sobota, 30 listopada 2013

Twenty-eight.

-Jak to kurtka Justina?!-krzyknęła mam wstając z kanapy.
Roztrzęsiona nie wiedziałam co powiedzieć.Uh,Justin pali takie papierosy.Chwileczkę,wspominałam w ogóle że Justin pali?No to tak,pali.Nie jest nałogowym palaczem ale jara.
-Ashley możesz powiedzieć mi co tu się do cholery dzieje?-powiedziała próbując zachować powagę co jej nie wychodziło.
-Justin?Jaki Justin?-wtrącił policjant.,
-To chł...
Szybko zatkałam mamie usta dłonią zanim dokończyła to zdanie.
-Przepraszam na chwileczkę.-powiedziałam do dwóch mężczyzn i zaciągnęłam mamę do kuchni.
-Oszalałaś?!-powiedziałam szeptem.
-Ja?To twój chłopak okradł rodziców jego dziewczyny!
-Nie ważne!Nie możesz go wkopać,pójdzie do więzienia!
-I słusznie!Okradł drogocenne rzeczy!
-On wszystko odda!Ale daj mi czas...
Mama oparła łokcie o blat i schowała pomiędzy nimi głowę.Przytuliłam ją i nie wiem czemu zaczęłam płakać.
-Mamo błagam!On nie może mnie zostawić!
-Ma czas do końca tygodnia.Jest poniedziałek.Jeśli to niedzieli wszystko nie zostanie zwrócone zgłaszam to na policję.-wyszeptała wściekła.
Nie było czasu do stracenia.Przeprosiłam panów i od razu po tym jak wyszłam z domu zadzwoniłam do Justina.
-Halo?-usłyszałam zaspany głos po drugiej stronie.
-Justin,musimy się spotkać,teraz.
-Co?-czułam że właśnie się przeciąga.-Co jest?
-To nie rozmowa na telefon.Przyjdź do mnie.Ja zaraz będę w domu.
-Dobra
Nie czekałam na nic więcej tylko od razu szybko poszłam do domu.Szłam pośpiesznym krokiem.Wreszcie złapałam za klamkę dużych,brązowych drzwi.Zamknięte?Nie ma Van?Wyjęłam z kieszeni klucze i otworzyłam drzwi.Usiadłam na kanapie i schowałam twarz w dłoniach.Nie musiałam długo czekać bo zaraz do domu wpadł Justin.
-Cześć
-Hej,siadaj.
-Co się do kurwy nędzy stało że jesteś taka roztrzęsiona?-krzyknął prawie że i szybko objął mnie ramieniem.
-Puść mnie.-powiedziałam i zwaliłam jego ramię z mojego.
-O co ci chodzi?
-Okradłeś moich rodziców!
-Co?-zaczął się śmiać.
-Justin to nie jest śmieszne!
-Jest!Skąd ci się to wzięło dziewczyno?
-Dom moich rodziców został okradziony,biżuteria,pieniądze...zgadnij kogo kurtkę znaleziono w nim.-powiedziałam.-Twoją.
-Moją?Jaką?
-Czarną,skórzaną,z twoimi papierosami!
-To  n i e m o ż l i w e cziasz?Na chuj mi biżuteria twojej mamy?
-No nie wiem...żeby ją sprzedać!
-Mam dużo hajsu nie muszę kraść
-Justin masz tydzień na oddanie wszystkiego moja mama inaczej zgłasza sprawę na policję...
-Co mam jej oddać skoro nic jej nie zabrałem?!
-Boże Justin przyznaj się jak nie chcesz iść do więzienia albo mieć problemów z policją!
Chłopak zaśmiał się ironicznie.
-Jak mi nie wierzysz to już twój problem.
-Jak mam ci wierzyć skoro mnie okłamujesz!
-Mówię ci prawdę!
-Skoro jesteśmy razem to chyba powinieneś być ze mną szczery!
-A ty powinnaś mi ufać!Ale skoro mi nie wierzysz i mnie osądzasz za pieprzoną kradzież to chyba nie ma dla nas przyszłości.
-Czyli?-wyrzuciłam ręce w powietrze
-Czyli koniec z nami-powiedział i wyszedł z domu trzaskając za sobą drzwiami.
Siedziałam jak wryta.Świetnie.Nie mam chłopaka,nie mam zaufania mamy,nie mam już nic.Wiem,na pewno się pogodzimy...ale on się chyba naprawdę na mnie wkurzył.

*Według Justina*

Trzasnąłem drzwiami i wyszedłem z domu.O co tu w ogóle chodzi?Wiedziałem że tak będzie i ten rzekomy "związek" długo nie pociągnie.Żałuję tylko że byłem takim idiotą i nabrałem się na tą zasraną miłość czy jak to gówno się nazywa.Nie ma miłości.Nie ma wspaniałych księżniczek.Są dziwki.Wystarczy mi to.Wsiadłem do auta i odpaliłem silnik.Zastanowiłem się chwilę gdzie mogę pojechać,ponieważ nic nie przyszło mi na myśl pojechałem przed siebie.Coraz mocniej zaciskając ręce na kierownicy nie mogłem powstrzymać emocji i cholernego zdenerwowania.Jechałem wymijając wszystkie auta.Wjechałem na ulicę którą skądś już znałem.Znałem i to dobrze.To tu potrąciłem tą kobietę.Potrząsnąłem głową aby wyrzucić wszystkie złe myśli które przechodziły przez mój mózg.Postanowiłem pojechać do domu.Po paru minutach jazdy zaparkowałem przed domem i wysiadłem po czym wszedłem do środka.Pustka.W sumie jak inaczej?Walnąłem się na łóżko i postanowiłem iść spać.

*3 dni później*

*Według Ashley*

Justin się nie odzywa.Ja jestem chora.Vanessa cały czas jest zajęta.Sprawa z kradzieżą nie wyjaśniona.Gorzej być już chyba nie może.Leże od trzech dni w domu,boję się o Justina i zaczynam wątpić że się pogodzimy.Spojrzałam na zegarek.13:07.Idę do sklepu po herbatę.Zarzuciłam na siebie grubą bluzę i wsunęłam adidasy po czym wrzuciłam do kieszeni pieniądze i wyszłam.Do sklepu miałam 5 minut drogi.Szłam dość szybkim krokiem.Właśnie miałam przechodzić przez pasy kiedy jakiś samochód dosłownie niecały metr ode mnie zatrzymał się.Gwałtownie odskoczyłam na bok.Spojrzałam na kierowcę a moje serce stanęło...kto?Justin z jakąś panną.W oczach zebrały mi się łzy,szybko wbiegłam do sklepu i chowając się za regał zaczęłam płakać.To koniec.Koniec ze mną i z Justinem.Koniec wspaniałego,szalonego życia.Nie miałam ochoty na nic.Zapłakana wzięłam z półki herbatę i poszłam do kasy.Nagle ujrzałam młodego,przystojnego sprzedawcę.Uśmiechnął się do mnie.
-Wiesz...mogę dorzucić ci paczkę chusteczek gratis.-uśmiechnął się troskliwie i pokazał mi paczkę chusteczek.
-Poproszę.-pociągnęłam nosem i lekko,prawie niezauważalnie się uśmiechnęłam.
-9.28
Podałam mu pieniądze i chwytając za "ucho" reklamówki wyszłam ze sklepu.Szybko znalazłam się w domu.Usiadłam na kanapę i wzięłam ze stolika mojego iPhona.Weszłam w galerię która była przepełniona zdjęciami Justina i moich razem z nim.Nasze zdjęcia z Cody'm,z Vanessą...zdjęcie śpiącego Justina...zaczęłam coraz bardziej płakać uświadamiając sobie że ktoś komu oddałam moje serce tak po prostu mnie zostawił.To było za wiele.Dość.Ponownie się ubrałam i wybiegłam z domu.Biegłam przed siebie.Nie byle gdzie,w miejsce którego potrzebowałam.Kiedy byliśmy z Justinem na spacerze Justin pokazał mi je.To tak jakby góra.Stoi tam ławka.Jest dość stromo bo widać widoki Los Angeles.Kiedy się tam doczłapałam,usiadłam na ławkę i zaczęłam głośno płakać.Nigdy nie byłam tak załamana.Przez te 19 lat mojego życia nigdy nie myślałam o samobójstwie aż do teraz.To wszystko po prostu straciło sens.Podeszłam do brzegu i zamknęłam oczy,chciałam poczuć dłonie Justina na mojej talii,jego usta na mojej szyi i usłyszeć jego głos.Przypomniałam sobie to.Te wszystkie wspomnienia...Otworzyłam oczy i podeszłam bliżej krawędzi.Spojrzałam na miasto.Miasto w którym teraz mój sens życia pewnie pieprzy się z jakąś laską.Z zamyśleń wyrwał mnie zachrypnięty głos.
-Ashley...
Odwróciłam się.Ręce zaczęły mi się trząść,usta drżeć,serce walić 100 razy mocniej...Tak,to Justin.
-J-Justin...-wyjąkałam.
-Skarbie...
Kiedy poczułam że duża ilość łez spływa mi po policzkach bez myślenia rzuciłam się Justinowi w ramiona i wybuchłam ponownie płaczem.
-Kochanie...przepraszam...kurwa nigdy sobie tego nie wybaczę...-powiedział i mocno,cholernie mocno mnie przytulił.
-Doprowadziłem cię do stanu w którym nigdy nie chciałem cię zobaczyć.Przestraszoną,załamaną,płaczącą...przepraszam...
Nic nie powiedziałam,nie umiałam wydobyć z siebie żadnego słowa.
-Kocham cię...kocham cię i zawsze będę...kiedy wtedy zobaczyłem cię zapłakaną idącą do sklepu...bezbronną...poczułem że nie mogę cię stracić...że jesteś dla mnie wszystkim...
-P-przep-praszam...-wyjąkałam ledwo co.
-Ashley nie mów tak to moja wina.Już nigdy cię nie zostawię.-powiedział wolno spokojnym głosem.

wtorek, 12 listopada 2013

Twenty-seven.

-Mama?!-krzyknęłam
Kobieta spiorunowała mnie wzrokiem.Czułam jak się czerwienię.Zeszłam szybko z kolan Justina i wysiadłam z samochodu.
-Co ty tu robisz?-zapytała mrużąc oczy.
-N-nic.-zająkałam się.
Boże jaki wstyd.
-Możemy porozmawiać w cztery oczy?
Pokiwałam nie pewnie głową i odeszłam parę metrów od samochodu Justina.Szybko dołączyła do mnie mama.
-Co ty wyrabiasz?!-"krzyknęła szepcząc"*.
-Zależy co masz na myśli?
Na jej twarzy ukazało się rozczarowanie,troska,złość,smutek i Bóg wie co jeszcze.Na pewno nie radość.
-Nie sądziłam że nie masz do siebie szacunku...w czym popełniłam błąd?-załamała się i oparła głowę do ściany budynku.
-O czym ty mówisz?
-Dlaczego robisz "to" za pieniądze?Przecież z ojcem zawsze kupowaliśmy ci to co chciałaś...
-Co?!-wrzasnęłam.
-Mogłaś powiedzieć że czegoś ci brakuje...
-Oszalałaś?!Mamo,nie jestem dziwką!Jak w ogóle mogłaś tak pomyśleć co?!-wykrzyczałam zdenerwowana całą sytuacją.
-To kim był ten chłopak?-stanęła ze mną twarzą w twarz;
-To mój chłopak a nie jakiś chłopak!
-Chwileczkę...to ten chłopiec który był u was w domu kiedy cię odwiedziłam?-w jej oczach pojawiła się nadzieja.
-Tak mamo!To Justin!Jak mogłaś pomyśleć że...nie mogę w to uwierzyć!-złapałam się za głowę.
Poczułam nagle że mama objęła mnie ramionami i wtuliła głowę w moje włosy.
-Córciu...przepraszam...nie poznałam go,po za tym ostatnio jestem bardzo roztrzęsiona...
-Co się dzieje?
To chyba coś poważnego skoro moja rodzicielka uznała mnie za jakąś dziwkę.
-Mieliśmy z ojcem...ktoś się włamał do domu.
-Co?!-wydarłam się nie mogąc uwierzyć w to co usłyszałam.-Jak to?!Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?!
-Nie chciałam cię martwić...
-Mamo czy ciebie do reszty pojeb...-ugryzłam się w język.-Czy ty oszalałaś?!
-Ale...
-Nie ma żadnego "ale"!Jestem twoją córką,jedyną zresztą,chyba powinnaś mi mówić takie rzeczy!
-Ashley do cholery,dasz mi powiedzieć jak to było?!
Odetchnęłam ciężko i pokazałam jej gest ręką żeby zaczęła od początku.
-Po pierwsze,nie tutaj.Jesteś już po lekcjach?
Pokiwałam głową.
-Więc o 16 bądź w Starbucks'ie.Muszę lecieć na spotkanie z klientem.Do zobaczenia!-powiedziała po czym pobiegła przed siebie.
Złapałam się za głowę i poszłam odnaleźć auto Biebera.Kiedy zauważyłam czarne ferrari,weszłam na miejsce pasażera.
-Co jest?-rzucił jakby robił łaskę że w ogóle się pyta.
-Nic.
-Ashley,nie pierdol że nic.Chyba widzę.
-Sama nie wiem co się stało!Opowiem ci to później-jak się dowiem.Zawieź mnie do domu.
-Dlacz...
-Justin zrób do cholery choć raz to o co cię proszę.
Blondyn wywrócił oczami i odjechał ze szkolnego parkingu.Jechaliśmy w ciszy.Odezwałam się dopiero kiedy dojechaliśmy na miejsce.
-Poczekaj chwilę.Przebiorę się i zaraz wracam.
Nie czekałam na odpowiedź tylko od razu wyskoczyłam z samochodu i grzebiąc w torebce w poszukiwaniu kluczy,przeklnęłam pod nosem bo nie mogłam ich znaleźć.
-Są.-powiedziałam cicho i wyjęłam je z torby.
Zwinnym i szybkim ruchem otworzyłam drzwi,zdjęłam buty i rzuciłam torbę do salonu.Pobiegłam do pokoju i otworzyłam szafę.Jęknęłam bo nie wiedziałam co ubrać-jak zwykle zresztą.Po tym jak Justin ostatnio wylał colę na stertę moich czystych ubrań nie miałam zbytniego wyboru co do garderoby.Moje oczy dostrzegły coś czarnego.Zdjęłam z wieszaka właśnie czarną koszulę i moje ulubione,oliwkowe,obcisłe spodnie.Udałam się do łazienki i wzięłam szybki,ale to bardzo szybki prysznic.Wytarłam się puchatym ręcznikiem i założyłam ubrania.Wzięłam z blatu w kuchni paczkę gum do ręki i wyjęłam jedną po czym wsadziłam ją do buzi.Wzięłam z szafki klucze i wybiegłam z domu zakluczając za sobą drzwi.Ponownie weszłam na miejsce pasażera w samochodzie Justina.
-Jestem.-powiedziałam.
-Mhm.-mruknął.-To gdzie jedziemy?
-Zawieź mnie do Starbucks'a.
-Po co?-zmarszczył czoło.
-Bo muszę się tam spotkać z mamą.Która godzina?
Chłopak spojrzał na wyświetlacz swojego iPhona.
-15.50.
-Dobra,to jedźmy.
Oparłam się wygodnie o fotel kiedy chłopak ruszył.W radiu zaczęła się jakaś piosenka.Bieber po usłyszeniu że się zaczyna,szybko podgłośnił.
-Ścisz to.-jęknęłam.
Chłopak podgłośnił jeszcze bardziej.
-Co?-zaśmiał się.
-Cholera,Bieber,ścisz to!
Tym razem o dziwo wykonał moją prośbę a raczej polecenie.
-Masz okres?-uśmiechnął się.
-Co?-zmarszczyłam czoło.
-Nerwowa jesteś.
-Nie Justin,nie mam okresu,ale trudno się nie denerwować kiedy włączasz to gówno tak głośno że nie słyszę swoich myśli!
-To nie gówno.To Metallica.
Wywróciłam oczami.
-Nie ważne co to jest!
Chłopak zaczął się śmiać co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało lecz postanowiłam ugryźć się w język żeby oszczędzić sobie słuchania głupkowatych komentarzy.
-Jesteśmy.-zaparkował samochód i zgasił silnik.
-Super,dzięki,to pa-chciałam wyjść z auta ale chłopak pociągnął mnie za ramię i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
Skończyliśmy się całować a ja wyszłam z auta.
-Popraw włosy!Wyglądają jak po s...
-Słyszę!-przerwałam mu głośno.
Przeczesałam ręką włosy i weszłam do środka szukając mojej mamy.Zdziwiłam się bo siedziała już.
-Hej.-przywitałam się i usiadłam na przeciwko niej.
-Hej.-odpowiedziała.
-Długo czekasz?
-Nie,dopiero przyszłam.
-Tak?Nie widziałam cię.
-Za to ja ciebie tak.Aha,powiedz Justinowi żeby przestał przejeżdżać na czerwonym świetle bo w końcu zabiorą mu te prawo jazdy.-posłała mi rozbawiony uśmiech.
Zarumieniłam się delikatnie.
-Huh,przekażę mu.
Podeszła do nas kelnerka.
-Co podać?-zapytała.
-Dla mnie mocną kawę.A ty co chcesz?-spojrzała na mnie mama.
Przejrzałam szybko "menu kaw" i podałam kobiecie zamówienie.
-Dziękuję.-rzuciła mama.
-A teraz mów o tym włamaniu.-powiedziałam niecierpliwie.
-Więc...ja i tata byliśmy w pracy,kiedy wróciliśmy w domu był totalny bałagan,nie było mojego całego pudełka z biżuterią...na pewno ukradli wiele innych rzeczy ale byłam zbyt roztrzęsiona żeby sprawdzać dom...
-Zgłosiłaś to na policję?
-Oczywiście.Dzisiaj przyjadą żeby przeszukać dom i tak dalej...
-Ale...jak to się stało?Przecież mamy dwa,dobre zamki a oprócz ciebie,taty i mnie nikt nie ma kluczy.
-Kiedy zobaczyłam bałagan myślałam że to ty czegoś szukałaś ale nawet ty byś nie zrobiła takiego bajzlu.
-Dzięki.-powiedziałam sarkastycznie.
Mama wywróciła oczami i wtedy przyszły nasze kawy.Zaczęłam bawić się słomką która była w kawie myśląc o czym jeszcze chcę porozmawiać z mamą.
-Jak ci się w ogóle układa?-zapytała nagle.
-Jak na osobę która nie dawno skończyła 19 lat to dobrze.A tobie?
-Po za tym wszystko dobrze.

*Brak perspektywy*

Ashley wraz z swoją mamą po omówieniu różnych rzeczy,postanowiła udać się do domu rodziców w którym miała zjawić się policja.Pojechały razem do domu w którym szybko dość pojawiła się policja.

*Według Ashley*

-Otworzę!-krzyknęłam po tym jak ktoś dosyć mocno zapukał w drzwi wejściowe.
Moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna,właściwie dwóch mężczyzn z mundurach.Oczywiście policjanci.
-Mamo chodź!-krzyknęłam jak małe dziecko.
-Dom państwa Storling?-zapytał jeden z nich niskim głosem.
-Tak.-odpowiedziała mama stając koło mnie.-Zapraszam.-dodała.
Dwaj mężczyźni przeprowadzili z mamą rozmowę,co zniknęło,kiedy i inne ważne szczegóły potrzebne do śledztwa.Jeden z nich gadał z mamą a drugi przeszukiwał dom.Ten drugi podszedł do mamy z czymś w rękach.
-To kurtka pani męża?-zapytał.
Mama wzięła ją do ręki i obejrzała dokładnie.Spojrzała na metkę.
-Nie,to nie jest kurtka ani moja ani mojego męża.Pierwszy raz widzę ją na oczy.
Mężczyzna tym razem podał ją mi.
-Może twoja?
Obejrzałam ją,spojrzałam na metkę po czym wytrzeszczyłam oczy,zajrzałam do zapinanych kieszeni w których znalazłam papierosy.
-To kurtka Justina-powiedziałam roztrzęsiona i zdziwiona jak nigdy dotąd.




niedziela, 27 października 2013

Twenty-six

WAŻNA INFORMACJA POD ROZDZIAŁEM.

Podeszłam do półki na której stały puchary.Wzięłam jeden do ręki i obejrzałam go dokładnie.Odstawiłam nagrodę  na miejsce i ciężko odetchnęłam.
-Chodź tutaj.-powiedział Justin który siedział na krześle.
-Co chcesz?
Chłopak poruszył wskazującym palcem w swoją stronę.Wywróciłam oczami i podeszłam do niego.
-Usiądź.
Zirtowana usiadłam bokiem na jego kolanach.
-Nie tak.Okrakiem.
Ponownie wywróciłam oczami i wykonałam polecenie.
-Otwórz buzię.
-Po co?
-Otwórz.
Rozchyliłam delikatnie usta a Bieber powoli przybliżając swój język do moich ust,zaczął toczyć walkę z moim.Zaczęło się robić coraz bardziej gorąco.Wszystko było szybsze.Oplotłam nogami chłopaka a on wstał przygniatając mnie delikatnie do ściany.Wsadziłam rękę w jego włosy a on swoją rękę pod spód mojej koszulki z tyłu.Zmienił ścianę i oparł mnie o szafę na której stały puchary.Uderzyłam w nią i wszystkie nagrody spadły na dół.Przerażona nie odchylałam się od blondyna.Justin uśmiechnął się łobuzersko i zrzucił z siebie koszulkę po czym wyrzucił ją na bok.
-Stop.-powiedziałam szybko.
-Co znowu?!-krzyknął zdenerwowany.
-Nie możemy Justin.
-Czemu?!
-Ja...nie...tutaj?
-Czemu nie?-wyrzucił ręce w powietrze.
-Słuchaj,to że dla ciebie to codzienność to nie znaczy że dla mnie też,okej?
-Masz 19 lat!
-Mogę mieć nawet 30 i to mnie do niczego nie zobowiązuje!
-Czemu tak bardzo tego nie chcesz?!
-Czemu tak bardzo ci na tym zależy?!
-Odpowiedz na moje pytanie.
-A ty na moje
-Byłem pierwszy
-No i co z tego!Wiesz co mam cię dość.Cześć.-rzuciłam z obrzydzeniem i podeszłam do drzwi łapiąc za klamkę.
Cholera.Zdałam sobie sprawę że się ośmieszyłam bo przecież byliśmy zamknięci.Usłyszałam chichot za plecami.
-I z czego się śmiejesz?-rzuciłam.
-Jesteś urocza kiedy się denerwujesz
Wywróciłam oczami i spojrzałam na odkryty brzuch Justina.
-Po prostu cię kocham-zaśmiał się.
Odwróciłam się od niego na piętach i zamknęłam oczy pogrążając się w myślach.Poczułam ciepły oddech na mojej szyi więc przygryzłam dolną wargę.Justin zaczął składać na niej mokre pocałunki.Odepchnęłam go.
-Przestań.
-Do kurwy nędzy,o co ci chodzi,co?!
-Siedzimy w jakimś pieprzonym pokoju nauczycielskim czy Bóg wie w czym a ty nie przejmujesz się że szybko stąd nie wyjdziemy!
-Koniec świata.-chłopak powiedział z sarkazmem i wywrócił oczami.
-Wiesz że tego nienawidzę!
-Czego?
-Jak nic cię nie obchodzi i jak głupkowato wywracasz na mnie oczami!
-Sama to robisz!
-To co innego!
-Wiesz co?Siedź sobie tutaj kurwa sama.-podniósł z podłogi koszulkę i założył ją na siebie.-Nie mam ochoty słuchać twojego pieprzenia.-splunął i podszedł do okna otwierając je.
-Co ty wyprawiasz?!
-Wychodzę.-odpowiedział nie spoglądając na mnie w ogóle i przerzucił obie nogi przez parapet.
Justin rozejrzał się i nagle jego uwagę przykuł jakiś punkt.Podeszłam do okna i nim zdążyłam krzyknąć on zeskoczył na niższy punkt szkoły jeśli mogę to tak nazwać.Zwinnie wstał i nie oglądając się za siebie szukał następnego miejsca w które mógłby zeskoczyć bo tutaj było nadal za wysoko.

*Według Justina*

Kurwa utknąłem.Moje moce spiderman'a wygasły.Rozglądałem się szukając jakieś pomocy do zejścia i nagle poczułem jakby nad moją głową pojawiła się żółta żarówka oznajmiająca że mnie olśniło.Zauważyłem rynnę której nigdy wcześniej nie widziałem i szczerze nie wiem co robiła ona na budynku szkoły.Zwinnie zsunąłem się na dół i udałem się do mojego samochodu.Szedłem omijając inne auta i wpadłem na mój samochód.Sięgnąłem do kieszeni po kluczyki.Gdzie one są?Przeklnąłem się w myślach bo musiałem zostawić je w tamtym pokoju nauczycielskim czy co to tam było.

*Według Ashley*

Usiadłam w kącie i schowałam głowę w kolanach.
______________________
Siedziałam tak już dobrą godzinę bez niczego,bez telefonu bez klucza.Nagle usłyszałam otwieranie drzwi.Gwałtownie zerwałam się na nogi.Ujrzałam mojego WF'istę.Wytrzeszczył oczy kiedy zauważył zbite puchary.
-Co to ma być?!-krzyknął tak głośno że aż podskoczyłam.
-To...-zaczęłam przerażona.
-To moja wina.-dokończył znany mi głos i wtedy do małego pokoju wszedł Justin.
Otworzyłam buzię ze zdziwienia.
-Panie Bieber,co pan tu robi?!
-Byłem z Ashley tutaj,ktoś nas zamknął,ja wyszedłem oknem a ona została...
-A jak zbiliście wszystkie nagrody,huh?!
-To ja.Potknąłem się i wpadłem na szafę i...one spadły.-podrapał się po karku.
-Co ty m...-zaczęłam ale blondyn zasłonił mi delikatnie dłonią usta.
-Będziesz musiał ponieść koszty tego wszystkiego.
-Ta,wiem.-wzruszył ramionami.
-A co wy tutaj robiliście.
-Nic.
-Nie mam teraz czasu na wytłumaczenie tej sprawy,chcę się z tobą widzieć po lekcjach.Idźcie już.
Justin podniósł z podłogi swoje kluczyki,złapał mnie za rękę i udał się do klasy.
-Dlaczego to zrobiłeś?-zapytałam spokojnym głosem.
-Po co masz mieć obniżone zachowanie.
-Ale to moja wina!
-Jak już to nasza.
-No ale będziesz miał problemy!
-No i?Słuchaj nie takie rzeczy robiłem.Myślisz że się boję jakiegoś starego dziadka który uczy WF'u?-roześmiał się.
-Nie?
-Dokładnie.-uśmiechnął się.
Pociągnęłam go za rękę do wyjścia ze szkoły.Justin spojrzał na mnie pytająco.Nie mówiąc nic udałam się z nim do wyjścia bo nie miałam ochoty na naukę.Weszliśmy do samochodu Justina.Chłopak odpalił silnik.Z mojego siedzenia usiadłam na jego kolana i namiętnie pocałowałam wielokrotnie jego szyję.Usłyszałam pukanie w szybę.Obydwoje spojrzeliśmy kto to,a ja o mało nie dostałam zawału.

piątek, 11 października 2013

BLOG

Moja koleżanka założyła nowego bloga. http://do-not-leave-me-never.blogspot.com/  Poprosiła mnie abym go udostępniła bo chce się wybić.Wejdźcie i przeczytajcie,jak na razie zaczyna ale z tego co mi opowiadała jak dla mnie opowiadanie będzie ciekawe:) A pro po mojego bloga...powiedziałam że go nie zawieszam,raczej tego nie zrobię bo naprawdę włożyłam w niego dużo pracy,mam mniej więcej pomysł ale jak dla mnie Love is not easy baby robi się coraz bardziej nudne.Rozdziały są krótkie a ja mam tylko jeden pomysł co może się dalej stać.Dziękuję za miłe słowa i przepraszam ale nawet jeśli zawieszę bloga to myślę że po max miesiącu powrócę do pisania jeżeli nauka mi na to pozwoli.
Pozdrawiam<3

środa, 9 października 2013

INFO

Nie wiem co z blogiem bo napisała do mnie TYLKO jedna osoba...pisanie dla jednej osoby nie ma sensu.Póki co daje wam link do mojego nowego bloga, http://give-me-a-chance-for-love.blogspot.com/ komentujcie który lepszy i ogólnie komentujcie.Pozdrówki xoxo

poniedziałek, 7 października 2013

WAŻNA INFORMACJA.

UWAGA!!!
Chyba zawieszę jak narazie tego bloga,jakoś nie mam na razie i weny i czasu.Oczywiście nie jest to ostateczna decyzja,mogę go pisać,czas zawsze znajdę,ale nie wiem czy mam dla kogo.Zobaczymy ile osób skomentuje i czy ktoś w ogóle skomentuje.Przepraszam i czekam na wasze komentarze:(

piątek, 4 października 2013

Twenty-five.

Poddałam się i oparłam głowę o szybę.Ujrzałam dom Justina.
-Wow posłuchałeś się mnie.-powiedziałam zirytowana.
-Kto ci powiedział że właśnie tu jedziemy?
-Bo zwalniasz.
Chłopak się zaśmiał i zatrzymał po czym wysiadł z samochodu.Zrobiłam to samo.
-Justin,ty w ogóle pamiętasz co się dzisiaj stało?
-Kurwa zamknij się.
Rozszerzyłam oczy.
-Słucham?
-Zamknij się powiedziałem.-syknął.
Coraz bardziej mnie przerażał.Weszliśmy do domu.Justin walnął się na łóżko i schował głowę w kolanach trzymając się za końcówki włosów.
-Co jest?-zapytałam.
-Nic,wpadłem w bagno.
-A dokładniej?
-Po prostu Cody już jest w Vegas i...

*Według Justina*

Ugryzłem się w język
-Iii?-zapytała Ashley.
Nie mogę jej przecież powiedzieć,mianowicie chodzi o to że jedna dziwka,z którą się spotykałem...nie,nie kochałem jej,wiadomo o co chodzi,szantażuje mnie że wygada Ashley że ją zdradziłem i to nie raz.Oczywiście powiedziałem jej że jeśli jej to powie to będzie to ostatnie słowo jakie powie ale ona najwyraźniej się tym nie przejęła.Jeśli Ashley się dowie,nigdy mi nie wybaczy.
-Justin?
-Nic,mam zły dzień.
-Niech ci będzie.
Ufff.
-Chodź do mnie.-powiedziałem siadając normalnie i pokazując jej gestem ręki żeby podeszła.
Doszła do mnie wolnym krokiem i usiadła koło mnie.Złapałem ją za rękę.
-Zdajesz sobie sprawę z tego że nawet jeśli kiedyś cię zdradziłem...to...to i tak ty jesteś dla mnie najważniejsza?
-A zdradziłeś?-spojrzała na mnie pytająco.
-Nie!
Musiałem skłamać,co innego miałem zrobić.
-Czemu ja?-zapytała drżącym głosem.
Nie zrozumiałem jej.
-Dlaczego ci na mnie zależy?
-Po prostu.
-Nie,wymień co najmniej trzy powody.
-Pociągasz mnie.-szepnąłem jej do ucha zachrypniętym głosem.-Jesteś piękna,inteligentna,ostra,słodka,idealna.-na koniec pocałowałem ją w usta.
-To było więcej niż pięć.-zauważyłem że lekko się rumieni.
-Mogę tak wymieniać do jutra.
Dziewczyna zaśmiała się i delikatnie mnie popchnęła po czym nachyliła się nade mną i złączyła nasze usta.
-Chciałabym cię mieć na zawsze,wiesz?
-Będziesz.-złączyłem ponownie nasze wargi.
-Obiecujesz?-odchyliła się.
-Obiecuję.
Przytuliła się do mnie mocno i tak leżeliśmy w ciszy.

________________________________
-Wstawaj Justin.-poczułem jak ktoś delikatnie mną trzęsie.
-Jeszcze 15 minut.-jęknąłem.
-Nie,wstawaj.-usłyszałem śmiech.
-Oj nie.-wyrwałem się z uścisku.
-Dobra,to nici z całowania.
-Dobra wstaję!
Wstałem pośpiesznie z łóżka i zauważyłem że dziewczyna jest już ubrana.
-Która godzina?-zapytałem przecierając oczy.
-Wystarczająco późna żebyś wstał.-powiedziała i zaczęła malować rzęsy.
Poszedłem pod prysznic i ubrałem świeże ciuchy.Wyszedłem z łazienki nadal przymulony.Zapomniałem koszulki.
-Widziałaś moją białą koszulkę?-zapytałem przeszukując szafki.
-Ym...-zaśmiała się.
Spojrzałem na nią,miała ją na sobie.
-No co?Nie wzięłam swojej.-uśmiechnęła się łobuzersko tak jak zawsze ja to robię.
Powtórzyłem uśmiech i wziąłem inną koszulkę.Ubrałem buty i zarzuciłem na ramię plecak.Wziąłem Ashley za rękę i wyszliśmy z domu.Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy pod budynek szkoły.Zaparkowałem samochód i poszliśmy do środka.Udaliśmy się do sali w której mieliśmy lekcje.

*Według Ashley*

Jak zwykle czułam że każda dziewczyna patrzy na mnie wzrokiem jakby miała mnie zaraz zabić.Tak właśnie było.Oczy pełne zazdrości,wrogości,ale mnie to zbytnio nie obchodzi.Zauważyłam Toma,podbiegł do mnie,właściwie do nas.
-Czemu z nim idziesz na rękę?I gdzie byłaś jak cię nie było tam gdzie się umawialiśmy?-powiedział marszcząc czoło.
-Hahahaha,wypierdalaj.-zaśmiał się Justin i przy ostatnim słowie całkowicie się uspokoił,wybuchłam śmiechem.
-Pysk pedale.-syknął Tom.
-Ja jestem pedałem?Ja nie chodzę bynajmniej w rurkach.-Justin uniósł brwi i odwrócił głowę do tyłu.
-Bo byś wyglądał jak idiota.-zaśmiał się ironicznie.
-Nie znam żadnego faceta który wygląda dobrze w spodniach dla baby.Dla ciebie są one stworzone.-uśmiechnął się ironicznie.-Aha no i ja nie miałbym miejsca bo Jerry by się nie zmieścił a twój nie ma z tym problemu.-zaczął się śmiać.
-Kto nazywa...-zaczął Tom.
-Stul już ten pysk bo jak ci przypierdolę to te rureczki ci spadną z dupy.-powiedział Bieber przybierając groźmy wyraz twarzy.
-Ale się ciebie boję...-zaśmiał się Tom.
-Powinieneś.
-Dobra daj sobie spokój Justin.-wtrąciłam i pociągnęłam go za rękę,o dziwo poszliśmy do klasy.
Byłam zdziwiona że się nie pobili ale jednocześnie z tego powodu szczęśliwa.Vanessy nie było,jak to możliwe?Zaczęłam się martwić.Pewnie jej się nie chciało,wmawiałam sobie.Lekcja zleciała szybko.Ja i Justin po dzwonku wyszliśmy z sali i szliśmy do naszych szafek,zostawiłam książki i szłam w stronę szafki Biebera.Nagle ktoś wciągnął mnie do pokoju dla WF-istów.Nie kto inny jak Justin.
-Co ty robisz?-zapytałam.
Chłopak szybko złączył nasze usta.
-Serio,w sali dla nauczycieli WF-u?
-To miało zbudować seksowną atmosferę.-wywrócił oczami.
-Nie wyszło.-zaśmiałam się.
Podeszłam do drzwi żeby wyjść,złapałam za klamkę,nic,nie otwierały się.
-Halo!-krzyknęłam.
-Co?-zapytał Bieber.
-Zamknięte.-powiedziałam marszcząc czoło.
Zaczęłam walić w drzwi ale na marne.Zajebiście,siedzimy tu dopóki jakiś nauczyciel nas nie otworzy.Usiadłam na krześle i poczułam że Justin mnie objął od tyłu.
-Oj puść mnie,łaskoczesz.-zaśmiałam się bo delikatnie jeździł ręką po moim brzuchu co przyprawiało mnie o dreszcze.
-Nie.-powiedział i zaczął całować moją szyję.
Jestem skazana na parę godzin,z Justinem,w ciasnym pomieszczeniu.Myślę że prędzej czy później albo wyjdę z siebie albo zostanę zgwałcona.Zaśmiałam się pod nosem z moich myśli.

_____________________________________________
Przepraszam,prawie tydzień nie było rozdziału i po tygodniu dodaje nie dość że krótki to mało ciekawy.Obiecuję że rozdziały będą dłuższe ale wolałam dodać krótszy teraz niż kazać wam czekać do jutra.Jeszcze raz przepraszam i kocham was.xoxo

sobota, 28 września 2013

Twenty-four.

Pokazałem Ashley żeby wstała.Założyła bluzę i buty i wyszliśmy powoli z sali.Założyłem ponownie fartuch lekarski i zjechaliśmy winą na dół.Ash czekała za ścianą a ja podszedłem do tej kobiety co wcześniej.
-Przepraszam?-zacząłem.
Kobieta podniosła wzrok.Kurwa co dalej.
-Yyy...chciałbym aby sprawdziła pani w jakiej sali leży...-zastanowiłem się i wymyśliłem przypadkowe nazwisko,dalej Justin myśl...-W jakiej sali leży pacjent Footh?
-Chwilę.-powiedziała i znów spojrzała w ekran.Odwróciłem się i szybko pokazałem Ashley ręką że ma uciekać.
Dziewczyna szybko opuściła budynek przez duże szklane drzwi.
-Nie ma takiego pacjenta proszę pana.-powiedziała zdziwiona kobieta.
-A no tak,jasne pomyliło mi się...to ja już...-zdjąłem z siebie fartuch i wybiegłem ze szpitala.
Wziąłem Ashley za rękę i szybko pobiegliśmy do auta.
-Jesteś genialny.-powiedziała zamykając drzwi.
-Wiem skarbie,wiem.Jedziemy do mnie czy to ciebie?
-Lepiej do ciebie...
Kiwnąłem głową i odpaliłem silnik.Jechaliśmy ciemnymi ulicami,nie było kompletnie nic widać,zero ludzi.Usłyszeliśmy krzyk i poczułem że w coś wjechałem,niestety nie zdążyłem zauważyć co bo w chwili kiedy w to wjechałem gadałem z Ashley.
-Co to kurwa.-powiedziałem i uśmiech zszedł z mojej twarzy.
Ash była przerażona.Wysiedliśmy z samochodu.Naszym oczom ukazała się młoda kobieta leżąca na środku ulicy.Ashley zakryła dłonią usta.
-O nie.-powiedziała przestraszona.
Podszedłem do leżącej dziewczyny.
-Halo?-zapytałem ciężko przełykając ślinę.
Nic.Ashley podeszła bliżej i poklepała ją po policzku.
-Nie żyje.-powiedziała i wybuchła płaczem.
Kurwa jak to możliwe?Wstałem szybko z ulicy.
-Chodź.-powiedziałem i wracałem się do samochodu.
-Co?!-krzyknęła.
-Mówię chodź kurwa!
-Jaja sobie robisz?!Ona nie żyję!
-Nikt się o niczym nie dowie.-pociągnąłem ją za rękę do samochodu.

*Według Ashley*

Nie no nic się nie stało...tylko mój chłopak właśnie potrącił jakąś dziewczynę!Obydwoje byliśmy w szoku i nadal nie doszło do nas co się stało.Bynajmniej do mnie bo Justin jechał cały czas skupiony i najzwyczajniej w świecie uciekł z miejsca wypadku.
-Ciebie to w ogóle obchodzi?!-krzyknęłam nagle wyrzucając ręce do góry.
-Nie przeżywaj.
-Jak ktoś się o tym dowie pójdziesz siedzieć i może ja też bo byłam razem z tobą i nie wezwaliśmy pomocy!
Bieber pisknął oponami i się zatrzymał po czym spojrzał na mnie.
-Kurwa,nikt się nie dowie rozumiesz?!
-Spoko,jedź sobie sam.-uśmiechnęłam się sztucznie i wyszłam z samochodu Jussa.
Na moje nieszczęście było cholernie późno a ja wracałam sama do domu.Super.Każdy szelest,każdy dźwięk,przyprawiał mnie o dreszcze.Zdałam sobie sprawę że nie wzięłam ze szpitala telefonu,jeszcze lepiej!Dzięki Bogu dotarłam bezpiecznie do domu.Zaczęłam pukać do drzwi.Nic.Walnęłam mocniej.Słyszałam jak ktoś schodzi po schodach.Otworzyła mi Vanessa.
-Co ty tu robisz?!-przytuliła mnie.
-Długa historia...-powiedziałam i przytuliłam ją po czym weszłam do środka i walnęłam się na kanapę.-Co tam?-zapytałam.
-Dobrze,ale opowiedz mi wszystko.
-Powiedziałam że to długa historia!-krzyknęłam.
Van spojrzała na mnie zdziwiona.
-Przepraszam,po prostu pokłóciłam się z Justinem...i ten szpital...
-Nie ma sprawy,jesteś zmęczona?
-Nie zbyt.
-A ja strasznie.-westchnęła.
-To idź spać.-powiedziałam jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Na pewno?Nie chcesz pogadać czy coś?No nie wiem.
-Idź spać,jutro pogadamy.-zaśmiałam się i klepnęłam ją w ramię.
Van poszła do pokoju a ja leżałam i byłam sam na sam z moimi myślami.Poszłam się przebrać z normalne ciuchy bo nie wybierałam się spać a nie mogłam siedzieć taka nieogarnięta,nienawidziłam tego.Nagle usłyszałam pukanie.Nie pewnie podeszłam do drzwi i je otworzyłam.Ujrzałam Justina opierającego się.
-Co chcesz?-zapytałam.
-Ciebie.-powiedział i uśmiechnął się łobuzersko po czym do mnie podszedł.
-Przestań.-odsunęłam się.
-Oj no chodź.-powiedział.
-Cicho bądź!Van śpi!
-Dobra wyluzuj.-powiedział wystawiając dłonie przed siebie.-Chodź jedziemy do mnie.
-Po co?-rzuciłam.-Człowieku czy ciebie pojebało do reszty?Po tym wszystkim chcesz tak po prostu siedzieć sobie w domu spokojnie?!
-A co mam przeżywać?To był wypadek.
-Może już zabiłeś nie jedną osobę dlatego tak cię to interesuje.
Bieber wywrócił oczami.
-Zamknij się i chodź.-złapał mnie za rękę.
-Nie.-powiedziałam i wyrwałam swoją rękę.
-Kurwa o co ci chodzi?
-Nie idę nigdzie z tobą.
-Bo co?
-Bo nie.
-No chodź.
-Nie!Idę spać jutro szkoła.
-Ogarnij się z tą szkołą!Szkoła,szkoła,szkoła!
-No widzisz ja bynajmniej nie trafie na ulicę i nie będę musiała zbierać puszek żeby mieć na chleb.
-A czemu ja miałbym?
-Bo nie będziesz miał pracy.
Justin się zaśmiał.
-Najwyżej zostanę męskim striptizerem albo sprzedawcą w sklepie spożywczym.
-No na to pierwsze to byś się nadawał.-zaśmiałam się z irytacją i bez najmniejszego uśmiechu.
-No nie bo nie jestem pedałem.-zaczął się śmiać.-No proszę.-zrobił słodką minę.
Patrzałam na niego.Wywróciłam oczami i wyminęłam go po czym udałam się do jego auta.Juss zamknął drzwi od domu i wszedł do samochodu.Byłam cały czas zapatrzona w szybę.
-Co tak myślisz?-zapytał chłopak nadal skupiając się na drodze.
-Czemu tak myślisz że zawzięcie nad czymś myślę?-powiedziałam i spojrzałam na niego.
-Bo nic nie mówisz i się gapisz w szybę to raczej o czymś myślisz.
-Zgadłeś,myślę o tobie.
Blondyn się uśmiechnął.
-A dokładniej?-zapytał.
-O tym że jesteś cholernie nie możliwy.
Bieber zmarszczył czoło bo najwidoczniej nie zrozumiał dlaczego.
-A gdybym ci powiedział że jestem w stu procentach normalnym kolesiem?
-Wyśmiałabym się.
-Czemu?
-Bo nie jesteś normalny.
-Ty też nie,shawty.
-Jak to nie?
-No nie.Gdybyś była normalna na pewno nie byłabyś teraz ze mną w samochodzie.
-Coś sugerujesz?Mam się ciebie bać?
-Może.-uśmiechnął się.
Zmarszczyłam czoło.
-Chcesz mnie zgwałcić?-zapytałam zirytowana.
-Nie,jeszcze nie.-zaśmiał się.
-Jesteś dupkiem.
-Dupkiem którego kochasz i na widok którego robi ci się gorąco.
Spojrzałam na niego pytająco.
-Widziałem twoje sms'y z Vanessą.-zaśmiał się.
-Grzebałeś w moim telefonie?!-krzyknęłam.
-Nie mogłem się powstrzymać.-uśmiechnął się.
-Idiota z ciebie.-powiedziałam wkurzona i się odwróciłam.
-Wiem że mnie kochasz.
-Nie kocham cię.
-Mhm,to czemu teraz jedziesz ze mną samochodem?
-Bo sam mnie zmusiłeś.
-Nie zmusiłem cię.-cały czas się śmiał,nie wiem co w tym było śmiesznego,serio.
-Tak w ogóle to gdzie ty jedziesz?
-Zobaczysz.
-Mieliśmy jechać do ciebie!
-Pojedziemy gdzieś indziej co za problem.
-Nie!Albo co ciebie albo odwieź mnie do domu.
-Nie wybieram nic z tych propozycji.
-Justin!
-Ashley!
Jęknęłam ze zdenerwowania,Boże święty jak on mnie denerwuje.

czwartek, 26 września 2013

Twenty-three.

Ujrzałam Justina obściskującego się z jakąś lalą.Łza popłynęła z mojego oka.Podeszłam do Justina.-
-Co ty wyrabiasz?!-krzyknęłam.
-Co cię to obchodzi?-zmarszczył czoło.-Między nami wszystko skończone.-dodał na luzie i ponownie wrócił do obściskiwania tej dziwki.
Poczułam pustkę,pustkę w głowie,w sercu,wszędzie.Wyszłam ze szkoły aby Van mnie nie zauważyła,nie mogłam wrócić do domu.Podbiegłam tam gdzie zawsze,nad jezioro na ławkę.Moje życie straciło sens.Kim byłam bez niego?Kiedy wreszcie myślałam że to coś poważnego on mówi że to koniec?Zaczęłam mocniej płakać,ktoś podszedł mnie od tyłu i zasłonił dłońmi oczy.Zaczęłam się cała trząść a moje serce stanęło.
_______________________________
Z trudnością otworzyłam oczy.Zobaczyłam że leżę w szpitalu i jestem podłączona do kroplówki.Co się stało?Czemu mu jestem?Wystraszyłam się,wtedy weszła moja mama.
-Boże skarbie obudziłaś się!Dzięki Bogu!-mówiła przez łzy.
-Co ty tu robisz?-zapytałam zaspana.-I co JA tu robię?-dodałam.
-Nie wiem co się stało ale podobno jakiś chłopak cię tu przywiózł i szybko pojechał.-powiedziała marszcząc czoło.
Uśmiechnęłam się.Justin!Jednak mnie kocha!
-A czemu leże w szpitalu?
-Uderzyłaś się mocno w głowę,muszą ci zrobić badania.
Zobaczyłam lekarza.Moja mama szybko do niego podbiegła i wyszli z sali.Drzwi były niedomknięte i słyszałam ich rozmowę.
-Proszę pana,co jej jest.-moja mama posmutniała.
-Nie zrobiliśmy jeszcze dokładnych badań.Miejmy nadzieję że wszystko będzie dobrze.
Uśmiech zszedł z mojej twarzy.

*Według Justina*

Wyszedłem ze szkoły dużo wcześniej.Poszedłem do domu i oglądałem telewizję jedząc chipsy.Zaczynał się jakiś romantyczny film więc chciałem przełączyć ale pilot leżał na drugim końcu pokoju.Jęknąłem bo nie chciało mi się wstawać.Trudno.Obejrzałem kawałek i muszę powiedzieć że to gówno wciąga ale jest żałosne,facet mówi dziewczynie jak to ją kocha,kłócą się i mają jakieś problemy jak nie wiadomo co.Chwila,to tak jak ja z Ashley.Po jakimś czasie zaczął dzwonić mój telefon,który leżał tam gdzie pilot.Nie wstawałem.Dzwonił drugi raz i trzeci...Wkurzyłem się i wstałem.
-Czego?!-krzyknąłem nie patrząc nawet kto dzwoni.
-Nie drzyj się.Tu Vanessa.Cieszę się że się pogodziłeś z Ashley i nawet nie wiesz jak jestem ci wdzięczna że od razu zawiozłeś ją do szpitala.To tylko to chciałam ci powiedzieć.Na razie.-powiedziała dziewczyna.
-Co?O czym ty...-nie zdążyłem dokończyć i usłyszałem pikanie co oznaczało że rozmowa się skończyła.
O czym ona gada?My się wcale nie pogodziliśmy,jakim szpitalem?Muszę tam jechać.Wyłączyłem telewizor i poszedłem do auta po czym pojechałem do szpitala.
-W której sali leży Ashley Storling?-powiedziałem do sekretarki czy jak jej tam.
-Kim pan jest?-wychyliła się zza ekranu komputera.
-Jej chłopakiem.-na ostatnie słowo ciężko odetchnąłem bo nie wiedziałem czy między nami jeszcze coś jest.
-Jeśli nie jest pan z rodziny nie mogę zdradzać żadnych informacji.
-Kurwa gdzie ona leży?-podniosłem lekko ton.
-Proszę wyjść po wezwę ochronę!-krzyknęła.
Zmrużyłem w jej kierunku oczy i wyszedłem z budynku.Ja pierdole co teraz?Miałem plan,idealny plan.Wróciłem do domu i wróciłem do oglądania telewizji.

*Według Ashley*
Dowiedziałam się że będę w śpiączce przez jakiś czas.Przeraziłam się lekko ale nie miałam wyboru.Dostałam specjalny zastrzyk i czułam że moje powieki pomimo mojej niechęci same się zamykają.

*Według Justina*
Kiedy wybiła 22,wsiadłem w samochód i ponownie pojechałem do szpitala.Było tam cicho i pusto.Zauważyłem fartuch na krześle,mam zajebiste szczęście,nikt mi nie powie że nie.Wziąłem go po cichu i ubrałem na siebie.Sekretarka nie poznała mnie najwyraźniej bo wtedy byłem inaczej ubrany i miałem na sobie czapkę.
-Dzień dobry,w której sali leży pacjentka Storling?-zapytałem bardzo niskim głosem.
-A pan to kto?-zapytała zdziwiona.
Kurwa.
-Yyy...jestem nowym lekarzem i zapomniałem w której sali leży pacjentka.
-Dobrze,to sala 65.
-Dziękuję.-rzuciłem i wbiegłem do windy.
Uśmiechnąłem się sam do siebie,jestem genialny.Kiedy znalazłem salę,zobaczyłem przez lekko uchylone drzwi czy nikogo tam nie ma,nie było.Nikogo oprócz Ashley.Powoli wszedłem do środka.
-Ash?-zapytałem szeptem.
Nie odpowiedziała.
-Ashley?-zapytałem ponownie.
Nadal nic.Usiadłem obok niej.Co się stało?Czemu nie odpowiada?Nie śpi bo by się już dawno obudziła.Siedziałem i patrzałem na nią jak "śpi".Wyglądała idealnie,jak zawsze zresztą.Wziąłem w rękę jej dłoń i pogłaskałem ją po policzku.Przeze mnie tu wylądowała.Ale ja nadal nie wiem co się stało.Usłyszałem głos lekarza i pielęgniarki którzy zbliżali się do sali.Cholera,szybko wbiegłem do łazienki.
-Co z pacjentką?-zapytała kobieta.
-Wszystko jest chyba w porządku,czaszka jest cała,na szczęście nie doszło do wstrząsu mózgu bo to by mogło być niebezpieczne.-odpowiedział facet.-Ale konieczne będzie jeszcze jedno prześwietlenie,jednak można ją już obudzić ze śpiączki.-dodał.
Ten gościu podał dał jej jakiś zastrzyk i zauważyłem że bardzo,bardzo powoli się budzi.
-Co jest?-zapytała bardzo powoli i cicho,ledwo ją słyszałem.
-Już wszystko w porządku.Niech pani idzie spać.Jutro jeszcze jedno prześwietlenie i będziemy mogli panią wypuścić.
Ash kiwnęła głową,lekarz i kobieta wyszli z sali.Ashley ponownie zamknęła oczy a ja cicho podszedłem do niej.Otworzyła oczy.
-Co ty tu robisz?!-chciała krzyknąć jak najgłośniej ale była zbyt osłabiona.
-Nie krzycz bo mnie stąd wywalą!-powiedziałem szeptem udając że krzyczę.
-Nie chcę cię widzieć,wyjdź stąd.-rzuciła.
-Dasz mi chociaż wytłumaczyć?
-Nie,wypad.
-Nigdzie nie idę.
-Zaraz zawołam pielęgniarkę to wyjdziesz.
-Kurwa daj mi dojść do słowa!-krzyknąłem i za chwilę zdałem sobie sprawę że jestem idiotą bo pewnie zaraz ktoś tu wejdzie i mnie wywali.
-Czego chcesz?Powiedziałeś koniec i nic więcej nie potrzebuje.
-Jak się umawiasz z tym pedałem to się nie dziw.-wkurzyłem się.
-Ty się obściskujesz z jakąś lalą,okłamałeś mnie że byłeś wtedy z tatą.
-Nie!Byłem wtedy z ojcem,skąd miałbym klucze do mieszkania jakbym z nim wtedy nie poszedł?
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę.Zrobiło jej się głupio.
-Jak tu trafiłaś?-zapytałem uspokojony już.
-Nie wiem,wiem że byłam nad jeziorem,ktoś zasłonił mi oczy,chciałam uciec i potknęłam się o coś,wywróciłam się i zemdlałam.Ale nie wiem kto mnie tu przywiózł i myślałam że to ty.
-Ja...nie...-powiedziałem zakłopotany bo jeśli coś jej się stało to ja powinienem ją tu przywieść i nikt inny.
-Chwila dlaczego masz fartuch i jak w ogóle tu wszedłeś?
-Ten szpital jest jebnięty.Do Cody'ego mnie wpuścili,do ciebie nie.-rzuciłem zirytowany.
-Ale czemu masz fartuch lekarski?
-Zabrałem.
-Po co?
-Żeby się z tobą zobaczyć.
Ashley spojrzała mi w oczy i zauważyłem że jej robią się szklane i z jej oka popłynęła łza.
-Przecież z nami koniec.-powiedziała cienkim głosem jakby zaraz miała się rozpłakać.
-Nie zdawałem sobie wcześniej sprawy jak bardzo jesteś dla mnie ważna...bez ciebie jestem nikim,uszczęśliwiasz mnie,pociągasz,czasami denerwujesz...nie umiem bez ciebie żyć.-powiedziałem oblizując co chwilę wargi.-Ja pierdole nie wierzę że to powiedziałem.-dodałem i się zaśmiałem.
-Ja...umówiłam się z Tomem po to żebyś był zazdrosny.-powiedziała zakłopotana.
-Nie musisz się starać żebym był zazdrosny,bo i tak jestem.A Tomowi jeszcze przetrzepie ten pedalski ryj,zobaczysz.-uśmiechnąłem się.
-To...między nami jest jak dawniej?
Nie odpowiedziałem jej tylko zbliżyłem się do niej i namiętnie ją pocałowałem.Zrzuciłem z siebie fartuch i usiadłem koło Ash nie odrywając się od niej.Tego mi było trzeba,jedyne czego potrzebowałem to jej ust i ogólnie jej całej.Jej oczu,jej ust,jej dłoni na moim brzuchu,jej głosu.Wszystkiego.
-Nawet nie wiesz jak cię cholernie kocham...-powiedziałem jej do ucha.
-Ja ciebie też.-pocałowała mnie.-Zabierz mnie stąd błagam...-dodała.
-Jak?
-Nie wiem,wymyśl coś.-jęknęła.
Zastanowiłem się przez chwilę,mam pomysł ale nie wiem czy wypali..


______________________________________________
Wiem że czekaliście długo a rozdział jest krótki i do dupy ale nie mam ostatnio dużo czasu bo planuje urodziny przyjaciółki+nauka...sami rozumiecie.Mam nadzieję że będę mieć więcej czasu.Pozdrawiam i przepraszam:( xoxo

poniedziałek, 23 września 2013

Twenty-two.

Justin poszedł jeszcze do łazienki a ja i Vanessa weszłyśmy już do klasy.Van zajęła miejsce w ostatniej ławce a ja w ostatniej ławce obok jej ławki.Van siedziała sama a ja czekałam na Justina.Wtedy koło mnie usiadł Tom.
-Wolne?-zapytał uśmiechając się.
-Nie.-odpowiedziałam sztucznie się uśmiechając.
-Też się cieszę że cię widzę słonko.
-Nie mów tak do mnie.-rzuciłam zirytowana.
-Tak?Kiedyś by ci się to podobało.
-Jest teraz,a nie "kiedyś".Zjeżdżaj z tąd Tom.
-Zadziorna jesteś.
-A ty wnerwiający!Wbij sobie to tego łba że nie lecę na ciebie,nie lecę i nigdy nie będę.
-Dziwne,to samo mówiłaś w pierwszy dzień o Bieberze.-zaśmiał się.
Wywróciłam oczami,postanowiłam go ignorować.Justina nadal nie ma.Co on tam tyle robi?Postanowiłam skupić się na lekcji,spojrzałam na zegarek.15 minut minęło a go nie ma.
-A gdzie twój Justinek?
-Nie martw się,jest w łazience zaraz przyjdzie.-zmrużyłam oczy.
-Pewnie właśnie pieprzy jakąś lalę a ty siedzisz i myślisz że to słodki chłopiec.
Wstałam z miejsca i przez przypadek wywróciłam krzesło na co cała klasa się na mnie spojrzała.
-Słuchaj no,odpierdol się ode mnie.-powiedziałam po czym wzięłam swoją torbę i wyszłam z sali.
Wbiegłam do damskiej łazienki i trzasnęłam drzwiami.Zauważyłam blondynkę siedzącą pod grzejnikiem z głową schowaną w kolanach,kiedy weszłam wychyliła się.
-Przepraszam,nie wiedziałam że tu ktoś jest.-rzuciłam i się uspokoiłam.
-Nie ma sprawy.-powiedziała uśmiechając się pomimo spływających po jej policzkach łez.
-Jestem Ashley.-podałam jej rękę uśmiechając się.
-Rose.-podała mi dłoń odwzajemniając uśmiech.
-Co się stało?Czemu płaczesz?-usiadłam koło niej.
-Mój chłopak ze mną zerwał...-zaczęła.
-Dlaczego?
-Powiedział że już mnie nie kocha,kiedy mi to powiedział zauważyłam jak podchodzi do innej obejmując ją.-rozpłakała się.
-Jak on się nazywa?Może go znam.
-Lucas...Lucas Barey.
-Nie kojarzę.Ale posłuchaj,naprawdę nie warto płakać.Spójrz na siebie,jesteś piękna,możesz mieć każdego chłopaka w tej szkole.-uśmiechnęłam się.
-Każdego?Proszę cię...u większości z nich nie mam szans.Ale nie ważne,a ty co tutaj robisz?Jak weszłaś wyglądałaś na zdenerwowaną.
-Wiesz...Tom się do mnie przysiadł,miałam z nim lekcje,a mój chłopak wyszedł do łazienki i nie ma go 15 minut.-zaśmiałam się.
-Tom?!Zazdroszczę ci...a jaki on jest?Twój chłopak oczywiście.
-On jest.-uśmiechnęłam się.-Ma duże,brązowe oczy...umięśniony...kochany,zadziwiający,groźny.Nazywa się Justin.-zaczęłam się śmiać.
-Groźny?Chodzi ci o...-zaśmiała się.
-Tak,Justin Bieber.-dokończyłam.
-Jak ci się udało go zdobyć?-zapytała zdziwiona.
-On sam zaczął mnie podrywać,najpierw mnie strasznie denerwował ale potem...naprawdę go pokochałam.
-Nie dziwie się,jesteś piękna.
-Dzięki.-rzuciłam.
Wtedy drzwi od łazienki powoli się otworzyły i stanęła w nich Vanessa.
-Tu jesteś!-krzyknęła.
-Tak.-uśmiechnęłam się.-Przepraszam Rose,muszę lecieć,może...daj mi swój numer?Chciałabym się jeszcze z tobą kiedyś spotkać.
-Ja z tobą też.-uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła swojego Smartfona po czym wbiłyśmy sobie numery.
-Do zobaczenia.-powiedziała.
-Na razie.-pomachałam jej ręką.
Dziewczyna poprawiała makijaż a ja i Vanessa wyszłyśmy z łazienki.
-Kto to?-zapytała zdziwiona.
-Nazywa się Rose.Poznałam ją parę minut temu.
Van kiwnęła głową.
-Wrócił już Justin?-zapytałam.
-Nie.
Oblizałam usta i weszłam do sali.
-Co się stało panno Stroling?-zapytała zdenerwowana nauczycielka.
-Nic.-odpowiedziałam i jakby nigdy nic usiadłam w ławce...tak z Tomem.
Lekcja dobijała końca.Zostało 5 minut.Nagle do sali wszedł Justin.
-Spóźniony.Co ja mówię,nie było cię na trzy czwartej lekcji!-powiedziała oburzona nauczycielka.
Bieber pokazał jej kciuk w górze i udał się w moją stronę.
-No Bieber,musisz usiąść gdzie indziej.-powiedział dumnie Tom.
Spojrzałam na Jussa wzorkiem mówiącym "proszę zabierz go w tąd".Nie musiał mnie zrozumieć bo zaraz zrobiła się afera.
-Won z tąd.-splunął.
Tom się ironicznie zaśmiał.
-Wypierdalaj powiedziałem!
-Co to za słownictwo!Proszę usiąść!-krzyknęła starsza kobieta.
Chłopak wstał z ławki i podszedł do Justina.
-Bo co mi zrobisz?-zmrużył oczy.
Wstałam gwałtownie z ławki.
-Przestańcie!-krzyknęłam próbując ich od siebie odsunąć.
-Nie mieszaj się.-rzucił Tom.
-Słuchaj no,jak pójdziesz teraz do innej ławki to może nie będziesz miał cały nos.-powiedział Bieber.
Nauczycielka starała się ich rozdzielić ale na marne.Poszła po dyrektora.
-Justin przestań!-wrzasnęłam.
Ani jeden ani drugi nie dawał za wygraną.Zaczęli się bić.Nie było łatwo,obydwoje byli cholernie silni.Do sali wszedł dyrektor.Pomimo trudności udało mu się ich rozdzielić.Justin stał z rozciętą wargą i po ustach spływała mu krew a natomiast Tom z zakrwawionym nosem i oczywiście obydwoje mieli podbite oka.Znowu się na siebie rzucali ale mężczyzna ich powstrzymał.Zadzwonił dzwonek.Wszyscy wyszli z sali oprócz mnie,chłopaków i dyrektora.
-Proszę wyjść,muszę się nimi zająć.-rzucił facet.
-Z wielką chęcią.-sztucznie się uśmiechnęłam do chłopaków i wyszłam z sali.

*Według Justina*

-Co to ma być?-zapytał facet.
Wyrwałem się,wziąłem plecak i wyszedłem z klasy.Idiota.Rozejrzałem się i zauważyłem jakąś blondynkę idącą w moją stronę.Pierwszy raz widziałem ją na oczy.
-Yyy...Justin?-zapytała.
-Ta.-odpowiedziałem i udałem się przed siebie ale dziewczyna szła za mną.
-Wiesz może gdzie jest Ashley?
-Właśnie jej szukam.
-Mógłbyś jej to dać?Zostawiła w łazience torbę.-blondynka podała mi torbę.
-Jasne,wiesz gdzie ona może być?
-Na pewno jest w sali w której teraz będzie mieć lekcje.-zaśmiała się.
Pokiwałem głową i udałem się w stronę sali.Zauważyłem ją wyjmującą coś z szafki.Podbiegłem do niej.
-Wszędzie cię szukam.-powiedziałem.-Aha i tu jest twoja torba,jakaś blondyna mi ją dała.
-Dzięki.-powiedziała.
-Co jest?
-Nic.
-To czemu masz taką minę jak byś miała zaraz mnie zabić?
Zaśmiała się.Kiedy zauważyłem że wszystko wporzo przysunąłem ją do siebie i złączyłem nasze usta.Dziewczyna oplotła rękoma moją szyję.Nagle podeszło do nas stado dziewczyn.Większość to blondynki co można było zauważyć po tym jakie są puste.
-Hej Justin.-powiedziała jedna z nich dziwkowatym głosem.
Ashley uniosła do góry brwi.Nic nie odpowiedziałem.
-Dzięki kociaku za ostatni dzień.-powiedziała po czym wysłała mi buziaka w powietrzu.
-Jaki dzień?-zapytała Ash.
-Właśnie,jaki dzień?-dodałem.
-No ten kiedy ci napisałam sms'a.Nie pamiętasz?
-Dupek.-powiedziała zaciskając zęby Ashley i odbiegła ode mnie.
Poważnie,nie wiem o czym ta laska mówiła.Pierwszy raz widziałem ją na oczy ale wiedziałem że chcę żeby Ash mnie znienawidziła.Powiedziałem tej blondynie żeby się ode mnie odpierdoliła.Właściwie to była to bardziej groźba ale nie będę wnikał w szczegóły.Poszedłem szukać Ashley ale zauważyłem że gada z Tomem.Byłem pewny że go spławia albo się z nim kłóci...ale jak widać świetnie im się rozmawiało bo obydwoje cały czas się uśmiechali.Chuj z tym wszystkim.

*Według Ashley*

-To do...po lekcjach.-uśmiechnął się Tom.
-Jasne,do zobaczenia.-odwzajemniłam uśmiech i udałam się do klasy.
Chwila,czy ja właśnie umówiłam się z Tomem.Tak.Odwróciłam się za siebie i nie mogłam uwierzyć w to co widzę.

sobota, 21 września 2013

Twenty-one.


*Według Ashley*

Wtuliłam się jeszcze mocniej w ramiona chłopaka.
-Dziękuję.-wyszeptałam.
-Za co?To ja przepraszam.-powiedział kładąc brodę na moim ramieniu.
-Za to że przy mnie jesteś.
-To przeze mnie!-powiedział.-Gdybym cię wtedy nie zostawił nie było by tego wszystkiego.
-Przestań.-powiedziałam.
-Mam dla ciebie niespodziankę.-uśmiechnął się.
Odchyliłam się tak abym mogła na niego spojrzeć.
-Jaką?-zapytałam próbując się uśmiechnąć.
-Zobaczysz.-rzekł tajemniczo i przygryzł dolną wargę.
Zaśmiałam się.
-Ooo Cody dzwoni!-krzyknęła podekstytowana Van.-Halo?-powiedziała i wyszła z salonu.
Po paru minutach wróciła.
-Okej,jasne,na razie.-uśmiechała się.
-Co jest?-zapytałam kiedy odsunęła telefon od twarzy.
-Cody czuje się wspaniale i jutro wychodzi ze szpitala!Rozumiecie to?!Już jutro!-krzyczała i skakała jak małe dziecko.
Uśmiechnęliśmy się.
-To wspaniale.-powiedziałam.
-Dobra chodź,pora na niespodziankę.-powiedział chłopak i złapał mnie za rękę kierując się ze mną w stronę drzwi.
-Będziemy za...-zaczęłam.-Za ile?-zapytałam Justina.
-Jutro.-uśmiechnął się.
Vanessa zagwizdała.
-Oj cicho.-powiedziałam do niej i się zaśmiałam.-Do zobaczenia.-powiedziałam.
Justin jej pomachał.
-Do jutra.-odpowiedziała.
Wsiedliśmy do auta.
-Gdzie ty mnie wieziesz?-zapytałam.
-Zobaczysz.-powiedział i spojrzał na jakiś kawałek papieru po czym go wrzucił do schowka.
Jechaliśmy i jechaliśmy a ja nadal nie wiedziałam gdzie.No,no,widać że dużo Justin już pozwiedzał że zna całe miasto.Zaśmiałam się pod nosem i spojrzałam w szybę.Po 5 minutach zatrzymaliśmy się i wysiedliśmy.
-To tu.-uśmiechnął się.
-Co to za dom?-zapytałam zdziwiona.
Bieber wyjął z kurtki kluczyki i otworzył drzwi po czym wszedł do mieszkania.
-Ta-dam!-krzyknął i szybko zwiedził wszystkie pokoje.
-Co my tu robimy?-zapytałam nadal nie wiedząc o co chodzi.
-Witaj w mojej nowej chacie.-powiedział po czym przytulił mnie od tyłu.
Uśmiechnęłam się.W domu były 2 pokoje.Ale pomimo wszystko dom był spory.Duże pokoje,urządzone już ale bez mebli w jednym z pokoi,piękna kuchnia,szkoda tylko że Justin nie umie gotować.W łazience prysznic.
-Jeszcze tylko brakuje moich rzeczy i mebli i będzie zajebiście.-powiedział.-Aha,no i jedzenie też by się przydało,chodź,jedziemy do sklepu.-wyszliśmy z domu i pojechaliśmy do supermarketu.
Justin kupił dużo jedzenia,napoje,inne potrzebne rzeczy i wino jak on powiedział "na uczczenie wprowadzenia".Zapłaciliśmy i mieliśmy już wracać do domu ale zajechaliśmy jeszcze do Justina po parę jego rzeczy i laptopa.Wróciliśmy do jego nowego mieszkania.Walnęliśmy się na kanapę w salonie i włączyliśmy laptopa.
-Spokojnie to jeszcze nie ta niespodzianka.-powiedział.
-A co będzie niespodzianką?-zapytałam.
-Zrobimy sobie wieczór filmowy.-powiedział i zaczął mnie całować.-Kocham cię.-wyszeptał mi do ucha po czym się położył.
-Ja ciebie też.-powiedziałam uśmiechając się delikatnie.
Pocałunek z każdą chwilą był coraz bardziej namiętny.Bieber spojrzał na mnie oczami pełnymi porządania.
-Nie.-zaczęłam się śmiać na co on zrobił minę smutnego pieska.
-Nie Justin.-powiedziałam.
Zrezygnowany wtulił się we mnie na co wybuchłam śmiechem.
-Słyszysz?-powiedziałam nagle.
-Ale c...-zaczął ale zatkałam mu buzię.
-Ciii.-powiedziałam.
Szybko zerwałam się z kanapy,to mój telefon dzwonił.Zostawiłam go na szafce w przed pokoju.To Van.
-Halo?-odebrałam.
-Oliver był,pytał o ciebie.-powiedziała.
-Nieee tylko nie to!-jęknęłam.
-Powiedziałam że cię nie ma,co robicie?
-Nic,Justin ma nowe mieszkanie i siedzimy.-uśmiechnęłam się.
-Ta jasne"siedzicie".-czułam że robi w tej chwili cudzysłów z palców i się uśmiecha.
-Naprawdę!
-Dobra to "siedźcie".Na razie.-zaśmiała się.
-Paa.-powiedziałam i też się zaśmiałam.
Wróciłam do Justina.
-Co oglądamy?-zapytałam.
-Zobaczysz.-zaśmiał się.
Włączył film i zgasił światło po czym wrócił do mnie.Położyliśmy się na kanapie i postawiliśmy przed sobą laptopa.Na początku filmu zauważyłam wielki napis na ekranie krwawy "I Spit on Your Grave 2".Wyczuwam nie przespaną noc.Odetchnęłam i wtuliłam się w ramię Jussa.

________________________________
-Nie,nie,nie rób tego!-darłam się.
Justin zaczął się śmiać z tego że się boję.Pisnęłam i schowałam głowę w dłoniach.
-Nie bój się.-powiedział i objął mnie ramieniem.
Wychyliłam lekko twarz.Oglądaliśmy dalej.Kiedy film się skończył zdałam sobie sprawę że jestem głupia bo nie wzięłam ciuchów na przebranie.Jęknęłam.
-Justin daj mi jakąś koszulkę.-powiedziałam.
Justin podszedł do szafki i wyjął ze sterty koszulek i bielizny,czarną koszulkę bez ramiączek.Była na mnie jak sukienka i zakrywała większą część moich nóg.Przebrałam się i wróciłam do chłopaka.Ziewnęłam.
-Idźmy spać,za dużo zdarzeń jak na jeden dzień.-powiedziałam.
-Okej.-rzekł i podszedł do jakiejś szafki.
Usłyszałam jęknięcie chłopaka.
-Co jest?-zapytałam.
-Nie ma tu żadnego koca ani nic.-odpowiedział.
-Możemy spać bez.-wzruszyłam ramionami.
-Będzie zimno.
-Jak mnie przytulisz to nie.-uśmiechnęłam się.
Chłopak wziął bluzę i położył się koło mnie zakrywając nas oboje po czym mnie przytulił.Poczułam jak odpływam w krainę snów i moje powieki same się zamykają.

*Według Justina*
_______________________
Przebudziłem się i było jeszcze ciemno.Spojrzałem na oślepiający ekran telefonu.3.34.Matko.Zauważyłem że leżałem przykryty cały bluzą,spojrzałem na Ashley.Widać było że marzła,zrzuciłem z siebie bluzę i dokładnie okryłem nią dziewczynę po czym mocno ją przytuliłem.Nie mogłem zasnąć.Nie mogę jej stracić.Nigdy.Wreszcie poczułem że zasypiam.

*Według Ashley*

Obudziła mnie melodyjka w telefonie która oznaczała godzinę 6.40 i to że mam już wstawać.Jęknęłam bo byłam nie wyspana.Justin nadal spał bo jak widać miał twardy sen.Zauważyłam że leży odkryty.
-Ej,Justin,wstawaj.-szepnęłam mu do ucha.
Chłopak powoli się budził.
-Wstawaj śpiochu,ruszamy dupę i idziemy do szkoły.-zaśmiałam się.
Blondyn przyciągnął mnie do siebie.
-Puść mnie i wstawaj,jedziemy do mnie bo nie wzięłam ciuchów.-zaczęłam się śmiać.
Bieber przeciągnął się i powoli wstawał.Wsunęłam spodnie,wzięłam kurtkę i byłam gotowa.Justin wziął cholernie szybki prysznic i założył koszulkę,spodnie i na to jakąś bluzę.Zarzucił na ramię plecak i poszliśmy do samochodu i pojechaliśmy po ciuchy i po Van.Justin wszedł do salonu a ja poszłam do pokoju po ubrania.Wzięłam rurki,luźny T-shirt i czystą bieliznę.Szybko wzięłam prysznic i ubrałam się.Uczesałam włosy,pomalowałam rzęsy tuszem i zdążyłam jeszcze maznąć usta błyszczykiem.Wyszłam z łazienki i akurat wchodziła do niej Vanessa.
-Hej.-uśmiechnęłam się.
-Hej.-odpowiedziała i odwzajemniła uśmiech.-Dajcie mi 10 minut zaraz będę gotowa.-dodała.
Kiwnęłam głową i poszłam do swojego pokoju po torbę,spakowałam potrzebne rzeczy i nim się obejrzałam moja przyjaciółka była gotowa.Pokazałam Bieberowi że jesteśmy gotowe.Wyszliśmy i udaliśmy się do samochodu.Zaraz byliśmy na miejscu,Justin zaparkował auto na szkolnym parkingu i weszliśmy do dużego budynku.Kiedy szliśmy z Justinem przez szkołę,czułam na sobie wzrok wszystkich.Tych mięśniaków,plastików,kujonów,plotkar,wszystkich dosłownie.Chłopak poszedł do swojej szafki,Vanessa do swojej i ja do swojej.Wszystkie niestety były daleko od siebie.Kiedy zamknęłam szafkę ujrzałam twarz Toma.Cholernie przystojny,zadbany,zabawny chłopak.Ogólnie według innych dziewczyn ideał.Wyglądem nie dorastał Justinowi do pięt,klatą też,ogólnie niczym.Może i kiedy jeszcze nie znałam Biebera wydawał mi się idealny.Właśnie,wydawał.
-Hej Tom.-rzuciłam.
-Hej.-odpowiedział uwodzicielsko.
-Co jest?-zapytałam.
-Nic,gdzie masz lekcje?
-Sala 56.-odpowiedziałam.
-No patrz jaki zbieg okoliczności,ja też.-zaśmiał się.
W duchu mnie wkurzał pomimo tego że kiedyś nawet nie zwracał na mnie uwagi a kiedy choćby na mnie spojrzał dostawałam ataku szczęścia.Wlekł się za mną cały czas.
-Wiesz Tom,po co się za mną w ogóle wleczesz?-zapytałam nie wytrzymując.
-Coś w tym złego?
-Nie,ale nigdy ze mną nie gadałeś,wolałeś swoje wytapetowane dziunie a nie dziewczyny w moim typie.
Chłopak się zaśmiał i przysunął się do mnie.Wtedy zauważyłam Justina idącego w moją stronę.
-Woah,woah,woah.-mruknął wkurzony i szarpnął Toma odpychając go po czym złączył nasze usta.
Tom się najwyraźniej wkurzył,Justin był pierwszym chłopakiem który był od niego,silniejszy,przystojniejszy,zabawniejszy i ogólnie lepszy.Oddalaliśmy się od stojącego jak słup chłopaka a Bieber tylko się zaśmiał pod nosem.Wtedy dołączyła do nas Vanessa.Udaliśmy się na lekcje.

czwartek, 19 września 2013

Informacja.

Przepraszam że nie ma nowego rozdziału ale rozdziały będą dodawane do 3 dni jeśli wszystko będzie okej i będą dłuższe:) Namęczyłam się nad moim pierwszym zwiastunem i jestem z siebie dumna:D http://www.youtube.com/watch?v=eXXwzATFFhw
PS.Przebiliście 1000 wyświetleń,kocham was i pozdrawiam gorąco xoxo

Twenty.

Zaśmiałam się.
-O kurde.-powiedziałam nagle.
-Co?
-Oliver powie moim rodzicom o tobie i zaraz będzie afera!
Justin uniósł brwi.
-Nie zapominaj że nie dawno skończyłaś 19 lat.
-To co.Moi rodzice...
-Oj przestań!Rodzice,problemy,szkoła,to złe,to też...weź się wyluzuj!Będziesz chodzić na imprezy jak będziesz miała 40 lat?!
Wzięłam sobie słowa chłopaka do serca.
-Może...może i masz racje.
-Nie może,tylko na pewno!
-To co chcesz robić?Skakać ze spadochronem?-wywróciłam oczami.
-Nie,na razie chcę iść do jakiegoś klubu,wypić sobie piwo,potańczyć a potem wrócić z tobą i...
Wtedy wszedł do pokoju Oliver.
-Puka się!-krzyknął Justin.
Chłopak całkowicie nie przejął się tym co powiedział Bieber i położył się na łóżku.Juss już chciał coś powiedzieć ale zatkałam mu usta palcem.
-Wiesz co Oliver?Ja,Justin i Vanessa dziś wieczorem wychodzimy i chcielibyśmy iść wcześniej do centrum ale...no wiesz,musisz iść do mamy.
-To nie szkodzi,ja pójdę z wami.
-Ale...nie wpuszczą cię.
-Czemu?
-Bo...wstęp do klubu jest od 19 lat.
-Aaa to szkoda.
-No niestety,przykro mi,może kiedy indziej.
-To ja idę na obiad.-wstał i zszedł na dół,najwyraźniej poszedł do moich rodziców i swoich którzy właśnie tam są.
Kiedy upewniliśmy się że wyszedł odetchnęliśmy z ulgą.
-Moja spryciara.-uśmiechnął się łobuzersko Justin i objął mnie w tali po czym złożył pocałunek na moich ustach.
Zaśmiałam się.
-Chodźmy gdzieś.-powiedziałam.
-To znaczy?
-Nie wiem,jak najdalej,albo pojedźmy gdzieś.
-Może do Vegas?
-O tak!
Podskoczyłam do góry z radości.Nagle z mojej twarzy zszedł uśmiech.
-Co z Vanessą?
-Mogę ją zawieść do Cody'ego albo jak nie to może jechać z nami.
Zeszłam do salonu.
-Ej Van!
Moja przyjaciółka wystawiła głowę zza gazety.
-Hm?-mruknęła.
-Jedziesz z nami do Vegas?
-Po co?
-Nie wiem,tak sobie.
-Nie dzięki,zostanę.-zaśmiała się.-Mam nadzieję że pamiętasz że jutro szkoła?-dodała.
Jęknęłam.Dupa z wyjazdu.Justin zbiegł na dół.
-Nie możemy jechać,jutro szkoła.-powiedziałam.
Bieber wywrócił oczami.
-Pojedziemy w weekend,razem z Cody'm.
-No dobra.
Usłyszeliśmy krótki dźwięk,Justin dostał sms'a.Wyjął z kieszeni telefon.
-Kto to?-zapytałam.
-Ojciec już jest w L.A,muszę na razie lecieć.-powiedział i pocałował mnie w policzek.
-Jasne.-uśmiechnęłam się.
-Nara!-krzyknął blondyn.
-Pa!-odpowiedziała Vanessa nie wychylając się zza gazety.
Kiedy wyszedł usiadłam koło niej.
-Mam ochotę na sałatkę a ty?-powiedziałam nagle.
Van się zaśmiała.
-Noo.-powiedziała.
-Idę do sklepu.Będę za 10 minut.-rzuciłam.
-Okej.-krzyknęła.
Wzięłam kurtkę i wyszłam z domu.Niestety nie widziałam Justina.Wow,szybko on chodzi.Udałam się w przeciwną stronę od strony jego domu-do sklepu.Szłam wąską uliczką na skróty.Wtedy ktoś mnie szarpnął za tył kurtki a moje serce chyba stanęło.Głośno pisnęłam ale szybko moja buzia została zatkana męską ręką.Próbowałam się wyrwać ale na marne.

*Według Justina*

Szedłem sobie chodnikiem myśląc o wszystkich wydarzeniach które miały ostatnio miejsce.O Cody'm,o Ashley...Wreszcie ujrzałem centrum w którym byłem umówiony.Wszedłem do środka i ujrzałem setki wielkich sklepów.Udałem się do kawiarni czy jakiegoś gówna.Zobaczyłem mojego ojca siedzącego przy stoliku.
-Siema!-krzyknąłem.
-Cześć Justin.-odpowiedział i kiwnął mi do góry głową.
-Co chciałeś?-zapytałem oblizując usta.
-Chciałem z tobą pogadać o mieszkaniu.-powiedział i podrapał się po karku.
-Coś nie tak?-zapytałem marszcząc czoło.
-Nie,wszystko wporzo.Tylko...-odetchnął.-Nie wiem czy tobie można powierzyć mieszkanie.-dokończył.
Uniosłem brew.
-Żartujesz?-rzuciłem.
-Justin,jesteś nieodpowiedzialny.
-Gówno mnie to obchodzi czy jestem czy nie.
-Hamuj się.
-Nie!-krzyknąłem i wstałem tak że przyciągnąłem uwagę wszystkich w kawiarni.-Człowieku ja mam 19 lat i nie mam zamiaru mieszkać z matką!-rzuciłem wyrzucając ręce w powietrze.
-Nikt w wieku 19 lat nie wyprowadza się od razu.
-To chyba żyjesz w innym świecie.-rzuciłem i odwróciłem głowę.-Dobra wiesz co?Mam to w dupie,sam sobie coś załatwię.Znajdę sobie pracę i sam sobie wynajmę jebane mieszkanie.
Wywrócił oczami.
-Słuchaj,nie o to mi do cholery chodzi!-powiedział wkurzony już moim zdenerwowaniem.
-A o co?-usiadłem z powrotem na krześle i zmrużyłem oczy.
-Chciałem po prostu żebyś powiedział że dorosłeś!-krzyknął.
Oblizałem wargi.
-Dorosłem.-powiedziałem.-Pasi?-dodałem.
Chciał coś powiedzieć ale mu przerwałem.
-Dobra,sorry,ale sam się wyprowadziłeś od dziadka jak miałeś 18 lat a mnie wkurwia to że nie mam prywatności.Dorosłem.Czy widzisz abym miał teraz przy sobie plastikowy samochodzik?Nie.Jedyne co przy sobie mam to kluczyki od auta i telefon.-powiedziałem wyciągając na stół kluczyki i IPhona.Ojciec się uśmiechnął.
-To chciałem usłyszeć.-powiedział po czym wyjął z kieszeni kurtki kluczyki i jakąś karteczkę.
-Co to?-zapytałem biorąc je do ręki.
-Klucze i adres twojego nowego mieszkania.
Spojrzałem na niego.
-Kurwa.-powiedziałem i przytuliłem go parę razy klepiąc go w plecy.-Dzięki!-krzyknąłem.
-Nie proś mnie prędko o kasę.-powiedział pokazując mi palcem znak po czym się zaśmiał.
-Jasne.-powiedziałem.
-Muszę lecieć,bo mam jeszcze tutaj sprawę do załatwienia,napisz jak dom.Nara.-uśmiechnął się.
-Jasne,siema.-machnąłem mu.
Udałem się do wyjścia.Szybko zadzwoniłem do Ashley.Nie odbiera.Co jest?Ona zawsze odbiera.Zadzwoniłem ponownie i usłyszałem płacz.Darłem się do telefonu ale nie słyszałem nic po za płaczem.Rozłączyłem się i biegłem tak szybko jak tylko mogłem do domu Ash.Wbiegłem do środka nie pukając.
-Gdzie Ashley?-zapytałem łapiąc się kolan i ciężko oddychając.
-Wyszła do sklepu,ale coś długo jej nie ma.-powiedziała Vanessa.
-Nie.-powiedziałem i wybiegłem z domu.
-Co nie?Justin czekaj!
Dziewczyna szybko wsunęła buty i wybiegła za mną.
-Co się stało?!-krzyczała.
-Zadzwoniłem do niej i jedyne co usłyszałem to płacz.-powiedziałem nie zatrzymując się.
-Cholera.-powiedziała przestraszona.
-Gdzie ona może być?!-zatrzymałem się.
-Nie mam pojęcia!
Pobiegliśmy do parkingu na którym stało moje auto.Weszliśmy do środka i szybko zapaliłem silnik.Przejechaliśmy całą okolicę i drogę ze sklepu do domu.Pusto.
-A jak coś jej się stało?-zapytała przez szklane już oczy.
-James.-powiedziałem pod nosem.-Gdzie on mieszka?!-krzyknąłem.
Dziewczyna po chwili namysłu podała mi adres i migiem byliśmy na miejscu.Wyszedłem z auta i podbiegłem do drzwi.Złamałem za klamkę,zamknięte.Pobiegłem na tył domu gdzie były zasłonięte okna.Nie czekając podniosłem z trawnika ciężki,wielki kamień i rzuciłem z całej siły w szybę.Ten idiota nawet nie ma alarmu.Moje serce stanęło,ujrzałem Ashley przywiązaną do krzesła z zaklejoną buzią.
-Ja pierdole.-powiedziałem i szybko rzuciłem się do niej.-Co ten skurwiel ci zrobił?!Gdzie on jest?!-dodałem i odkleiłem jej taśmę z ust.
-N-nie wiem...w tym domu gdzieś.-wyjąkała po czym się rozpłakała.
Przytuliłem ją szybko i pokazałem Van żeby ją odwiązała.Pobiegłem do kuchni,do jakiegoś pokoju i w końcu wpadłem na tego chuja.Z całej siły przywaliłem mu pięścią w twarz.Zaczęliśmy się bić.Widać że wygrywałem.Kiedy był oszołomiony złapałem go za ramiona z przywaliłem mu głową w twarz.Upadł na ziemię.Pokopałem go aby nie wstał i wróciłem do dziewczyn.
-Nie mogę tego odwiązać!-krzyknęła Vanessa.
Próbowałem przerwać linę ale na nic.Pobiegłem do kuchni i wyciągnąłem nóż po czym pobiegłem do Ashley.Ostrożnie przecinałem linę.
-Uważaj.-powiedziała Vanessa troskliwie.
Udało się.Zdjąłem sznurek i przytuliłem Ash.Wziąłem ją na ręce i w trójkę wybiegliśmy z mieszkania do samochodu.Kiedy napięcie powoli schodziło a płacz dziewczyny uspokoił się,zapytałem.
-Co on zrobił?
Otworzyła buzię ale szybko ją zamknęła bo zalała się łzami.
-Kochanie.nie płacz.Już jesteś bezpieczna.-powiedziałem patrząc na nią,gładząc ją po policzku i jednocześnie próbując skupić się na drodze.
Dojechaliśmy do ich domu.Wysiadłem i podałem rękę Ashley.Weszliśmy wszyscy do salonu.Usiadłem na kanapie i mocno przytuliłem do siebie roztrzęsioną dziewczynę.
-Spokojnie,opowiedz mi jak to się stało.-powiedziałem spokojnie.
-Szłam sobie uliczką...-zaczęła wolno.-Nagle ktoś mnie szarpnął i potem wrzucił do samochodu,zasłonił mi oczy chustką i zakleił buzię,ktoś,James oczywiście,zawiózł mnie do swojego domu,przywiązał i mówił że się zemści za to co mu zrobiłeś,za to i za to że już go nie kocham...
Nie mogłem uwierzyć jakie spotkało nas szczęście w nieszczęściu że domyśliliśmy się gdzie ona jest.Nie chcę myśleć co by się stało gdybym wtedy do niej nie zadzwonił.
-On jeszcze tego pożałuję,zobaczysz,nie skończy się na małym pobiciu,przegiął.-powiedziałem zaciskając szczękę.

niedziela, 15 września 2013

Nineteen.

Justin nie wytrzymał i wbiegł do sali.Wbiegłam za nim.
-Proszę wyjść!-krzyczała pielęgniarka.
-Co z nim jest?!-darł się.
-Proszę upuścić w tej chwili salę!
Szarpnęłam Justina za rękę i ledwo co udało mi się wyciągnąć go z sali.Vanessa leżała na podłodze nie ruchomo.
-Matko boska.-powiedziałam pod nosem i rzuciłam się na podłogę.
-Lekarz!-krzyknął Justin.
-Van odezwij się!-krzyknęłam.
Szybko przyjechała pielęgniarka z wózkiem,wsadzili ją na niego i szybko kobieta zawiozła ją do jakiejś sali. Co tu się dzieję?!Usiedliśmy z Justinem na krześle,ja już zapłakana,Justin był przerażony ale wiadomo jak to chłopak,nie chciał wyjść na ciotę.Udawał że jest twardy a tak naprawdę rozpierdalało go od środka.Po jakiś 6 minutach wyszedł lekarz.
-Przepraszam,jak się czuję moja przyjaciółka?-zapytałam.
-Nazwisko?-odpowiedział mężczyzna z fartuchu.
-Corl.-odpowiedziałam kiwając się nerwowo na piętach.
-Aaa,nie wszystko w porządku,po prostu zemdlała,uderzyła się w głowę i ma tylko małe rozcięcie na czole ale to nic poważnego.Pacjentka może już spokojnie wracać do domu.
Uśmiechnęłam się.
-Dziękuję bardzo.A z Cody'm Maxis'em?-przy ostatnich słowach z mojej twarzy zszedł uśmiech.
-Musi pani czekać na lekarza który się nim zajmuję,przykro mi,ja nic nie wiem.
Kiwnęłam głową a mężczyzna już po chwili zniknął mi z oczu.Justin strasznie się denerwował.Podeszłam do niego powoli i kucnęłam przy nim.
-Justin,wszystko będzie w porządku.-powiedziałam i położyłam mu rękę na kolanie.
-Nie!Ashley ogarnij co się dzieję!-krzyknął i wstał.-To nie jest obtarcie kolana!To coś poważnego,mój najlepszy kumpel leży teraz pewnie kurwa rozkrojony na kawałki!
Nic nie powiedziałam.
Justin zamknął oczy i ciężko odetchnął.
-Przepraszam,poniosło mnie.-powiedział i usiadł z powrotem.
Usiadłam koło niego i położyłam mu głowę na kolanach,wzięłam rękę blondyna i przystawiłam ją sobie mocno do serca.Z tego wszystkiego zamknęłam oczy i pogrążyłam się w myślach.

_____________________________________
-Kochanie,wstawaj,ej misiu nie śpij.-usłyszałam cichy głos Justina.
Otworzyłam powoli oczy.
-Gdzie jesteśmy?Ile spałam?-zapytałam przeciągając się.
-W szpitalu,jakąś godzinę,ale już z tąd idziemy.-powiedział i pogładził mnie po policzku.
Przypomniałam sobie sytuacje z wczoraj.
-Co...co z Cody'm?-zapytałam smutno.
-Wszystko dobrze,nic mu nie jest i nie było poważnych powikłań.Po prostu Cody był osłabiony.-uśmiechnął się.
Wstałam i rzuciłam mu się na szyję.
-To wspaniale!A gdzie Van?-schowałam kosmyk włosów za ucho.
-Poszła do toalety.
Zaraz ujrzałam moją przyjaciółkę z bandażem na głowie.Podbiegłam do niej i ją przytuliłam.
-Chodźmy z tąd błagam.Już na sam widok lekarzy jest mi nie dobrze.-powiedziała i się zaśmiała.
Podbiegłam do Justina,wzięłam go za rękę i poszliśmy do wyjścia.Weszliśmy do samochodu i pojechaliśmy do nas.Weszłam do domu jako pierwsza i niemal dostałam zawału.W drzwiach stanął...mój kuzyn.Stanęłam jak wryta.
-Hej kuzyneczko!-krzyknął i podszedł mnie przytulić ale Justin go odepchnął.
-Wohoo,kim ty do cholery jesteś?-zapytał Justin.
-Oliver jestem.-podał mu rękę.
Justin zmierzył go wzorkiem.
-Co ty tu robisz?-zapytałam z oczami jak 5 złoty.
-Odwiedzam cię.
-Serio?Przyjeżdżasz sobie z Miami do L.A żeby mnie odwiedzić?-powiedziałam i weszłam do salonu i położyłam torebkę i klucze na stoliku.
-Dawno cię nie widziałem.
-Ja ciebie też nie.Jakiś rok temu?
-Tak,na zeszłorocznych świętach.
Sztucznie się uśmiechnęłam.
-Ją pamiętam,Vanessa,nie?-zapytał i posłał jej uśmiech.
-Zgadłeś.-powiedziała moja przyjaciółka.
-W takim razie on to James?
Spojrzałam na Justina a on na mnie.
-Nie...-powiedziałam.
-A kto?
-To jest Justin.-powiedziałam.
-A dokładniej?
-Co się to do cholery obchodzi?Książkę piszesz?-wtrącił Bieber marszcząc czoło.
-Yo,stary,spokojnie.-powiedział i wystawił przed siebie dłonie.
Justin był dosłownie przeciwieństwem Olivera.Oliver to jedna wielka ciapa.Jest nieznośny.Ma 18 lat ale jest nawet przystojny.Justin wywrócił oczami i usiadł na kanapie.
-Jak ty tu w ogóle wszedłeś?-zapytałam przerażona.
-Oj kicia,od czego jest okno.-powiedział krzyżując ręce na piersi.
-Serio?Przez okno?
-No tak,zostawiłaś na moje szczęście uchylone.
Spojrzałam wrogo na Van która nie domknęła okna.
-Jak się znalazłeś w L.A?
-Mama z tatą jechali to jechałem z nimi.
-A skąd wiesz że tu mieszkam?
-Twoja mama mi powiedziała.
-Na ile przyjechałeś?
-Miałem na dzień,dwa,ale skoro jestem to zostanę na trzy.Poznamy się lepiej z Justinem,pójdziemy se na jakąś imprezę...
-Woah,stop.-powiedział Justin.-Nie przypominam sobie żebyśmy byli na "ty".
-Jestem od was tylko rok młodszy,raczej nie będę mówił do ciebie "panie".-powiedział i się uśmiechnął.
Justin wywrócił oczami i się położył.Oliver już przez dobre 30 minut opowiadał o rzeczach od których prawie usypialiśmy.
-Ale ty jesteś wkurwiający ja nie mogę...-powiedział Justin i jęknął.
-Ha!To opowiem wam kawał.-nie przestawał mój kuzyn.
Zaczął gadać o jakiś pierdołach od których nawet nam się nie chciało śmiać.
-Chyba powinieneś iść na obiad.-powiedział Justin.
-Nie,nie jestem głodny.-zaprzeczył.
-Chyba jednak jesteś.-powiedział Bieber zaciskając szczękę.
-Nie,nie jestem.
-Jesteś!
-Dość!-krzyknęłam.-Przestańcie,łeb mi pęka.
Złapałam się za głowę.
-Oliver,zostań z Vanessą a ja muszę iść odpocząć,przepraszam.
Pobiegłam na górę do pokoju i walnęłam się na łóżko.Nagle usłyszała dźwięk otwierających się drzwi na to jęknęłam.
-To ja,spokojnie.-powiedział Justin i łobuzersko się uśmiechnął.
-Uff.
Usiadł koło mnie i wziął moją twarz w dłonie.
-Co chce...-nie zdążyłam dokończyć.
Justin położył mnie na łóżku i zaczął całować po szyi,po twarzy,gdzie się da.
-Koniec.-powiedziałam i wstałam.
-Czemu?-jęknął.
-A jak Oliver wpadnie do pokoju?
-W cholerę z tym gnojkiem.

_______________________________________
Rozdział krótki ale myślę że wystarczająco długi abyście czegoś się dowiedzieli:) 

piątek, 13 września 2013

INFORMACJA.

Wiem że najnowszy rozdział jak i ten wcześniejszy,są krótkie i w tym wcześniejszym nie ma dużo akcji ale obiecuję wam że warto czytać bo dalsze rozdziały będą coraz ciekawsze;) Krótkie są,no wiem wiem ale sami rozumiecie że ja też nie zawsze mam tyle czasu aby pisać bardzo długie.Mogę oczywiście dodawać rozdziały co 2-3 dni i wtedy będą one 3 razy dłuższe ale będzie trzeba dłużej czekać więc jak już chcecie:)?
Pozdrawiam was :*<3

Eighteen.

Weszliśmy do salonu.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę że mi wybaczyłaś!-powiedziała nadal zapłakana.
-Nie mogłabym bez ciebie żyć.-uśmiechnęłam się.
Przytuliłyśmy się.
-Tęskniłam za tobą idiotko.-powiedziałam.
-Ja za tobą też.-zaśmiała się.
Wszyscy spoważnieliśmy.
-Dobra,co robimy z Jamesem?-zapytała.
-Nic,trzeba to olewać.-rzekłam.
-Żartujesz?-powiedział zirytowany Justin.
-Nie,a co niby możemy zrobić?-zapytałam krzyżując ręce na piersi.

*Według Justina*

-Sam to załatwię.-powiedziałem oblizując usta.
-Co?-zapytała Ash.
-Gdzie on mieszka?
-Pierwsza zadałam pytanie.-droczyła się ze mną.
-O Boże,zobaczysz.Gdzie on mieszka?
-Byłam u niego rok temu!-wyrzuciła ręce w powietrze.
-Ale chyba pamiętasz,nie?!
-No tak,ale może się przeprowadził!Mieszka sam!
-To tym bardziej się nie przeprowadził,daj mi ten zasrany adres.
Ashley wywróciła oczami i podała mi dokładnie gdzie mieszka jej były.Udałem się w stronę drzwi.
-Gdzie idziesz?-zapytała.
-Do...-ugryzłem się w język.-Jadę na chwilę do domu.-powiedziałem.
Zmarszczyła czoło.
-Po co?
-Oj zaraz będę.-machnąłem ręką i wyszedłem.
Poszedłem za dom po auto.Co to kurwa jest?!Podbiegłem do mojego samochodu.Była wybita szyba ale wszystko było na miejscu.Znalazłem karteczkę.

Fajne auto,tylko nie wiem co ono robi pod domem Ashley,idioto.

Wyrzuciłem kartkę za siebie i wsiadłem do auta.Szybko podjechałem pod adres który dała mi Ash.Zaparkowałem wcześniej żeby nikt się nie skapnął.Podszedłem bliżej domu.Stał tam jakiś samochód,dokładnie Mercedes CLA.Wziąłem z trawy kamień i rzuciłem w szybę która od razu się zbiła i włączył się alarm.Wziąłem jeszcze jeden kamień,tym razem większy i rzuciłem w maskę co spowodowało wgniecenie.Schowałem się za dom.Z domu wybiegł ten cały James.Kiedy podszedł do swojego auta,podbiegłem i złapałem go za koszulkę po czym rzuciłem go na trawę i kopnąłem wielokrotnie w nogę na co on jęknął z bólu.
-Nie tak łatwo się mnie pozbędziesz.-powiedziałem i naplułem na trawę.
-Co ty odwalasz?-zapytał łapiąc się za brzuch.
-Jeszcze raz zbliżysz się do Ashley to pożałujesz,obiecuję ci.Masz się odwalić od niej i od Vanessy,rozumiesz?-powiedziałem i zbliżyłem się do niego.
Nie odpowiedział.
-Odpowiedz jak do ciebie mówię!-krzyknąłem.
-Dobra!-krzyknął.
Powoli odchodziłem ale jeszcze się zatrzymałem.
-Aha,jak mógłbym zapomnieć.Masz chujowy samochód a za tą szybę jeszcze mi zapłacisz.-pokazałem na niego palcem i udałem się do mojego auta.Wsiadłem i pojechałem do dziewczyn.Szybko poszło.Zaparkowałem i wszedłem pewny siebie do salonu.
-Jestem.-powiedziałem.-James z głowy.-dodałem.
-Mówiłeś że jedziesz do domu!-krzyknęła Ashley.
-Gdybym ci powiedział gdzie jadę to byś mnie zatrzymała.
-Po co mnie okłamujesz?!Co by było gdyby coś się stało a ja bym sobie spokojnie siedziała?!
-Proszę cię,ten frajer dostał parę razy w brzuch i już leżał na trawie.-powiedziałem wywracając oczami.
-Co zrobiłeś?!-zapytała.
-Pojechałem tam,wybiłem mu szybę,trochę dostał i wróciłem.Jesteś bezpieczna.
Uśmiechnęła się delikatnie,myślałem że jest zła?Nie ważne.Podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno.
-Nie jesteś zła?-zapytałem.
-Na ciebie?Mogę być tylko ci wdzięczna.-pocałowała mnie w policzek.
Objąłem ją w talii.
-Ekhm,ekhm.-kaszlnęła Vanessa i się zaśmiała.
-Oh.-powiedziała Ashley i wyrwała się z mojego uścisku.
-Jedziemy do Cody'ego?A potem muszę zawieść samochód do naprawy żeby wymienili mi szybę.-zaproponował.
-O tak!-krzyknęła Van i szybko pobiegła do drzwi.
Ja i Ash wybuchliśmy śmiechem.
-Radziłabym ci się przebrać bo wyglądasz jakbyś stoczyła walkę z gorylem.-powiedziała Ashley.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
-Racja.-powiedziała Vanessa.

*Według Ashley*

Moja przyjaciółka poszła się przebrać,zresztą ja też.Ubrałam malinowe spodnie i białą,luźną koszulkę z czarnym napisem.Wzięłam w rękę kurtkę i ubrałam buty.Wyszliśmy z domu.Wsiedliśmy do samochodu Justina i pojechaliśmy do szpitala.
-Dzień dobry.-powiedziałam do pielęgniarki która właśnie wychodziła z sali 103.
-Dzień dobry.-uśmiechnęła się.
-Można odwiedzić Cody'ego?Jesteśmy jego przyjaciółmi.
-Proszę.-uśmiechnęła się i wskazała na drzwi.
Weszliśmy do środka.
-Hej Cody.-powiedziałam.
-Cześć.-powiedziała Van i się uśmiechnęła.
-Ooo,hej.-powiedział Cody.
Justin przybił mu piątkę.
-Co tam?-zapytał blondyn.
-Eee,nic.Nudno tu.-odpowiedział przyjaciel Biebera.
-Jak się czujesz?-zapytałam.
-W porządku.-odpowiedział.
Postanowiłam że opowiem mu historię z Jamesem i Justinem.
-...i wtedy Justin wrócił do domu.-zakończyłam opowieść.
-Co za pedał.-powiedział Cody.
-Co nie.-dodał Juss.-I jeszcze wrzuca mi karteczki do samochodu i myśli że ja się go kurwa wystraszę.-zaśmiał się ironicznie.
-Żałosne.-skomentował brunet.
Nagle Cody zaczął ostro kaszleć,zrobił się czerwony i nie mógł złapać powietrza.
-Boże Cody co jest?!-krzyczałam.
-Kurwa lekarz,szybko!-krzyknęła przerażona Vanessa
Justin nie wiedział co robić.Do sali szybko wbiegła pielęgniarka z lekarzem.
-Proszę wyjść!-krzyknęła pielęgniarka.
Udaliśmy się z przerażoną miną do wyjścia.Siedzieliśmy na krzesłach przed salą i cali się trzęśliśmy.Usłyszeliśmy krzyk lekarza.
-Jest coraz gorzej!Podczas wypadku doszło do powikłań!Mamy problem!
Biegiem co sali wbiegł drugi lekarz i przed tym zanim zamknął drzwi zauważyłam że Cody ma "maskę tlenową" no nie wiem jak to nazwać.Usłyszeliśmy głośne pikanie maszyny która pokazuje "stan serca" dobra może pieprzę głupoty ale nie jestem lekarzem i się na tym kompletnie nie znam!
-Co tam się dzieję!-krzyknęła Vanessa przerażona.
-Nie,tylko nie to.-usłyszeliśmy głos lekarza.
Moja przyjaciółka się rozpłakała a Justin chodził nerwowo po całym korytarzu łapiąc się za głowę.On chyba nie...Nie!Na pewno nie!Potrząsnęłam głową aby wyrzucić z niej złe myśli.Boję się.

czwartek, 12 września 2013

Seventeen.

-Aaa no chyba że tak.-powiedział.
Nagle spoważniał,ja nadal się śmiałam.Przestałam i spojrzałam się na Justina który patrzał na mnie spragnionymi oczami.Postanowiłam go trochę powkurzać.
-Zagrajmy w grę.-powiedziałam nagle.
-Jaką?-zapytał.
-To proste,ja coś robię a ty nie możesz się ruszać.
-Dobra.-powiedział.
Oblizałam wolno całe usta.Powtórzyłam gest.Potem "rozciągnęłam się" i usiadłam mu na kolanach.Widząc że zaraz się przełamie,wystawiłam mu język.Widziałam jak mocno gryzie wargę.Ha!Mówiłam.Nie wytrzymał.
-Jebać grę!-powiedział i objął mnie po czym złączył nasze wargi.
-Cienias z ciebie.-powiedziałam.
-To nie moja wina,mogłaś wytłumaczyć DOKŁADNIE na czym polega gra.
Położyliśmy się na łóżku.Leżałam sobie spokojnie a Justin był nade mną i opierał się rękami koło mojej głowy.
-Jesteś uwięziona.-rzekł z uśmiechem.
-Ta?Nie przeszkadza mi to.-powiedziałam pewnie.
-Czyli to też ci nie będzie przeszkadzać.-powiedział i zaczął mnie całować po szyi.
-A tobie to.
Złożyłam na jego ustach pocałunek i wsadziłam rękę w jego włosy.
-A tobie to.-mruknął i objął mnie.
-A tobie to.-droczyłam się z nim.
Wsadziłam rękę pod jego luźną koszulkę i trzymałam ją na jego klacie.
-Więc tobie to.-nie przestawał i ściągnął z siebie T-shirt.
-Tobie to.-przewróciliśmy się tak że teraz to ja byłam na górze.-Koniec.-dodałam i zaczęłam się śmiać.
-Koniec?Nie było nawet początku.-powiedział nie rozumiejąc.
-Trudno.
Zeszłam z Justina i położyłam się koło niego trzymając i przytulając jego rękę.Myślałam sobie o różnych rzeczach.
__________________________________
-Gdzie idziesz Justin?
-Zaraz wrócę.-powiedział z uśmiechem.
Stałam w tłumie w wesołym miasteczku i czekałam na chłopaka.Nie widziałam go nigdzie.Po 10 minutach czekania poszłam do szukać,dzwoniłam,pisałam,ale na marne.Nagle zobaczyłam mojego chłopaka obejmującego jakąś dziewczynę.
-Co ty robisz?-zapytałam.
-Ashley,to jest Jessica.Jessy to jest Ashley.-powiedział i pocałował w policzek blondynkę.
-Słucham?-zapytałam z nie do wierzeniem.-Kim ona jest?
-Moją dziewczyną.
-Co?Przecież ja nią jestem!Co z tym wszystkim "kocham cię" z tymi pocałunkami,z planowaniem wspólnej przyszłości?
-Przecież to wszystko było zabawą.-powiedział.
Spuściłam głowę w dół i poszłam przed siebie,zagubiona w dużym mieście,zagubiona w życiu,zagubiona w sobie.Moje życie straciło sens.
_______________________________
Obudziły mnie promienie słońca padające na moją twarz.Chwila,to ja zasnęłam?Otworzyłam oczy,Justin jeszcze spał.Trzymał mnie za rękę i tak słodko wyglądał.Wtuliłam się mocno w jego ramię i objęłam jego drugą ręką moje plecy po czym pocałowałam go delikatnie w usta na co on się uśmiechnął.On się uśmiecha przez sen?
-Nie śpię już skarbie.-powiedział i się zaśmiał nadal mając zamknięte oczy.
Zaczęłam się śmiać.
-Chociaż mogłem nie mówić.-powiedział.
-Nie ważne czy śpisz czy nie.-ponownie pocałowałam go w usta na co on się uśmiechnął.
Kosmyki włosów opadały mi na twarz.Justin delikatnie zdjął je z mojej twarzy i pogładził mnie po policzku.
-Musimy pojechać do mnie.-mruknęłam.
Juss spojrzał na mnie pytająco.
-Nie mam koszulek a tamta jest mokra.-wyjaśniłam.
Wstałam z łóżka i wciągnęłam na nogi spodnie,założyłam bluzę i uczesałam włosy.
-Chodź leniu,musisz mnie zawieść.-powiedziałam.
Bieber jęknął i za chwilę wstał i nałożył na siebie koszulkę i spodnie.Ubraliśmy buty i wyszliśmy z domu.Wsiedliśmy do samochodu i podjechaliśmy pod dom.Justin czekał w aucie a ja szybko poszłam po koszulki.Zamknięte?O tej porze?Spojrzałam na zegarek w telefonie,jest 11.05.
-O cholera.-powiedziałam głośno.-Szkoła!-krzyknęłam.
Jak mogłam zapomnieć?!Jęknęłam na myśl że znowu opuszczam lekcje.Pokazałam Justinowi gest aby zaparkował auto i przyszedł.Ściągnęłam buty i weszłam do pokoju mojej współlokatorki.
-Chwila co tu robi jej torba do szkoły?-powiedziałam szeptem.
Wzięłam ją do rąk.Była spakowana ale torba z wszystkimi rzeczami została w domu.Telefon też jest...może zaraz wróci.Justin wszedł do pokoju.
-Chodź.-pokazałam mu palcem na kuchnię.
Zrobiłam nam naleśniki.Boże,umierałam z głodu.Zjedliśmy śniadanie i poszliśmy do salonu.Ja odrabiałam lekcje a Justin mnie obserwował i bawił się swoim I'phonem.Nauczyłam się tego czego powinnam i wybiła 13.00.Jak ten czas szybko leci,matko.O 14 powinnam skończyć lekcje.Jeszcze godzina.Przesiedzieliśmy przez ten czas nudząc się.Kiedy wybiła 14.10 Van nadal nie było.Pojechaliśmy z Justinem do szkoły.Wytłumaczyłam nauczycielce moją nieobecność oraz nieobecność Justina.Okazało się że Vanessy nie było w szkole.Gdzie ona jest?Pojechaliśmy do domu a jej nadal nie było.Pomimo że jestem na nią niebywale wściekła to zaczynam się bać.Zadzwoniliśmy do Cody'ego,on również nie wiedział gdzie jest Van.Była 16 a ja strasznie się martwiłam.To przeze mnie.Nagle drzwi się otworzyły i do salonu wbiegła zapłakana Vanessa z delikatnie porwanymi ubraniami.
-Matko boska!Co się stało?!-krzyknęłam.
Przytuliłam ją bo widziałam że coś się stało.Nie mogła się uspokoić.
-Zamknijcie drzwi!-krzyknęła.
Justin zerwał się z kanapy i zamknął na zamek drzwi wejściowe.
-Co jest do cholery?-zapytałam.
-James...-płakała.
-Co z nim?!
-Porwał mnie!
Wytrzeszczyłam oczy.
-Słucham?-zapytałam z nie do wierzeniem.
-Kiedy wyszliście...-zaczęła.-Poszłam odetchnąć i wtedy ktoś mnie szarpnął i potem zemdlałam,okazało się że to James,zapytałam czego ode mnie chce,on mi odpowiedział że osiągnął swój cel,teraz musi się pozbyć Justina...-dokończyła i wybuchła płaczem.
-Czego on ode mnie chce?!-zapytałam.
-Nie wiem czego ale zabiję tego skurwiela.-powiedział Justin zaciskając zęby.
-Dlaczego mnie przytulasz skoro mnie nienawidzisz?-zapytała ze łzami.
-Bo jesteś moją przyjaciółką.-powiedziałam i się delikatnie uśmiechnęłam.
Podeszłam do drzwi po moją torbę.Zauważyłam kartkę w drzwiach,wzięłam ją do rąk i przeczytałam napis.

Jedna z głowy,został mi jeszcze ten idiota.Niedługo będziesz znowu moja skarbie.

Stałam jak wryta.Pokazałam kartkę Justinowi.Widziałam jak się wkurzył.
-Ja go kurwa zabiję!-krzyknął i udał się w stronę drzwi.
-Justin czekaj!-krzyknęłam.
Pobiegłam za nim.Bieber nie mógł się uspokoić,szedł prosto przed siebie.
-Justin!-stanęłam przed nim.
-Co?-zapytał oblizując usta.
-Gdzie idziesz?!
Justin głęboko odetchnął.
-Uspokój się skarbie.-powiedziałam próbując go uspokoić.
-Jak mam się uspokoić skoro nie wiem co ten gnojek ma zamiar zrobić?!-powiedział i napluł na chodnik.
-Po pierwsze uspokój się.-powiedziałam.-Po drugie,wszystko jest w porządku,to frajer i tyle.-dodałam.
Spojrzałam na Justina.
-A teraz chodź.-mruknęłam i zaciągnęłam go do domu.
Co się tutaj dzieję...

wtorek, 10 września 2013

Sixteen.

-Nie możesz uciekać.-powiedział chłopak.
-Co masz na myśli?-zapytałam nie wiedząc kompletnie o co chodzi.
-To że powinnaś tam pójść i z nią porozmawiać.
Wstałam z łóżka.
-Nie teraz głuptasie.-zaśmiał się.
Ponownie usiadłam.To...takie słodkie.On jest moim ideałem.Osobą której zawsze potrzebowałam.Justin zawsze wie co zrobić,idealnie przeprasza,idealnie całuje,idealnie się zachowuje.Pomyśleć że kiedy go poznałam tak strasznie mnie wkurzał...
-Jak odpoczniesz i będziesz chciała wracać to powiedz.-rzekł.
-Jasne.
Siedzieliśmy w ciszy nie ruszając się.
-Będziemy tak siedzieć?-zapytałam.
-To znaczy?-zaśmiał się chłopak.
-No wiesz,siedzimy i nic nie mówimy.
-Nie wiem o czym mam teraz mówić więc wolę siedzieć cicho żeby nie powiedzieć czegoś co nie ma sensu.
-Zadziwiasz mnie Justin.
-Co masz na myśli?
-Ty...zmądrzałeś odkąd cię poznałam.
Justin zaczął się śmiać.
-A byłem głupi?
-Niestety tak.
-Ty się nie zmieniłaś,zmieniło się w tobie tylko to że na mnie lecisz.Nie no,właściwie to od początku na mnie leciałaś.-uśmiechnął się łobuzersko.
-Nie prawda!
-Nie,wcale.-powiedział sarkastycznie.
Nastąpiła cisza.
-Justin...zawieziesz mnie do domu?-rzuciłam nagle.
-Mówiłaś że nie chcesz tam wracać?
-Chcę zabrać swoje rzeczy.
-Co?!
-Nie mam zamiaru siedzieć ze zdrajczynią.
-Dopiero co się wprowadziłaś i już się wyprowadzasz?Teraz to tak samo twój dom jak i jej.
-Nie na zawsze,na jakieś 2 dni.Pójdę do rodziców.
-A co im powiesz?
-Że...do Van przyjechali goście albo coś innego...
Bieber pokiwał głową.
-Hej!Zamieszkaj u mnie!Mojej mamy nie ma!
-A kiedy będzie?
-Dziś pisała mi że za 3 dni.
Zastanowiłam się chwilę.
-Dobra,czemu nie.Ale Vanessa jest pewnie w domu to jak mam iść po rzeczy nie spotykając się z nią.
-Napiszę Cody'emu sms'a żeby napisał do Van czy jest.
Uśmiechnęłam się.
Do:Cody
Zapytaj Vanessy czy jest w domu ,napisz jej sms'a.To ważne.

Telefon Justina szybko zawibrował.

Od:Cody
Po co?

Do:Cody
Nie gadaj tylko wysyłaj zioms.

Po jakiś pięciu minutach dostaliśmy odpowiedź.

Od:Cody
Piszę że obecnie nie bo poszła szukać Ashley.

Do:Cody
Dzięki stary.

Wyszliśmy z domu.Justin wsiadł do auta,ja też.Odpalił silnik.Ale on zgasł.Ponownie go włączył...ii on znowu się wyłączył.
-Kurwa co jest.-powiedział.
Okazało się że nie wiem co i jak bo nie znam się na tym ale coś tam się zepsuło czy tam wysiadło czy jakoś tak.
-Chyba musimy jechać taksówką.-powiedział.
-Nie możemy iść pieszo?
-To kawałek drogi a leje jak z cebra.
-To co.-powiedziałam i się zaśmiałam.
-Nie bo się przeziębisz.
-Już mi ciepło.
Justin patrzał na mnie przez chwilę po czym wysiadł z samochodu.Otworzył mi drzwi.Wysiadłam trzymając nadal jego kurtkę.Zdjęłam ją i mu podałam.
-Załóż ją.-powiedział.
-Nie,Justin ty masz koszulkę na ramiączkach a mi i tak jest ciepło.
Justin wziął ode mnie swoją "skórę" i założył mi ją.Spojrzałam na niego.Przygryzłam wargę.
-Na pewno jej nie chcesz?-zapytałam.
-Skarbie,jak tylko na ciebie patrzę to robi mi się gorąco.-blondyn uniósł brew i się zaśmiał.
Szliśmy jak jacyś idioci,w ulewę.Za rękę,cali zmoknięci.Moje włosy oklapły a po twarzy spływały nam krople deszczu.Zaczęłam tańczyć w deszczu i biegłam przed siebie szczęśliwa.Oto dowód że kobiety są zmienne,to też dowód na to że ktoś kogo kochamy może poprawić nam humor o 180 stopni.Ustaliśmy na środku chodnika.Spojrzeliśmy sobie w oczy i złączyliśmy nasze usta.To było...coś niezwykłego.To nie był kolejny zwykły pocałunek,to było coś co zdarzało się tylko w bajkach.

"Pocałunek w deszczu,cali przemoknięci stoją na środku ulicy i nie patrząc na warunki ukazują sobie uczucia..."

Chwila,właśnie tak było w mojej ulubionej książce!Złapałam Justina za ręce i nie odrywając się od niego splotłam nasze palce.
-Kocham cię.-powiedział.
Za każdym razem słysząc te słowa,moje serce stawało a w brzuchu czułam nie motylki a potężne motyle.
-Ja też cię kocham,mocno.-odpowiedziałam.
Przytuliliśmy się jeszcze i pobiegliśmy do domu.Otworzyłam kluczem drzwi wejściowe.Weszliśmy do środka.Stałam przodem do Justina.Był zakłopotany.Odwróciłam się.
-Bałam się o ciebie.-powiedziała...Vanessa.
-Ta?A nie bałaś się że się dowiem o tobie i Larightoon'ie?-powiedziałam zirytowana.
-Daj mi to chociaż wytłumaczyć...proszę.-powiedziała błagalnym głosem.
Spojrzałam na Justina i znowu na nią.
-Proszę bardzo,tłumacz.-mruknęłam i udałam się z Justinem do salonu.
Usiedliśmy na kanapie a Van niespokojnie chodziła w tą i z powrotem.
-Zaczęło się od tego że kiedy wtedy poznałaś James'a,myślałam o nim że to wspaniały chłopak.Był idealny dla ciebie.Któregoś razu czekaliśmy na ciebie czy coś i on zaczął mnie całować i no nie będę kłamać,mi się to podobało.Nie przestawałam,nie umiałam tego powstrzymać.Chciałam ale nie mogłam.Spotykaliśmy się potajemnie tydzień po tygodniu ,po jakimś c James z tobą zerwał,od roku czuję się winna,zawsze będę,bo to przeze mnie.Nigdy bym nie pomyślała że ktoś taki jak on tak się zachowa w stosunku do mnie.Dlatego tak bardzo się cieszyłam,nadal się cieszę że masz Justina...
-Co się z nim stało przez rok?-zapytałam.
-Nie wiem,zerwał ze mną kontakty.Często szantażował mnie że wszystko ci powie.Nie raz musiałam dawać mu pieniądze.
-Dlaczego od razu mi nie powiedziałaś że się całowaliście?!
-Bałam się że cię stracę...
-Gdybyś powiedziała mi to od razu,może nasza przyjaźń nadal by trwała.
-Ale Ashley,z przyjaźnią nie jest tak jak z chłopakiem.Nie ma że powiesz "zrywam przyjaźń".Przyjaźni nie da się zerwać,to się po prostu czuje...
-Nie pouczaj mnie bo znawczynią przyjaźni nie jesteś.Przyszłam tylko po swoje rzeczy.
-Czekaj,chyba się nie wyprowadzasz,nie?-zapytała przerażona.
-Nie,ale nie ze względu na to że ci wybaczam,ze względu na to że moi rodzice wydali dużo pieniędzy na dom i inne pierdoły.
Wstałam z kanapy i pociągnęłam Justina lekko za rękę do pokoju.
-Mam nadzieję,że...kiedyś mi to wybaczysz.-powiedziała szklanymi oczami.
Nie odpowiedziałam tylko po prostu udałam się do pokoju.Wzięłam pojemną torbę i spakowałam tam bieliznę,spodnie,telefon i wzięłam w rękę kurtkę.Zapięłam torebkę i wyszliśmy z domu.Nigdy w życiu nie pomyślałabym że zachowam się w takim stosunku do mojej przyjaciółki.Nigdy.Poszliśmy szybko do Justina.Weszliśmy sali mokrzy do domu.Chłopak poszedł do łazienki po ręcznik i za chwilę do mnie wrócił.Wytarł twarz i ręce i podał mi go.Wytarłam się nim.
-Idę się przebrać.Zaraz wracam.-uśmiechnęłam się lekko,wzięłam torbę i poszłam do łazienki.
-Okej.
Weszłam do środka,rozebrałam się do samej bielizny i założyłam suche,krótkie spodenki.Szukałam w torbie koszulki.Nie ma.
-Cholera.-powiedziałam szeptem.-Justin!-zawołałam.
Bieber wszedł do środka i nie mógł powstrzymać swojego łobuzerskiego uśmieszku.
-Ymm,w pokoju nie wypadła mi przypadkiem bluzka z torby?-zapytałam.
-Nie.-odpowiedział szybko.
-Skąd wiesz?
-Yyy,tak myślę...
-Justin idź i zobacz,nie wiem na co liczysz.-powiedziałam i wyrzuciłam ręce w powietrze.
Chłopak wyszedł na chwilę z pomieszczenia i zaraz znowu do mnie wrócił.
-Nie ma.
Westchnęłam.
-Na pewno?-upewniłam się.
-Na sto procent,ale ja nie mam nic przeciwko.-uniósł brew do góry.
-Zapomnij.
Nałożyłam na siebie z powrotem mokrą koszulkę.
-Czekaj,dam ci jakąś moją.-powiedział nagle.
Podszedł do szafki i wyjął jakiś szary T-shirt.
-Dzięki.-uśmiechnęłam się.
Zamieniłam koszulki i wróciłam do pokoju.
-To co robimy?-zapytał.
-Nie wiem,wszystko tylko nie film.Rzygam już oglądaniem.
-Okej,w takim razie pokażę ci coś.
Justin sięgnął po laptopa i włączył jakiś filmik.Był na nim on z Cody'm,jak byli jeszcze mali.Wybuchłam śmiechem.
-To,to wy?!-śmiałam się.
-Ej no co,miałem tu 10 lat!
-Boże,skąd ty to masz?
-Moja mama miała to na kasecie.
Oglądaliśmy jeszcze inne filmiki.
-Jej,jaki ty tu byłeś słodki.-powiedziałam.
-A teraz nie jestem?
-Nie,teraz jesteś niegrzeczny i słodki.-uśmiechnęłam się.