Weszliśmy do salonu.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę że mi wybaczyłaś!-powiedziała nadal zapłakana.
-Nie mogłabym bez ciebie żyć.-uśmiechnęłam się.
Przytuliłyśmy się.
-Tęskniłam za tobą idiotko.-powiedziałam.
-Ja za tobą też.-zaśmiała się.
Wszyscy spoważnieliśmy.
-Dobra,co robimy z Jamesem?-zapytała.
-Nic,trzeba to olewać.-rzekłam.
-Żartujesz?-powiedział zirytowany Justin.
-Nie,a co niby możemy zrobić?-zapytałam krzyżując ręce na piersi.
*Według Justina*
-Sam to załatwię.-powiedziałem oblizując usta.
-Co?-zapytała Ash.
-Gdzie on mieszka?
-Pierwsza zadałam pytanie.-droczyła się ze mną.
-O Boże,zobaczysz.Gdzie on mieszka?
-Byłam u niego rok temu!-wyrzuciła ręce w powietrze.
-Ale chyba pamiętasz,nie?!
-No tak,ale może się przeprowadził!Mieszka sam!
-To tym bardziej się nie przeprowadził,daj mi ten zasrany adres.
Ashley wywróciła oczami i podała mi dokładnie gdzie mieszka jej były.Udałem się w stronę drzwi.
-Gdzie idziesz?-zapytała.
-Do...-ugryzłem się w język.-Jadę na chwilę do domu.-powiedziałem.
Zmarszczyła czoło.
-Po co?
-Oj zaraz będę.-machnąłem ręką i wyszedłem.
Poszedłem za dom po auto.Co to kurwa jest?!Podbiegłem do mojego samochodu.Była wybita szyba ale wszystko było na miejscu.Znalazłem karteczkę.
Fajne auto,tylko nie wiem co ono robi pod domem Ashley,idioto.
Wyrzuciłem kartkę za siebie i wsiadłem do auta.Szybko podjechałem pod adres który dała mi Ash.Zaparkowałem wcześniej żeby nikt się nie skapnął.Podszedłem bliżej domu.Stał tam jakiś samochód,dokładnie Mercedes CLA.Wziąłem z trawy kamień i rzuciłem w szybę która od razu się zbiła i włączył się alarm.Wziąłem jeszcze jeden kamień,tym razem większy i rzuciłem w maskę co spowodowało wgniecenie.Schowałem się za dom.Z domu wybiegł ten cały James.Kiedy podszedł do swojego auta,podbiegłem i złapałem go za koszulkę po czym rzuciłem go na trawę i kopnąłem wielokrotnie w nogę na co on jęknął z bólu.
-Nie tak łatwo się mnie pozbędziesz.-powiedziałem i naplułem na trawę.
-Co ty odwalasz?-zapytał łapiąc się za brzuch.
-Jeszcze raz zbliżysz się do Ashley to pożałujesz,obiecuję ci.Masz się odwalić od niej i od Vanessy,rozumiesz?-powiedziałem i zbliżyłem się do niego.
Nie odpowiedział.
-Odpowiedz jak do ciebie mówię!-krzyknąłem.
-Dobra!-krzyknął.
Powoli odchodziłem ale jeszcze się zatrzymałem.
-Aha,jak mógłbym zapomnieć.Masz chujowy samochód a za tą szybę jeszcze mi zapłacisz.-pokazałem na niego palcem i udałem się do mojego auta.Wsiadłem i pojechałem do dziewczyn.Szybko poszło.Zaparkowałem i wszedłem pewny siebie do salonu.
-Jestem.-powiedziałem.-James z głowy.-dodałem.
-Mówiłeś że jedziesz do domu!-krzyknęła Ashley.
-Gdybym ci powiedział gdzie jadę to byś mnie zatrzymała.
-Po co mnie okłamujesz?!Co by było gdyby coś się stało a ja bym sobie spokojnie siedziała?!
-Proszę cię,ten frajer dostał parę razy w brzuch i już leżał na trawie.-powiedziałem wywracając oczami.
-Co zrobiłeś?!-zapytała.
-Pojechałem tam,wybiłem mu szybę,trochę dostał i wróciłem.Jesteś bezpieczna.
Uśmiechnęła się delikatnie,myślałem że jest zła?Nie ważne.Podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno.
-Nie jesteś zła?-zapytałem.
-Na ciebie?Mogę być tylko ci wdzięczna.-pocałowała mnie w policzek.
Objąłem ją w talii.
-Ekhm,ekhm.-kaszlnęła Vanessa i się zaśmiała.
-Oh.-powiedziała Ashley i wyrwała się z mojego uścisku.
-Jedziemy do Cody'ego?A potem muszę zawieść samochód do naprawy żeby wymienili mi szybę.-zaproponował.
-O tak!-krzyknęła Van i szybko pobiegła do drzwi.
Ja i Ash wybuchliśmy śmiechem.
-Radziłabym ci się przebrać bo wyglądasz jakbyś stoczyła walkę z gorylem.-powiedziała Ashley.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
-Racja.-powiedziała Vanessa.
*Według Ashley*
Moja przyjaciółka poszła się przebrać,zresztą ja też.Ubrałam malinowe spodnie i białą,luźną koszulkę z czarnym napisem.Wzięłam w rękę kurtkę i ubrałam buty.Wyszliśmy z domu.Wsiedliśmy do samochodu Justina i pojechaliśmy do szpitala.
-Dzień dobry.-powiedziałam do pielęgniarki która właśnie wychodziła z sali 103.
-Dzień dobry.-uśmiechnęła się.
-Można odwiedzić Cody'ego?Jesteśmy jego przyjaciółmi.
-Proszę.-uśmiechnęła się i wskazała na drzwi.
Weszliśmy do środka.
-Hej Cody.-powiedziałam.
-Cześć.-powiedziała Van i się uśmiechnęła.
-Ooo,hej.-powiedział Cody.
Justin przybił mu piątkę.
-Co tam?-zapytał blondyn.
-Eee,nic.Nudno tu.-odpowiedział przyjaciel Biebera.
-Jak się czujesz?-zapytałam.
-W porządku.-odpowiedział.
Postanowiłam że opowiem mu historię z Jamesem i Justinem.
-...i wtedy Justin wrócił do domu.-zakończyłam opowieść.
-Co za pedał.-powiedział Cody.
-Co nie.-dodał Juss.-I jeszcze wrzuca mi karteczki do samochodu i myśli że ja się go kurwa wystraszę.-zaśmiał się ironicznie.
-Żałosne.-skomentował brunet.
Nagle Cody zaczął ostro kaszleć,zrobił się czerwony i nie mógł złapać powietrza.
-Boże Cody co jest?!-krzyczałam.
-Kurwa lekarz,szybko!-krzyknęła przerażona Vanessa
Justin nie wiedział co robić.Do sali szybko wbiegła pielęgniarka z lekarzem.
-Proszę wyjść!-krzyknęła pielęgniarka.
Udaliśmy się z przerażoną miną do wyjścia.Siedzieliśmy na krzesłach przed salą i cali się trzęśliśmy.Usłyszeliśmy krzyk lekarza.
-Jest coraz gorzej!Podczas wypadku doszło do powikłań!Mamy problem!
Biegiem co sali wbiegł drugi lekarz i przed tym zanim zamknął drzwi zauważyłam że Cody ma "maskę tlenową" no nie wiem jak to nazwać.Usłyszeliśmy głośne pikanie maszyny która pokazuje "stan serca" dobra może pieprzę głupoty ale nie jestem lekarzem i się na tym kompletnie nie znam!
-Co tam się dzieję!-krzyknęła Vanessa przerażona.
-Nie,tylko nie to.-usłyszeliśmy głos lekarza.
Moja przyjaciółka się rozpłakała a Justin chodził nerwowo po całym korytarzu łapiąc się za głowę.On chyba nie...Nie!Na pewno nie!Potrząsnęłam głową aby wyrzucić z niej złe myśli.Boję się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz