżku.Juss już chciał coś powiedzieć ale zatkałam mu usta palcem.
-Wiesz co Oliver?Ja,Justin i Vanessa dziś wieczorem wychodzimy i chcielibyśmy iść wcześniej do centrum ale...no wiesz,musisz iść do mamy.
-To nie szkodzi,ja pójdę z wami.
-Ale...nie wpuszczą cię.
-Czemu?
-Bo...wstęp do klubu jest od 19 lat.
-Aaa to szkoda.
-No niestety,przykro mi,może kiedy indziej.
-To ja idę na obiad.-wstał i zszedł na dół,najwyraźniej poszedł do moich rodziców i swoich którzy właśnie tam są.
Kiedy upewniliśmy się że wyszedł odetchnęliśmy z ulgą.
-Moja spryciara.-uśmiechnął się łobuzersko Justin i objął mnie w tali po czym złożył pocałunek na moich ustach.
Zaśmiałam się.
-Chodźmy gdzieś.-powiedziałam.
-To znaczy?
-Nie wiem,jak najdalej,albo pojedźmy gdzieś.
-Może do Vegas?
-O tak!
Podskoczyłam do góry z radości.Nagle z mojej twarzy zszedł uśmiech.
-Co z Vanessą?
-Mogę ją zawieść do Cody'ego albo jak nie to może jechać z nami.
Zeszłam do salonu.
-Ej Van!
Moja przyjaciółka wystawiła głowę zza gazety.
-Hm?-mruknęła.
-Jedziesz z nami do Vegas?
-Po co?
-Nie wiem,tak sobie.
-Nie dzięki,zostanę.-zaśmiała się.-Mam nadzieję że pamiętasz że jutro szkoła?-dodała.
Jęknęłam.Dupa z wyjazdu.Justin zbiegł na dół.
-Nie możemy jechać,jutro szkoła.-powiedziałam.
Bieber wywrócił oczami.
-Pojedziemy w weekend,razem z Cody'm.
-No dobra.
Usłyszeliśmy krótki dźwięk,Justin dostał sms'a.Wyjął z kieszeni telefon.
-Kto to?-zapytałam.
-Ojciec już jest w L.A,muszę na razie lecieć.-powiedział i pocałował mnie w policzek.
-Jasne.-uśmiechnęłam się.
-Nara!-krzyknął blondyn.
-Pa!-odpowiedziała Vanessa nie wychylając się zza gazety.
Kiedy wyszedł usiadłam koło niej.
-Mam ochotę na sałatkę a ty?-powiedziałam nagle.
Van się zaśmiała.
-Noo.-powiedziała.
-Idę do sklepu.Będę za 10 minut.-rzuciłam.
-Okej.-krzyknęła.
Wzięłam kurtkę i wyszłam z domu.Niestety nie widziałam Justina.Wow,szybko on chodzi.Udałam się w przeciwną stronę od strony jego domu-do sklepu.Szłam wąską uliczką na skróty.Wtedy ktoś mnie szarpnął za tył kurtki a moje serce chyba stanęło.Głośno pisnęłam ale szybko moja buzia została zatkana męską ręką.Próbowałam się wyrwać ale na marne.
*Według Justina*
Szedłem sobie chodnikiem myśląc o wszystkich wydarzeniach które miały ostatnio miejsce.O Cody'm,o Ashley...Wreszcie ujrzałem centrum w którym byłem umówiony.Wszedłem do środka i ujrzałem setki wielkich sklepów.Udałem się do kawiarni czy jakiegoś gówna.Zobaczyłem mojego ojca siedzącego przy stoliku.
-Siema!-krzyknąłem.
-Cześć Justin.-odpowiedział i kiwnął mi do góry głową.
-Co chciałeś?-zapytałem oblizując usta.
-Chciałem z tobą pogadać o mieszkaniu.-powiedział i podrapał się po karku.
-Coś nie tak?-zapytałem marszcząc czoło.
-Nie,wszystko wporzo.Tylko...-odetchnął.-Nie wiem czy tobie można powierzyć mieszkanie.-dokończył.
Uniosłem brew.
-Żartujesz?-rzuciłem.
-Justin,jesteś nieodpowiedzialny.
-Gówno mnie to obchodzi czy jestem czy nie.
-Hamuj się.
-Nie!-krzyknąłem i wstałem tak że przyciągnąłem uwagę wszystkich w kawiarni.-Człowieku ja mam 19 lat i nie mam zamiaru mieszkać z matką!-rzuciłem wyrzucając ręce w powietrze.
-Nikt w wieku 19 lat nie wyprowadza się od razu.
-To chyba żyjesz w innym świecie.-rzuciłem i odwróciłem głowę.-Dobra wiesz co?Mam to w dupie,sam sobie coś załatwię.Znajdę sobie pracę i sam sobie wynajmę jebane mieszkanie.
Wywrócił oczami.
-Słuchaj,nie o to mi do cholery chodzi!-powiedział wkurzony już moim zdenerwowaniem.
-A o co?-usiadłem z powrotem na krześle i zmrużyłem oczy.
-Chciałem po prostu żebyś powiedział że dorosłeś!-krzyknął.
Oblizałem wargi.
-Dorosłem.-powiedziałem.-Pasi?-dodałem.
Chciał coś powiedzieć ale mu przerwałem.
-Dobra,sorry,ale sam się wyprowadziłeś od dziadka jak miałeś 18 lat a mnie wkurwia to że nie mam prywatności.Dorosłem.Czy widzisz abym miał teraz przy sobie plastikowy samochodzik?Nie.Jedyne co przy sobie mam to kluczyki od auta i telefon.-powiedziałem wyciągając na stół kluczyki i IPhona.Ojciec się uśmiechnął.
-To chciałem usłyszeć.-powiedział po czym wyjął z kieszeni kurtki kluczyki i jakąś karteczkę.
-Co to?-zapytałem biorąc je do ręki.
-Klucze i adres twojego nowego mieszkania.
Spojrzałem na niego.
-Kurwa.-powiedziałem i przytuliłem go parę razy klepiąc go w plecy.-Dzięki!-krzyknąłem.
-Nie proś mnie prędko o kasę.-powiedział pokazując mi palcem znak po czym się zaśmiał.
-Jasne.-powiedziałem.
-Muszę lecieć,bo mam jeszcze tutaj sprawę do załatwienia,napisz jak dom.Nara.-uśmiechnął się.
-Jasne,siema.-machnąłem mu.
Udałem się do wyjścia.Szybko zadzwoniłem do Ashley.Nie odbiera.Co jest?Ona zawsze odbiera.Zadzwoniłem ponownie i usłyszałem płacz.Darłem się do telefonu ale nie słyszałem nic po za płaczem.Rozłączyłem się i biegłem tak szybko jak tylko mogłem do domu Ash.Wbiegłem do środka nie pukając.
-Gdzie Ashley?-zapytałem łapiąc się kolan i ciężko oddychając.
-Wyszła do sklepu,ale coś długo jej nie ma.-powiedziała Vanessa.
-Nie.-powiedziałem i wybiegłem z domu.
-Co nie?Justin czekaj!
Dziewczyna szybko wsunęła buty i wybiegła za mną.
-Co się stało?!-krzyczała.
-Zadzwoniłem do niej i jedyne co usłyszałem to płacz.-powiedziałem nie zatrzymując się.
-Cholera.-powiedziała przestraszona.
-Gdzie ona może być?!-zatrzymałem się.
-Nie mam pojęcia!
Pobiegliśmy do parkingu na którym stało moje auto.Weszliśmy do środka i szybko zapaliłem silnik.Przejechaliśmy całą okolicę i drogę ze sklepu do domu.Pusto.
-A jak coś jej się stało?-zapytała przez szklane już oczy.
-James.-powiedziałem pod nosem.-Gdzie on mieszka?!-krzyknąłem.
Dziewczyna po chwili namysłu podała mi adres i migiem byliśmy na miejscu.Wyszedłem z auta i podbiegłem do drzwi.Złamałem za klamkę,zamknięte.Pobiegłem na tył domu gdzie były zasłonięte okna.Nie czekając podniosłem z trawnika ciężki,wielki kamień i rzuciłem z całej siły w szybę.Ten idiota nawet nie ma alarmu.Moje serce stanęło,ujrzałem Ashley przywiązaną do krzesła z zaklejoną buzią.
-Ja pierdole.-powiedziałem i szybko rzuciłem się do niej.-Co ten skurwiel ci zrobił?!Gdzie on jest?!-dodałem i odkleiłem jej taśmę z ust.
-N-nie wiem...w tym domu gdzieś.-wyjąkała po czym się rozpłakała.
Przytuliłem ją szybko i pokazałem Van żeby ją odwiązała.Pobiegłem do kuchni,do jakiegoś pokoju i w końcu wpadłem na tego chuja.Z całej siły przywaliłem mu pięścią w twarz.Zaczęliśmy się bić.Widać że wygrywałem.Kiedy był oszołomiony złapałem go za ramiona z przywaliłem mu głową w twarz.Upadł na ziemię.Pokopałem go aby nie wstał i wróciłem do dziewczyn.
-Nie mogę tego odwiązać!-krzyknęła Vanessa.
Próbowałem przerwać linę ale na nic.Pobiegłem do kuchni i wyciągnąłem nóż po czym pobiegłem do Ashley.Ostrożnie przecinałem linę.
-Uważaj.-powiedziała Vanessa troskliwie.
Udało się.Zdjąłem sznurek i przytuliłem Ash.Wziąłem ją na ręce i w trójkę wybiegliśmy z mieszkania do samochodu.Kiedy napięcie powoli schodziło a płacz dziewczyny uspokoił się,zapytałem.
-Co on zrobił?
Otworzyła buzię ale szybko ją zamknęła bo zalała się łzami.
-Kochanie.nie płacz.Już jesteś bezpieczna.-powiedziałem patrząc na nią,gładząc ją po policzku i jednocześnie próbując skupić się na drodze.
Dojechaliśmy do ich domu.Wysiadłem i podałem rękę Ashley.Weszliśmy wszyscy do salonu.Usiadłem na kanapie i mocno przytuliłem do siebie roztrzęsioną dziewczynę.
-Spokojnie,opowiedz mi jak to się stało.-powiedziałem spokojnie.
-Szłam sobie uliczką...-zaczęła wolno.-Nagle ktoś mnie szarpnął i potem wrzucił do samochodu,zasłonił mi oczy chustką i zakleił buzię,ktoś,James oczywiście,zawiózł mnie do swojego domu,przywiązał i mówił że się zemści za to co mu zrobiłeś,za to i za to że już go nie kocham...
Nie mogłem uwierzyć jakie spotkało nas szczęście w nieszczęściu że domyśliliśmy się gdzie ona jest.Nie chcę myśleć co by się stało gdybym wtedy do niej nie zadzwonił.
-On jeszcze tego pożałuję,zobaczysz,nie skończy się na małym pobiciu,przegiął.-powiedziałem zaciskając szczękę.
-O kurde.-powiedziałam nagle.
-Co?
-Oliver powie moim rodzicom o tobie i zaraz będzie afera!
Justin uniósł brwi.
-Nie zapominaj że nie dawno skończyłaś 19 lat.
-To co.Moi rodzice...
-Oj przestań!Rodzice,problemy,szkoła,to złe,to też...weź się wyluzuj!Będziesz chodzić na imprezy jak będziesz miała 40 lat?!
Wzięłam sobie słowa chłopaka do serca.
-Może...może i masz racje.
-Nie może,tylko na pewno!
-To co chcesz robić?Skakać ze spadochronem?-wywróciłam oczami.
-Nie,na razie chcę iść do jakiegoś klubu,wypić sobie piwo,potańczyć a potem wrócić z tobą i...
Wtedy wszedł do pokoju Oliver.
-Puka się!-krzyknął Justin.
Chłopak całkowicie nie przejął się tym co powiedział Bieber i położył się na łóżku.Juss już chciał coś powiedzieć ale zatkałam mu usta palcem.
-Wiesz co Oliver?Ja,Justin i Vanessa dziś wieczorem wychodzimy i chcielibyśmy iść wcześniej do centrum ale...no wiesz,musisz iść do mamy.
-To nie szkodzi,ja pójdę z wami.
-Ale...nie wpuszczą cię.
-Czemu?
-Bo...wstęp do klubu jest od 19 lat.
-Aaa to szkoda.
-No niestety,przykro mi,może kiedy indziej.
-To ja idę na obiad.-wstał i zszedł na dół,najwyraźniej poszedł do moich rodziców i swoich którzy właśnie tam są.
Kiedy upewniliśmy się że wyszedł odetchnęliśmy z ulgą.
-Moja spryciara.-uśmiechnął się łobuzersko Justin i objął mnie w tali po czym złożył pocałunek na moich ustach.
Zaśmiałam się.
-Chodźmy gdzieś.-powiedziałam.
-To znaczy?
-Nie wiem,jak najdalej,albo pojedźmy gdzieś.
-Może do Vegas?
-O tak!
Podskoczyłam do góry z radości.Nagle z mojej twarzy zszedł uśmiech.
-Co z Vanessą?
-Mogę ją zawieść do Cody'ego albo jak nie to może jechać z nami.
Zeszłam do salonu.
-Ej Van!
Moja przyjaciółka wystawiła głowę zza gazety.
-Hm?-mruknęła.
-Jedziesz z nami do Vegas?
-Po co?
-Nie wiem,tak sobie.
-Nie dzięki,zostanę.-zaśmiała się.-Mam nadzieję że pamiętasz że jutro szkoła?-dodała.
Jęknęłam.Dupa z wyjazdu.Justin zbiegł na dół.
-Nie możemy jechać,jutro szkoła.-powiedziałam.
Bieber wywrócił oczami.
-Pojedziemy w weekend,razem z Cody'm.
Usłyszeliśmy krótki dźwięk,Justin dostał sms'a.Wyjął z kieszeni telefon.
-Kto to?-zapytałam.
-Ojciec już jest w L.A,muszę na razie lecieć.-powiedział i pocałował mnie w policzek.
-Jasne.-uśmiechnęłam się.
-Nara!-krzyknął blondyn.
-Pa!-odpowiedziała Vanessa nie wychylając się zza gazety.
Kiedy wyszedł usiadłam koło niej.
-Mam ochotę na sałatkę a ty?-powiedziałam nagle.
Van się zaśmiała.
-Noo.-powiedziała.
-Idę do sklepu.Będę za 10 minut.-rzuciłam.
-Okej.-krzyknęła.
Wzięłam kurtkę i wyszłam z domu.Niestety nie widziałam Justina.Wow,szybko on chodzi.Udałam się w przeciwną stronę od strony jego domu-do sklepu.Szłam wąską uliczką na skróty.Wtedy ktoś mnie szarpnął za tył kurtki a moje serce chyba stanęło.Głośno pisnęłam ale szybko moja buzia została zatkana męską ręką.Próbowałam się wyrwać ale na marne.
*Według Justina*
Szedłem sobie chodnikiem myśląc o wszystkich wydarzeniach które miały ostatnio miejsce.O Cody'm,o Ashley...Wreszcie ujrzałem centrum w którym byłem umówiony.Wszedłem do środka i ujrzałem setki wielkich sklepów.Udałem się do kawiarni czy jakiegoś gówna.Zobaczyłem mojego ojca siedzącego przy stoliku.
-Siema!-krzyknąłem.
-Cześć Justin.-odpowiedział i kiwnął mi do góry głową.
-Co chciałeś?-zapytałem oblizując usta.
-Chciałem z tobą pogadać o mieszkaniu.-powiedział i podrapał się po karku.
-Coś nie tak?-zapytałem marszcząc czoło.
-Nie,wszystko wporzo.Tylko...-odetchnął.-Nie wiem czy tobie można powierzyć mieszkanie.-dokończył.
Uniosłem brew.
-Żartujesz?-rzuciłem.
-Justin,jesteś nieodpowiedzialny.
-Gówno mnie to obchodzi czy jestem czy nie.
-Hamuj się.
-Nie!-krzyknąłem i wstałem tak że przyciągnąłem uwagę wszystkich w kawiarni.-Człowieku ja mam 19 lat i nie mam zamiaru mieszkać z matką!-rzuciłem wyrzucając ręce w powietrze.
-Nikt w wieku 19 lat nie wyprowadza się od razu.
-To chyba żyjesz w innym świecie.-rzuciłem i odwróciłem głowę.-Dobra wiesz co?Mam to w dupie,sam sobie coś załatwię.Znajdę sobie pracę i sam sobie wynajmę jebane mieszkanie.
Wywrócił oczami.
-Słuchaj,nie o to mi do cholery chodzi!-powiedział wkurzony już moim zdenerwowaniem.
-A o co?-usiadłem z powrotem na krześle i zmrużyłem oczy.
-Chciałem po prostu żebyś powiedział że dorosłeś!-krzyknął.
Oblizałem wargi.
-Dorosłem.-powiedziałem.-Pasi?-dodałem.
Chciał coś powiedzieć ale mu przerwałem.
-Dobra,sorry,ale sam się wyprowadziłeś od dziadka jak miałeś 18 lat a mnie wkurwia to że nie mam prywatności.Dorosłem.Czy widzisz abym miał teraz przy sobie plastikowy samochodzik?Nie.Jedyne co przy sobie mam to kluczyki od auta i telefon.-powiedziałem wyciągając na stół kluczyki i IPhona.Ojciec się uśmiechnął.
-To chciałem usłyszeć.-powiedział po czym wyjął z kieszeni kurtki kluczyki i jakąś karteczkę.
-Co to?-zapytałem biorąc je do ręki.
-Klucze i adres twojego nowego mieszkania.
Spojrzałem na niego.
-Kurwa.-powiedziałem i przytuliłem go parę razy klepiąc go w plecy.-Dzięki!-krzyknąłem.
-Nie proś mnie prędko o kasę.-powiedział pokazując mi palcem znak po czym się zaśmiał.
-Jasne.-powiedziałem.
-Muszę lecieć,bo mam jeszcze tutaj sprawę do załatwienia,napisz jak dom.Nara.-uśmiechnął się.
-Jasne,siema.-machnąłem mu.
Udałem się do wyjścia.Szybko zadzwoniłem do Ashley.Nie odbiera.Co jest?Ona zawsze odbiera.Zadzwoniłem ponownie i usłyszałem płacz.Darłem się do telefonu ale nie słyszałem nic po za płaczem.Rozłączyłem się i biegłem tak szybko jak tylko mogłem do domu Ash.Wbiegłem do środka nie pukając.
-Gdzie Ashley?-zapytałem łapiąc się kolan i ciężko oddychając.
-Wyszła do sklepu,ale coś długo jej nie ma.-powiedziała Vanessa.
-Nie.-powiedziałem i wybiegłem z domu.
-Co nie?Justin czekaj!
Dziewczyna szybko wsunęła buty i wybiegła za mną.
-Co się stało?!-krzyczała.
-Zadzwoniłem do niej i jedyne co usłyszałem to płacz.-powiedziałem nie zatrzymując się.
-Cholera.-powiedziała przestraszona.
-Gdzie ona może być?!-zatrzymałem się.
-Nie mam pojęcia!
Pobiegliśmy do parkingu na którym stało moje auto.Weszliśmy do środka i szybko zapaliłem silnik.Przejechaliśmy całą okolicę i drogę ze sklepu do domu.Pusto.
-A jak coś jej się stało?-zapytała przez szklane już oczy.
-James.-powiedziałem pod nosem.-Gdzie on mieszka?!-krzyknąłem.
Dziewczyna po chwili namysłu podała mi adres i migiem byliśmy na miejscu.Wyszedłem z auta i podbiegłem do drzwi.Złamałem za klamkę,zamknięte.Pobiegłem na tył domu gdzie były zasłonięte okna.Nie czekając podniosłem z trawnika ciężki,wielki kamień i rzuciłem z całej siły w szybę.Ten idiota nawet nie ma alarmu.Moje serce stanęło,ujrzałem Ashley przywiązaną do krzesła z zaklejoną buzią.
-Ja pierdole.-powiedziałem i szybko rzuciłem się do niej.-Co ten skurwiel ci zrobił?!Gdzie on jest?!-dodałem i odkleiłem jej taśmę z ust.
-N-nie wiem...w tym domu gdzieś.-wyjąkała po czym się rozpłakała.
Przytuliłem ją szybko i pokazałem Van żeby ją odwiązała.Pobiegłem do kuchni,do jakiegoś pokoju i w końcu wpadłem na tego chuja.Z całej siły przywaliłem mu pięścią w twarz.Zaczęliśmy się bić.Widać że wygrywałem.Kiedy był oszołomiony złapałem go za ramiona z przywaliłem mu głową w twarz.Upadł na ziemię.Pokopałem go aby nie wstał i wróciłem do dziewczyn.
-Nie mogę tego odwiązać!-krzyknęła Vanessa.
Próbowałem przerwać linę ale na nic.Pobiegłem do kuchni i wyciągnąłem nóż po czym pobiegłem do Ashley.Ostrożnie przecinałem linę.
-Uważaj.-powiedziała Vanessa troskliwie.
Udało się.Zdjąłem sznurek i przytuliłem Ash.Wziąłem ją na ręce i w trójkę wybiegliśmy z mieszkania do samochodu.Kiedy napięcie powoli schodziło a płacz dziewczyny uspokoił się,zapytałem.
-Co on zrobił?
Otworzyła buzię ale szybko ją zamknęła bo zalała się łzami.
-Kochanie.nie płacz.Już jesteś bezpieczna.-powiedziałem patrząc na nią,gładząc ją po policzku i jednocześnie próbując skupić się na drodze.
Dojechaliśmy do ich domu.Wysiadłem i podałem rękę Ashley.Weszliśmy wszyscy do salonu.Usiadłem na kanapie i mocno przytuliłem do siebie roztrzęsioną dziewczynę.
-Spokojnie,opowiedz mi jak to się stało.-powiedziałem spokojnie.
-Szłam sobie uliczką...-zaczęła wolno.-Nagle ktoś mnie szarpnął i potem wrzucił do samochodu,zasłonił mi oczy chustką i zakleił buzię,ktoś,James oczywiście,zawiózł mnie do swojego domu,przywiązał i mówił że się zemści za to co mu zrobiłeś,za to i za to że już go nie kocham...
Nie mogłem uwierzyć jakie spotkało nas szczęście w nieszczęściu że domyśliliśmy się gdzie ona jest.Nie chcę myśleć co by się stało gdybym wtedy do niej nie zadzwonił.
-On jeszcze tego pożałuję,zobaczysz,nie skończy się na małym pobiciu,przegiął.-powiedziałem zaciskając szczękę.
niedziela, 15 września 2013
Nineteen.
Justin nie wytrzymał i wbiegł do sali.Wbiegłam za nim.
-Proszę wyjść!-krzyczała pielęgniarka.
-Co z nim jest?!-darł się.
-Proszę upuścić w tej chwili salę!
Szarpnęłam Justina za rękę i ledwo co udało mi się wyciągnąć go z sali.Vanessa leżała na podłodze nie ruchomo.
-Matko boska.-powiedziałam pod nosem i rzuciłam się na podłogę.
-Lekarz!-krzyknął Justin.
-Van odezwij się!-krzyknęłam.
Szybko przyjechała pielęgniarka z wózkiem,wsadzili ją na niego i szybko kobieta zawiozła ją do jakiejś sali. Co tu się dzieję?!Usiedliśmy z Justinem na krześle,ja już zapłakana,Justin był przerażony ale wiadomo jak to chłopak,nie chciał wyjść na ciotę.Udawał że jest twardy a tak naprawdę rozpierdalało go od środka.Po jakiś 6 minutach wyszedł lekarz.
-Przepraszam,jak się czuję moja przyjaciółka?-zapytałam.
-Nazwisko?-odpowiedział mężczyzna z fartuchu.
-Corl.-odpowiedziałam kiwając się nerwowo na piętach.
-Aaa,nie wszystko w porządku,po prostu zemdlała,uderzyła się w głowę i ma tylko małe rozcięcie na czole ale to nic poważnego.Pacjentka może już spokojnie wracać do domu.
Uśmiechnęłam się.
-Dziękuję bardzo.A z Cody'm Maxis'em?-przy ostatnich słowach z mojej twarzy zszedł uśmiech.
-Musi pani czekać na lekarza który się nim zajmuję,przykro mi,ja nic nie wiem.
Kiwnęłam głową a mężczyzna już po chwili zniknął mi z oczu.Justin strasznie się denerwował.Podeszłam do niego powoli i kucnęłam przy nim.
-Justin,wszystko będzie w porządku.-powiedziałam i położyłam mu rękę na kolanie.
-Nie!Ashley ogarnij co się dzieję!-krzyknął i wstał.-To nie jest obtarcie kolana!To coś poważnego,mój najlepszy kumpel leży teraz pewnie kurwa rozkrojony na kawałki!
Nic nie powiedziałam.
Justin zamknął oczy i ciężko odetchnął.
-Przepraszam,poniosło mnie.-powiedział i usiadł z powrotem.
Usiadłam koło niego i położyłam mu głowę na kolanach,wzięłam rękę blondyna i przystawiłam ją sobie mocno do serca.Z tego wszystkiego zamknęłam oczy i pogrążyłam się w myślach.
_____________________________________
-Kochanie,wstawaj,ej misiu nie śpij.-usłyszałam cichy głos Justina.
Otworzyłam powoli oczy.
-Gdzie jesteśmy?Ile spałam?-zapytałam przeciągając się.
-W szpitalu,jakąś godzinę,ale już z tąd idziemy.-powiedział i pogładził mnie po policzku.
Przypomniałam sobie sytuacje z wczoraj.
-Co...co z Cody'm?-zapytałam smutno.
-Wszystko dobrze,nic mu nie jest i nie było poważnych powikłań.Po prostu Cody był osłabiony.-uśmiechnął się.
Wstałam i rzuciłam mu się na szyję.
-To wspaniale!A gdzie Van?-schowałam kosmyk włosów za ucho.
-Poszła do toalety.
Zaraz ujrzałam moją przyjaciółkę z bandażem na głowie.Podbiegłam do niej i ją przytuliłam.
-Chodźmy z tąd błagam.Już na sam widok lekarzy jest mi nie dobrze.-powiedziała i się zaśmiała.
Podbiegłam do Justina,wzięłam go za rękę i poszliśmy do wyjścia.Weszliśmy do samochodu i pojechaliśmy do nas.Weszłam do domu jako pierwsza i niemal dostałam zawału.W drzwiach stanął...mój kuzyn.Stanęłam jak wryta.
-Hej kuzyneczko!-krzyknął i podszedł mnie przytulić ale Justin go odepchnął.
-Wohoo,kim ty do cholery jesteś?-zapytał Justin.
-Oliver jestem.-podał mu rękę.
Justin zmierzył go wzorkiem.
-Co ty tu robisz?-zapytałam z oczami jak 5 złoty.
-Odwiedzam cię.
-Serio?Przyjeżdżasz sobie z Miami do L.A żeby mnie odwiedzić?-powiedziałam i weszłam do salonu i położyłam torebkę i klucze na stoliku.
-Dawno cię nie widziałem.
-Ja ciebie też nie.Jakiś rok temu?
-Tak,na zeszłorocznych świętach.
Sztucznie się uśmiechnęłam.
-Ją pamiętam,Vanessa,nie?-zapytał i posłał jej uśmiech.
-Zgadłeś.-powiedziała moja przyjaciółka.
-W takim razie on to James?
Spojrzałam na Justina a on na mnie.
-Nie...-powiedziałam.
-A kto?
-To jest Justin.-powiedziałam.
-A dokładniej?
-Co się to do cholery obchodzi?Książkę piszesz?-wtrącił Bieber marszcząc czoło.
-Yo,stary,spokojnie.-powiedział i wystawił przed siebie dłonie.
Justin był dosłownie przeciwieństwem Olivera.Oliver to jedna wielka ciapa.Jest nieznośny.Ma 18 lat ale jest nawet przystojny.Justin wywrócił oczami i usiadł na kanapie.
-Jak ty tu w ogóle wszedłeś?-zapytałam przerażona.
-Oj kicia,od czego jest okno.-powiedział krzyżując ręce na piersi.
-Serio?Przez okno?
-No tak,zostawiłaś na moje szczęście uchylone.
Spojrzałam wrogo na Van która nie domknęła okna.
-Jak się znalazłeś w L.A?
-Mama z tatą jechali to jechałem z nimi.
-A skąd wiesz że tu mieszkam?
-Twoja mama mi powiedziała.
-Na ile przyjechałeś?
-Miałem na dzień,dwa,ale skoro jestem to zostanę na trzy.Poznamy się lepiej z Justinem,pójdziemy se na jakąś imprezę...
-Woah,stop.-powiedział Justin.-Nie przypominam sobie żebyśmy byli na "ty".
-Jestem od was tylko rok młodszy,raczej nie będę mówił do ciebie "panie".-powiedział i się uśmiechnął.
Justin wywrócił oczami i się położył.Oliver już przez dobre 30 minut opowiadał o rzeczach od których prawie usypialiśmy.
-Ale ty jesteś wkurwiający ja nie mogę...-powiedział Justin i jęknął.
-Ha!To opowiem wam kawał.-nie przestawał mój kuzyn.
Zaczął gadać o jakiś pierdołach od których nawet nam się nie chciało śmiać.
-Chyba powinieneś iść na obiad.-powiedział Justin.
-Nie,nie jestem głodny.-zaprzeczył.
-Chyba jednak jesteś.-powiedział Bieber zaciskając szczękę.
-Nie,nie jestem.
-Jesteś!
-Dość!-krzyknęłam.-Przestańcie,łeb mi pęka.
Złapałam się za głowę.
-Oliver,zostań z Vanessą a ja muszę iść odpocząć,przepraszam.
Pobiegłam na górę do pokoju i walnęłam się na łóżko.Nagle usłyszała dźwięk otwierających się drzwi na to jęknęłam.
-To ja,spokojnie.-powiedział Justin i łobuzersko się uśmiechnął.
-Uff.
Usiadł koło mnie i wziął moją twarz w dłonie.
-Co chce...-nie zdążyłam dokończyć.
Justin położył mnie na łóżku i zaczął całować po szyi,po twarzy,gdzie się da.
-Koniec.-powiedziałam i wstałam.
-Czemu?-jęknął.
-A jak Oliver wpadnie do pokoju?
-W cholerę z tym gnojkiem.
_______________________________________
Rozdział krótki ale myślę że wystarczająco długi abyście czegoś się dowiedzieli:)
-Przepraszam,jak się czuję moja przyjaciółka?-zapytałam.
-Nazwisko?-odpowiedział mężczyzna z fartuchu.
-Corl.-odpowiedziałam kiwając się nerwowo na piętach.
-Aaa,nie wszystko w porządku,po prostu zemdlała,uderzyła się w głowę i ma tylko małe rozcięcie na czole ale to nic poważnego.Pacjentka może już spokojnie wracać do domu.
Uśmiechnęłam się.
-Dziękuję bardzo.A z Cody'm Maxis'em?-przy ostatnich słowach z mojej twarzy zszedł uśmiech.
-Musi pani czekać na lekarza który się nim zajmuję,przykro mi,ja nic nie wiem.
Kiwnęłam głową a mężczyzna już po chwili zniknął mi z oczu.Justin strasznie się denerwował.Podeszłam do niego powoli i kucnęłam przy nim.
-Justin,wszystko będzie w porządku.-powiedziałam i położyłam mu rękę na kolanie.
-Nie!Ashley ogarnij co się dzieję!-krzyknął i wstał.-To nie jest obtarcie kolana!To coś poważnego,mój najlepszy kumpel leży teraz pewnie kurwa rozkrojony na kawałki!
Nic nie powiedziałam.
Justin zamknął oczy i ciężko odetchnął.
-Przepraszam,poniosło mnie.-powiedział i usiadł z powrotem.
Usiadłam koło niego i położyłam mu głowę na kolanach,wzięłam rękę blondyna i przystawiłam ją sobie mocno do serca.Z tego wszystkiego zamknęłam oczy i pogrążyłam się w myślach.
_____________________________________
-Kochanie,wstawaj,ej misiu nie śpij.-usłyszałam cichy głos Justina.
Otworzyłam powoli oczy.
-Gdzie jesteśmy?Ile spałam?-zapytałam przeciągając się.
-W szpitalu,jakąś godzinę,ale już z tąd idziemy.-powiedział i pogładził mnie po policzku.
Przypomniałam sobie sytuacje z wczoraj.
-Co...co z Cody'm?-zapytałam smutno.
-Wszystko dobrze,nic mu nie jest i nie było poważnych powikłań.Po prostu Cody był osłabiony.-uśmiechnął się.
Wstałam i rzuciłam mu się na szyję.
-To wspaniale!A gdzie Van?-schowałam kosmyk włosów za ucho.
-Poszła do toalety.
Zaraz ujrzałam moją przyjaciółkę z bandażem na głowie.Podbiegłam do niej i ją przytuliłam.
-Chodźmy z tąd błagam.Już na sam widok lekarzy jest mi nie dobrze.-powiedziała i się zaśmiała.
Podbiegłam do Justina,wzięłam go za rękę i poszliśmy do wyjścia.Weszliśmy do samochodu i pojechaliśmy do nas.Weszłam do domu jako pierwsza i niemal dostałam zawału.W drzwiach stanął...mój kuzyn.Stanęłam jak wryta.
-Hej kuzyneczko!-krzyknął i podszedł mnie przytulić ale Justin go odepchnął.
-Wohoo,kim ty do cholery jesteś?-zapytał Justin.
-Oliver jestem.-podał mu rękę.
Justin zmierzył go wzorkiem.
-Co ty tu robisz?-zapytałam z oczami jak 5 złoty.
-Odwiedzam cię.
-Serio?Przyjeżdżasz sobie z Miami do L.A żeby mnie odwiedzić?-powiedziałam i weszłam do salonu i położyłam torebkę i klucze na stoliku.
-Dawno cię nie widziałem.
-Ja ciebie też nie.Jakiś rok temu?
-Tak,na zeszłorocznych świętach.
Sztucznie się uśmiechnęłam.
-Ją pamiętam,Vanessa,nie?-zapytał i posłał jej uśmiech.
-Zgadłeś.-powiedziała moja przyjaciółka.
-W takim razie on to James?
Spojrzałam na Justina a on na mnie.
-Nie...-powiedziałam.
-A kto?
-To jest Justin.-powiedziałam.
-A dokładniej?
-Co się to do cholery obchodzi?Książkę piszesz?-wtrącił Bieber marszcząc czoło.
-Yo,stary,spokojnie.-powiedział i wystawił przed siebie dłonie.
Justin był dosłownie przeciwieństwem Olivera.Oliver to jedna wielka ciapa.Jest nieznośny.Ma 18 lat ale jest nawet przystojny.Justin wywrócił oczami i usiadł na kanapie.
-Jak ty tu w ogóle wszedłeś?-zapytałam przerażona.
-Oj kicia,od czego jest okno.-powiedział krzyżując ręce na piersi.
-Serio?Przez okno?
-No tak,zostawiłaś na moje szczęście uchylone.
Spojrzałam wrogo na Van która nie domknęła okna.
-Jak się znalazłeś w L.A?
-Mama z tatą jechali to jechałem z nimi.
-A skąd wiesz że tu mieszkam?
-Twoja mama mi powiedziała.
-Na ile przyjechałeś?
-Miałem na dzień,dwa,ale skoro jestem to zostanę na trzy.Poznamy się lepiej z Justinem,pójdziemy se na jakąś imprezę...
-Woah,stop.-powiedział Justin.-Nie przypominam sobie żebyśmy byli na "ty".
-Jestem od was tylko rok młodszy,raczej nie będę mówił do ciebie "panie".-powiedział i się uśmiechnął.
Justin wywrócił oczami i się położył.Oliver już przez dobre 30 minut opowiadał o rzeczach od których prawie usypialiśmy.
-Ale ty jesteś wkurwiający ja nie mogę...-powiedział Justin i jęknął.
-Ha!To opowiem wam kawał.-nie przestawał mój kuzyn.
Zaczął gadać o jakiś pierdołach od których nawet nam się nie chciało śmiać.
-Chyba powinieneś iść na obiad.-powiedział Justin.
-Nie,nie jestem głodny.-zaprzeczył.
-Chyba jednak jesteś.-powiedział Bieber zaciskając szczękę.
-Nie,nie jestem.
-Jesteś!
-Dość!-krzyknęłam.-Przestańcie,łeb mi pęka.
Złapałam się za głowę.
-Oliver,zostań z Vanessą a ja muszę iść odpocząć,przepraszam.
Pobiegłam na górę do pokoju i walnęłam się na łóżko.Nagle usłyszała dźwięk otwierających się drzwi na to jęknęłam.
-To ja,spokojnie.-powiedział Justin i łobuzersko się uśmiechnął.
-Uff.
Usiadł koło mnie i wziął moją twarz w dłonie.
-Co chce...-nie zdążyłam dokończyć.
Justin położył mnie na łóżku i zaczął całować po szyi,po twarzy,gdzie się da.
-Koniec.-powiedziałam i wstałam.
-Czemu?-jęknął.
-A jak Oliver wpadnie do pokoju?
-W cholerę z tym gnojkiem.
_______________________________________
Rozdział krótki ale myślę że wystarczająco długi abyście czegoś się dowiedzieli:)
piątek, 13 września 2013
INFORMACJA.
Wiem że najnowszy rozdział jak i ten wcześniejszy,są krótkie i w tym wcześniejszym nie ma dużo akcji ale obiecuję wam że warto czytać bo dalsze rozdziały będą coraz ciekawsze;) Krótkie są,no wiem wiem ale sami rozumiecie że ja też nie zawsze mam tyle czasu aby pisać bardzo długie.Mogę oczywiście dodawać rozdziały co 2-3 dni i wtedy będą one 3 razy dłuższe ale będzie trzeba dłużej czekać więc jak już chcecie:)?
Pozdrawiam was :*<3
Pozdrawiam was :*<3
Eighteen.
Weszliśmy do salonu.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę że mi wybaczyłaś!-powiedziała nadal zapłakana.
-Nie mogłabym bez ciebie żyć.-uśmiechnęłam się.
Przytuliłyśmy się.
-Tęskniłam za tobą idiotko.-powiedziałam.
-Ja za tobą też.-zaśmiała się.
Wszyscy spoważnieliśmy.
-Dobra,co robimy z Jamesem?-zapytała.
-Nic,trzeba to olewać.-rzekłam.
-Żartujesz?-powiedział zirytowany Justin.
-Nie,a co niby możemy zrobić?-zapytałam krzyżując ręce na piersi.
*Według Justina*
-Sam to załatwię.-powiedziałem oblizując usta.
-Co?-zapytała Ash.
-Gdzie on mieszka?
-Pierwsza zadałam pytanie.-droczyła się ze mną.
-O Boże,zobaczysz.Gdzie on mieszka?
-Byłam u niego rok temu!-wyrzuciła ręce w powietrze.
-Ale chyba pamiętasz,nie?!
-No tak,ale może się przeprowadził!Mieszka sam!
-To tym bardziej się nie przeprowadził,daj mi ten zasrany adres.
Ashley wywróciła oczami i podała mi dokładnie gdzie mieszka jej były.Udałem się w stronę drzwi.
-Gdzie idziesz?-zapytała.
-Do...-ugryzłem się w język.-Jadę na chwilę do domu.-powiedziałem.
Zmarszczyła czoło.
-Po co?
-Oj zaraz będę.-machnąłem ręką i wyszedłem.
Poszedłem za dom po auto.Co to kurwa jest?!Podbiegłem do mojego samochodu.Była wybita szyba ale wszystko było na miejscu.Znalazłem karteczkę.
Fajne auto,tylko nie wiem co ono robi pod domem Ashley,idioto.
Wyrzuciłem kartkę za siebie i wsiadłem do auta.Szybko podjechałem pod adres który dała mi Ash.Zaparkowałem wcześniej żeby nikt się nie skapnął.Podszedłem bliżej domu.Stał tam jakiś samochód,dokładnie Mercedes CLA.Wziąłem z trawy kamień i rzuciłem w szybę która od razu się zbiła i włączył się alarm.Wziąłem jeszcze jeden kamień,tym razem większy i rzuciłem w maskę co spowodowało wgniecenie.Schowałem się za dom.Z domu wybiegł ten cały James.Kiedy podszedł do swojego auta,podbiegłem i złapałem go za koszulkę po czym rzuciłem go na trawę i kopnąłem wielokrotnie w nogę na co on jęknął z bólu.
-Nie tak łatwo się mnie pozbędziesz.-powiedziałem i naplułem na trawę.
-Co ty odwalasz?-zapytał łapiąc się za brzuch.
-Jeszcze raz zbliżysz się do Ashley to pożałujesz,obiecuję ci.Masz się odwalić od niej i od Vanessy,rozumiesz?-powiedziałem i zbliżyłem się do niego.
Nie odpowiedział.
-Odpowiedz jak do ciebie mówię!-krzyknąłem.
-Dobra!-krzyknął.
Powoli odchodziłem ale jeszcze się zatrzymałem.
-Aha,jak mógłbym zapomnieć.Masz chujowy samochód a za tą szybę jeszcze mi zapłacisz.-pokazałem na niego palcem i udałem się do mojego auta.Wsiadłem i pojechałem do dziewczyn.Szybko poszło.Zaparkowałem i wszedłem pewny siebie do salonu.
-Jestem.-powiedziałem.-James z głowy.-dodałem.
-Mówiłeś że jedziesz do domu!-krzyknęła Ashley.
-Gdybym ci powiedział gdzie jadę to byś mnie zatrzymała.
-Po co mnie okłamujesz?!Co by było gdyby coś się stało a ja bym sobie spokojnie siedziała?!
-Proszę cię,ten frajer dostał parę razy w brzuch i już leżał na trawie.-powiedziałem wywracając oczami.
-Co zrobiłeś?!-zapytała.
-Pojechałem tam,wybiłem mu szybę,trochę dostał i wróciłem.Jesteś bezpieczna.
Uśmiechnęła się delikatnie,myślałem że jest zła?Nie ważne.Podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno.
-Nie jesteś zła?-zapytałem.
-Na ciebie?Mogę być tylko ci wdzięczna.-pocałowała mnie w policzek.
Objąłem ją w talii.
-Ekhm,ekhm.-kaszlnęła Vanessa i się zaśmiała.
-Oh.-powiedziała Ashley i wyrwała się z mojego uścisku.
-Jedziemy do Cody'ego?A potem muszę zawieść samochód do naprawy żeby wymienili mi szybę.-zaproponował.
-O tak!-krzyknęła Van i szybko pobiegła do drzwi.
Ja i Ash wybuchliśmy śmiechem.
-Radziłabym ci się przebrać bo wyglądasz jakbyś stoczyła walkę z gorylem.-powiedziała Ashley.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
-Racja.-powiedziała Vanessa.
*Według Ashley*
Moja przyjaciółka poszła się przebrać,zresztą ja też.Ubrałam malinowe spodnie i białą,luźną koszulkę z czarnym napisem.Wzięłam w rękę kurtkę i ubrałam buty.Wyszliśmy z domu.Wsiedliśmy do samochodu Justina i pojechaliśmy do szpitala.
-Dzień dobry.-powiedziałam do pielęgniarki która właśnie wychodziła z sali 103.
-Dzień dobry.-uśmiechnęła się.
-Można odwiedzić Cody'ego?Jesteśmy jego przyjaciółmi.
-Proszę.-uśmiechnęła się i wskazała na drzwi.
Weszliśmy do środka.
-Hej Cody.-powiedziałam.
-Cześć.-powiedziała Van i się uśmiechnęła.
-Ooo,hej.-powiedział Cody.
Justin przybił mu piątkę.
-Co tam?-zapytał blondyn.
-Eee,nic.Nudno tu.-odpowiedział przyjaciel Biebera.
-Jak się czujesz?-zapytałam.
-W porządku.-odpowiedział.
Postanowiłam że opowiem mu historię z Jamesem i Justinem.
-...i wtedy Justin wrócił do domu.-zakończyłam opowieść.
-Co za pedał.-powiedział Cody.
-Co nie.-dodał Juss.-I jeszcze wrzuca mi karteczki do samochodu i myśli że ja się go kurwa wystraszę.-zaśmiał się ironicznie.
-Żałosne.-skomentował brunet.
Nagle Cody zaczął ostro kaszleć,zrobił się czerwony i nie mógł złapać powietrza.
-Boże Cody co jest?!-krzyczałam.
-Kurwa lekarz,szybko!-krzyknęła przerażona Vanessa
Justin nie wiedział co robić.Do sali szybko wbiegła pielęgniarka z lekarzem.
-Proszę wyjść!-krzyknęła pielęgniarka.
Udaliśmy się z przerażoną miną do wyjścia.Siedzieliśmy na krzesłach przed salą i cali się trzęśliśmy.Usłyszeliśmy krzyk lekarza.
-Jest coraz gorzej!Podczas wypadku doszło do powikłań!Mamy problem!
Biegiem co sali wbiegł drugi lekarz i przed tym zanim zamknął drzwi zauważyłam że Cody ma "maskę tlenową" no nie wiem jak to nazwać.Usłyszeliśmy głośne pikanie maszyny która pokazuje "stan serca" dobra może pieprzę głupoty ale nie jestem lekarzem i się na tym kompletnie nie znam!
-Co tam się dzieję!-krzyknęła Vanessa przerażona.
-Nie,tylko nie to.-usłyszeliśmy głos lekarza.
Moja przyjaciółka się rozpłakała a Justin chodził nerwowo po całym korytarzu łapiąc się za głowę.On chyba nie...Nie!Na pewno nie!Potrząsnęłam głową aby wyrzucić z niej złe myśli.Boję się.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę że mi wybaczyłaś!-powiedziała nadal zapłakana.
-Nie mogłabym bez ciebie żyć.-uśmiechnęłam się.
Przytuliłyśmy się.
-Tęskniłam za tobą idiotko.-powiedziałam.
-Ja za tobą też.-zaśmiała się.
Wszyscy spoważnieliśmy.
-Dobra,co robimy z Jamesem?-zapytała.
-Nic,trzeba to olewać.-rzekłam.
-Żartujesz?-powiedział zirytowany Justin.
-Nie,a co niby możemy zrobić?-zapytałam krzyżując ręce na piersi.
*Według Justina*
-Sam to załatwię.-powiedziałem oblizując usta.
-Co?-zapytała Ash.
-Gdzie on mieszka?
-Pierwsza zadałam pytanie.-droczyła się ze mną.
-O Boże,zobaczysz.Gdzie on mieszka?
-Byłam u niego rok temu!-wyrzuciła ręce w powietrze.
-Ale chyba pamiętasz,nie?!
-No tak,ale może się przeprowadził!Mieszka sam!
-To tym bardziej się nie przeprowadził,daj mi ten zasrany adres.
Ashley wywróciła oczami i podała mi dokładnie gdzie mieszka jej były.Udałem się w stronę drzwi.
-Gdzie idziesz?-zapytała.
-Do...-ugryzłem się w język.-Jadę na chwilę do domu.-powiedziałem.
Zmarszczyła czoło.
-Po co?
-Oj zaraz będę.-machnąłem ręką i wyszedłem.
Poszedłem za dom po auto.Co to kurwa jest?!Podbiegłem do mojego samochodu.Była wybita szyba ale wszystko było na miejscu.Znalazłem karteczkę.
Fajne auto,tylko nie wiem co ono robi pod domem Ashley,idioto.
Wyrzuciłem kartkę za siebie i wsiadłem do auta.Szybko podjechałem pod adres który dała mi Ash.Zaparkowałem wcześniej żeby nikt się nie skapnął.Podszedłem bliżej domu.Stał tam jakiś samochód,dokładnie Mercedes CLA.Wziąłem z trawy kamień i rzuciłem w szybę która od razu się zbiła i włączył się alarm.Wziąłem jeszcze jeden kamień,tym razem większy i rzuciłem w maskę co spowodowało wgniecenie.Schowałem się za dom.Z domu wybiegł ten cały James.Kiedy podszedł do swojego auta,podbiegłem i złapałem go za koszulkę po czym rzuciłem go na trawę i kopnąłem wielokrotnie w nogę na co on jęknął z bólu.
-Nie tak łatwo się mnie pozbędziesz.-powiedziałem i naplułem na trawę.
-Co ty odwalasz?-zapytał łapiąc się za brzuch.
-Jeszcze raz zbliżysz się do Ashley to pożałujesz,obiecuję ci.Masz się odwalić od niej i od Vanessy,rozumiesz?-powiedziałem i zbliżyłem się do niego.
Nie odpowiedział.
-Odpowiedz jak do ciebie mówię!-krzyknąłem.
-Dobra!-krzyknął.
Powoli odchodziłem ale jeszcze się zatrzymałem.
-Aha,jak mógłbym zapomnieć.Masz chujowy samochód a za tą szybę jeszcze mi zapłacisz.-pokazałem na niego palcem i udałem się do mojego auta.Wsiadłem i pojechałem do dziewczyn.Szybko poszło.Zaparkowałem i wszedłem pewny siebie do salonu.
-Jestem.-powiedziałem.-James z głowy.-dodałem.
-Mówiłeś że jedziesz do domu!-krzyknęła Ashley.
-Gdybym ci powiedział gdzie jadę to byś mnie zatrzymała.
-Po co mnie okłamujesz?!Co by było gdyby coś się stało a ja bym sobie spokojnie siedziała?!
-Proszę cię,ten frajer dostał parę razy w brzuch i już leżał na trawie.-powiedziałem wywracając oczami.
-Co zrobiłeś?!-zapytała.
-Pojechałem tam,wybiłem mu szybę,trochę dostał i wróciłem.Jesteś bezpieczna.
Uśmiechnęła się delikatnie,myślałem że jest zła?Nie ważne.Podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno.
-Nie jesteś zła?-zapytałem.
-Na ciebie?Mogę być tylko ci wdzięczna.-pocałowała mnie w policzek.
Objąłem ją w talii.
-Ekhm,ekhm.-kaszlnęła Vanessa i się zaśmiała.
-Oh.-powiedziała Ashley i wyrwała się z mojego uścisku.
-Jedziemy do Cody'ego?A potem muszę zawieść samochód do naprawy żeby wymienili mi szybę.-zaproponował.
-O tak!-krzyknęła Van i szybko pobiegła do drzwi.
Ja i Ash wybuchliśmy śmiechem.
-Radziłabym ci się przebrać bo wyglądasz jakbyś stoczyła walkę z gorylem.-powiedziała Ashley.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
-Racja.-powiedziała Vanessa.
*Według Ashley*
Moja przyjaciółka poszła się przebrać,zresztą ja też.Ubrałam malinowe spodnie i białą,luźną koszulkę z czarnym napisem.Wzięłam w rękę kurtkę i ubrałam buty.Wyszliśmy z domu.Wsiedliśmy do samochodu Justina i pojechaliśmy do szpitala.
-Dzień dobry.-powiedziałam do pielęgniarki która właśnie wychodziła z sali 103.
-Dzień dobry.-uśmiechnęła się.
-Można odwiedzić Cody'ego?Jesteśmy jego przyjaciółmi.
-Proszę.-uśmiechnęła się i wskazała na drzwi.
Weszliśmy do środka.
-Hej Cody.-powiedziałam.
-Cześć.-powiedziała Van i się uśmiechnęła.
-Ooo,hej.-powiedział Cody.
Justin przybił mu piątkę.
-Co tam?-zapytał blondyn.
-Eee,nic.Nudno tu.-odpowiedział przyjaciel Biebera.
-Jak się czujesz?-zapytałam.
-W porządku.-odpowiedział.
Postanowiłam że opowiem mu historię z Jamesem i Justinem.
-...i wtedy Justin wrócił do domu.-zakończyłam opowieść.
-Co za pedał.-powiedział Cody.
-Co nie.-dodał Juss.-I jeszcze wrzuca mi karteczki do samochodu i myśli że ja się go kurwa wystraszę.-zaśmiał się ironicznie.
-Żałosne.-skomentował brunet.
Nagle Cody zaczął ostro kaszleć,zrobił się czerwony i nie mógł złapać powietrza.
-Boże Cody co jest?!-krzyczałam.
-Kurwa lekarz,szybko!-krzyknęła przerażona Vanessa
Justin nie wiedział co robić.Do sali szybko wbiegła pielęgniarka z lekarzem.
-Proszę wyjść!-krzyknęła pielęgniarka.
Udaliśmy się z przerażoną miną do wyjścia.Siedzieliśmy na krzesłach przed salą i cali się trzęśliśmy.Usłyszeliśmy krzyk lekarza.
-Jest coraz gorzej!Podczas wypadku doszło do powikłań!Mamy problem!
Biegiem co sali wbiegł drugi lekarz i przed tym zanim zamknął drzwi zauważyłam że Cody ma "maskę tlenową" no nie wiem jak to nazwać.Usłyszeliśmy głośne pikanie maszyny która pokazuje "stan serca" dobra może pieprzę głupoty ale nie jestem lekarzem i się na tym kompletnie nie znam!
-Co tam się dzieję!-krzyknęła Vanessa przerażona.
-Nie,tylko nie to.-usłyszeliśmy głos lekarza.
Moja przyjaciółka się rozpłakała a Justin chodził nerwowo po całym korytarzu łapiąc się za głowę.On chyba nie...Nie!Na pewno nie!Potrząsnęłam głową aby wyrzucić z niej złe myśli.Boję się.
czwartek, 12 września 2013
Seventeen.
-Aaa no chyba że tak.-powiedział.
Nagle spoważniał,ja nadal się śmiałam.Przestałam i spojrzałam się na Justina który patrzał na mnie spragnionymi oczami.Postanowiłam go trochę powkurzać.
-Zagrajmy w grę.-powiedziałam nagle.
-Jaką?-zapytał.
-To proste,ja coś robię a ty nie możesz się ruszać.
-Dobra.-powiedział.
Oblizałam wolno całe usta.Powtórzyłam gest.Potem "rozciągnęłam się" i usiadłam mu na kolanach.Widząc że zaraz się przełamie,wystawiłam mu język.Widziałam jak mocno gryzie wargę.Ha!Mówiłam.Nie wytrzymał.
-Jebać grę!-powiedział i objął mnie po czym złączył nasze wargi.
-Cienias z ciebie.-powiedziałam.
-To nie moja wina,mogłaś wytłumaczyć DOKŁADNIE na czym polega gra.
Położyliśmy się na łóżku.Leżałam sobie spokojnie a Justin był nade mną i opierał się rękami koło mojej głowy.
-Jesteś uwięziona.-rzekł z uśmiechem.
-Ta?Nie przeszkadza mi to.-powiedziałam pewnie.
-Czyli to też ci nie będzie przeszkadzać.-powiedział i zaczął mnie całować po szyi.
-A tobie to.
Złożyłam na jego ustach pocałunek i wsadziłam rękę w jego włosy.
-A tobie to.-mruknął i objął mnie.
-A tobie to.-droczyłam się z nim.
Wsadziłam rękę pod jego luźną koszulkę i trzymałam ją na jego klacie.
-Więc tobie to.-nie przestawał i ściągnął z siebie T-shirt.
-Tobie to.-przewróciliśmy się tak że teraz to ja byłam na górze.-Koniec.-dodałam i zaczęłam się śmiać.
-Koniec?Nie było nawet początku.-powiedział nie rozumiejąc.
-Trudno.
Zeszłam z Justina i położyłam się koło niego trzymając i przytulając jego rękę.Myślałam sobie o różnych rzeczach.
__________________________________
-Gdzie idziesz Justin?
-Zaraz wrócę.-powiedział z uśmiechem.
Stałam w tłumie w wesołym miasteczku i czekałam na chłopaka.Nie widziałam go nigdzie.Po 10 minutach czekania poszłam do szukać,dzwoniłam,pisałam,ale na marne.Nagle zobaczyłam mojego chłopaka obejmującego jakąś dziewczynę.
-Co ty robisz?-zapytałam.
-Ashley,to jest Jessica.Jessy to jest Ashley.-powiedział i pocałował w policzek blondynkę.
-Słucham?-zapytałam z nie do wierzeniem.-Kim ona jest?
-Moją dziewczyną.
-Co?Przecież ja nią jestem!Co z tym wszystkim "kocham cię" z tymi pocałunkami,z planowaniem wspólnej przyszłości?
-Przecież to wszystko było zabawą.-powiedział.
Spuściłam głowę w dół i poszłam przed siebie,zagubiona w dużym mieście,zagubiona w życiu,zagubiona w sobie.Moje życie straciło sens.
_______________________________
Obudziły mnie promienie słońca padające na moją twarz.Chwila,to ja zasnęłam?Otworzyłam oczy,Justin jeszcze spał.Trzymał mnie za rękę i tak słodko wyglądał.Wtuliłam się mocno w jego ramię i objęłam jego drugą ręką moje plecy po czym pocałowałam go delikatnie w usta na co on się uśmiechnął.On się uśmiecha przez sen?
-Nie śpię już skarbie.-powiedział i się zaśmiał nadal mając zamknięte oczy.
Zaczęłam się śmiać.
-Chociaż mogłem nie mówić.-powiedział.
-Nie ważne czy śpisz czy nie.-ponownie pocałowałam go w usta na co on się uśmiechnął.
Kosmyki włosów opadały mi na twarz.Justin delikatnie zdjął je z mojej twarzy i pogładził mnie po policzku.
-Musimy pojechać do mnie.-mruknęłam.
Juss spojrzał na mnie pytająco.
-Nie mam koszulek a tamta jest mokra.-wyjaśniłam.
Wstałam z łóżka i wciągnęłam na nogi spodnie,założyłam bluzę i uczesałam włosy.
-Chodź leniu,musisz mnie zawieść.-powiedziałam.
Bieber jęknął i za chwilę wstał i nałożył na siebie koszulkę i spodnie.Ubraliśmy buty i wyszliśmy z domu.Wsiedliśmy do samochodu i podjechaliśmy pod dom.Justin czekał w aucie a ja szybko poszłam po koszulki.Zamknięte?O tej porze?Spojrzałam na zegarek w telefonie,jest 11.05.
-O cholera.-powiedziałam głośno.-Szkoła!-krzyknęłam.
Jak mogłam zapomnieć?!Jęknęłam na myśl że znowu opuszczam lekcje.Pokazałam Justinowi gest aby zaparkował auto i przyszedł.Ściągnęłam buty i weszłam do pokoju mojej współlokatorki.
-Chwila co tu robi jej torba do szkoły?-powiedziałam szeptem.
Wzięłam ją do rąk.Była spakowana ale torba z wszystkimi rzeczami została w domu.Telefon też jest...może zaraz wróci.Justin wszedł do pokoju.
-Chodź.-pokazałam mu palcem na kuchnię.
Zrobiłam nam naleśniki.Boże,umierałam z głodu.Zjedliśmy śniadanie i poszliśmy do salonu.Ja odrabiałam lekcje a Justin mnie obserwował i bawił się swoim I'phonem.Nauczyłam się tego czego powinnam i wybiła 13.00.Jak ten czas szybko leci,matko.O 14 powinnam skończyć lekcje.Jeszcze godzina.Przesiedzieliśmy przez ten czas nudząc się.Kiedy wybiła 14.10 Van nadal nie było.Pojechaliśmy z Justinem do szkoły.Wytłumaczyłam nauczycielce moją nieobecność oraz nieobecność Justina.Okazało się że Vanessy nie było w szkole.Gdzie ona jest?Pojechaliśmy do domu a jej nadal nie było.Pomimo że jestem na nią niebywale wściekła to zaczynam się bać.Zadzwoniliśmy do Cody'ego,on również nie wiedział gdzie jest Van.Była 16 a ja strasznie się martwiłam.To przeze mnie.Nagle drzwi się otworzyły i do salonu wbiegła zapłakana Vanessa z delikatnie porwanymi ubraniami.
-Matko boska!Co się stało?!-krzyknęłam.
Przytuliłam ją bo widziałam że coś się stało.Nie mogła się uspokoić.
-Zamknijcie drzwi!-krzyknęła.
Justin zerwał się z kanapy i zamknął na zamek drzwi wejściowe.
-Co jest do cholery?-zapytałam.
-James...-płakała.
-Co z nim?!
-Porwał mnie!
Wytrzeszczyłam oczy.
-Słucham?-zapytałam z nie do wierzeniem.
-Kiedy wyszliście...-zaczęła.-Poszłam odetchnąć i wtedy ktoś mnie szarpnął i potem zemdlałam,okazało się że to James,zapytałam czego ode mnie chce,on mi odpowiedział że osiągnął swój cel,teraz musi się pozbyć Justina...-dokończyła i wybuchła płaczem.
-Czego on ode mnie chce?!-zapytałam.
-Nie wiem czego ale zabiję tego skurwiela.-powiedział Justin zaciskając zęby.
-Dlaczego mnie przytulasz skoro mnie nienawidzisz?-zapytała ze łzami.
-Bo jesteś moją przyjaciółką.-powiedziałam i się delikatnie uśmiechnęłam.
Podeszłam do drzwi po moją torbę.Zauważyłam kartkę w drzwiach,wzięłam ją do rąk i przeczytałam napis.
Jedna z głowy,został mi jeszcze ten idiota.Niedługo będziesz znowu moja skarbie.
Stałam jak wryta.Pokazałam kartkę Justinowi.Widziałam jak się wkurzył.
-Ja go kurwa zabiję!-krzyknął i udał się w stronę drzwi.
-Justin czekaj!-krzyknęłam.
Pobiegłam za nim.Bieber nie mógł się uspokoić,szedł prosto przed siebie.
-Justin!-stanęłam przed nim.
-Co?-zapytał oblizując usta.
-Gdzie idziesz?!
Justin głęboko odetchnął.
-Uspokój się skarbie.-powiedziałam próbując go uspokoić.
-Jak mam się uspokoić skoro nie wiem co ten gnojek ma zamiar zrobić?!-powiedział i napluł na chodnik.
-Po pierwsze uspokój się.-powiedziałam.-Po drugie,wszystko jest w porządku,to frajer i tyle.-dodałam.
Spojrzałam na Justina.
-A teraz chodź.-mruknęłam i zaciągnęłam go do domu.
Co się tutaj dzieję...
Nagle spoważniał,ja nadal się śmiałam.Przestałam i spojrzałam się na Justina który patrzał na mnie spragnionymi oczami.Postanowiłam go trochę powkurzać.
-Zagrajmy w grę.-powiedziałam nagle.
-Jaką?-zapytał.
-To proste,ja coś robię a ty nie możesz się ruszać.
-Dobra.-powiedział.
Oblizałam wolno całe usta.Powtórzyłam gest.Potem "rozciągnęłam się" i usiadłam mu na kolanach.Widząc że zaraz się przełamie,wystawiłam mu język.Widziałam jak mocno gryzie wargę.Ha!Mówiłam.Nie wytrzymał.
-Jebać grę!-powiedział i objął mnie po czym złączył nasze wargi.
-Cienias z ciebie.-powiedziałam.
-To nie moja wina,mogłaś wytłumaczyć DOKŁADNIE na czym polega gra.
Położyliśmy się na łóżku.Leżałam sobie spokojnie a Justin był nade mną i opierał się rękami koło mojej głowy.
-Jesteś uwięziona.-rzekł z uśmiechem.
-Ta?Nie przeszkadza mi to.-powiedziałam pewnie.
-Czyli to też ci nie będzie przeszkadzać.-powiedział i zaczął mnie całować po szyi.
-A tobie to.
Złożyłam na jego ustach pocałunek i wsadziłam rękę w jego włosy.
-A tobie to.-mruknął i objął mnie.
-A tobie to.-droczyłam się z nim.
Wsadziłam rękę pod jego luźną koszulkę i trzymałam ją na jego klacie.
-Więc tobie to.-nie przestawał i ściągnął z siebie T-shirt.
-Tobie to.-przewróciliśmy się tak że teraz to ja byłam na górze.-Koniec.-dodałam i zaczęłam się śmiać.
-Koniec?Nie było nawet początku.-powiedział nie rozumiejąc.
-Trudno.
Zeszłam z Justina i położyłam się koło niego trzymając i przytulając jego rękę.Myślałam sobie o różnych rzeczach.
__________________________________
-Gdzie idziesz Justin?
-Zaraz wrócę.-powiedział z uśmiechem.
Stałam w tłumie w wesołym miasteczku i czekałam na chłopaka.Nie widziałam go nigdzie.Po 10 minutach czekania poszłam do szukać,dzwoniłam,pisałam,ale na marne.Nagle zobaczyłam mojego chłopaka obejmującego jakąś dziewczynę.
-Co ty robisz?-zapytałam.
-Ashley,to jest Jessica.Jessy to jest Ashley.-powiedział i pocałował w policzek blondynkę.
-Słucham?-zapytałam z nie do wierzeniem.-Kim ona jest?
-Moją dziewczyną.
-Co?Przecież ja nią jestem!Co z tym wszystkim "kocham cię" z tymi pocałunkami,z planowaniem wspólnej przyszłości?
-Przecież to wszystko było zabawą.-powiedział.
Spuściłam głowę w dół i poszłam przed siebie,zagubiona w dużym mieście,zagubiona w życiu,zagubiona w sobie.Moje życie straciło sens.
_______________________________
Obudziły mnie promienie słońca padające na moją twarz.Chwila,to ja zasnęłam?Otworzyłam oczy,Justin jeszcze spał.Trzymał mnie za rękę i tak słodko wyglądał.Wtuliłam się mocno w jego ramię i objęłam jego drugą ręką moje plecy po czym pocałowałam go delikatnie w usta na co on się uśmiechnął.On się uśmiecha przez sen?
-Nie śpię już skarbie.-powiedział i się zaśmiał nadal mając zamknięte oczy.
Zaczęłam się śmiać.
-Chociaż mogłem nie mówić.-powiedział.
-Nie ważne czy śpisz czy nie.-ponownie pocałowałam go w usta na co on się uśmiechnął.
Kosmyki włosów opadały mi na twarz.Justin delikatnie zdjął je z mojej twarzy i pogładził mnie po policzku.
-Musimy pojechać do mnie.-mruknęłam.
Juss spojrzał na mnie pytająco.
-Nie mam koszulek a tamta jest mokra.-wyjaśniłam.
Wstałam z łóżka i wciągnęłam na nogi spodnie,założyłam bluzę i uczesałam włosy.
-Chodź leniu,musisz mnie zawieść.-powiedziałam.
Bieber jęknął i za chwilę wstał i nałożył na siebie koszulkę i spodnie.Ubraliśmy buty i wyszliśmy z domu.Wsiedliśmy do samochodu i podjechaliśmy pod dom.Justin czekał w aucie a ja szybko poszłam po koszulki.Zamknięte?O tej porze?Spojrzałam na zegarek w telefonie,jest 11.05.
-O cholera.-powiedziałam głośno.-Szkoła!-krzyknęłam.
Jak mogłam zapomnieć?!Jęknęłam na myśl że znowu opuszczam lekcje.Pokazałam Justinowi gest aby zaparkował auto i przyszedł.Ściągnęłam buty i weszłam do pokoju mojej współlokatorki.
-Chwila co tu robi jej torba do szkoły?-powiedziałam szeptem.
Wzięłam ją do rąk.Była spakowana ale torba z wszystkimi rzeczami została w domu.Telefon też jest...może zaraz wróci.Justin wszedł do pokoju.
-Chodź.-pokazałam mu palcem na kuchnię.
Zrobiłam nam naleśniki.Boże,umierałam z głodu.Zjedliśmy śniadanie i poszliśmy do salonu.Ja odrabiałam lekcje a Justin mnie obserwował i bawił się swoim I'phonem.Nauczyłam się tego czego powinnam i wybiła 13.00.Jak ten czas szybko leci,matko.O 14 powinnam skończyć lekcje.Jeszcze godzina.Przesiedzieliśmy przez ten czas nudząc się.Kiedy wybiła 14.10 Van nadal nie było.Pojechaliśmy z Justinem do szkoły.Wytłumaczyłam nauczycielce moją nieobecność oraz nieobecność Justina.Okazało się że Vanessy nie było w szkole.Gdzie ona jest?Pojechaliśmy do domu a jej nadal nie było.Pomimo że jestem na nią niebywale wściekła to zaczynam się bać.Zadzwoniliśmy do Cody'ego,on również nie wiedział gdzie jest Van.Była 16 a ja strasznie się martwiłam.To przeze mnie.Nagle drzwi się otworzyły i do salonu wbiegła zapłakana Vanessa z delikatnie porwanymi ubraniami.
-Matko boska!Co się stało?!-krzyknęłam.
Przytuliłam ją bo widziałam że coś się stało.Nie mogła się uspokoić.
-Zamknijcie drzwi!-krzyknęła.
Justin zerwał się z kanapy i zamknął na zamek drzwi wejściowe.
-Co jest do cholery?-zapytałam.
-James...-płakała.
-Co z nim?!
-Porwał mnie!
Wytrzeszczyłam oczy.
-Słucham?-zapytałam z nie do wierzeniem.
-Kiedy wyszliście...-zaczęła.-Poszłam odetchnąć i wtedy ktoś mnie szarpnął i potem zemdlałam,okazało się że to James,zapytałam czego ode mnie chce,on mi odpowiedział że osiągnął swój cel,teraz musi się pozbyć Justina...-dokończyła i wybuchła płaczem.
-Czego on ode mnie chce?!-zapytałam.
-Nie wiem czego ale zabiję tego skurwiela.-powiedział Justin zaciskając zęby.
-Dlaczego mnie przytulasz skoro mnie nienawidzisz?-zapytała ze łzami.
-Bo jesteś moją przyjaciółką.-powiedziałam i się delikatnie uśmiechnęłam.
Podeszłam do drzwi po moją torbę.Zauważyłam kartkę w drzwiach,wzięłam ją do rąk i przeczytałam napis.
Jedna z głowy,został mi jeszcze ten idiota.Niedługo będziesz znowu moja skarbie.
Stałam jak wryta.Pokazałam kartkę Justinowi.Widziałam jak się wkurzył.
-Ja go kurwa zabiję!-krzyknął i udał się w stronę drzwi.
-Justin czekaj!-krzyknęłam.
Pobiegłam za nim.Bieber nie mógł się uspokoić,szedł prosto przed siebie.
-Justin!-stanęłam przed nim.
-Co?-zapytał oblizując usta.
-Gdzie idziesz?!
Justin głęboko odetchnął.
-Uspokój się skarbie.-powiedziałam próbując go uspokoić.
-Jak mam się uspokoić skoro nie wiem co ten gnojek ma zamiar zrobić?!-powiedział i napluł na chodnik.
-Po pierwsze uspokój się.-powiedziałam.-Po drugie,wszystko jest w porządku,to frajer i tyle.-dodałam.
Spojrzałam na Justina.
-A teraz chodź.-mruknęłam i zaciągnęłam go do domu.
Co się tutaj dzieję...
wtorek, 10 września 2013
Sixteen.
-Nie możesz uciekać.-powiedział chłopak.
-Co masz na myśli?-zapytałam nie wiedząc kompletnie o co chodzi.
-To że powinnaś tam pójść i z nią porozmawiać.
Wstałam z łóżka.
-Nie teraz głuptasie.-zaśmiał się.
Ponownie usiadłam.To...takie słodkie.On jest moim ideałem.Osobą której zawsze potrzebowałam.Justin zawsze wie co zrobić,idealnie przeprasza,idealnie całuje,idealnie się zachowuje.Pomyśleć że kiedy go poznałam tak strasznie mnie wkurzał...
-Jak odpoczniesz i będziesz chciała wracać to powiedz.-rzekł.
-Jasne.
Siedzieliśmy w ciszy nie ruszając się.
-Będziemy tak siedzieć?-zapytałam.
-To znaczy?-zaśmiał się chłopak.
-No wiesz,siedzimy i nic nie mówimy.
-Nie wiem o czym mam teraz mówić więc wolę siedzieć cicho żeby nie powiedzieć czegoś co nie ma sensu.
-Zadziwiasz mnie Justin.
-Co masz na myśli?
-Ty...zmądrzałeś odkąd cię poznałam.
Justin zaczął się śmiać.
-A byłem głupi?
-Niestety tak.
-Ty się nie zmieniłaś,zmieniło się w tobie tylko to że na mnie lecisz.Nie no,właściwie to od początku na mnie leciałaś.-uśmiechnął się łobuzersko.
-Nie prawda!
-Nie,wcale.-powiedział sarkastycznie.
Nastąpiła cisza.
-Justin...zawieziesz mnie do domu?-rzuciłam nagle.
-Mówiłaś że nie chcesz tam wracać?
-Chcę zabrać swoje rzeczy.
-Co?!
-Nie mam zamiaru siedzieć ze zdrajczynią.
-Dopiero co się wprowadziłaś i już się wyprowadzasz?Teraz to tak samo twój dom jak i jej.
-Nie na zawsze,na jakieś 2 dni.Pójdę do rodziców.
-A co im powiesz?
-Że...do Van przyjechali goście albo coś innego...
Bieber pokiwał głową.
-Hej!Zamieszkaj u mnie!Mojej mamy nie ma!
-A kiedy będzie?
-Dziś pisała mi że za 3 dni.
Zastanowiłam się chwilę.
-Dobra,czemu nie.Ale Vanessa jest pewnie w domu to jak mam iść po rzeczy nie spotykając się z nią.
-Napiszę Cody'emu sms'a żeby napisał do Van czy jest.
Uśmiechnęłam się.
Do:Cody
Zapytaj Vanessy czy jest w domu ,napisz jej sms'a.To ważne.
Telefon Justina szybko zawibrował.
Od:Cody
Po co?
Do:Cody
Nie gadaj tylko wysyłaj zioms.
Po jakiś pięciu minutach dostaliśmy odpowiedź.
Od:Cody
Piszę że obecnie nie bo poszła szukać Ashley.
Do:Cody
Dzięki stary.
Wyszliśmy z domu.Justin wsiadł do auta,ja też.Odpalił silnik.Ale on zgasł.Ponownie go włączył...ii on znowu się wyłączył.
-Kurwa co jest.-powiedział.
Okazało się że nie wiem co i jak bo nie znam się na tym ale coś tam się zepsuło czy tam wysiadło czy jakoś tak.
-Chyba musimy jechać taksówką.-powiedział.
-Nie możemy iść pieszo?
-To kawałek drogi a leje jak z cebra.
-To co.-powiedziałam i się zaśmiałam.
-Nie bo się przeziębisz.
-Już mi ciepło.
Justin patrzał na mnie przez chwilę po czym wysiadł z samochodu.Otworzył mi drzwi.Wysiadłam trzymając nadal jego kurtkę.Zdjęłam ją i mu podałam.
-Załóż ją.-powiedział.
-Nie,Justin ty masz koszulkę na ramiączkach a mi i tak jest ciepło.
Justin wziął ode mnie swoją "skórę" i założył mi ją.Spojrzałam na niego.Przygryzłam wargę.
-Na pewno jej nie chcesz?-zapytałam.
-Skarbie,jak tylko na ciebie patrzę to robi mi się gorąco.-blondyn uniósł brew i się zaśmiał.
Szliśmy jak jacyś idioci,w ulewę.Za rękę,cali zmoknięci.Moje włosy oklapły a po twarzy spływały nam krople deszczu.Zaczęłam tańczyć w deszczu i biegłam przed siebie szczęśliwa.Oto dowód że kobiety są zmienne,to też dowód na to że ktoś kogo kochamy może poprawić nam humor o 180 stopni.Ustaliśmy na środku chodnika.Spojrzeliśmy sobie w oczy i złączyliśmy nasze usta.To było...coś niezwykłego.To nie był kolejny zwykły pocałunek,to było coś co zdarzało się tylko w bajkach.
"Pocałunek w deszczu,cali przemoknięci stoją na środku ulicy i nie patrząc na warunki ukazują sobie uczucia..."
Chwila,właśnie tak było w mojej ulubionej książce!Złapałam Justina za ręce i nie odrywając się od niego splotłam nasze palce.
-Kocham cię.-powiedział.
Za każdym razem słysząc te słowa,moje serce stawało a w brzuchu czułam nie motylki a potężne motyle.
-Ja też cię kocham,mocno.-odpowiedziałam.
Przytuliliśmy się jeszcze i pobiegliśmy do domu.Otworzyłam kluczem drzwi wejściowe.Weszliśmy do środka.Stałam przodem do Justina.Był zakłopotany.Odwróciłam się.
-Bałam się o ciebie.-powiedziała...Vanessa.
-Ta?A nie bałaś się że się dowiem o tobie i Larightoon'ie?-powiedziałam zirytowana.
-Daj mi to chociaż wytłumaczyć...proszę.-powiedziała błagalnym głosem.
Spojrzałam na Justina i znowu na nią.
-Proszę bardzo,tłumacz.-mruknęłam i udałam się z Justinem do salonu.
Usiedliśmy na kanapie a Van niespokojnie chodziła w tą i z powrotem.
-Zaczęło się od tego że kiedy wtedy poznałaś James'a,myślałam o nim że to wspaniały chłopak.Był idealny dla ciebie.Któregoś razu czekaliśmy na ciebie czy coś i on zaczął mnie całować i no nie będę kłamać,mi się to podobało.Nie przestawałam,nie umiałam tego powstrzymać.Chciałam ale nie mogłam.Spotykaliśmy się potajemnie tydzień po tygodniu ,po jakimś c James z tobą zerwał,od roku czuję się winna,zawsze będę,bo to przeze mnie.Nigdy bym nie pomyślała że ktoś taki jak on tak się zachowa w stosunku do mnie.Dlatego tak bardzo się cieszyłam,nadal się cieszę że masz Justina...
-Co się z nim stało przez rok?-zapytałam.
-Nie wiem,zerwał ze mną kontakty.Często szantażował mnie że wszystko ci powie.Nie raz musiałam dawać mu pieniądze.
-Dlaczego od razu mi nie powiedziałaś że się całowaliście?!
-Bałam się że cię stracę...
-Gdybyś powiedziała mi to od razu,może nasza przyjaźń nadal by trwała.
-Ale Ashley,z przyjaźnią nie jest tak jak z chłopakiem.Nie ma że powiesz "zrywam przyjaźń".Przyjaźni nie da się zerwać,to się po prostu czuje...
-Nie pouczaj mnie bo znawczynią przyjaźni nie jesteś.Przyszłam tylko po swoje rzeczy.
-Czekaj,chyba się nie wyprowadzasz,nie?-zapytała przerażona.
-Nie,ale nie ze względu na to że ci wybaczam,ze względu na to że moi rodzice wydali dużo pieniędzy na dom i inne pierdoły.
Wstałam z kanapy i pociągnęłam Justina lekko za rękę do pokoju.
-Mam nadzieję,że...kiedyś mi to wybaczysz.-powiedziała szklanymi oczami.
Nie odpowiedziałam tylko po prostu udałam się do pokoju.Wzięłam pojemną torbę i spakowałam tam bieliznę,spodnie,telefon i wzięłam w rękę kurtkę.Zapięłam torebkę i wyszliśmy z domu.Nigdy w życiu nie pomyślałabym że zachowam się w takim stosunku do mojej przyjaciółki.Nigdy.Poszliśmy szybko do Justina.Weszliśmy sali mokrzy do domu.Chłopak poszedł do łazienki po ręcznik i za chwilę do mnie wrócił.Wytarł twarz i ręce i podał mi go.Wytarłam się nim.
-Idę się przebrać.Zaraz wracam.-uśmiechnęłam się lekko,wzięłam torbę i poszłam do łazienki.
-Okej.
Weszłam do środka,rozebrałam się do samej bielizny i założyłam suche,krótkie spodenki.Szukałam w torbie koszulki.Nie ma.
-Cholera.-powiedziałam szeptem.-Justin!-zawołałam.
Bieber wszedł do środka i nie mógł powstrzymać swojego łobuzerskiego uśmieszku.
-Ymm,w pokoju nie wypadła mi przypadkiem bluzka z torby?-zapytałam.
-Nie.-odpowiedział szybko.
-Skąd wiesz?
-Yyy,tak myślę...
-Justin idź i zobacz,nie wiem na co liczysz.-powiedziałam i wyrzuciłam ręce w powietrze.
Chłopak wyszedł na chwilę z pomieszczenia i zaraz znowu do mnie wrócił.
-Nie ma.
Westchnęłam.
-Na pewno?-upewniłam się.
-Na sto procent,ale ja nie mam nic przeciwko.-uniósł brew do góry.
-Zapomnij.
Nałożyłam na siebie z powrotem mokrą koszulkę.
-Czekaj,dam ci jakąś moją.-powiedział nagle.
Podszedł do szafki i wyjął jakiś szary T-shirt.
-Dzięki.-uśmiechnęłam się.
Zamieniłam koszulki i wróciłam do pokoju.
-To co robimy?-zapytał.
-Nie wiem,wszystko tylko nie film.Rzygam już oglądaniem.
-Okej,w takim razie pokażę ci coś.
Justin sięgnął po laptopa i włączył jakiś filmik.Był na nim on z Cody'm,jak byli jeszcze mali.Wybuchłam śmiechem.
-To,to wy?!-śmiałam się.
-Ej no co,miałem tu 10 lat!
-Boże,skąd ty to masz?
-Moja mama miała to na kasecie.
Oglądaliśmy jeszcze inne filmiki.
-Jej,jaki ty tu byłeś słodki.-powiedziałam.
-A teraz nie jestem?
-Nie,teraz jesteś niegrzeczny i słodki.-uśmiechnęłam się.
-Co masz na myśli?-zapytałam nie wiedząc kompletnie o co chodzi.
-To że powinnaś tam pójść i z nią porozmawiać.
Wstałam z łóżka.
-Nie teraz głuptasie.-zaśmiał się.
Ponownie usiadłam.To...takie słodkie.On jest moim ideałem.Osobą której zawsze potrzebowałam.Justin zawsze wie co zrobić,idealnie przeprasza,idealnie całuje,idealnie się zachowuje.Pomyśleć że kiedy go poznałam tak strasznie mnie wkurzał...
-Jak odpoczniesz i będziesz chciała wracać to powiedz.-rzekł.
-Jasne.
Siedzieliśmy w ciszy nie ruszając się.
-Będziemy tak siedzieć?-zapytałam.
-To znaczy?-zaśmiał się chłopak.
-No wiesz,siedzimy i nic nie mówimy.
-Nie wiem o czym mam teraz mówić więc wolę siedzieć cicho żeby nie powiedzieć czegoś co nie ma sensu.
-Zadziwiasz mnie Justin.
-Co masz na myśli?
-Ty...zmądrzałeś odkąd cię poznałam.
Justin zaczął się śmiać.
-A byłem głupi?
-Niestety tak.
-Ty się nie zmieniłaś,zmieniło się w tobie tylko to że na mnie lecisz.Nie no,właściwie to od początku na mnie leciałaś.-uśmiechnął się łobuzersko.
-Nie prawda!
-Nie,wcale.-powiedział sarkastycznie.
Nastąpiła cisza.
-Justin...zawieziesz mnie do domu?-rzuciłam nagle.
-Mówiłaś że nie chcesz tam wracać?
-Chcę zabrać swoje rzeczy.
-Co?!
-Nie mam zamiaru siedzieć ze zdrajczynią.
-Dopiero co się wprowadziłaś i już się wyprowadzasz?Teraz to tak samo twój dom jak i jej.
-Nie na zawsze,na jakieś 2 dni.Pójdę do rodziców.
-A co im powiesz?
-Że...do Van przyjechali goście albo coś innego...
Bieber pokiwał głową.
-Hej!Zamieszkaj u mnie!Mojej mamy nie ma!
-A kiedy będzie?
-Dziś pisała mi że za 3 dni.
Zastanowiłam się chwilę.
-Dobra,czemu nie.Ale Vanessa jest pewnie w domu to jak mam iść po rzeczy nie spotykając się z nią.
-Napiszę Cody'emu sms'a żeby napisał do Van czy jest.
Uśmiechnęłam się.
Do:Cody
Zapytaj Vanessy czy jest w domu ,napisz jej sms'a.To ważne.
Telefon Justina szybko zawibrował.
Od:Cody
Po co?
Do:Cody
Nie gadaj tylko wysyłaj zioms.
Po jakiś pięciu minutach dostaliśmy odpowiedź.
Od:Cody
Piszę że obecnie nie bo poszła szukać Ashley.
Do:Cody
Dzięki stary.
Wyszliśmy z domu.Justin wsiadł do auta,ja też.Odpalił silnik.Ale on zgasł.Ponownie go włączył...ii on znowu się wyłączył.
-Kurwa co jest.-powiedział.
Okazało się że nie wiem co i jak bo nie znam się na tym ale coś tam się zepsuło czy tam wysiadło czy jakoś tak.
-Chyba musimy jechać taksówką.-powiedział.
-Nie możemy iść pieszo?
-To kawałek drogi a leje jak z cebra.
-To co.-powiedziałam i się zaśmiałam.
-Nie bo się przeziębisz.
-Już mi ciepło.
Justin patrzał na mnie przez chwilę po czym wysiadł z samochodu.Otworzył mi drzwi.Wysiadłam trzymając nadal jego kurtkę.Zdjęłam ją i mu podałam.
-Załóż ją.-powiedział.
-Nie,Justin ty masz koszulkę na ramiączkach a mi i tak jest ciepło.
Justin wziął ode mnie swoją "skórę" i założył mi ją.Spojrzałam na niego.Przygryzłam wargę.
-Na pewno jej nie chcesz?-zapytałam.
-Skarbie,jak tylko na ciebie patrzę to robi mi się gorąco.-blondyn uniósł brew i się zaśmiał.
Szliśmy jak jacyś idioci,w ulewę.Za rękę,cali zmoknięci.Moje włosy oklapły a po twarzy spływały nam krople deszczu.Zaczęłam tańczyć w deszczu i biegłam przed siebie szczęśliwa.Oto dowód że kobiety są zmienne,to też dowód na to że ktoś kogo kochamy może poprawić nam humor o 180 stopni.Ustaliśmy na środku chodnika.Spojrzeliśmy sobie w oczy i złączyliśmy nasze usta.To było...coś niezwykłego.To nie był kolejny zwykły pocałunek,to było coś co zdarzało się tylko w bajkach.
"Pocałunek w deszczu,cali przemoknięci stoją na środku ulicy i nie patrząc na warunki ukazują sobie uczucia..."
Chwila,właśnie tak było w mojej ulubionej książce!Złapałam Justina za ręce i nie odrywając się od niego splotłam nasze palce.
-Kocham cię.-powiedział.
Za każdym razem słysząc te słowa,moje serce stawało a w brzuchu czułam nie motylki a potężne motyle.
-Ja też cię kocham,mocno.-odpowiedziałam.
Przytuliliśmy się jeszcze i pobiegliśmy do domu.Otworzyłam kluczem drzwi wejściowe.Weszliśmy do środka.Stałam przodem do Justina.Był zakłopotany.Odwróciłam się.
-Bałam się o ciebie.-powiedziała...Vanessa.
-Ta?A nie bałaś się że się dowiem o tobie i Larightoon'ie?-powiedziałam zirytowana.
-Daj mi to chociaż wytłumaczyć...proszę.-powiedziała błagalnym głosem.
Spojrzałam na Justina i znowu na nią.
-Proszę bardzo,tłumacz.-mruknęłam i udałam się z Justinem do salonu.
Usiedliśmy na kanapie a Van niespokojnie chodziła w tą i z powrotem.
-Zaczęło się od tego że kiedy wtedy poznałaś James'a,myślałam o nim że to wspaniały chłopak.Był idealny dla ciebie.Któregoś razu czekaliśmy na ciebie czy coś i on zaczął mnie całować i no nie będę kłamać,mi się to podobało.Nie przestawałam,nie umiałam tego powstrzymać.Chciałam ale nie mogłam.Spotykaliśmy się potajemnie tydzień po tygodniu ,po jakimś c James z tobą zerwał,od roku czuję się winna,zawsze będę,bo to przeze mnie.Nigdy bym nie pomyślała że ktoś taki jak on tak się zachowa w stosunku do mnie.Dlatego tak bardzo się cieszyłam,nadal się cieszę że masz Justina...
-Co się z nim stało przez rok?-zapytałam.
-Nie wiem,zerwał ze mną kontakty.Często szantażował mnie że wszystko ci powie.Nie raz musiałam dawać mu pieniądze.
-Dlaczego od razu mi nie powiedziałaś że się całowaliście?!
-Bałam się że cię stracę...
-Gdybyś powiedziała mi to od razu,może nasza przyjaźń nadal by trwała.
-Ale Ashley,z przyjaźnią nie jest tak jak z chłopakiem.Nie ma że powiesz "zrywam przyjaźń".Przyjaźni nie da się zerwać,to się po prostu czuje...
-Nie pouczaj mnie bo znawczynią przyjaźni nie jesteś.Przyszłam tylko po swoje rzeczy.
-Czekaj,chyba się nie wyprowadzasz,nie?-zapytała przerażona.
-Nie,ale nie ze względu na to że ci wybaczam,ze względu na to że moi rodzice wydali dużo pieniędzy na dom i inne pierdoły.
Wstałam z kanapy i pociągnęłam Justina lekko za rękę do pokoju.
-Mam nadzieję,że...kiedyś mi to wybaczysz.-powiedziała szklanymi oczami.
Nie odpowiedziałam tylko po prostu udałam się do pokoju.Wzięłam pojemną torbę i spakowałam tam bieliznę,spodnie,telefon i wzięłam w rękę kurtkę.Zapięłam torebkę i wyszliśmy z domu.Nigdy w życiu nie pomyślałabym że zachowam się w takim stosunku do mojej przyjaciółki.Nigdy.Poszliśmy szybko do Justina.Weszliśmy sali mokrzy do domu.Chłopak poszedł do łazienki po ręcznik i za chwilę do mnie wrócił.Wytarł twarz i ręce i podał mi go.Wytarłam się nim.
-Idę się przebrać.Zaraz wracam.-uśmiechnęłam się lekko,wzięłam torbę i poszłam do łazienki.
-Okej.
Weszłam do środka,rozebrałam się do samej bielizny i założyłam suche,krótkie spodenki.Szukałam w torbie koszulki.Nie ma.
-Cholera.-powiedziałam szeptem.-Justin!-zawołałam.
Bieber wszedł do środka i nie mógł powstrzymać swojego łobuzerskiego uśmieszku.
-Ymm,w pokoju nie wypadła mi przypadkiem bluzka z torby?-zapytałam.
-Nie.-odpowiedział szybko.
-Skąd wiesz?
-Yyy,tak myślę...
-Justin idź i zobacz,nie wiem na co liczysz.-powiedziałam i wyrzuciłam ręce w powietrze.
Chłopak wyszedł na chwilę z pomieszczenia i zaraz znowu do mnie wrócił.
-Nie ma.
Westchnęłam.
-Na pewno?-upewniłam się.
-Na sto procent,ale ja nie mam nic przeciwko.-uniósł brew do góry.
-Zapomnij.
Nałożyłam na siebie z powrotem mokrą koszulkę.
-Czekaj,dam ci jakąś moją.-powiedział nagle.
Podszedł do szafki i wyjął jakiś szary T-shirt.
-Dzięki.-uśmiechnęłam się.
Zamieniłam koszulki i wróciłam do pokoju.
-To co robimy?-zapytał.
-Nie wiem,wszystko tylko nie film.Rzygam już oglądaniem.
-Okej,w takim razie pokażę ci coś.
Justin sięgnął po laptopa i włączył jakiś filmik.Był na nim on z Cody'm,jak byli jeszcze mali.Wybuchłam śmiechem.
-To,to wy?!-śmiałam się.
-Ej no co,miałem tu 10 lat!
-Boże,skąd ty to masz?
-Moja mama miała to na kasecie.
Oglądaliśmy jeszcze inne filmiki.
-Jej,jaki ty tu byłeś słodki.-powiedziałam.
-A teraz nie jestem?
-Nie,teraz jesteś niegrzeczny i słodki.-uśmiechnęłam się.
poniedziałek, 9 września 2013
Informacja.
Cześć:) Tak dzisiaj postanowiłam że chcę was jakoś poinformowywać o nowych rozdziałach,więc każdy kto chcę być poinformowany o nowych rozdziałach niech zostawi w komentarzu pod wpisem,tym albo obojętnie którym,swojego Twittera a ja was będę na bierząco informować.
Pozdrawiam xoxo
Pozdrawiam xoxo
Fiveteen.
Weszły do windy i szybko drzwi od niej się zamknęły.Ponieważ druga winda była zepsuta,zostały mi schody.Zbiegłem na dół akurat wtedy kiedy one wyszły.Podbiegłem do Ash ale ona mnie ignorowała.
-Za co jesteś na mnie zła?-zapytałem pomimo że dokładnie wiedziałem co zrobiłem.
Nie odpowiedziała.
-Ashley.-powiedziałem.
-Daj mi spokój!-krzyknęła.
Zaczęły iść jeszcze szybciej.Obydwie wsiadły do jakiejś taksówki i od razu ruszyły.Co ja mam robić?Ona ma mnie całkowicie w dupie.Spojrzałem w górę i zamknąłem oczy próbując coś wymyślić.Wpadłem na genialny pomysł którego nigdy wcześniej bym nie zrobił,będę musiał się poświęcić.
*Według Ashley*
Kiedy byłyśmy pod domem,zapłaciłam taksówkarzowi i poszłyśmy z Van do domu.Nie wierzę,co za dureń!Jak ja mogłam go kochać!Nigdy mu tego nie wybaczę.Usiadłyśmy z Vanessą na kanapie w salonie.Tym razem to ona pocieszała mnie.
-Nie przejmuj się,dobrze wiesz jaki jest Justin.
-Wiem,ale...ja tak bardzo go kocham...-zaczęłam mówić twardo ale skończyło się tym że zaczęłam głośno płakać i nim się obejrzałam ramię Vanessy było całe w moich łzach.Położyłam się na kanapie bo byłam śpiąca.Moja przyjaciółka oglądała w telewizji jakiś film.Nie wiem jak to się stało i dlaczego tak szybko,ale najprawdopodobniej przez mój stan,szybko zasnęłam.
_______________________
Obudziłam się skulona na brzegu łóżka.Otworzyłam oczy i przypomniałam sobie wszystkie zdarzenia z wczoraj.
-Hej śpiochu.-powiedziała Van i się uśmiechnęła.
-Hej,hej.Gdzie jest Justin?-zapytałam.
-Nie ma go u ciebie?-wtrącił Cody.
Na jego odpowiedź otworzyłam szerzej oczy.
W myślach ukazał mi się Justin z zakrwawionym nosem i złym wyrazem twarzy.
-Jak on wyglądał?-zapytałam.
-Nie wiem,w czarnych włosach,takich krótkich,krótszych od Cody'ego.
-Mówił coś jeszcze?
-Nie wiem,pamiętam tylko że pytał o Vanessę i kazał jej powiedzieć żeby w końcu powiedziała tobie czemu z tobą zerwał.
Kiedy Van i Cody wyszli...
"Justin zdjął z siebie koszulkę i zaczął całować mnie po szyi."
Wypadek...
-Halo?-przyłożyłam telefon do ucha.
Usłyszałam płacz w telefonie na co gwałtownie zerwałam się z kanapy.
-Szybko,przyjedźcie tutaj!-płakała.
Przypomniałam sobie widok płaczącej na chodniku Vanessy i potem Cody'ego leżącego w szpitalu.Nagle zdałam sobie sprawę że zasnęłam na kanpie więc co robię w łóżku?Van raczej by mnie nie przeniosła a Cody leży w szpitalu.Obróciłam się na drugi bok i ujrzałam Justina który nie spał i patrzał na mnie.
-Co ty tu robisz?-zapytałam mrużąc oczy.
Justin oblizał wargi.
-Przepraszam...-zaczął spokojnie.
-Ile razy jeszcze usłyszę to twoje "przepraszam"?!
-Tyle dopóki mi nie wybaczysz.
-Prędzej stracisz głos.Nie rozumiem cię.Jesteśmy w domu,całujemy się,przyjeżdżamy do szpitala,podrywasz pielęgniarkę...co dalej?
Justin wstał z łóżka,leżał koło mnie w ciuchach,zdjął tylko buty.Poszedł do salonu.Myślałam że jest smutny albo wkurzony bo wyszedł bez słowa.Usiadłam na łóżku.Justin ponownie wszedł do pokoju trzymając ręce za plecami.Stanął przede mną.Zza pleców wyjął...bukiet róż.
-Przepraszam.-powiedział smutnym głosem.
Wstałam z łóżka.Otworzyłam buzię ze zdziwienia.Czy to możliwe że Justin zachował się jak dżentelmen i kupił mi róże?On nigdy by się tak nie zachował.Nie chciałam mu wybaczać...ale...to było dla mnie za trudne.Przełamałam się,znowu.
-Są...piękne.-powiedziałam do Justina który podał mi je.
-Nie bardziej od ciebie.-odpowiedział nie uśmiechając się bo najwyraźniej faktycznie czuł się winny.
Uśmiechnęłam się do niego.
-To...wybaczysz mi?-zapytał powoli.
-Jeśli obiecasz że już więcej nie będziesz podrywał innych dziewczyn kiedy jesteś ze mną...i kiedy jesteś beze mnie też nie.-powiedziałam.
-Obiecuję.-uśmiechnął się.
Położyłam kwiaty na łóżko i rzuciłam mu się na szyję,szybko złączyłam nasze wargi.W końcu się od siebie odkleiliśmy.
-To do ciebie nie podobne.-powiedziałam i się zaśmiałam.
-Ale co?
-No wiesz,kwiaty,przeprosiny,poczucie winy...
-Widzisz jak się dla ciebie poświęcam?
Zaczęłam się śmiać.Położyliśmy się na łóżku.
-Boże,nie wierzę że zachowuję się jak typowy pedał...-powiedział nagle.
-Czemu niby pedał?Chyba prawdziwy facet.
-Nie,to przereklamowane.
-To słodkie.-cmoknęłam go w policzek.
*Według Justina*
Wybaczyła mi i to jest najważniejsze.Wiem że Van jest na mnie nieźle wkurzona za to co zrobiłem ale to nie ona mnie obchodzi.Nagle poczułem wibrację w spodniach bo dostałem sms'a.Wyciągnąłem mojego I'phona z kieszeni.
Od:Cody
Ja pierdole,nudzi mi się jak cholera.
Zaśmiałem się.
-Kto to?-zapytała Ash.
-Cody.
-Co u niego?
-Pisze że się cholernie nudzi.
Odpisałem mu.
Do:Cody
Co ja ci poradzę?
Zanim zdążyłem schować telefon do kieszeni dostałem kolejnego sms'a.
Od:Cody
Dawaj tu.Ale bez dziewczyn.
Do:Cody
Czemu?
Od:Cody
Bo będzie "jak się czujesz?","bardzo boli?".
Do:Cody
Dobra zaraz będę frajerze.
Schowałem telefon do kieszeni spodni.
-Ym...wiesz co,jadę do Cody'ego.Niedługo będę.-pocałowałem Ashley i wstałem z łóżka.
-Dobra.-powiedziała i zeszła razem ze mną na dół bo szła do Vanessy.
Wyszedłem z domu i udałem się do auta.
*Według Ashley*
Justin wyszedł.
-Co robimy?-zapytałam Vanessy.-Nudzi mi się.-dodałam.
-Nie wiem,oglądamy jakiś film?-zaproponowała.
-Ooo dobry pomysł.To ty idź zrób popcorn a ja idę poszukać filmów na laptopie.
Moja przyjaciółka pokiwała głową i poszła do kuchni.Wzięłam jej laptopa bo mój zamulał.Włączyłam go i szukałam czegoś fajnego w folderze "Filmy".Przez przypadek przekierowało mnie do jakiegoś innego folderu.Zamarłam.Moje serce stanęło.Włączyłam zdjęcie przez które zrobiłam się cała blada.Była na nim Vanessa całująca się z...Jamesem.Zdjęć było więcej,nigdy wcześniej ich nie widziałam.
-Trzeci grudnia ubiegłego roku?-powiedziałam słyszalnym tylko dla mnie głosem.-To przecież parę dni albo i miesiąc po tym jak James mnie rzucił...-dodałam.
Nigdy nie byłam tak zdziwiona,zła,rozczarowana i nie wiem jakie tu uczucia jeszcze opisać.Nie da się tego wyrazić słowami.Van przyszła z popcornem.Postawiła miskę na stoliku a ja wywaliłam całą kukurydzę na podłogę.
-Co ty robisz?!-zapytała.
-Co TY robisz?!-krzyknęłam.
-O co ci chodzi?
-Możesz mi to wytłumaczyć do cholery?!
Obróciłam laptopa w jej stronę.Na widok tego zdjęcia oczy prawie wyszły jej z orbit.
-Dlaczego grzebiesz z moich prywatnych rzeczach?!-powiedziała.
-Myślałam że jesteśmy przyjaciółkami i nie ukrywamy przed sobą tajemnic!Po za tym nie grzebałam tylko to się samo włączyło!Myliłam się bo nie jesteś moją przyjaciółką,nienawidzę cię!-darłam się.
-To nie jest tak jak myślisz...-uspokoiła się.-Ashley daj mi wytłumaczyć!-mówiła.
-Nie!Mam w dupie twoje wyjaśnienia!Szkoda tylko że ci ufałam!-krzyknęłam i wybiegłam z domu trzaskając za sobą drzwiami.
Super,akurat zaczynało padać,los naprawdę mnie nienawidzi.Szłam w deszczu jak najdalej przed siebie.Szłam chodnikiem mijając ludzi z parasolami.Zaczęło się robić coraz zimniej a ja miałam koszulkę z krótkim rękawkiem.Ulice opustoszały.Byłam tylko ja i moje myśli.W głowie cały czas miałam obraz całującej się mojej przyjaciółki z Jamesem.Zaczęło lać jeszcze mocniej i gdyby tego było mało to chyba zbierało się na burzę.Usłyszałam jak grzmi.Gdzie ja mam teraz iść?Do domu w którym jest Vanessa?Do moich rodziców którzy zaraz zaczną o wszystko wypytywać?Gdzie mam iść?Ustałam pod dachem jakiegoś sklepu który był na moje (nie) szczęście zamknięty.Marzłam aż zauważyłam jakieś jadące auto.Kierowca zatrzymał się i uchylił szybę.To Justin!
-Co ty tu robisz?-zapytał zdziwiony i wysiadł z samochodu.
Nie wytrzymałam i po prostu poryczałam się jak dziecko.Justin zdjął z siebie kurtkę i założył mi ją bo widział że się trzęsę.Zaprowadził mnie za rękę do auta.Poczułam podwójne ciepło.
-Nawet nie wiesz jak cię teraz potrzebuję.-powiedziałam.
-Co się stało?
-Opowiem ci kiedy indziej.Wracasz już?-zapytałam ze łzami w oczach.
-Tak,jedziemy do ciebie?
-Nie!-krzyknęłam.
Justin spojrzał na mnie i zmarszczył czoło bo nie wiedział co się stało.
-To jedźmy do mnie.-powiedział.
-A twoja mama jest?
-Nie,wyjazd jej się przedłużył.
Pokiwałam głową.Justin ruszył i po paru minutach byliśmy już w jego domu.Zdjęłam buty i poszłam do jego pokoju.Blondyn usiadł na łóżko a ja koło niego.
-Teraz mi powiedz co się do chuja stało bo nie rozumiem.-powiedział.
Odetchnęłam ciężko.
-Kiedy wyszedłeś,miałyśmy z Vanessą obejrzeć sobie jakiś film,ona poszła po popcorn a ja wzięłam jej laptopa i szukałam filmu.Coś kliknęłam i weszłam w jakiś folder w którym były...zdjęcia Vanessy i Jamesa...
Justin wytrzeszczył oczy.
-James to...
-Tak,to ten koleś z którym się ostatnio pobiłeś.
-Ale jak to ona...z nim?
Westchnęłam.Najbliższe mi osoby mnie okłamują,dlaczego to jest takie trudne?
Ki
-J
-Za co jesteś na mnie zła?-zapytałem pomimo że dokładnie wiedziałem co zrobiłem.
Nie odpowiedziała.
-Ashley.-powiedziałem.
-Daj mi spokój!-krzyknęła.
Zaczęły iść jeszcze szybciej.Obydwie wsiadły do jakiejś taksówki i od razu ruszyły.Co ja mam robić?Ona ma mnie całkowicie w dupie.Spojrzałem w górę i zamknąłem oczy próbując coś wymyślić.Wpadłem na genialny pomysł którego nigdy wcześniej bym nie zrobił,będę musiał się poświęcić.
*Według Ashley*
Kiedy byłyśmy pod domem,zapłaciłam taksówkarzowi i poszłyśmy z Van do domu.Nie wierzę,co za dureń!Jak ja mogłam go kochać!Nigdy mu tego nie wybaczę.Usiadłyśmy z Vanessą na kanapie w salonie.Tym razem to ona pocieszała mnie.
-Nie przejmuj się,dobrze wiesz jaki jest Justin.
-Wiem,ale...ja tak bardzo go kocham...-zaczęłam mówić twardo ale skończyło się tym że zaczęłam głośno płakać i nim się obejrzałam ramię Vanessy było całe w moich łzach.Położyłam się na kanapie bo byłam śpiąca.Moja przyjaciółka oglądała w telewizji jakiś film.Nie wiem jak to się stało i dlaczego tak szybko,ale najprawdopodobniej przez mój stan,szybko zasnęłam.
_______________________
Obudziłam się skulona na brzegu łóżka.Otworzyłam oczy i przypomniałam sobie wszystkie zdarzenia z wczoraj.
-Hej śpiochu.-powiedziała Van i się uśmiechnęła.
-Hej,hej.Gdzie jest Justin?-zapytałam.
-Nie ma go u ciebie?-wtrącił Cody.
Na jego odpowiedź otworzyłam szerzej oczy.
W myślach ukazał mi się Justin z zakrwawionym nosem i złym wyrazem twarzy.
-Jak on wyglądał?-zapytałam.
-Nie wiem,w czarnych włosach,takich krótkich,krótszych od Cody'ego.
-Mówił coś jeszcze?
-Nie wiem,pamiętam tylko że pytał o Vanessę i kazał jej powiedzieć żeby w końcu powiedziała tobie czemu z tobą zerwał.
Kiedy Van i Cody wyszli...
"Justin zdjął z siebie koszulkę i zaczął całować mnie po szyi."
Wypadek...
-Halo?-przyłożyłam telefon do ucha.
Usłyszałam płacz w telefonie na co gwałtownie zerwałam się z kanapy.
-Szybko,przyjedźcie tutaj!-płakała.
Przypomniałam sobie widok płaczącej na chodniku Vanessy i potem Cody'ego leżącego w szpitalu.Nagle zdałam sobie sprawę że zasnęłam na kanpie więc co robię w łóżku?Van raczej by mnie nie przeniosła a Cody leży w szpitalu.Obróciłam się na drugi bok i ujrzałam Justina który nie spał i patrzał na mnie.
-Co ty tu robisz?-zapytałam mrużąc oczy.
Justin oblizał wargi.
-Przepraszam...-zaczął spokojnie.
-Ile razy jeszcze usłyszę to twoje "przepraszam"?!
-Tyle dopóki mi nie wybaczysz.
-Prędzej stracisz głos.Nie rozumiem cię.Jesteśmy w domu,całujemy się,przyjeżdżamy do szpitala,podrywasz pielęgniarkę...co dalej?
Justin wstał z łóżka,leżał koło mnie w ciuchach,zdjął tylko buty.Poszedł do salonu.Myślałam że jest smutny albo wkurzony bo wyszedł bez słowa.Usiadłam na łóżku.Justin ponownie wszedł do pokoju trzymając ręce za plecami.Stanął przede mną.Zza pleców wyjął...bukiet róż.
-Przepraszam.-powiedział smutnym głosem.
Wstałam z łóżka.Otworzyłam buzię ze zdziwienia.Czy to możliwe że Justin zachował się jak dżentelmen i kupił mi róże?On nigdy by się tak nie zachował.Nie chciałam mu wybaczać...ale...to było dla mnie za trudne.Przełamałam się,znowu.
-Są...piękne.-powiedziałam do Justina który podał mi je.
-Nie bardziej od ciebie.-odpowiedział nie uśmiechając się bo najwyraźniej faktycznie czuł się winny.
Uśmiechnęłam się do niego.
-To...wybaczysz mi?-zapytał powoli.
-Jeśli obiecasz że już więcej nie będziesz podrywał innych dziewczyn kiedy jesteś ze mną...i kiedy jesteś beze mnie też nie.-powiedziałam.
-Obiecuję.-uśmiechnął się.
Położyłam kwiaty na łóżko i rzuciłam mu się na szyję,szybko złączyłam nasze wargi.W końcu się od siebie odkleiliśmy.
-To do ciebie nie podobne.-powiedziałam i się zaśmiałam.
-Ale co?
-No wiesz,kwiaty,przeprosiny,poczucie winy...
-Widzisz jak się dla ciebie poświęcam?
Zaczęłam się śmiać.Położyliśmy się na łóżku.
-Boże,nie wierzę że zachowuję się jak typowy pedał...-powiedział nagle.
-Czemu niby pedał?Chyba prawdziwy facet.
-Nie,to przereklamowane.
-To słodkie.-cmoknęłam go w policzek.
*Według Justina*
Wybaczyła mi i to jest najważniejsze.Wiem że Van jest na mnie nieźle wkurzona za to co zrobiłem ale to nie ona mnie obchodzi.Nagle poczułem wibrację w spodniach bo dostałem sms'a.Wyciągnąłem mojego I'phona z kieszeni.
Od:Cody
Ja pierdole,nudzi mi się jak cholera.
Zaśmiałem się.
-Kto to?-zapytała Ash.
-Cody.
-Co u niego?
-Pisze że się cholernie nudzi.
Odpisałem mu.
Do:Cody
Co ja ci poradzę?
Zanim zdążyłem schować telefon do kieszeni dostałem kolejnego sms'a.
Od:Cody
Dawaj tu.Ale bez dziewczyn.
Do:Cody
Czemu?
Od:Cody
Bo będzie "jak się czujesz?","bardzo boli?".
Do:Cody
Dobra zaraz będę frajerze.
Schowałem telefon do kieszeni spodni.
-Ym...wiesz co,jadę do Cody'ego.Niedługo będę.-pocałowałem Ashley i wstałem z łóżka.
-Dobra.-powiedziała i zeszła razem ze mną na dół bo szła do Vanessy.
Wyszedłem z domu i udałem się do auta.
*Według Ashley*
Justin wyszedł.
-Co robimy?-zapytałam Vanessy.-Nudzi mi się.-dodałam.
-Nie wiem,oglądamy jakiś film?-zaproponowała.
-Ooo dobry pomysł.To ty idź zrób popcorn a ja idę poszukać filmów na laptopie.
Moja przyjaciółka pokiwała głową i poszła do kuchni.Wzięłam jej laptopa bo mój zamulał.Włączyłam go i szukałam czegoś fajnego w folderze "Filmy".Przez przypadek przekierowało mnie do jakiegoś innego folderu.Zamarłam.Moje serce stanęło.Włączyłam zdjęcie przez które zrobiłam się cała blada.Była na nim Vanessa całująca się z...Jamesem.Zdjęć było więcej,nigdy wcześniej ich nie widziałam.
-Trzeci grudnia ubiegłego roku?-powiedziałam słyszalnym tylko dla mnie głosem.-To przecież parę dni albo i miesiąc po tym jak James mnie rzucił...-dodałam.
Nigdy nie byłam tak zdziwiona,zła,rozczarowana i nie wiem jakie tu uczucia jeszcze opisać.Nie da się tego wyrazić słowami.Van przyszła z popcornem.Postawiła miskę na stoliku a ja wywaliłam całą kukurydzę na podłogę.
-Co ty robisz?!-zapytała.
-Co TY robisz?!-krzyknęłam.
-O co ci chodzi?
-Możesz mi to wytłumaczyć do cholery?!
Obróciłam laptopa w jej stronę.Na widok tego zdjęcia oczy prawie wyszły jej z orbit.
-Dlaczego grzebiesz z moich prywatnych rzeczach?!-powiedziała.
-Myślałam że jesteśmy przyjaciółkami i nie ukrywamy przed sobą tajemnic!Po za tym nie grzebałam tylko to się samo włączyło!Myliłam się bo nie jesteś moją przyjaciółką,nienawidzę cię!-darłam się.
-To nie jest tak jak myślisz...-uspokoiła się.-Ashley daj mi wytłumaczyć!-mówiła.
-Nie!Mam w dupie twoje wyjaśnienia!Szkoda tylko że ci ufałam!-krzyknęłam i wybiegłam z domu trzaskając za sobą drzwiami.
Super,akurat zaczynało padać,los naprawdę mnie nienawidzi.Szłam w deszczu jak najdalej przed siebie.Szłam chodnikiem mijając ludzi z parasolami.Zaczęło się robić coraz zimniej a ja miałam koszulkę z krótkim rękawkiem.Ulice opustoszały.Byłam tylko ja i moje myśli.W głowie cały czas miałam obraz całującej się mojej przyjaciółki z Jamesem.Zaczęło lać jeszcze mocniej i gdyby tego było mało to chyba zbierało się na burzę.Usłyszałam jak grzmi.Gdzie ja mam teraz iść?Do domu w którym jest Vanessa?Do moich rodziców którzy zaraz zaczną o wszystko wypytywać?Gdzie mam iść?Ustałam pod dachem jakiegoś sklepu który był na moje (nie) szczęście zamknięty.Marzłam aż zauważyłam jakieś jadące auto.Kierowca zatrzymał się i uchylił szybę.To Justin!
-Co ty tu robisz?-zapytał zdziwiony i wysiadł z samochodu.
Nie wytrzymałam i po prostu poryczałam się jak dziecko.Justin zdjął z siebie kurtkę i założył mi ją bo widział że się trzęsę.Zaprowadził mnie za rękę do auta.Poczułam podwójne ciepło.
-Nawet nie wiesz jak cię teraz potrzebuję.-powiedziałam.
-Co się stało?
-Opowiem ci kiedy indziej.Wracasz już?-zapytałam ze łzami w oczach.
-Tak,jedziemy do ciebie?
-Nie!-krzyknęłam.
Justin spojrzał na mnie i zmarszczył czoło bo nie wiedział co się stało.
-To jedźmy do mnie.-powiedział.
-A twoja mama jest?
-Nie,wyjazd jej się przedłużył.
Pokiwałam głową.Justin ruszył i po paru minutach byliśmy już w jego domu.Zdjęłam buty i poszłam do jego pokoju.Blondyn usiadł na łóżko a ja koło niego.
-Teraz mi powiedz co się do chuja stało bo nie rozumiem.-powiedział.
Odetchnęłam ciężko.
-Kiedy wyszedłeś,miałyśmy z Vanessą obejrzeć sobie jakiś film,ona poszła po popcorn a ja wzięłam jej laptopa i szukałam filmu.Coś kliknęłam i weszłam w jakiś folder w którym były...zdjęcia Vanessy i Jamesa...
Justin wytrzeszczył oczy.
-James to...
-Tak,to ten koleś z którym się ostatnio pobiłeś.
-Ale jak to ona...z nim?
Westchnęłam.Najbliższe mi osoby mnie okłamują,dlaczego to jest takie trudne?
Ki
-J
niedziela, 8 września 2013
Pozostali bohaterowie.
Cody Maxis-ma 19 lat,mieszka w Las Vegas.Jest najlepszym kumplem Justina.Ma wujka w L.A którego często odwiedza.Jego wujek jest jednocześnie starym kolegą ojca Justina.
Tom Freew-chodzi do szkoły razem z Vanessą,Ashley i Justinem.Nienawidzi Biebera ze względu na to że odkąd doszedł do ich szkoły,to on jest zawsze w centrum uwagi i przyciąga najwięcej dziewczyn.Będzie starał się odbić Justinowi Ashley bo chce udowodnić że to wszystkie laski lecą właśnie na niego.Trenuje koszykówkę i często wdaje się w bójki.
James Larightoon-20 letni chłopak.Były Ashley.Jest tajemniczy i wie coś co jak mówi "Zmieni życie Ash,gdy dowie się że najbliższa jej osoba kłamie." Reszty o Jamesie dowiecie się w następnych rozdziałach;)
Oliver Noth-ma 18 lat i jest kuzynem Ashley.Jest nieznośny i zachowuje się jak dziecko.Jest bardzo towarzyski ale nie każdy przyjmuje jego zachowanie z poczuciem humoru.
sobota, 7 września 2013
Fourteen.
Nie mogłam przestać myśleć o co chodziło Jamesowi z Vanessą,skąd on w ogóle wie o mnie i o Justinie?Co się z nim stało przez rok?Nie widziałam go ani razu od tamtej pory.To dziwne.Justin siedział i patrzał się przed siebie wywracając w buzi językiem we wszystkie strony.Nad czymś myślał.Nie chciałam go pytać o co chodzi bo patrzyłam na niego uważnie.Nie wytrzymałam.
-Nad czym tak myślisz?
-Nad że mogłem go mocniej jebnąć.
Zaśmiałam się bez najmniejszego uśmiechu i uczucia.
-To...gdzie on teraz jest?-zapytałam wolno.
-Skąd mam wiedzieć.
-Bo tam byłeś?
-Zostawiłem go w uliczce,pewnie potem wstał i gdzieś poszedł.
-Na policje na przykład...
Justin zaśmiał się ironicznie.
-Ja mu nic nie zrobiłem,zresztą jakby poszedł na policje to chyba bym się zesrał ze śmiechu.-powiedział wyluzowany.
Pokiwałam głową.
-Chodź,jesteś pewnie głodny.-powiedziałam nagle i udałam się w stronę drzwi.
-Nawet nie wiesz jak.-zaśmiał się.
Zeszliśmy na dół,Justin usiadł na kanapie a ja poszłam do kuchni w której była Van.
-Co robisz?-zapytałam.
-Szukam lodu.
-Może w lodówce?-zapytałam zirytowana.
-Lód?W lodówce?Chyba powinien być raczej w zamrażarce.
-Ostatnio brałam do soku i schowałam do lodówki.
Van uśmiechnęła się i otworzyła lodówkę.
-Czekaj,a po co ci lód?
-Chcę dać Justinowi.
-Na nos?To bez sensu.
-Może pomoże.
Wzruszyłam ramionami i wyjęłam z lodówki 4 jajka.Usmażyłam jajecznicę i wrzuciłam ją z patelni na dwa talerze.Posmarowałam chleb i pokroiłam pomidora w plasterki.Zaniosłam Justinowi do salonu.Jeden talerz dałam jemu,drugi Cody'emu.
-Dzięki,umieram z głodu.-powiedział Justin.
Zaśmiałam się i usiadłam koło niego.Kiedy zjedli wyniosłam talerze do kuchni i wróciłam do nich.
-Vanessa,jutro musimy iść do szkoły.Nie możemy opuszczać lekcji.
-Wiem ale nie chcę.-odpowiedziała i jęknęła.
Westchnęłam.
-Co dziś robimy?-zapytałam wszystkich.
-Ja dzisiaj wracam do Vegas.-powiedział Cody.
-Co?Nie...-rzekła rozczarowana Van.-Kiedy znowu przyjedziesz?-dodała.
-Mam nadzieję że szybko.-odpowiedział i pokazał jej swoje białe zęby.
-A my?-powiedziałam do Justina i usiadłam na niego okrakiem.-Jakieś życzenia?
-Ym...a nie to się nie liczy...-wykrztusił z siebie i zaczął się śmiać.
Dołączyłam do niego.
-Dobra gołąbeczki i Vanessa ja już spadam bo wujek potem mnie nie zawiezie.-Cody wstał i delikatnie i krótko przytulił się z Van.
Przybił mi i Justinowi piątkę i udał się do drzwi.
-Poczekaj,odprowadzę cię do wujka.-rzuciła moja przyjaciółka.
-Chce ci się?-zapytał.
-No pewnie.
Wzięła kurtkę i udała się za Cody'm zamykając za sobą drzwi wejściowe.
-No skarbie,zostaliśmy sami.-uśmiechnął się łobuzersko blondyn.
-Coś sugerujesz?-zapytałam unosząc brew.
-Dobrze wiesz co sugeruję.
-Nie,nie wiem.
Justin zdjął z siebie koszulkę i zaczął całować mnie po szyi.
-Justin,nie.-zaczęłam się śmiać.
Nie odpowiedział.
-Nie zaczynaj bo potem nie skończysz.-dodałam.
-Nie musimy kończyć mała.
-Justin!
Walnęłam go w ramię na co on się zaśmiał.
-No co?
Wywróciłam oczami.
-Przestań.
-Ale co ja zrobiłem?Ja tylko grzecznie planuje nam czas.
-Grzecznie?Nie wiem czy to jest grzeczne.
-Co jest niby nie grzeczne ?
-To czego chcesz.
-Ty też.
-Nie prawda.
-Prawda.
-Nie.
-Tak.
Leżeliśmy na kanapie już jakieś 10 minut i prawie zasnęliśmy.Nagle zadzwonił mój telefon.To Van.
-Halo?-przyłożyłam telefon do ucha.
Usłyszałam płacz w telefonie na co gwałtownie zerwałam się z kanapy.
-Szybko,przyjedźcie tutaj!-płakała.
-Gdzie?Vanessa co się stało?!-zapytałam przestraszona.
-Pod centrum handlowe!Szybko!
Rozłączyła się.
-Chodź szybko!-krzyknęłam do Justina.
Pobiegłam po bluzę i długie spodnie bo nadal miałam pidżamę.Ubrałam pośpiesznie buty i razem z Justinem wybiegliśmy z domu i weszliśmy do auta.Powiedziałam mu gdzie ma jechać.Serce mi waliło jak młot.Wreszcie dojechaliśmy na miejsce.Zobaczyłam karetkę i płaczącą Van.Wybiegłam z auta.
-Boże,co się stało?!-darłam się wręcz.
Od razu za mną przybiegł Justin i również był zaniepokojony.
-Szliśmy z Cody'm...-zaczęła i nie mogła dalej mówić bo zalała się łzami.
Przytuliłam ją.
-Spokojnie.
-I wtedy...ja zatrzymałam się i patrzałam na telefon bo dostałam sms'a,on szedł dalej i kiedy wyszedł zza samochodu nagle inny nie zauważając go...potrącił go...-nie wytrzymała i zaczęła głośno szlochać.
Justin wytrzeszczył oczy i podbiegł do gościa który pomagał wkładać Cody'ego do karetki.
-Co z nim?!-krzyczał przerażony.-Kurwa powiedzcie że wszystko dobrze i tylko się poobijał!-dodał denerwując się.
-Wszystko okaże się w szpitalu.-odpowiedział szybko facet po czym wsiadł do pojazdu i ujrzeliśmy tylko karetkę jadącą szybko na sygnale.
Justin pokazał nam ręką abyśmy weszły do auta po czym szybko do niego wszedł i za nim zdążyłyśmy wsiąść on już odpalał silnik.Przyjechaliśmy do szpitala.Ja z Van usiadłyśmy w poczekalni a Justin poszedł się zapytać o Cody'ego.
*Według Justina*
Kurwa co się właściwie dzieje.Podszedłem do jakiejś kobiety która stała za ladą.
-W której sali leży Cody Maxis?
-Kim pan jest?-odpowiedziała.
-Jego przyjacielem.
-Nie mogę zdradzać panu żadnych informacji jeśli nie jest pan z jego rodziny.Przepraszam.
-Kurwa jestem jedyną osobą w Los Angeles którą zna!-krzyknąłem.-Przyjechał do mnie!-dodałem próbując się opanować.
-W takim razie...dobrze.Leży w sali 103.Proszę iść na ten korytarz.Lekarz poinformuje pana kiedy będzie można go odwiedzić.
-Dzięki.-rzuciłem i pobiegłem do dziewczyn.
Ujrzałem płaczącą nadal Vanessę i pocieszającą ją Ash.Tak sexy wyglądała w tych ciuchach.Dobra Justin nie teraz.
-Chodźcie,jest w sali 103.To chyba drugie piętro.
Udaliśmy się do dużej windy za chwilę byliśmy na długim korytarzu w którym znajdowało się pełno sal.Usiadłem na jednym z krzeseł,obok mnie usiadły dziewczyny.Po 20 minutach siedzenia z sali wyszedł lekarz.
-Jak on się czuje?-zapytałem i wstałem z miejsca.
-Jego stan nie jest ciężki.Pan Maxis miał wyjątkowe szczęście ponieważ samochód nie uderzył całego jego ciała tylko część.Na dodatek przed wjechaniem wyhamował ostro więc obrażenia nie są poważne.
-Mogę go odwiedzić?
-Tak,ale nie za długo.Niedługo czeka go operacja.
Pokiwałem głową i powoli wszedłem z Ashley i Van do sali.Zamknąłem za sobą drzwi.
-Hej,stary,jak się czujesz.-rzuciłem.
Idiota ze mnie.Właśnie potrącił go samochód a ja pytam czy wszystko w porządku.
-W-wporzo.-wykrztusił z siebie ledwo co.
-Mocno boli?-zapytała drżącym głosem Vanessa.
-Nie,dostałem znieczulenie.Ashley?Justin?Co wy tu robicie?
-Ja pierdole,nie mów że straciłeś pamięć.-powiedziałem i jęknąłem.
-Nie straciłem pamięci baranie,pytam co tu robicie.-zaśmiał się cicho i delikatnie bo nie miał siły.
-Przyjechaliśmy kiedy tylko Van zadzwoniła.-wtrąciła Ash.
-Spoko,będę żył.-powiedział.
-Zajebie tego drania co się potrącił.-powiedziała Vanessa zaciskając zęby.
Cody się zaśmiał.
-Wychodzę za 3-4 dni jeśli wszystko będzie okej.Więc na razie zostaje w L.A.
Nagle do sali weszła pielęgniarka.Miała jakieś 24 lata i była strasznie sexy.
-Kto z was jest przyjacielem bądź rodziną pana Maxis?-zapytała.
Ustałem na przeciwko jej i spojrzałem na jej biust.Za chwilę znów na jej twarz.Oblizałem usta.
-Ja.-rzuciłem.
-Dobrze,niestety muszę prosić państwa o opuszczenie sali ponieważ za chwilę państwa przyjaciel będzie operowany.
-Właśnie,idźcie.
Ashley potrząsnęła głową i zaśmiała się ironicznie.
-Jesteś dupkiem Bieber.Nienawidzę cię.-powiedziała.
Van udała się za nią i spojrzała na mnie wrogo.Wybiegłem z sali.
-Czekaj!-krzyczałem i pobiegłem za idącą szybko przede mną Ashley.
Teraz to mnie naprawdę znienawidziła.
-Nad czym tak myślisz?
-Nad że mogłem go mocniej jebnąć.
Zaśmiałam się bez najmniejszego uśmiechu i uczucia.
-To...gdzie on teraz jest?-zapytałam wolno.
-Skąd mam wiedzieć.
-Bo tam byłeś?
-Zostawiłem go w uliczce,pewnie potem wstał i gdzieś poszedł.
-Na policje na przykład...
Justin zaśmiał się ironicznie.
-Ja mu nic nie zrobiłem,zresztą jakby poszedł na policje to chyba bym się zesrał ze śmiechu.-powiedział wyluzowany.
Pokiwałam głową.
-Chodź,jesteś pewnie głodny.-powiedziałam nagle i udałam się w stronę drzwi.
-Nawet nie wiesz jak.-zaśmiał się.
Zeszliśmy na dół,Justin usiadł na kanapie a ja poszłam do kuchni w której była Van.
-Co robisz?-zapytałam.
-Szukam lodu.
-Może w lodówce?-zapytałam zirytowana.
-Lód?W lodówce?Chyba powinien być raczej w zamrażarce.
-Ostatnio brałam do soku i schowałam do lodówki.
Van uśmiechnęła się i otworzyła lodówkę.
-Czekaj,a po co ci lód?
-Chcę dać Justinowi.
-Na nos?To bez sensu.
-Może pomoże.
Wzruszyłam ramionami i wyjęłam z lodówki 4 jajka.Usmażyłam jajecznicę i wrzuciłam ją z patelni na dwa talerze.Posmarowałam chleb i pokroiłam pomidora w plasterki.Zaniosłam Justinowi do salonu.Jeden talerz dałam jemu,drugi Cody'emu.
-Dzięki,umieram z głodu.-powiedział Justin.
Zaśmiałam się i usiadłam koło niego.Kiedy zjedli wyniosłam talerze do kuchni i wróciłam do nich.
-Vanessa,jutro musimy iść do szkoły.Nie możemy opuszczać lekcji.
-Wiem ale nie chcę.-odpowiedziała i jęknęła.
Westchnęłam.
-Co dziś robimy?-zapytałam wszystkich.
-Ja dzisiaj wracam do Vegas.-powiedział Cody.
-Co?Nie...-rzekła rozczarowana Van.-Kiedy znowu przyjedziesz?-dodała.
-Mam nadzieję że szybko.-odpowiedział i pokazał jej swoje białe zęby.
-A my?-powiedziałam do Justina i usiadłam na niego okrakiem.-Jakieś życzenia?
-Ym...a nie to się nie liczy...-wykrztusił z siebie i zaczął się śmiać.
Dołączyłam do niego.
-Dobra gołąbeczki i Vanessa ja już spadam bo wujek potem mnie nie zawiezie.-Cody wstał i delikatnie i krótko przytulił się z Van.
Przybił mi i Justinowi piątkę i udał się do drzwi.
-Poczekaj,odprowadzę cię do wujka.-rzuciła moja przyjaciółka.
-Chce ci się?-zapytał.
-No pewnie.
Wzięła kurtkę i udała się za Cody'm zamykając za sobą drzwi wejściowe.
-No skarbie,zostaliśmy sami.-uśmiechnął się łobuzersko blondyn.
-Coś sugerujesz?-zapytałam unosząc brew.
-Dobrze wiesz co sugeruję.
-Nie,nie wiem.
Justin zdjął z siebie koszulkę i zaczął całować mnie po szyi.
-Justin,nie.-zaczęłam się śmiać.
Nie odpowiedział.
-Nie zaczynaj bo potem nie skończysz.-dodałam.
-Nie musimy kończyć mała.
-Justin!
Walnęłam go w ramię na co on się zaśmiał.
-No co?
Wywróciłam oczami.
-Przestań.
-Ale co ja zrobiłem?Ja tylko grzecznie planuje nam czas.
-Grzecznie?Nie wiem czy to jest grzeczne.
-Co jest niby nie grzeczne ?
-To czego chcesz.
-Ty też.
-Nie prawda.
-Prawda.
-Nie.
-Tak.
Leżeliśmy na kanapie już jakieś 10 minut i prawie zasnęliśmy.Nagle zadzwonił mój telefon.To Van.
-Halo?-przyłożyłam telefon do ucha.
Usłyszałam płacz w telefonie na co gwałtownie zerwałam się z kanapy.
-Szybko,przyjedźcie tutaj!-płakała.
-Gdzie?Vanessa co się stało?!-zapytałam przestraszona.
-Pod centrum handlowe!Szybko!
Rozłączyła się.
-Chodź szybko!-krzyknęłam do Justina.
Pobiegłam po bluzę i długie spodnie bo nadal miałam pidżamę.Ubrałam pośpiesznie buty i razem z Justinem wybiegliśmy z domu i weszliśmy do auta.Powiedziałam mu gdzie ma jechać.Serce mi waliło jak młot.Wreszcie dojechaliśmy na miejsce.Zobaczyłam karetkę i płaczącą Van.Wybiegłam z auta.
-Boże,co się stało?!-darłam się wręcz.
Od razu za mną przybiegł Justin i również był zaniepokojony.
-Szliśmy z Cody'm...-zaczęła i nie mogła dalej mówić bo zalała się łzami.
Przytuliłam ją.
-Spokojnie.
-I wtedy...ja zatrzymałam się i patrzałam na telefon bo dostałam sms'a,on szedł dalej i kiedy wyszedł zza samochodu nagle inny nie zauważając go...potrącił go...-nie wytrzymała i zaczęła głośno szlochać.
Justin wytrzeszczył oczy i podbiegł do gościa który pomagał wkładać Cody'ego do karetki.
-Co z nim?!-krzyczał przerażony.-Kurwa powiedzcie że wszystko dobrze i tylko się poobijał!-dodał denerwując się.
-Wszystko okaże się w szpitalu.-odpowiedział szybko facet po czym wsiadł do pojazdu i ujrzeliśmy tylko karetkę jadącą szybko na sygnale.
Justin pokazał nam ręką abyśmy weszły do auta po czym szybko do niego wszedł i za nim zdążyłyśmy wsiąść on już odpalał silnik.Przyjechaliśmy do szpitala.Ja z Van usiadłyśmy w poczekalni a Justin poszedł się zapytać o Cody'ego.
*Według Justina*
Kurwa co się właściwie dzieje.Podszedłem do jakiejś kobiety która stała za ladą.
-W której sali leży Cody Maxis?
-Kim pan jest?-odpowiedziała.
-Jego przyjacielem.
-Nie mogę zdradzać panu żadnych informacji jeśli nie jest pan z jego rodziny.Przepraszam.
-Kurwa jestem jedyną osobą w Los Angeles którą zna!-krzyknąłem.-Przyjechał do mnie!-dodałem próbując się opanować.
-W takim razie...dobrze.Leży w sali 103.Proszę iść na ten korytarz.Lekarz poinformuje pana kiedy będzie można go odwiedzić.
-Dzięki.-rzuciłem i pobiegłem do dziewczyn.
Ujrzałem płaczącą nadal Vanessę i pocieszającą ją Ash.Tak sexy wyglądała w tych ciuchach.Dobra Justin nie teraz.
-Chodźcie,jest w sali 103.To chyba drugie piętro.
Udaliśmy się do dużej windy za chwilę byliśmy na długim korytarzu w którym znajdowało się pełno sal.Usiadłem na jednym z krzeseł,obok mnie usiadły dziewczyny.Po 20 minutach siedzenia z sali wyszedł lekarz.
-Jak on się czuje?-zapytałem i wstałem z miejsca.
-Jego stan nie jest ciężki.Pan Maxis miał wyjątkowe szczęście ponieważ samochód nie uderzył całego jego ciała tylko część.Na dodatek przed wjechaniem wyhamował ostro więc obrażenia nie są poważne.
-Mogę go odwiedzić?
-Tak,ale nie za długo.Niedługo czeka go operacja.
Pokiwałem głową i powoli wszedłem z Ashley i Van do sali.Zamknąłem za sobą drzwi.
-Hej,stary,jak się czujesz.-rzuciłem.
Idiota ze mnie.Właśnie potrącił go samochód a ja pytam czy wszystko w porządku.
-W-wporzo.-wykrztusił z siebie ledwo co.
-Mocno boli?-zapytała drżącym głosem Vanessa.
-Nie,dostałem znieczulenie.Ashley?Justin?Co wy tu robicie?
-Ja pierdole,nie mów że straciłeś pamięć.-powiedziałem i jęknąłem.
-Nie straciłem pamięci baranie,pytam co tu robicie.-zaśmiał się cicho i delikatnie bo nie miał siły.
-Przyjechaliśmy kiedy tylko Van zadzwoniła.-wtrąciła Ash.
-Spoko,będę żył.-powiedział.
-Zajebie tego drania co się potrącił.-powiedziała Vanessa zaciskając zęby.
Cody się zaśmiał.
-Wychodzę za 3-4 dni jeśli wszystko będzie okej.Więc na razie zostaje w L.A.
Nagle do sali weszła pielęgniarka.Miała jakieś 24 lata i była strasznie sexy.
-Kto z was jest przyjacielem bądź rodziną pana Maxis?-zapytała.
Ustałem na przeciwko jej i spojrzałem na jej biust.Za chwilę znów na jej twarz.Oblizałem usta.
-Ja.-rzuciłem.
-Dobrze,niestety muszę prosić państwa o opuszczenie sali ponieważ za chwilę państwa przyjaciel będzie operowany.
-Właśnie,idźcie.
Ashley potrząsnęła głową i zaśmiała się ironicznie.
-Jesteś dupkiem Bieber.Nienawidzę cię.-powiedziała.
Van udała się za nią i spojrzała na mnie wrogo.Wybiegłem z sali.
-Czekaj!-krzyczałem i pobiegłem za idącą szybko przede mną Ashley.
Teraz to mnie naprawdę znienawidziła.
Subskrybuj:
Posty (Atom)